Para
egzorcystów wolnym krokiem szła boczną ulicą chińskiego miasta.
-
Hej jak myślisz… zaatakuje nas coś? – Zapytała brązowowłosa wachlując się
wachlarzem.
-
Nigdy nic nie wiadomo – odparł jej towarzysz. – Musimy być czujni, ale jednak
to miasteczko jest bardzo spokojne.
-
Przypomina mi moje – powiedziała z nostalgią w głosie – co prawda pochodzę z
sąsiedniej prowincji, jednak architektura jest taka sama. Jak myślisz…
moglibyśmy tam iść?
-
Wątpię, znasz Manę, pewnie jak się spotkamy nawet się nie przywita i będziemy
musieli iść od razu dalej. Chciałaś się zobaczyć z kimś z rodziny, dlatego
pytasz?
-
Tak się składa, że moja rodzina została zabita.
-
Przykro mi.
-
Opowiedzieć Ci jak to się stało? – Zapytała ze smutnym uśmiechem na ustach
przystając na ławce.
-
Jak nie chcesz to nie musisz…
-
No więc – powiedziała siadając – to było niecałe trzy lata temu. Bawiłam się z
bratem przed domem…
***
Wspomnienia
Morii
Przed
domem w blasku słońca bawiła się dwójka dzieci. Jedenastoletnia dziewczynka o
brązowych włosach i jej trzynastoletni brat o prostych, rudych włosach.
-
No Morii, kopnij ją!
-
Yhm! – zawołała dziewczynka podbiegając do piłki.
-
Nieźle – pochwalił siostrę rudzielec patrząc jak przedmiot toczy się w głąb
ulicy – idę po piłkę, poczekaj tu.
-
Dobrze! Tylko wróć szybko!
-
Spokojnie zdążę na kolację – odpowiedział biegnąc w dół alei.
Morii
usiadła na schodach od domu i z podpartą głową na dłoniach czekała na powrót
brata. Ze zniecierpliwienia tupała swoją lewą nogą o ziemię.
Dzisiejszy
dzień był wyjątkowy i dziewczynka to czuła. Wrażenie ważności dnia potęgowała
informacja, że pani generał - Cloud Nine miała się zatrzymać na noc u nich, w
domu. Tanaki jeszcze nigdy nie widziała egzorcysty, a co dopiero generała. Z
wielkim zainteresowaniem słuchała opowieści o walkach z Akumami zasłyszanych
przez Ojca, gdy pracował dla pani Anity. Był za młody, aby płynąć do Edo, a gdy
usłyszał później, że prawie cała załoga statku zmarła wrócił w rodzinne strony.
Czasami służył pomocą egzorcystom, gdy Ci szukali Azjatyckiej Bazy Naukowej. Ale
tym razem pani generał nie chciała się tam zatrzymać, więc wybrała najbliższy
zaprzyjaźniony dom.
Dziewczyna
usłyszała czyjeś kroki na ulicy. Szybko podniosła głowę i zobaczyła brata z
piłką w ręce.
-
Wchodź szybko do domu – powiedział wystraszony – i zawołaj rodziców. Szybko! –
Ponaglił siostrę. Wbiegając do domu brązowowłosa usłyszała strzały, jednak się
nie odwróciła tylko wpadła do salonu.
-
Morii idź do swojego pokoju – usłyszała rozkaz taty zanim cokolwiek
powiedziała. – Masz tam na nas czekać, rozumiesz?
-
D-dobrze – odpowiedział wychodząc na korytarz.
Dziewczynka
weszła po schodach na poddasze. Zamykając swoje drzwi usłyszała krzyki
rodziców. W ostatnim momencie zatkała sobie usta. Jak najszybciej odsunęła się
od swoich drzwi i usiadła w kącie. Nie minęła minuta, a usłyszała jak ktoś
otwiera jej drzwi. Instynktownie
wyciągnęła ręce, aby znaleźć coś do obrony chociaż rozum jej podpowiadał, że to
na nic. Koniuszkami palców wyczuła uchwyty wachlarzy, gdy weszła ONA. Wysoka
kobieta o ciemnym kolorze skóry. Mulatka, która zamiast rąk miała pistolet. Z
ust Morii wydal się pisk, gdy spojrzała w jej stronę. Sekundę później stało
przed nią bliżej nieokreślone monstrum. W akcie desperacji Morii zasłoniła się
wachlarzami licząc, że choć przez chwilę ją obronią. Potwór rzucił się w
kierunku dziewczyny. Brązowowłosa zamknęła oczy.
-
Aktywacja – rozległ się spokojny kobiecy głos, a chwilę później skowyt
niszczonego potwora.
***
Teraźniejszość
-
Kiedy było po wszystkim otworzyłam oczy i zobaczyłam moją przyszłą mistrzynię.
Chwilę mi zajęło oswojenie się z tym, że to ja zniszczyłam akumę – powiedziała
Tanaki głaszcząc wachlarze na kolanach – gdy wyciągnęłam je przed siebie
złożone. Złączyły się z Innocence, które miała Cloud przy sobie i… uratowało
mnie. Od tamtej pory zostałam jej uczennicą. A jak to było z Tobą?
-
Hm… również zostałem uratowany przez mojego mistrza, trzynaście lat temu, ale
przed czymś całkiem innym…
***
Wspomnienia
Amona
Trzynaście
lat temu, miasto na północy Niemiec.
-
Jak śmiała! – Krzyknął zielonooki mężczyzna.
-
Ale tato… - próbował zaprotestować dwunastoletni blondyn stojący obok niego –
mama była chora już od dłuższego czasu…
-
Co mnie to obchodzi! – Wrzasnął na syna – ona nie była nic warta. Miała tylko
robić to co jej kazałem. Ale skoro tak skończyła to zostałeś tylko ty –
ostatnie słowo wypowiedział z odrazą – tylko, że jest z tobą mały problem.
Jesteś do niczego – powiedział rzucając dziecko na środek pokoju. – Nigdy nie
myślałem, że mój syn będzie takim nieudacznikiem jak ty… może już lepiej było
zatrzymać przy życiu Twoje siostry – na te słowa chłopiec zadrżał, jego dwie
siostry zostały zabite zaraz po tym jak się urodziły, „bo nie były chłopcami”,
jak mówił jego ojciec. – Strach Cię obleciał? Jutro masz mi zarobić co najmniej
tyle, ile Twoja matka na koniec tygodnia.
-
A-ale jak?- Zapytał przestraszony
-
Nie obchodzi mnie to! - