wtorek, 22 października 2013

Rozdział Osiemnasty ~ Wróżbitka


- Morii! – Zawołał Amon uderzając pięścią w drzwi. – Pośpiesz się, bo się spóźnimy.
- Nie histeryzuj! I tak nawrzeszczy – odpowiedziała mu dziewczyna – poza tym już jesteśmy.
- Z drugiej strony nie możemy się pokazać jako niewychowani, bo jak to będzie wyglądać?
- On zaczął – odburknęła brązowowłosa – jaki kulturalny człowiek grozi nowo poznanym osobom.
- Mogę tylko przyznać Ci rację – westchnął chłopak – czekam na zewnątrz.
Kiedy Amon wyszedł z budynku przywitał go ciepły, letni wiatr. Choć słońce nie było wysoko, blondyn stwierdził, że i tak spóźnią się na spotkanie około godziny. Z nudów wyciągnął flet z wewnętrznej części swojego czarnego płaszcza i zaczął się nim bawić. Przerzucał przedmiot w dłoniach, potem sprawdzał jak odbija światło pod różnymi kontami, a na końcu zaczął czyścić prawie niewidzialny brud na srebrnym instrumencie. Po skończonej czynności co jakiś czas próbował wydać dźwięki podobne do tamtejszych ptaków.

Ptasi śpiew również rozlegał się dwie godziny później w sąsiednim mieście. Tam ze zniecierpliwieniem na Morii i Amona czekała inna dwójka egzorcystów. Jeden spokojnie siedział na murze obok motelu bawiąc się małym, srebrnym jo-jo, lecz drugi zdenerwowany (prawie wściekły) chodził w jedną i drugą stronę przygryzając wargę.
- Mana uspokój się nic im nie jest…
- Nie martwię się o nich! Zgłupiałeś!? – Warknął – wkurza mnie to, że przez tamtą dwójkę ta misja się wlecze i wlecze! Cholera jasna, niech ich coś zabije!
- Hej! Nie przesadzaj – powiedział blondwłosy chłopak – pewnie coś im wypadło… a może wpadło – zaśmiał się pod nosem ze swojego żartu.
- Haha – odparł z sarkazmem – jakoś mi się to nie widzi – odparł zielonowłosy poprawiając płaszcz – Kiedy tu mieli być? – Warknął do towarzysza.
- Niech pomyślę… jakieś dwie godziny temu – widząc rozzłoszczone spojrzenie kolegi szybko dodał – ale na pewno zaraz się pojawią…
- To samo mówiłeś godzinę temu. Daję im co najwyżej półgodziny, potem stąd idziemy. Nie mam ochoty, aby potem świecić za nich oczami u Komuiego – mruknął rozzłoszczony.
- To jak będziemy się zbierać zostawię wiadomość w recepcji, aby ta dwójka bezzwłocznie udała się do Mei Ling, bo jesteśmy w drodze.
- Rób jak uważasz – machnął lekceważąco ręką – jak dojdziemy na miejsce będziemy mieć problem we dwójkę…
- Czemu tak uważasz Mana? – Zapytał Aleksander z długopisem w ustach.
- Bo różnego rodzaju wróżki po drodze wyrosły korzystając z renomy tej, do której my się mamy udać.
- Myślałem, że idziemy do egzor…- zaczął Alek wypuszczając długopis, jednak jedno wściekłe spojrzenie Many zamknęło mu usta.
- O, cześć Anioł! – Zawołał Amon wychodząc z Morii zza rogu. – Dobrze Cię widzieć stary.
- Hej – odpowiedział nie za wesoło.
- Cześć Alek – blondyn odpowiedział dziewczynie niedbałym skinieniem głowy - to co, idziemy? – Zapytała chłopaków Tanaki ignorując obecność Many.
-  Zaczekaj, rozłożę mapę i zaraz się dowiemy w którą stronę… - powiedział Amon rozkładając papier.
W tym czasie za tą dwójką pojawił się Mana z żądzą mordu w oczach. Kiedy Aleksander na niego spojrzał aż się przeraził. Twarz zielonowłosego była wykrzywiona w tak piekielnym grymasie, że można by się zastanawiać kiedy chłopak stanie w ogniu i wyrosną mu rogi.
- Jak. Śmiecie. Wy. – Cedził przez zęby. Słysząc jego głos dwójka spóźnialskich odwróciła się do niego, aby po chwili upaść ze strachu na ziemię. – Nie. Dość. Że. Się. Spóź-nia-cie. To jesz-cze. Mi. Tu. Z jakąś. Mapą wyjeżdżacie?! Ukatrupić was to za mało! – Wydarł się wściekły.
- Uspokój się ludzie patrzą – powiedział Anioł klepiąc kolegę po ramieniu – nie trać na nich energii. Minęło półgodziny, więc idziemy – popchnął go lekko – wystarczająco dużo czasu już zmarnowaliśmy, co nie?
- No – odwarknął, ale posłusznie ruszył w dół ulicy.
- Hej! Nie zostawiajcie nas! – Krzyknęła za nimi Morii.
- Z niewychowanymi osobami nie gadam – odpyskował Mana.
- Sam jesteś nie wychowany! – Powiedziała dzieląc go po głowie, w tym samym momencie chłopak się zatrzymał, a po nim i Anioł – nawet „cześć” nie powiesz?
- A niby do kogo?! Nie będę rżnął głupa i witał się z kimś, kto ewidentnie mnie ignoruje!
- Nie zgrywaj tutaj osoby dobrze wychowanej, bo nią nie jesteś, co nie Aleksandrze?
- Amonie, ile razy mam wam powtarzać, abyście mnie do tych kłótni nie wplątywali?
- Czyli się zgadzasz?
- Ani trochę! – Odwarknął, a po chwili złapał się za płatki od nosa, zamknął oczy i zaczął głęboko oddychać. – Jeśli mam być ze sobą i z wami szczery, to najmniej wychowana jest Morii – mówił nie podnosząc powiek – lecz ty Amonie wcale lepszy nie jesteś. My z Maną też do świętych nie należymy, ale… szanujemy się nawzajem! – Wybuchnął. – Mam dość tych waszych kłótni, które wybuchły o byle co! Każdy ma sprawy o których niechętnie rozmawia! Poza tym… na cholerę wam wiedzieć, jak on ma na nazwisko! Dajcie mu jakieś pierwsze lepsze nazwisko, na ten przykład – zastanowił się chwilę - Smith i sprawa z głowy! Mana ile miałeś lat, gdy dostałeś mundur?
- Osiem – padła krótka odpowiedź, bez żadnych zbędnych emocji w głosie. Pozostała trójka zrozumiała, że jest to szczera i prawdziwa informacja – po co chcesz to wiedzieć?
- Bo dzięki temu i problem Amona można łatwo rozwiązać – odparł blondyn uśmiechając się szelmowsko – jeśli generał Walker zachowywał się w stosunku do Ciebie inaczej niż do Tray’a to mogła to być zwykła troska o małe dziecko. No chyba mi nie powiecie, że zostawicie pięciolatka samego na pastwę Akum! Bez urazy, ale można powiedzieć, że Allen Walker jest przyszywanym wujkiem Many, zgodzisz się?
- Poniekąd – mruknął zielonowłosy.
- Proszę, więc streszczając. Mana tymczasowo nazywa się Smith, a generał Walker jest jego wujem pasuje? Pasuje, a teraz chodźmy do tej cholernej wróżbitki i jak najszybciej się rozstańmy – powiedział zdenerwowany Aleksander wysuwając się na przód grupy.
- Niezłe podsumowanie – pochwalił go zielonowłosy.
- Dzięki – odburknął – mam dość waszych kłótni. Błagam, aby chociaż ta została załatwiona na jakiś czas – powiedział wznosząc oczy i ręce ku niebu, jak w modlitwie.
Cała czwórka od tamtej pory szła cicho, nie rozmawiali ze sobą. Mana od czasu do czasu krzyżował wściekłe spojrzenie ze wzrokiem Tanaki i Tray’a, jednak chwilę później patrzył przed siebie. Aleksander z kolei udawał, że tego nie dostrzega i marszowym krokiem przemierzał kolejne ulice. Kiedy wyszli poza mury miasta Polak trochę zwolnił i zrównał się z zielonowłosym.
- Uspokoiłeś się? – Zagadnął towarzysza.
- Na tyle ile mogłem. Dzięki tobie jestem paniczem Smith – rzucił ozięble.
- Lepsze chyba, żeby Cię przezywali niż zadręczali pytaniami.
- Nie wiem – mruknął niezadowolony po czym z jego brzucha wydobyło się donośne burczenie.
- Co to za hałas? – Zapytała Morii – Jakieś dzikie zwierzę?
- To tylko mój brzuch – warknął Mana.
- Czyli nie dużo się pomyliłam – skwitowała dziewczyna – Amon, podasz mi kanapkę? – Spytała, a gdy chłopak podał jej jedzenie śmiało odgryzła kawałek na oczach zielonowłosego, w odpowiedzi dało się słyszeć jeszcze głośniejszy odgłos – bardzo dobra, hihihi.
- Niech no ja ją tylko dorw… - przerwał czując mocny ucisk na ramieniu.
- Nie pozwól się sprowokować, bo całkiem stracisz się w ich oczach – powiedział mu półszeptem – chodź coś zjeść – dodał głośniej z uśmiechem, prawie ciągnąc przyjaciela za sobą w kierunku pobliskiego drzewa. - Najadłem się w hotelu, więc jedz ile musisz – powiedział wyciągając kanapki.
- Dzięki – odparł beznamiętnie ciemnowłosy, jednak po chwili wręcz z wdzięcznością zjadał podawane kanapki.
- Na początku byliśmy bardziej zgrani – podsumował Aleksander na głos – nawet ta sprawa z nazwiskiem nie miała aż takiego znaczenia.
- Amon wszystko zmienił – odparł naburmuszony Mana – chyba straciłem apetyt – powiedział podając Timcanpy’emu pół kanapki. Stworzonko w mgnieniu oka schowało jedzenie wewnątrz siebie.
- Wiesz… zawsze chciałem się zapytać o tego golema. Jest całkowicie inny niż nasze, co nie? – Zapytał Alek wskazując swoją czarną kulkę ze skrzydłami nietoperza.
- Timcanpy nie jest stworzony przez Zakon – powiedział zielonowłosy pozwalając wylądować golemowi na swojej dłoni – podobno stworzył go mistrz mojego mistrza. Innymi słowy stworzył go Marian Cross.
- Walker Cię lubił co? Skoro dał Ci pamiątkę po swoim mistrzu… no bo chyba nie powiesz mi, że go ukradłeś? – W odpowiedzi usłyszał dźwięk, który uważał za niemożliwy. Mana zachichotał na słowa kolegi.
- Nie ukradłem go. Tim ma swoją własną osobowość i po śmierci generała sam do mnie przyleciał – złote stworzenie wzbiło się w górę, po czym usiadł na czubku głowy Aleksandra – polubił Cię. A jak Cię ugryzie to znaczy, że się zaprzyjaźniliście.
- Serio. Dziwny z Ciebie człowiek – powiedział Aleksander do zielonowłosego – nie sądziłem, że zaczniesz ze mną tak otwarcie rozmawiać.
- Nie przyzwyczajaj się – odburknął – mam po prostu lepszy humor – odparł odgryzając kęs z kolejnej kanapki. Anioł nie zadawał więcej pytań. Oparł się o pobliskie drzewo i rozkoszował się popołudniowymi odgłosami natury. Jednak po upływie jakichś dwudziestu minut zamiłowanie do przyrody przerwało zdenerwowanie nadchodzącą misją.
