- Naucz się
tego porządnie – burknął niezadowolony mężczyzna.
- T-tak jest,
miśtu… - odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Mistrzu –
skarcił ją rozmówca – nie mogę uwierzyć, że muszę wychowywać takiego bachora. –
Powiedział wstając zły od stołu.
Chwilę potem rozległo się ciche kliknięcie zamykanych drzwi
prowadzących do pokoju obok. W pomieszczeniu została nastolatka siedząca przy
małym stole zawzięcie studiująca książki leżące tuż przed nią. Końcówki jej
długich włosów z każdym, nawet najdrobniejszym ruchem głowy delikatnie się
kołysały zamiatając kurz z podłogi. Co jakiś czas, dziewczyna mruczała pod
nosem lub szeptała słowa, które sprawiały jej problemy. Zmęczona próbami
spojrzała na zegar, który z ledwością zmieścił się w zasięgu światła małej
lampki stojącej na stole. Wskazówki zegara powoli zbliżały się do kąta prostego
- trzecia nad ranem. Z ust nastolatki wyrwało się przeciągłe ziewnięcie.
Zawstydzona zasłoniła usta dłonią, ale zdawało się, że jej mentor tego nie
usłyszał. Spokojniejsza odrobinę odsunęła krzesło najciszej, jak tylko mogła i
zaczęła skradać się w kierunku swojego łóżka. Jednak nadal nie była
przyzwyczajona do miejsca pracy i zawadziła ręką o stosik książek, których
używała do nauki. Wywróciła się robiąc wokół siebie małe zamieszanie. Małe, w
środku nocy krzyknęła z przerażenia przy akompaniamencie spadających woluminów
najpierw na nią, a potem na podłogę. Trzymając się za głowę oceniła skalę
zniszczeń.
- Co ja mam teraz zrobić? - Powiedziała spanikowana.
Z drżącymi dłońmi podniosła z ziemi najgrubszą z książek.
Miała ciemnobrązową okładkę przypominającą w dotyku skórę. Na przodzie były
odciśnięte złote symbole. Kartki już pożółkły i unosił się z nich, znajomy
dziewczynie, zapach staroci. Nastolatka delikatnie stuknęła grzbietem o blat,
gdy przez drżenie rąk niezdarnie odkładała książkę na biurko. Przedmiot
otworzył się na środku. Pomiędzy kartkami leżała wstążka, kobieca, do włosów.
Zaciekawiona uczennica wzięła kawałek materiału do ręki. Był postrzępiony na
końcu, wyraźnie przerwany. Zanim zdążyła się mu dokładniej przyjrzeć wyczuła
czyjąś obecność w pokoju. Odwróciła się, powoli, uważając na najdrobniejszy
ruch, aby niczego nie zrzucić. Nad sobą zobaczyła swojego nauczyciela z
jednoznaczną miną. Podskoczyła na krześle i wstążka przeleciała jej przez
palce.
- Co ty z tym robisz? – Powiedział powoli, by go dobrze
zrozumiała, co nadało tylko jeszcze dodatkowego upiornego efektu.
- J-ja tylko… em… no… spadło i… - dziewczynie zabrakło
słów. W końcu wstała z krzesła, zrobiła głęboki ukłon przed nauczycielem i
spróbowała przecisnąć się obok niego.
- I? – Zapytał mężczyzna blokując jej przejście pochwą od
miecza.
- Z-znalazłam w-w ksią… w książce – powiedziała szeptem.
Nie podnosiła głowy, czuła na sobie ostre spojrzenie mistrza.
- Spać – padł suchy rozkaz.
Nastolatce
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Jak mysz, cicho i zwinnie przemknęła obok
granatowowłosego mężczyzny . Weszła do pokoju naprzeciwko. Ostrożnie zamknęła
za sobą drzwi i po omacku dotarła na swoje posłanie. Małe, wąskie łóżko z
jedną, cieniutką poduszką i kocem. Skuliła się i spojrzała w okno. Wiał lekki,
chłodny wiatr, a ostatnie promienie światła odbijanego przez księżyc padały na
stolik stojący tuż pod oknem, zaraz obok dziewczyny. Wszystko ją bolało.
