-
Morii! – Zawołał Amon uderzając pięścią w drzwi. – Pośpiesz się, bo się
spóźnimy.
-
Nie histeryzuj! I tak nawrzeszczy – odpowiedziała mu dziewczyna – poza tym już
jesteśmy.
-
Z drugiej strony nie możemy się pokazać jako niewychowani, bo jak to będzie
wyglądać?
-
On zaczął – odburknęła brązowowłosa – jaki kulturalny człowiek grozi nowo
poznanym osobom.
-
Mogę tylko przyznać Ci rację – westchnął chłopak – czekam na zewnątrz.
Kiedy
Amon wyszedł z budynku przywitał go ciepły, letni wiatr. Choć słońce nie było
wysoko, blondyn stwierdził, że i tak spóźnią się na spotkanie około godziny. Z
nudów wyciągnął flet z wewnętrznej części swojego czarnego płaszcza i zaczął
się nim bawić. Przerzucał przedmiot w dłoniach, potem sprawdzał jak odbija
światło pod różnymi kontami, a na końcu zaczął czyścić prawie niewidzialny brud
na srebrnym instrumencie. Po skończonej czynności co jakiś czas próbował wydać
dźwięki podobne do tamtejszych ptaków.
Ptasi śpiew również rozlegał się dwie godziny później w sąsiednim mieście. Tam ze zniecierpliwieniem na Morii i Amona czekała inna dwójka egzorcystów. Jeden spokojnie siedział na murze obok motelu bawiąc się małym, srebrnym jo-jo, lecz drugi zdenerwowany (prawie wściekły) chodził w jedną i drugą stronę przygryzając wargę.
-
Mana uspokój się nic im nie jest…
-
Nie martwię się o nich! Zgłupiałeś!? – Warknął – wkurza mnie to, że przez tamtą
dwójkę ta misja się wlecze i wlecze! Cholera jasna, niech ich coś zabije!
-
Hej! Nie przesadzaj – powiedział blondwłosy chłopak – pewnie coś im wypadło… a
może wpadło – zaśmiał się pod nosem ze swojego żartu.
-
Haha – odparł z sarkazmem – jakoś mi się to nie widzi – odparł zielonowłosy
poprawiając płaszcz – Kiedy tu mieli być? – Warknął do towarzysza.
-
Niech pomyślę… jakieś dwie godziny temu – widząc rozzłoszczone spojrzenie
kolegi szybko dodał – ale na pewno zaraz się pojawią…
-
To samo mówiłeś godzinę temu. Daję im co najwyżej półgodziny, potem stąd
idziemy. Nie mam ochoty, aby potem świecić za nich oczami u Komuiego – mruknął
rozzłoszczony.
-
To jak będziemy się zbierać zostawię wiadomość w recepcji, aby ta dwójka
bezzwłocznie udała się do Mei Ling, bo jesteśmy w drodze.
-
Rób jak uważasz – machnął lekceważąco ręką – jak dojdziemy na miejsce będziemy
mieć problem we dwójkę…
-
Czemu tak uważasz Mana? – Zapytał Aleksander z długopisem w ustach.
-
Bo różnego rodzaju wróżki po drodze wyrosły korzystając z renomy tej, do której
my się mamy udać.
-
Myślałem, że idziemy do egzor…- zaczął Alek wypuszczając długopis, jednak jedno
wściekłe spojrzenie Many zamknęło mu usta.
-
O, cześć Anioł! – Zawołał Amon wychodząc z Morii zza rogu. – Dobrze Cię widzieć
stary.
-
Hej – odpowiedział nie za wesoło.
-
Cześć Alek – blondyn odpowiedział dziewczynie niedbałym skinieniem głowy - to
co, idziemy? – Zapytała chłopaków Tanaki ignorując obecność Many.
-
Zaczekaj, rozłożę mapę i zaraz się
dowiemy w którą stronę… - powiedział Amon rozkładając papier.
W
tym czasie za tą dwójką pojawił się Mana z żądzą mordu w oczach. Kiedy
Aleksander na niego spojrzał aż się przeraził. Twarz zielonowłosego była
wykrzywiona w tak piekielnym grymasie, że można by się zastanawiać kiedy
chłopak stanie w ogniu i wyrosną mu rogi.