- Musimy jakoś współpracować, więc podzielmy się tymi wróżbitami – powiedziała Morii wyciągając listę znanych miejsc. – My z Amonem sprawdzimy tą część miasta, a wy tamtą.
- Mnie tam pasuje, spotkamy się godzinę przed zachodem słońca… w tej uliczce – powiedział poważnie Mana wskazując jedną z najbardziej oddalonych od rynku miasta – tylko tym razem się nie spóźnijcie.
- Spokojnie znajdziemy tą egzorcystkę szybciej niż wy – powiedział na spokojnie Amon.
- Z takim nastawieniem ta misja skończy się fiaskiem – westchnął Aleksander – nie przekomarzajmy się. Tylko działajmy. Nie jesteśmy dziećmi. To poważna robota. Po drodze razem z Maną mieliśmy do czynienia z mnóstwem Akum. Podejrzewam, iż i wy nie próżnowaliście. Dlatego nie wykluczam możliwości, że są tu ONI – powiedział z naciskiem – a jak dobrze wiemy jeśli nie będziemy podczas walki z tą rodziną współpracować, to możemy sobie wybierać drewno na trumnę. Trzymamy się planu, że Morii z Amonem sprawdzą wioski po wschodniej stronie, ja z Maną zachodnią. Godzinę przed zachodem spotykamy się w uliczce na uboczu, wymieniamy się informacjami, po czym ustalamy dalsze kroki.
- Więc ruszajmy – powiedział znudzonym głosem Mana – im szybciej dotrzemy do miasta tym więcej zrobimy.

***

Późnym popołudniem.
- Idziemy sprawdzić te plotki? – Spytał Aleksander.
- Wypadałoby – odburknął Mana.
- To nasza ostatnia szansa – westchnęła Morii.
- Nie mamy już żadnych innych tropów oprócz tego. Nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać narzekania Komuiego, na naszą nieudolność.
- Wreszcie mówisz do rzeczy – odparł znudzony Mana – szkoda, że dopiero po trzynastu latach.
- Powiedziało rozpieszczone dziecko – odgryzł się Amon.
- No to idziemy – zakomenderował Alek – wątpię, aby nas przyjęła po zmroku.
Cała grupa powoli wychodziła z uliczki. Pierwsza wyszła Morii ubrana w długą, czarną sukienkę o kroju azjatyckim ze srebrnymi obszyciami. Włosy miała ułożone w dwie kulki po bokach. Tuż za nią szli Amon i Aleksander w europejskich garniturach. Mana, który szedł na końcu miał na sobie męską yukatę.
- Serio musieliśmy się tak stroić – burknął, kiedy zrównał się z Morii.
- Nie przesadzaj dobrze wyglądasz, czy ty też przypadkiem nie jesteś Azjatą? Wnioskuję po Twoich rysach twarzy. – Dodała szybko Tanaki.
- W połowie jestem chińczykiem – mruknął.
- Mana nie marudź, wszyscy się patrzą na mnie i Amona, chyba tak odświętni Europejczycy nie są częstym widokiem – powiedział Aleksander – skoro Komui kazał nam odgrywać to przedstawienie to musimy wypaść jak najlepiej w naszych rolach. Zgodzisz się ze mną panie? – Dodał służalczym tonem.
- Tak, tak – odparł machając ręką – tylko czemu ja mam udawać jej narzeczonego! – Warknął na towarzyszy z tyłu.
- Bo dziwnym sposobem tylko na Ciebie pasowała yukata – powiedział ze spokojem Amon – a teraz prosiłbym,  aby pan z łaski swojej nas nie zdradził.
- To w końcu tylko misja. Dzięki przebraniom wysoko urodzonych z łatwością zdobywamy przychylność mieszkańców. A jeśli i ta wróżbitka wywróży nam szczęśliwą przyszłość to jak najszybciej się pobierzemy, już i tak za długo czekam  – powiedziała Tanaki udając lekko obrażoną, gdy w ich pobliżu przechodziły dwie dziewczyny.
- W takim razie się pośpieszmy – powiedział beznamiętnie szarooki przyspieszając kroku.

***

- Zapraszamy – przywitali się służący, gdy czwórka podróżników weszła na plac przed domem.
- Czy zastaliśmy waszą wróżbitkę? – Zapytała lekko zaniepokojona Morii.
- Tak, zaprowadzimy państwa – odpowiedział chłopak.
- Jeśli pozwolicie zabiorę wasze bagaże – powiedziała dziewczyna podchodząc do Europejczyków.
- Dziękujemy, ale odpowiadamy za to życiem – powiedział z delikatnym uśmiechem Aleksander. – Nasz pan jest dość surowy.
- Rozumiem – odpowiedziała spokojnie.
Chwilę później egzorcyści zostali zaprowadzeni do poczekalni, gdzie dostali coś do picia i mały poczęstunek. Po wyjściu służących cała czwórka się odrobinę wyluzowała.
- Hej, co zrobimy jak to będzie kolejna pomyłka? – Zapytał szeptem Aleksander.
- Grzecznie stąd wyjdziemy, a potem was zabiję – odpowiedział strasznie poważnie Mana – oczywiście będzie to kara od waszego surowego pana.
- Zawsze można sprawdzić sąsiednie wioski – powiedziała spokojnie Morii upijając łyk herbaty.
- Nie mam zamiaru paradować po każdej wsi w tym stroju. Niech to będzie Aleksander następnym razem – burknął zielonowłosy.
- Przecież wiesz, że jestem za wysoki do niej. Wolisz dostać baty od Komuiego, czy pomęczyć się jeszcze dzień?
- Zabiję, po prostu zamorduję. Potnę was na kawałki, wydłubię oczy… – mruczał pod nosem Mana śmiertelną wiązankę. Przerwało mu dopiero pojawienie się dwojga służących.
- Nasza pani was oczekuje. Powiedziała, że przyjmie państwa wraz ze sługami – dodali widząc, że Amon z Aleksandrem zostali na swoich miejscach.
- Chodźmy, nie pozwolę Ci się dłużej wykręcać – odparła Tanaki lekko popychając Manę.
W pokoju wróżbiarki unosił się delikatny zapach kadzidła. Było to małe, ale przytulne pomieszczenie. Przez okno wpadały ostatnie promienie światła, dzięki czemu znajdujące się tam materiały i metalowe ozdoby zdawały się świecić własnym światłem. Jednak największą uwagę przybyszów skupiał stół, na którym była położona ciemna poduszka, a na niej przeźroczysta kula.
- Witam, czego chcielibyście się dowiedzieć? – Zapytała szczupła kobieta siedząca za stołem. Na głowie miała coś na kształt wianka z metalowych kół, a włosy związane w warkocz przerzucone przez ramię do przodu.
- Czy widzi pani jak będzie mi się układać w małżeństwie z tym człowiekiem? – zapytała Morii najuprzejmiej jak mogła nie wypadając z roli bogatej panienki.
- Wątpię, abyś była z nim nawet zaręczona – odpowiedziała spokojnie kobieta. Amon z Aleksandrem wymienili szybkie porozumiewawcze spojrzenia.
- Nie chcę popełnić błędu dlatego postanowiłam najpierw się spytać o swoją przyszłość.
- Naprawdę planujecie ślub? Sądząc po kolorach na waszych szatach to raczej pogrzeb – odparła wróżbitka. – A może niedawno się jakiś odbył… bodajże jakieś cztery miesiące temu. Mam rację, Mana – zapytała patrząc wprost na zielonowłosego.
- Nazywasz się Mei ling – stwierdził chłopak – a więc nie zostaje mi nic innego jak przytaknąć i prosić, abyś przekazała nam w całości ostatnią przepowiednię dla Zakonu.
- Dedukujesz tak samo szybko jak rodzice – odpowiedziała brązowowłosa wstając zza stołu – zapalę świecę. Czy aby na pewno chcecie ją znać wszyscy?
- Tak – odpowiedziała stanowczo cała czwórka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz