niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział Czterdziesty Pierwszy ~ U zegarmistrza


   Blondynka z uśmiechem na twarzy weszła do małego pokoiku, gdzie w łóżku leżał brązowowłosy nastolatek.W ręce miała miskę pełną ciepłej wody i ręcznik, stanęła przy chorym i delikatnie zaczęła go obmywać z potu.
   - Nie... musisz...
   - Daj spokój! To nic złego. To przeze mnie Cię zranili, więc nic nie mów i pozwól mi się sobą zająć. Nie kupiłam jeszcze niczego do zjedzenia, więc będziesz musiał poczekać z kolacją do wieczora, dobrze? Wiem, że to długo, ale... - kociooka urwała, gdy poczuła, jak wątła dłoń chłopaka dotyka jej. Czarne oczy nastolatka były lekko zamglone, lecz nadal rozumne. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś wrócił do poprzedniego stanu. - Odpowiedziało jej tylko powolne skinięcie.

   Blondynka została u jego boku jeszcze chwilę. Trzymała jego słabą dłoń w swoich, w myślach odmawiając sobie znane modlitwy i przyrzeczenia. Gdy twarz chorego wykrzywiła się w bólu, z troską odgarnęła mu włosy z czoła, szepcząc uspokajającą mantrę, poprawiła mu poduszkę, kołdrę, po czym opuściła pokój.

***

   - To jest niemożliwe!
   - Ciszej, Tanaki.
   - Ale sam przyznasz mi rację, że to się kupy nie trzyma! - Zezłoszczona uderzyła dłońmi o blat.
   - Siadaj i nie rób scen - warknął chłopak rzucając jej ostre spojrzenie.

   Wystraszona czym prędzej wróciła na miejsce poprawiając swój mundur. Na dwójkę nastolatków spoglądała cała sala.

   - Widzisz, co zrobiłaś idiotko?
   - Nie doszłoby do tego, gdybyś ze mną współpracował.
   - Jakbyś nie zauważyła, z Tobą nie idzie współpracować - odparł oschle Mana leniwie zjadając kolejnego kotleta.
   - Raczej z Tobą - oburzona skrzyżowała ręce na piersi i dmuchnęła na swoją grzywkę - szkoda, że Amon z Aleksandrem nie mogą przybyć.
   - Debil się rozchorował, drugi jest zidiociały do takiej potęgi, że nie wiadomo, a Miranda zgubi się w przeciągu kilku godzin... albo minut - dodał pod nosem.
   - Jak na razie nie jest wesoło.
   - Wiemy przynajmniej, że nie żyją, to już coś - powiedział chłopak głęboko wzdychając.
   - Nie uważam tego, za dobry omen.
   - Mniej roboty - powiedział prosto wstając od stołu - teraz musimy znaleźć przyczynę całego zamieszania, jak nam się to uda, będziemy mogli wrócić do Kwatery.
   - Jakbym sama nie wiedziała! - Zawołała za towarzyszem zakładając w pośpiechu swój płaszcz.

   Wyszli z restauracji, tak szybko jak tylko mogli nie zwracając bardziej na siebie uwagi. Morii prawie biegła po chodniku, próbując utrzymać tempo narzucane przez Manę. Ich położenie stało się o wiele bardziej nerwowe, gdyż dwa dni wcześniej znaleźli zakrwawiony płaszcz Poszukiwacza, ale niczego więcej. Żadnych poszlak co do Akum czy znalezionej w sąsiednim mieście odznaki.

   Zbyt skupiona na plecach towarzysza, Tanaki wpadła na kogoś. Cofnęła się o kilka kroków, ale nie wywróciła w przeciwieństwie do przechodnia.

   - Ała... mój tyłek - powiedziała blondwłosa wstając przy pomocy brązowowłosej. - Dziękuję...

   - Nie ma za co, to z mojej winy..
.   - Z Tobą nawet na miasto wyjść nie można, bo sprowadzasz nieszczęścia na przechodniów.
   - Cicho, Walker - odwarknęła. Szarooki podał blondynce jej siatkę z zakupami.
   - Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało z winy mojej towarzyszki.
   - C-co, a nie, nic. Wszystko w porządku bardzo dziękuję... Panie Waker - odparła przenosząc na niego swoje kocie oczy.
   - Walker, Mana Walker - powiedział spokojnie.
   - Przepraszam, Olivia Uhrwerk.
   - Morii Tanaki - egzorcystka powiedziała szybko zanim chłopak zdążyłby rzucić jakąkolwiek kąśliwą uwagą.
   - Miło mi poznać.
   - Skąd ta smutna mina? - Spytała Morii poprawiając swój płaszcz.
   - Ach, nie słyszeliście? Jakaś choroba wyniszczyła kilka sąsiednich miast. Wszyscy się boimy, aby i tutaj nie doszła ta zaraza. Ludzie znikają jeden po drugim, i bóg jeden raczy wiedzieć, co się z nimi dzieje - blondynka ze smutkiem spoglądała w ziemię. Egzorcyści wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
   - To rzeczywiście okropne!
   - Dlatego radzę wam uważać, nie wiadomo kiedy może się to pojawić i tu. Niestety muszę już iść, zegarmistrz na mnie czeka - powiedziała wesoło machając do dwójki egzorcystów.
   - Niewiele informacji - skwitował Mana oschle.
   - W istocie - ciężko westchnęła - myślisz, że tu też się pojawi ta "zaraza"?
   - Prędzej czy później na pewno, idziemy dalej.
   - Ta, jest - odparła bez przekonania odwracając się tyłem do znikającej sylwetki blondynki.


   Następnego dnia


   - Wejdźmy do zegarmistrza - powiedział ni stąd ni zowąd Mana, gdy wczesnym rankiem patrolowali miasto.
   - Co?
   - To jedyny sklep, w którym nie byliśmy, może tam coś znajdziemy - odparł wzruszając ramionami.
   - Niech będzie... - powiedziała z lekkim zawahaniem. Po chwili zbędne myśli wyrzuciła z głowy i udała się w ślad za towarzyszem.

   Zakład zegarmistrza mieścił się w średnio zamożnej dzielnicy, w kamienicy o kilku piętrach. Witryna mieniła się od srebrnych, złotych oraz porcelanowych wytworów. Zegarki na rękę, kieszonkowe, do butonierki, stojące, wiszące, z wahadłami, z kukułkami i wiele innych przedmiotów z ukrytymi mechanizmami wewnątrz siebie. Wewnątrz sklepu panował zapach będący mieszanką lakieru do drewna, świeżo umytej podłogi i lekkiej stęchlizny, która zawsze towarzyszy starym pomieszczeniom. Gdy delikatny dźwięk dzwonka przyczepionego do wejścia ucichł, za kasą pojawiła się blondynka, którą egzorcyści spotkali poprzedniego dnia.

   - Och, Mana! Morii! Co was tu sprowadza?
   - Olivia, miło Cię znowu widzieć - przywitała się przyjaźnie Morii.
   - Chcecie coś kupić?
   - Właściwie, to chcieliśmy porozmawiać z zegarmistrzem...
   - To teraz nie za bardzo możliwe - weszła Manie w słowo kociooka - wyjechał wczoraj wieczorem, dlatego tak mi się śpieszyło popołudniu. Poza tym, ja też mogę wam pomóc. Znam się na mechanizmach tak samo dobrze, co on - dumnie wypięła pierś.
   - Znasz się na... mechanice? - Spytał zaskoczony Mana.

   Morii spojrzała krytycznie na towarzysza. Czy mi się wydaje, czy Mana na prawdę...

   - Dzięki temu tu pracuję, pokazać wam zaplecze? W sumie nie powinnam, ale skoro i tak nie ma klientów o tej porze...
   - Z przyjemnością się rozejrzymy.
   - Zgadzam się. Długo się tym zajmujesz? - Spytała Morii odsuwając delikatnie ciemnoczerwoną, jedwabną tkaninę, oddzielającą sklep od samego warsztatu.
   - Pomyślmy... od trzech czy czterech lat, ale poświęcam temu całe dnie. Chcę naprawić zegarek przyjaciela - odpowiedziała z ledwo słyszalnym smutkiem w głosie.
   - A co się z nim stało?
   - Mechanizm się co jakiś czas rozregulowuje, przez co nie działa sprawnie. Chcę przywrócić go do oryginalnej formy, tak, aby działał bez zarzutu do końca życia.
   - To musi być ważny przedmiot - stwierdziła brązowowłosa, Mana tylko się przysłuchiwał rozmowie dokładnie oglądając części maszyn leżące na stole obok niego.
   - Tak... dosyć o mnie. Nadal nie powiedzieliście, czego chcieliście się dowiedzieć od Zegarmistrza.
   - W sumie niczego tak ważnego - powiedziała z uśmiechem Morii.
   - Źle złożyłaś ten mechanizm - powiedział Mana wskazując palcem jeden z przedmiotów.
   - Co? Gdzie?

   Podczas, gdy tamta dwójka była zajęta naprawianiem pozytywki, Tanaki wykorzystała okazję, aby samej dokładniej się rozejrzeć po pomieszczeniu. Nie było ono duże, ale przestronne. Kilka stołów pełnych metalowych części oraz narzędzi potrzebnych fachowcom do pracy. Parę dużych szkieł powiększających, ozdobnych elementów, śrubek, sprężynek, pudełek. Dziewczyna delikatnie brała niektóre z nich w ręce i przyglądała się uważnie z każdej strony. Rzadko miała do czynienia z tego typu rzeczami, więc zaciekawiona badała wszystko, co mogła. Raz podniosła wzrok na Manę oraz Olivię, widząc zarysy entuzjazmu na twarzy chłopaka, aż się uszczypnęła delikatnie, aby potwierdzić, że to nie sen. Rozcierając obolały policzek przyjrzała się dokładniej tamtej dwójce. Walker ściągnął płaszcz i górną część munduru, więc teraz siedział z zakasanymi po łokcie rękawami od białej koszuli i czarnych spodniach. Tym, co najbardziej zwróciło uwagę Tanaki było zachowanie drugiej z dziewcząt. Pracowała ramię w ramię z szarookim bez przeszkód, pomimo tego, że chłopak eksponował prawie w całości swoją nienaturalnie czerwoną i pomarszczoną, prawą rękę. Jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć ich uszu doszedł krzyk z zewnątrz. Bez namysłu, zapominając o wcześniejszych sprawach, Egzorcyści wybiegli na ulicę. Po ich lewej, przy wyjściu z uliczki w stronę centrum miasta stał szkielet ludzki z przyłbicą na czaszce, był koloru ciemnogranatowego i ze swego rodzaju uśmiechem przypatrywał się swoim szponiastym dłoniom.

   - Szlag - zaklął Mana.
   - Cz-czy to poziom trzeci?! - Zapiszczała Chinka.
   - Głośniej się nie da?! - Odwarknął chłopak rozcierając sobie ucho. - Ogłuchnę kiedyś przez Ciebie.
   - Olivia, wracaj do środka! Szybko, no już! - Morii próbowała wepchnąć blondynkę z powrotem do warsztatu.
   - Ale chcę wiedzieć, co się dzieje!
   - Nic dobrego, tyle mogę Ci powiedzieć. Wróć do środka i nie wychodź dopóki nie wrócimy!

   Tanaki złapała z całej siły dziewczynę i wciągnęła ją do środka. W tym samym momencie Akuma zwróciła się w ich kierunku, przypuszczając atak na egzorcystę. Mana tylko się uśmiechnął pod nosem. Timcanpy wzbił się w powietrze, aby z bezpiecznej odległości nagrać całe zdarzenie. Szkielet wysunął swoją rękę do przodu, a kościste palce wydłużyły się niebezpiecznie na kilka metrów ryjąc w kamienistej drodze świeże rowki przy akompaniamencie nieprzyjemnego pisku. Na egzorcyście nie zrobiło to odpowiedniego wrażenia, odskoczył w bok schodząc z drogi pazurom, aktywował Innocence zamieniając rękę od łokcia w dół w ostrze miecza. Próbował dostać się bliżej przeciwnika, jednak bezskutecznie. Zarobił kilka zadrapań i mniejszych ran, przez które jego ciało zaczęło fioletowieć. Kiedy jeden z pazurów przebił mu "normalną" rękę, z wściekłości zaklął i zamachnął się drugą, co tylko pozwoliło odłamać fragment metalicznego palca. Chwilę potem nie było śladu po odciętej kończynie poza duszącym dymem. Wówczas na scenę wkroczyła z pomocą Morii. Wyciągając jeden z wachlarzy z pokrowca zaczęła rozrzedzać trujące opary. Złapała Manę pod ramię i pomogła wstać.

   -  Nie daj mu się drasnąć.
   - Rozumiem, będę Cie ubezpieczać - odpowiedziała poważnie złotooka aktywując drugi poziom broni.

   Skryta za wachlarzem, z pomocą wytwarzanego wiatru oraz wykonania Innocence, odganiała część palców Akumy, które próbowały z różnych stron dostać jej towarzysza. Zdarzało się że i jej udało się odciąć fragment szkieletu, jednak odcięte elementy natychmiast zamieniały się w dym i odrastały. Walka nie była wyrównana, po dobrej godzinie walki, nawet zdolność Many do neutralizowania trucizny zabawek Earla zdawała się słabnąć. W pewnej chwili oboje egzorcystów musiało skorzystać z prowizorycznej ochrony jaką dawały ściany pobliskiego budynku. Nie udało im się odciągnąć stwora zbyt daleko od centrum, walczyli ciągle na tej samej ulicy, tylko głębiej, w miejscu gdzie ich ruchy były mocno ograniczone z obawy o mieszkańców.

   - Co zrobimy? Nie możemy uciec ani wygrać! To trzeci poziom, a my...
   - A ty nic nie potrafisz. Mamy kłopoty i żadnej możliwości wsparcia. Jednak musimy dać radę.
   - Musimy jak musimy, ale wolę przeżyć - powiedziała zasłaniając głowę rękami. Ściana obok nich  zawaliła się. - Nie chcę nic mówić, ale ani jednemu poziomowi trzeciemu do tej pory nie udało nam się stawić czoła we dwójkę i wygrać. To nie nasza liga...
   - Przestaniesz kłapać jadaczką? Próbuję tutaj myśleć - warknął chłopak ostrożnie wychylając się na zewnątrz. - Wystarczy odrąbać głowę - mruknął do siebie.
   - Rozum postradałeś?! To jest świeżo upieczony poziom trzeci. TRZECI! Dajmy znać Kronikarzom, przy odrobinie szczęścia będą za dwa dni...
   - To o trzy za dużo. Idę.
   - WALKER! - Wydarła się za towarzyszem, ale go już nie było. - Cholera jasna.