-
Jak. Śmiecie. Wy. – Cedził przez zęby. Słysząc jego głos dwójka spóźnialskich
odwróciła się do niego, aby po chwili upaść ze strachu na ziemię. – Nie. Dość.
Że. Się. Spóź-nia-cie. To jesz-cze. Mi. Tu. Z jakąś. Mapą wyjeżdżacie?!
Ukatrupić was to za mało! – Wydarł się wściekły.
-
Uspokój się ludzie patrzą – powiedział Anioł klepiąc kolegę po ramieniu – nie
trać na nich energii. Minęło półgodziny, więc idziemy – popchnął go lekko –
wystarczająco dużo czasu już zmarnowaliśmy, co nie?
-
No – odwarknął, ale posłusznie ruszył w dół ulicy.
-
Hej! Nie zostawiajcie nas! – Krzyknęła za nimi Morii.
-
Z niewychowanymi osobami nie gadam – odpyskował Mana.
-
Sam jesteś nie wychowany! – Powiedziała dzieląc go po głowie, w tym samym
momencie chłopak się zatrzymał, a po nim i Anioł – nawet „cześć” nie powiesz?
-
A niby do kogo?! Nie będę rżnął głupa i witał się z kimś, kto ewidentnie mnie
ignoruje!
-
Nie zgrywaj tutaj osoby dobrze wychowanej, bo nią nie jesteś, co nie
Aleksandrze?
-
Amonie, ile razy mam wam powtarzać, abyście mnie do tych kłótni nie wplątywali?
-
Czyli się zgadzasz?
-
Ani trochę! – Odwarknął, a po chwili złapał się za płatki od nosa, zamknął oczy
i zaczął głęboko oddychać. – Jeśli mam być ze sobą i z wami szczery, to
najmniej wychowana jest Morii – mówił nie podnosząc powiek – lecz ty Amonie
wcale lepszy nie jesteś. My z Maną też do świętych nie należymy, ale… szanujemy
się nawzajem! – Wybuchnął. – Mam dość tych waszych kłótni, które wybuchły o
byle co! Każdy ma sprawy o których niechętnie rozmawia! Poza tym… na cholerę
wam wiedzieć, jak on ma na nazwisko! Dajcie mu jakieś pierwsze lepsze nazwisko,
na ten przykład – zastanowił się chwilę - Smith i sprawa z głowy! Mana ile
miałeś lat, gdy dostałeś mundur?
-
Osiem – padła krótka odpowiedź, bez żadnych zbędnych emocji w głosie. Pozostała
trójka zrozumiała, że jest to szczera i prawdziwa informacja – po co chcesz to
wiedzieć?
-
Bo dzięki temu i problem Amona można łatwo rozwiązać – odparł blondyn
uśmiechając się szelmowsko – jeśli generał Walker zachowywał się w stosunku do
Ciebie inaczej niż do Tray’a to mogła to być zwykła troska o małe dziecko. No
chyba mi nie powiecie, że zostawicie pięciolatka samego na pastwę Akum! Bez
urazy, ale można powiedzieć, że Allen Walker jest przyszywanym wujkiem Many,
zgodzisz się?
-
Poniekąd – mruknął zielonowłosy.
-
Proszę, więc streszczając. Mana tymczasowo nazywa się Smith, a generał Walker
jest jego wujem pasuje? Pasuje, a teraz chodźmy do tej cholernej wróżbitki i
jak najszybciej się rozstańmy – powiedział zdenerwowany Aleksander wysuwając
się na przód grupy.
-
Niezłe podsumowanie – pochwalił go zielonowłosy.
-
Dzięki – odburknął – mam dość waszych kłótni. Błagam, aby chociaż ta została
załatwiona na jakiś czas – powiedział wznosząc oczy i ręce ku niebu, jak w
modlitwie.