Najbardziej oczy i plecy od wielogodzinnego siedzenia nad książkami. Ciężko
westchnęła. Nie, nie wolno jej narzekać. Jest wolna, może robić co chce. Sama
zdecydowała się przyłączyć do tego mężczyzny. Podążać jego śladami... nie, nie
jego. Tamtej kobiety. Pierwszej, która się nią przejęła. Przeklęte dziecko,
Kara Boska, wcielenie Apophisa - takie określenia pamiętała. Wcielenie bóstwa
ciemności, przeciwnika Boga Ra. Wąż wychodzący z wody przy świetle księżyca,
aby knuć przeciwko słońcu. Tym była, w to wierzyli jej rodzice i ona sama.
Zadrżała, nawet Ci ludzie nazwali ją bożkiem. Ale było w nich coś innego. Czuła
to, jakąś różnicę, niuans w tej dwójce dorosłych, który pozwalał jej im zaufać.
Zamknęła
oczy. Ciemność, niepewność, pustka, strach i ból nadal to wszystko odczuwała, żadne
z nich jej nie opuściło. Miała 15 lat, a wszystko co wiedziała to rozkład piramidy,
w której musiała żyć. Tak dobrze znana jej czerń kryjąca w sobie cały świat.
Kurtyna tajemnicy - świata na zewnątrz, poza murami piramidy. Ciemność była jej
więzieniem. Jej umysł zaczął podsyłać wspomnienia. Czasy, gdy miała po kilka
lat i błądziła po omacku zimnymi korytarzami; chwile, gdy brakowało jej tchu ze
zmęczenia, gdy jedynym dźwiękiem był jej słaby oddech lub burczenie pustego
żołądka. Zaczęła się rzucać na łóżku, spadła, zaczęła krzyczeć, rwać sobie
włosy z głowy. To ich wina. Tych przeklętych włosów, gdyby ich nie miała...
-
Nie chce zabijać! Nie jestem morderczynią! Nie chce ich! Nie prosiłam się o
nie! Nie chcę! Nie! Zabierzcie je! Zetnijcie! Nie chcę tego!
Dziewczyna
rzucała się po podłodze czując okropny ból głowy. Przez chwilę wydawało jej
się, że jej włosy stały się okropnie ciężkie. Jakby ciągnęły ją na dno
ciemności. Zielone sznury, które zwiastowały jej zgubę. Zaczęło jej brakować
tchu.
Oprzytomniała
dopiero, gdy poczuła czyjeś uderzenie w twarz. Zamrugała kilkukrotnie. Po raz
kolejny spotkała się oko w oko ze swoim opiekunem. Poczuła jak potrząsa nią na
tyle mocno, że głowa zaczęła się obijać o jej własne ciało. W końcu posadził ją
na łóżku. Była zdezorientowana, czuła się niekompletna. Jakby czegoś zabrakło.
-
Nigdy nie myśl o sobie źle - usłyszała ostry głos mentora. Spojrzała zaskoczona.
- Chyba, że tak Ci się śpieszy do tego grobowca z powrotem.
-
Nie rozumiem... - odpowiedziała szeptem. Miała zdarte gardło, za oknem świeciło
słońce, zaczęła się zastanawiać, jak długo trwały jej cierpienia. Przyjrzała
się uważniej swojemu nauczycielowi. Po twarzy spływał mu pot, włosy miał
rozpuszczone i olbrzymie cienie pod oczami. Nie
spał całą noc przemknęło dziewczynie przez myśl.
-
Napatrzyłaś się? - Gburowaty ton głosu przywrócił ją do porządku. - Takie chuchro
jak ty, długo nie pociągnie.
-
Przepraszam… - wymamrotała pod nosem.
-
Jeśli nadal chcesz łazić za mną jak jakaś przylepa, to masz mówić wyraźnie i
nie rozczulać się nad sobą – powiedział ostro – mazgaj ze sobą nie zabieram.
-
Rozumiem.
Mężczyzna
posiedział jeszcze obok dziewczyny chwilę. Nic nie mówił tylko obserwował. Od tego
ostrego spojrzenia miała ochotę uciec,
ale nie miała gdzie w swojej ciasnej, malutkiej sypialni. Czuła się trochę
niezręcznie, jednocześnie odczuła coś w rodzaju ulgi. Nienawidziła swoich
włosów, to przez nie spotkało ją tyle złego. Zabrały jej dzieciństwo i rodzinę.
Jednak z drugiej strony wiedziała, że nie są one tylko włosami, były również
częścią jej samej. Jakimś ważnym elementem. W zamyśleniu przerzuciła je sobie
przez ramię i pogładziła. Zaczynała przywykać do tego, że już ich nie chowa, że
swobodnie zwisają jej aż do kostek. Nie zauważyła kiedy jej mentor wyszedł, ani
kiedy zasnęła, spokojnie, bez koszmarów.
Tego
samego dnia, ale po południu, zielonowłosa została obudzona przez swój burczący
brzuch. Powoli podniosła się z posłania. Pomimo bolącego ciała czuła się
dobrze. Pierwszy raz od dłuższego czasu się wyspała, nie dręczyły ją wyrzuty
sumienia. Zrobiła kilka ostrożnych kroków ze względu na obolałe kończyny i
otworzyła swoją szafę. Dumne określenie na małą komodę, w której mieściło się
kilka ubrań. Wyciągnęła z niej jedne aladynki w kolorze piasku i białą
koszulkę. W pasie przewiązała się kolorową chustką. Z turbanu zrezygnowała.
Przestała go nosić kilka tygodni temu i od tego czasu starała się go unikać.
Jakby był złym omenem przeszłości. Najwięcej czasu zajęło jej czesanie włosów.
Najpierw od czubka po końce, a potem dopiero je próbowała związać. Były dla
niej za długie, ale nie potrafiła już zliczyć par nożyczek, które na nich
połamała. Jedynym plusem było to, że już jej nie rosły. Jakby same wiedziały,
że wystarczająco przeszkadzają właścicielce. W końcu dziewczyna wyszła z pokoju
w rozpuszczonych. Swoje kroki skierowała wprost do małej kuchni. Razem ze swoim
opiekunem mieszkała w małym mieszkaniu z trzema pokojami, kuchnią i łazienką.
Wkrótce się stąd mieli wyprowadzić, jak wcześniej z innych miejsc. Nie
wiedziała dlaczego, tak po prostu było. Nie zadawała pytań, mina mężczyzny za
każdym razem ją odstraszała od wypowiedzenia ich na głos.
Weszła
do pomieszczenia i od razu odezwał się jej żołądek. Głośny, nie przyjemny
odgłos rozszedł się prawdopodobnie na całe mieszkanie. Dziewczyna spiekła raka
i szybko otworzyła drewniane drzwiczki od jednej z szafek. Natychmiast
wyciągnęła z niej dwa bochenki chleba, potem znalazła jakieś konfitury oraz
inne składniki potrzebne do kanapek. Usiadła przy stoliku i zaczęła sobie
szykować śniadanioobiad. Była w trakcie kończenia ostatniej kromki z drugiego
chleba, gdy do pokoju wszedł mężczyzna.
-
Wy naprawdę mnóstwo jecie – mruknął pod nosem widząc ilość okruchów wokół
uczennicy – wyspałaś się wreszcie?
- T-tak
mistrzu – powiedziała spuszczając wzrok. Wiedziała, że je dużo. W porównaniu z
nim o wiele, wiele więcej, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie była już tak
chuda, jak na początku, nabrała już trochę ciała. Nie wyglądała jak upiór, nie
składała się już z samych kości, brzuch jej jeszcze nie rósł, ale i tak starała
się już ograniczać. Nie chciała kusić losu. Otarła okolice ust chusteczką i
podziękowała za posiłek. Jednak jej żołądek chciał jasno dać do zrozumienia, że
nie jest pełny, więc wydał jeszcze jeden odgłos.
-
Jedz, chuchro takie jak ty potrzebuje energii – odparł mężczyzna podając
dziewczynie kolejny bochenek. Przyjęła go z wypiekami na twarzy. Mężczyzna
usiadł po drugiej stronie z kubkiem herbaty. Uważnie przyglądał się
dziewczynie. – Nauczyłaś się już tego, co miałaś?
-
M-myślę, że tak. R-rozumiem większość słów z książek, które mam czytać –
odpowiedziała cicho patrząc się uparcie w blat.
-
To dobrze, od dzisiaj możesz robić co Ci się żywnie podoba – dziewczyna
podniosła głowę z niedowierzaniem.. – Nie mam ochoty na niańczenie małych
dzieci.
-
S-słucham? – Spytała zaskoczona. Nie wiedziała, dlaczego. Pytanie samo wyrwało
się jej z ust.
- Masz
czas do wieczora, aby skończyć to – powiedział rzucając jej cienką książeczkę.
Była czarna, a na wierzchu znajdowała się srebrna ozdoba. Przypominała jej
srebrną różę stworzoną z dużej liczby róż kierunków ułożonych pod różnymi kątami.
Przedmiot zawierał niecałe dwadzieścia stron. Dziewczyna spojrzała pytająco. –
Jeśli to przeczytasz nie będzie odwrotu. Jeśli po pierwszej stronie odpuścisz,
to możesz iść w świat, gdzie Ci się spodoba. Sama – powiedział mężczyzna
oschle.
-
Co to jest? – Zapadła cisza, mężczyzna ewidentnie nie chciał odpowiadać na
pytanie. – Czy to ma coś wspólnego z… z moimi włosami? Proszę mi odpowiedzieć!
– Zawołała, gdy Japończyk opuścił pomieszczenie. Nie zawrócił, nie odwrócił
się, poszedł dalej nie mówiąc ani słowa.
Nie
ruszała się z miejsca. Zegar na ścianie wybił czwartą po południu. Miała dwie
godziny. Bała się otworzyć książkę. Jednocześnie była okropnie ciekawa, co w
niej jest. Intuicja jej podpowiadała, że zadała odpowiednie pytania, że to co
ma w ręce to odpowiedź. Czuła, że może to zrobić, w jakimkolwiek języku to
zapisano przeczyta z pewnością da radę. Problem był tylko, że bała się
zawartości. Co jeśli to coś złego? Coś o czym nie chce wiedzieć? Przełknęła
ślinę. Zrozumiała ostrzeżenie mężczyzny. Jeśli nie zgodzi się na jego warunki,
na zawartość tych stron, znowu będzie sama. Zostawi ją, opuści i nawet się nie
obejrzy. To jest test. Test odwagi. Odetchnęła głębiej. Wahała się, obracała przedmiot w dłoniach
ważąc go. Z każdą mijającą chwilą czuła się coraz gorzej. Niepewność ją
dobijała, bo czuła się bezsilna. Tego uczucia nie lubiła, przypominały jej się
czasy pośród ciemności.
Jeśli nie otworzę tego zeszytu, jeśli się
nie zgodzę na jego treść… jak będzie wyglądać moje życie? Jestem w stanie
zrobić cokolwiek? Spojrzała
na zegar, czwarta trzydzieści. Zostało jej półtorej godziny. Pchana przez
intuicję wstała z krzesła. Ubrała się i wyszła na zewnątrz. Zeszyt miała cały
czas przy sobie. Szła uliczkami powoli,
chłonąc odgłosy ulicy. Jej twarz i włosy skrywała chusta, a ręce kamizelka.
Mijała wielu ludzi. Część jeszcze pracowała. Stragany z żywnością, rzeczami do domu,
zakłady jubilerskie i inne przyjmowały ostatnich klientów. Ciekawa zaglądała na
wystawy oraz na to co się działo za nimi. Widziała uwijających się ludzi.
Wszyscy starsi od niej. W pewnej chwili wpadła na dwójkę dorosłych mężczyzn.
-
Przepraszam – powiedziała szybko podnosząc się z ziemi.
-
Och, panienka z zagranicy. Może oprowadzić? – Głos mężczyzny zawierał w sobie
pewną dozę ironii. Wyczuła ją razem z nieświeżym oddechem.
-Nie, dziękuję – odpowiedziała wycofując się.
-
Szukasz pracy? – Zapytał drugi mężczyzna, obaj byli ogoleni na łyso i ubrani
podobnie do niej. Przełknęła ślinę, ale nie zdobyła się na żadną odpowiedz. –
Chyba tak skoro zaglądasz do magazynów… a może jesteś złodziejem?
-
Nie kradnę – powiedziała głośniej stając. Nie podobała jej się ta rozmowa.
Działo się coś złego. Czuła się osaczana.
-
Ile masz lat dziewczynko?
-
Piętnaście – odpowiedziała zanim ugryzła się w język.
-
Och, to idealny wiek. Idziesz z nami – powiedzieli ciągnąc ją za rękę. Zaparła
się nogami, nie chciała iść.
-
Nie mogę, mam coś do zrobienia – próbowała wyrwać swoją rękę z uścisku.
Bezskutecznie, natomiast zobaczyła, jak miny mężczyzn się zmieniły. Z usłużnie
miłych na złośliwe, chytre. Przypomniała sobie ostatni dzień w piramidzie, gdy
jej matka przyprowadziła ze sobą dziwnych mężczyzn, aby się jej pozbyć. Poczuła
zagrożenie takie samo, jak wtedy. Zamknęła oczy i skupiła całą swoją siłę w
nogach. Zdecydowała się. Zacisnęła zęby najmocniej jak umiała.
-
Nie rób scen, chodź gówniaro – powiedział mężczyzna ciągnąc ją uparcie za rękę.
Ona
się nie dawała. Spociła się, nie była sportsmenką, nie miała wiele sił. Nadal
była chuchrem, ale tym razem wybawiło ją to z opresji. Dłoń wyślizgnęła się z
uścisku faceta. Znowu upadła na ziemię, wstała praktycznie automatycznie,
przycisnęła książkę do piersi i zaczęła biec ile sił w nogach. Gonili ją,
słyszała nawoływania i ich ciężkie kroki na piasku. Wbiegła do jakiegoś zaułka,
schowała się za śmietnikiem, próbowała złapać oddech. Wpadła w panikę. Każdy
dźwięk odbierała jako ich. Nie wiedziała, czego Ci mężczyźni od niej chcą i nie
chciała się dowiedzieć. W pewnym momencie zobaczyła, jak przebiegają koło
uliczki, w której się schowała. Zamarła wstrzymując oddech. Nie poruszyła się
zanim nie upewniła samą siebie, że jest bezpiecznie. Poczuła chłodniejszy wiatr
na swojej twarzy, dzięki któremu oprzytomniała. Zbliżał się wieczór, a co za
tym szło, kończył jej się czas na podjęcie decyzji. Wokół niej były same
cienie, ostrożnie wychyliła się z ukrycia. Nie było nikogo. Rozejrzała się po
okolicy, nikogo podejrzanego nie zauważyła. Wysunęła jedną nogę, potem drugą i
pędem rzuciła się w kierunku pierwszych lamp. Stanęła pod jedną z nich.
Otworzyła książkę, którą przez cały ten czas przyciskała do piersi, jak talizman.
Po spojrzeniu na pierwszą stronę okazało się, że to notatnik. Przeczytała
jedyne zdanie znajdujące się na kartce:
„Czy jesteś w stanie poświęcić swoje życie
na wojnie dla dobra innych?”
Nie
wiedziała czego się spodziewała, ale z pewnością nie czegoś takiego. Nie miała
pojęcia o jakiej wojnie jest mowa. Przecież żyła w spokojnym czasie. Nie
widziała żadnych uciekinierów ani wojsk. Nie rozumiała tego. Stała wpatrując
się w to zdanie, jakby szukała drobniejszego pisma, gdzieś z boku. Nie
znalazła.
- Do
czego ktoś miałby mnie potrzebować? – Zapytała na głos. Nie uzyskała
odpowiedzi. O mało się nie wściekła. Tyle czasu spędziła nad różnego rodzaju
książkami, podręcznikami, słownikami, aby dostać coś takiego?
Ciemnooka
ruszyła dalej w dół ulicy. Wypatrywała jakiegokolwiek znaku śladu walk. Niczego
nie było. Zła prychnęła pod nosem. On się
bawi moim kosztem, czy jak? Pewnie taka słaba i głupia dziewczyna jest świetnym
obiektem do żartów… jednak z drugiej
strony, ten człowiek nie wygląda na kogoś takiego. Ciekawe co się za tym
wszystkim kryje? Dziewczyna rozmyślała idąc coraz głębiej w miasto. Usiadła
na jakiejś podniszczonej ławce przy lampie i otworzyła notes znowu. Tym razem z
determinacją, aby odkryć zawartość następnych stron, ale tam czekały na nią
jeszcze większe bełkoty w jej rozumieniu. Ze wściekłości rzuciła przedmiotem o
ziemię. Naburmuszyła się. Nie rozumiała nic z tego, co było w nim zapisane. Nie
w humorze podniosła książeczkę z ziemi i zaczęła szukać drogi powrotnej. W
głowie huczało jej od emocji i informacji, których nie pojmowała. Wśród nich
była jedna, wyjątkowo natrętna: „Innocence
to broń od Boga do walki z Akumami”. Choć obce zdanie wydawało się dla niej
znaczące i nawiązujące do jej osoby. Nie wiedziała, jak ale podpowiadała jej to
intuicja.
-
Za bardzo polegasz na odczuciach – zganiła się na głos.
Szła
wąską uliczką, na której kręciło się sporo ludzi. Z trudem przeciskała się
przez tłum. Po kilku minutach zrozumiała, że ludzie stoją w tym miejscu i
ewidentnie czegoś oczekują. Po następnych kilku zorientowała się, że
zawędrowała pod budynek, w którym mieszkała. Przeciskając się dalej przez tłum
zaczęła rozróżniać wśród natłoku krzyków, pojedyncze hasła. Najczęściej
oskarżano kogoś o morderstwo. Gdy wreszcie zielonowłosa wydostała się na
zewnątrz tłumu zobaczyła przyczynę zbiegowiska. Jakaś starsza kobieta
wymachiwała laską w kierunku jej mentora. Miała łzy w oczach, a przed nią leżał
pokaźny stos ubrań. Z samej góry wydobywała się strużka szarego dymu, który
drażnił nos. Nastolatka kichnęła kilkakrotnie.
-
Jak mogłeś to zrobić? To były niewinne dzieci. Aniołki… o ja biedna… co teraz
mam z tym począć? Jesteś mordercą! – Babcia wyraźnie nie panowała nad emocjami,
co tylko podjudzało tłum do dalszego skandowania. Dziewczyna stała niepewna, co
dalej. Czy osoba, z którą mieszka od takiego czasu mogłaby bez skrupułów
zabijać? Zrezygnowana spuściła głowę.
-
Mistrzu… - wyszeptała niedosłyszalnie patrząc z nadzieją w oczach na
Japończyka. Ten, jak skała, niewzruszony nie odpowiadał na żale kobiety, czym
coraz bardziej pogrążał się w oczach tłumu.
-
Takich ludzi, jak ty powinno się wieszać! – Ktoś krzyknął.
-
Dokładnie! Na szubienicę! Po co tyle zachodu od razu zastrzelić gada! Dobry
pomysł! Tak! Zabić! Zastrzelić! – Tłum szybko podchwycił żądzę krwi i zaczął
domagać się natychmiastowego rozwiązania sprawy. Nastolatkę przeszedł dreszcz. Przecież nie mają dowodów i już go karzą na
śmierć? Nie, tak nie powinno być! Pomyślała.
-
Skoro ludzie tego chcą, nie możesz nic zrobić – wyszeptała starsza kobieta.
-
Przepraszam! – Zawołała odważnie robiąc krok do przodu. Chciała stanąć w jego
obronie. – Chciałabym… - nie mogła dokończyć zdania, bo rozległ się dobrze
znany jej odgłos. Kliknięcie odbezpieczonego spustu.
Tłum
ludzi zamarł, aby sekundę później rzucić się nieskoordynowanie do ucieczki.
Zamiast płaczącej babci przed granatowowłosym był potwór. Miał dwa i pół metra
i wyglądał jak zdeformowana królowa kier z talii kart. Ludzie rozbiegali się we
wszystkie strony, aby jak najszybciej wydostać się z pola rażenia. Popychali
się, deptali. Zanim potwór zaatakował biedaków ruch wykonał mężczyzna.
Wyciągnął swój miecz z pochwy z pewnym siebie uśmiechem. Nie bał się, powoli
podszedł do straszydła. Jego cel też nie spuszczał z niego wzroku. „Królowa”
Zamachnęła potężną dłonią, jednak trafiła tylko w pobliskie budynki. Mężczyzna
odskoczył wykonując jedno płynne cięcie. Szermierz odwrócił się ze spokojem
tyłem do niszczejącego potwora.
-
Nie daruję Ci tego egzorcysto – powiedział stwór i rozsypał się wśród błysku
jasnego światła.
-
Długo chcesz tak stać? – Odezwał się mężczyzna do nastolatki.
- Ucz
mnie! - Wyrwało się z ust dziewczyny.
Kanda podniósł jedną z brwi do góry i popatrzył na nią z lekkim politowaniem. –
Czy mogę… - przygryzła wargę.
-
Mówiłem, że nie zajmuję się dziećmi – powiedział oschle odwracając się od niej
tyłem już otwierał drzwi, gdy dziewczyna krzyknęła:
- Chcę
walczyć! Jeśli mogę, to chcę – dodała mniej buntowniczo i z nadzieją spojrzała
na dotychczasowego opiekuna – pomogę, odwdzięczę się…
-
Doprowadź się do porządku. Dużo wymagam, zaczynamy o świcie – powiedział znikając
wewnątrz domu. – Długo zamierzasz stać na dworze, Mundi? – Warknął ze środka.
Nelli
poruszyła się automatycznie. Najpierw niepewnie, potem już nawet się
uśmiechała. Wiedziała, co chce robić. W tamtej chwili sama wybrała swoją
przyszłość. Nawet jeśli miała mieć mnóstwo gór, zakrętów, niebezpiecznych
fragmentów i żadnej szansy powrotu do normalnego życia.
---------------------------------------------
No proszę, spięłam się i wrzuciłam ^^
Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję za wasze wsparcie. Nawet nie wiecie ile szczęścia mi sprawiają wasze komentarze.
Dziękuję fance12, Laurie (której blog jest również bardzo dobry... no dobra lepszy niż mój ^^) i wszystkim pozostałym anonimom, którzy wchodzą czytają i coś naskrobią, albo tylko przeczytają.
*ciemnozielona czupryna wychyla się zza pleców*
Przestań słodzić, wszyscy wiedzą, że to z powodu zbliżających się kolokwiów...
Mana cicho! *brązowowłosa autorka odkaszluje*
Nom, jak mówiłam, jeszcze raz dziękuję za wsparcie i do następnej notki c:
Rozdział dobry i ciekawy, choć jednak trochę za mało jak dla mnie pokazujesz Nelli. Niby widać to jej zagubienie w nowej sytuacji, ale mam wrażenie, że jednak całość jest opisana pobieżnie.
OdpowiedzUsuńKanda jak to Kanda. Tu nie mam zastrzeżeń, zresztą w tej kwestii jestem nieobiektywna.
Większych zastrzeżeń nie mam. Błędy, jeśli się pojawiły, to na tyle wtopiły się w tekst, że ich nie zauważyłam, a nie szukałam specjalnie, więc nie jest źle.
Pozdrawiam
Laurie