   Morii była przerażona. Sytuacja, w jakiej się znaleźli przerastała jej możliwości. Od samego początku, gdy tylko pierwszy raz miała możliwość walki u boku chłopaków czuła, że jest gorsza, że nie daje rady, że jest za słaba. Po zdarzeniach w Chinach nie była pewna swoich możliwości, zaczęła tracić wiarę w siebie, więc aktualna walka z poziomem trzecim, z Maną za partnera, wydawała się jej być koszmarem. Mogła tylko stać z tyłu, jak w tej chwili i przypatrywać się, jak drugi z egzorcystów wykonuje swoją pracę. To nie tak, że ona nie potrafi walczyć albo nie chce. Zawsze daje z siebie wszystko, ale w tym momencie, jej asysta nie wiele mu pomagała. Tworzyła wiatr, odcinała pazury, zabezpieczała tyły chłopaka, ale to było za mało. Chciała mu pomóc, przejść do ataku, ale nie mogła. Bała się, poziom trzeci był dla niej zbyt trudnym przeciwnikiem, nie miała odpowiednich zdolności. Dobrze o tym wiedziała, akceptowała to, więc dlaczego on nie mógł tego zrozumieć? Rzucił się na przeciwnika jak głupi, kiedy ona nie jest w stanie nic zrobić. Zaciskała z wściekłości palce na wachlarzu przelewając w niego całą swoją energię, jednak nie czuła efektów. Mana poleciał na ścianę, nieprzytomny osunął się na ziemię. Zareagowała automatycznie. Podbiegła do niego i próbowała ocucić, ale rana na głowie Walkera, była zbyt poważna. Ukryta za bronią szybko opatrywała jego ranę. Szczęk stalowych pazurów o jej dwumetrowy wachlarz rozbrzmiewał raz za razem. Cholera, obudź się no! Walker wstawaj... ty egzorcysto od siedmiu boleści!  - Wrzeszczała na niego w myślach potrząsając nim. Nie reagował, odgłosy wydawane przez Akumę coraz bardziej ją paraliżowały.

   Nie jestem taka jak oni, nie potrafię... m-muszę uciekać... n-nie dam rady...

   Odwróciła się przodem do Akumy. Jej wachlarz zmalał do normalnej wielkości, gdy tylko pomyślała o ucieczce. To było to, ten szyderczy śmiech i sytuacja "zabij albo sam zostań zabity". Bez namysłu wyciągnęła drugi wachlarz. Zamknęła oczy.

   - Boże, daj mi siłę - wyszeptała aktywując go.

   Oczyściła umysł, wkładając całą swoją energię w Innocence. Według swojej oceny nie miała żadnych szans na przeżycie, to co zrobiła było aktem desperacji. Jeśli nie może uciec, to przynajmniej spróbuje zabrać ze sobą również i tą płaczącą duszę. Wypuściła powoli powietrze. Ostrze pazurów minęło czubek jej głowy wbijając się w budynek za nią. Jej broń wydłużyła się na pięć metrów celnie trafiając w kark potwora. Pięć sekund. Akuma się rozsypała wśród własnych przekleństw. Morii użyła ostatnich resztek, aby wytworzyć wiatr, który zneutralizował pozostawioną truciznę. Potem opadła na kolana, wachlarz wyślizgnął jej się z dłoni, otworzyła oczy, spojrzała w błękitne niebo w podziękowaniu, a potem upadła na plecy. Głową zderzając się z ostatkami śniegu, który zaczynał się już topić.

3 komentarze:

  1. Przyznaję, że przeczytałam już parę dni temu, ale jakoś nie udało mi się stworzyć jakiegoś konkretnego komentarza. Trochę trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo niewiele w sumie się dzieje. Posuwasz akcję powoli i rzadko jak na razie, skupiając się na kłótniach Many z Morii, ale czytam. Zobaczymy, co to z tego będzie. Co będzie z wattpadowym ff do KHR również.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, postaram się popchnąć historię do przodu jak najszybciej :')

      Usuń
  2. no i wreszcie znalazłam czas na przeczytanie tego rozdziału i muszę przyznać że gdy jest ta dwójka to więcej jest między nimi kłótni niż współpracy ale w cale się nie dziwię bo jak mówi Mana z nią nie da się współpracować :) pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój wydarzeń :)fanka 12

    OdpowiedzUsuń