Cała
czwórka od tamtej pory szła cicho, nie rozmawiali ze sobą. Mana od czasu do
czasu krzyżował wściekłe spojrzenie ze wzrokiem Tanaki i Tray’a, jednak chwilę
później patrzył przed siebie. Aleksander z kolei udawał, że tego nie dostrzega
i marszowym krokiem przemierzał kolejne ulice. Kiedy wyszli poza mury miasta
Polak trochę zwolnił i zrównał się z zielonowłosym.
-
Uspokoiłeś się? – Zagadnął towarzysza.
-
Na tyle ile mogłem. Dzięki tobie jestem paniczem Smith – rzucił ozięble.
-
Lepsze chyba, żeby Cię przezywali niż zadręczali pytaniami.
-
Nie wiem – mruknął niezadowolony po czym z jego brzucha wydobyło się donośne
burczenie.
-
Co to za hałas? – Zapytała Morii – Jakieś dzikie zwierzę?
-
To tylko mój brzuch – warknął Mana.
-
Czyli nie dużo się pomyliłam – skwitowała dziewczyna – Amon, podasz mi kanapkę?
– Spytała, a gdy chłopak podał jej jedzenie śmiało odgryzła kawałek na oczach
zielonowłosego, w odpowiedzi dało się słyszeć jeszcze głośniejszy odgłos –
bardzo dobra, hihihi.
-
Niech no ja ją tylko dorw… - przerwał czując mocny ucisk na ramieniu.
-
Nie pozwól się sprowokować, bo całkiem stracisz się w ich oczach – powiedział
mu półszeptem – chodź coś zjeść – dodał głośniej z uśmiechem, prawie ciągnąc
przyjaciela za sobą w kierunku pobliskiego drzewa. - Najadłem się w hotelu,
więc jedz ile musisz – powiedział wyciągając kanapki.
-
Dzięki – odparł beznamiętnie ciemnowłosy, jednak po chwili wręcz z wdzięcznością
zjadał podawane kanapki.
-
Na początku byliśmy bardziej zgrani – podsumował Aleksander na głos – nawet ta
sprawa z nazwiskiem nie miała aż takiego znaczenia.
-
Amon wszystko zmienił – odparł naburmuszony Mana – chyba straciłem apetyt –
powiedział podając Timcanpy’emu pół kanapki. Stworzonko w mgnieniu oka schowało
jedzenie wewnątrz siebie.
-
Wiesz… zawsze chciałem się zapytać o tego golema. Jest całkowicie inny niż
nasze, co nie? – Zapytał Alek wskazując swoją czarną kulkę ze skrzydłami
nietoperza.
-
Timcanpy nie jest stworzony przez Zakon – powiedział zielonowłosy pozwalając
wylądować golemowi na swojej dłoni – podobno stworzył go mistrz mojego mistrza.
Innymi słowy stworzył go Marian Cross.
-
Walker Cię lubił co? Skoro dał Ci pamiątkę po swoim mistrzu… no bo chyba nie
powiesz mi, że go ukradłeś? – W odpowiedzi usłyszał dźwięk, który uważał za
niemożliwy. Mana zachichotał na słowa kolegi.
-
Nie ukradłem go. Tim ma swoją własną osobowość i po śmierci generała sam do
mnie przyleciał – złote stworzenie wzbiło się w górę, po czym usiadł na czubku
głowy Aleksandra – polubił Cię. A jak Cię ugryzie to znaczy, że się
zaprzyjaźniliście.
-
Serio. Dziwny z Ciebie człowiek – powiedział Aleksander do zielonowłosego – nie
sądziłem, że zaczniesz ze mną tak otwarcie rozmawiać.
-
Nie przyzwyczajaj się – odburknął – mam po prostu lepszy humor – odparł
odgryzając kęs z kolejnej kanapki. Anioł nie zadawał więcej pytań. Oparł się o
pobliskie drzewo i rozkoszował się popołudniowymi odgłosami natury. Jednak po
upływie jakichś dwudziestu minut zamiłowanie do przyrody przerwało
zdenerwowanie nadchodzącą misją.
-
Musimy jakoś współpracować, więc podzielmy się tymi wróżbitami – powiedziała
Morii wyciągając listę znanych miejsc. – My z Amonem sprawdzimy tą część
miasta, a wy tamtą.
-
Mnie tam pasuje, spotkamy się godzinę przed zachodem słońca… w tej uliczce –
powiedział poważnie Mana wskazując jedną z najbardziej oddalonych od rynku
miasta – tylko tym razem się nie spóźnijcie.
-
Spokojnie znajdziemy tą egzorcystkę szybciej niż wy – powiedział na spokojnie
Amon.
-
Z takim nastawieniem ta misja skończy się fiaskiem – westchnął Aleksander – nie
przekomarzajmy się. Tylko działajmy. Nie jesteśmy dziećmi. To poważna robota.
Po drodze razem z Maną mieliśmy do czynienia z mnóstwem Akum. Podejrzewam, iż i
wy nie próżnowaliście. Dlatego nie wykluczam możliwości, że są tu ONI –
powiedział z naciskiem – a jak dobrze wiemy jeśli nie będziemy podczas walki z
tą rodziną współpracować, to możemy sobie wybierać drewno na trumnę. Trzymamy
się planu, że Morii z Amonem sprawdzą wioski po wschodniej stronie, ja z Maną
zachodnią. Godzinę przed zachodem spotykamy się w uliczce na uboczu, wymieniamy
się informacjami, po czym ustalamy dalsze kroki.
-
Więc ruszajmy – powiedział znudzonym głosem Mana – im szybciej dotrzemy do
miasta tym więcej zrobimy.
***
Późnym
popołudniem.
-
Idziemy sprawdzić te plotki? – Spytał Aleksander.
-
Wypadałoby – odburknął Mana.
-
To nasza ostatnia szansa – westchnęła Morii.
-
Nie mamy już żadnych innych tropów oprócz tego. Nie mam najmniejszej ochoty
wysłuchiwać narzekania Komuiego, na naszą nieudolność.
-
Wreszcie mówisz do rzeczy – odparł znudzony Mana – szkoda, że dopiero po
trzynastu latach.
-
Powiedziało rozpieszczone dziecko – odgryzł się Amon.
-
No to idziemy – zakomenderował Alek – wątpię, aby nas przyjęła po zmroku.
Cała
grupa powoli wychodziła z uliczki. Pierwsza wyszła Morii ubrana w długą, czarną
sukienkę o kroju azjatyckim ze srebrnymi obszyciami. Włosy miała ułożone w dwie
kulki po bokach. Tuż za nią szli Amon i Aleksander w europejskich garniturach.
Mana, który szedł na końcu miał na sobie męską yukatę.
-
Serio musieliśmy się tak stroić – burknął, kiedy zrównał się z Morii.
-
Nie przesadzaj dobrze wyglądasz, czy ty też przypadkiem nie jesteś Azjatą?
Wnioskuję po Twoich rysach twarzy. – Dodała szybko Tanaki.
-
W połowie jestem chińczykiem – mruknął.
-
Mana nie marudź, wszyscy się patrzą na mnie i Amona, chyba tak odświętni
Europejczycy nie są częstym widokiem – powiedział Aleksander – skoro Komui
kazał nam odgrywać to przedstawienie to musimy wypaść jak najlepiej w naszych
rolach. Zgodzisz się ze mną panie? – Dodał służalczym tonem.
-
Tak, tak – odparł machając ręką – tylko czemu ja mam udawać jej narzeczonego! –
Warknął na towarzyszy z tyłu.
-
Bo dziwnym sposobem tylko na Ciebie pasowała yukata – powiedział ze spokojem
Amon – a teraz prosiłbym, aby pan z
łaski swojej nas nie zdradził.
-
To w końcu tylko misja. Dzięki przebraniom wysoko urodzonych z łatwością
zdobywamy przychylność mieszkańców. A jeśli i ta wróżbitka wywróży nam
szczęśliwą przyszłość to jak najszybciej się pobierzemy, już i tak za długo
czekam – powiedziała Tanaki udając lekko
obrażoną, gdy w ich pobliżu przechodziły dwie dziewczyny.
-
W takim razie się pośpieszmy – powiedział beznamiętnie szarooki przyspieszając
kroku.
***
-
Zapraszamy – przywitali się służący, gdy czwórka podróżników weszła na plac
przed domem.
-
Czy zastaliśmy waszą wróżbitkę? – Zapytała lekko zaniepokojona Morii.
-
Tak, zaprowadzimy państwa – odpowiedział chłopak.
-
Jeśli pozwolicie zabiorę wasze bagaże – powiedziała dziewczyna podchodząc do
Europejczyków.
-
Dziękujemy, ale odpowiadamy za to życiem – powiedział z delikatnym uśmiechem
Aleksander. – Nasz pan jest dość surowy.
-
Rozumiem – odpowiedziała spokojnie.
Chwilę
później egzorcyści zostali zaprowadzeni do poczekalni, gdzie dostali coś do
picia i mały poczęstunek. Po wyjściu służących cała czwórka się odrobinę
wyluzowała.
-
Hej, co zrobimy jak to będzie kolejna pomyłka? – Zapytał szeptem Aleksander.
-
Grzecznie stąd wyjdziemy, a potem was zabiję – odpowiedział strasznie poważnie
Mana – oczywiście będzie to kara od waszego surowego pana.
-
Zawsze można sprawdzić sąsiednie wioski – powiedziała spokojnie Morii upijając
łyk herbaty.
-
Nie mam zamiaru paradować po każdej wsi w tym stroju. Niech to będzie
Aleksander następnym razem – burknął zielonowłosy.
-
Przecież wiesz, że jestem za wysoki do niej. Wolisz dostać baty od Komuiego,
czy pomęczyć się jeszcze dzień?
-
Zabiję, po prostu zamorduję. Potnę was na kawałki, wydłubię oczy… – mruczał pod
nosem Mana śmiertelną wiązankę. Przerwało mu dopiero pojawienie się dwojga
służących.
-
Nasza pani was oczekuje. Powiedziała, że przyjmie państwa wraz ze sługami –
dodali widząc, że Amon z Aleksandrem zostali na swoich miejscach.
-
Chodźmy, nie pozwolę Ci się dłużej wykręcać – odparła Tanaki lekko popychając
Manę.
W
pokoju wróżbiarki unosił się delikatny zapach kadzidła. Było to małe, ale
przytulne pomieszczenie. Przez okno wpadały ostatnie promienie światła, dzięki
czemu znajdujące się tam materiały i metalowe ozdoby zdawały się świecić
własnym światłem. Jednak największą uwagę przybyszów skupiał stół, na którym
była położona ciemna poduszka, a na niej przeźroczysta kula.
-
Witam, czego chcielibyście się dowiedzieć? – Zapytała szczupła kobieta siedząca
za stołem. Na głowie miała coś na kształt wianka z metalowych kół, a włosy
związane w warkocz przerzucone przez ramię do przodu.
-
Czy widzi pani jak będzie mi się układać w małżeństwie z tym człowiekiem? –
zapytała Morii najuprzejmiej jak mogła nie wypadając z roli bogatej panienki.
-
Wątpię, abyś była z nim nawet zaręczona – odpowiedziała spokojnie kobieta. Amon
z Aleksandrem wymienili szybkie porozumiewawcze spojrzenia.
-
Nie chcę popełnić błędu dlatego postanowiłam najpierw się spytać o swoją
przyszłość.
-
Naprawdę planujecie ślub? Sądząc po kolorach na waszych szatach to raczej
pogrzeb – odparła wróżbitka. – A może niedawno się jakiś odbył… bodajże jakieś
cztery miesiące temu. Mam rację, Mana – zapytała patrząc wprost na
zielonowłosego.
-
Nazywasz się Mei ling – stwierdził chłopak – a więc nie zostaje mi nic innego
jak przytaknąć i prosić, abyś przekazała nam w całości ostatnią przepowiednię
dla Zakonu.
-
Dedukujesz tak samo szybko jak rodzice – odpowiedziała brązowowłosa wstając zza
stołu – zapalę świecę. Czy aby na pewno chcecie ją znać wszyscy?
-
Tak – odpowiedziała stanowczo cała czwórka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz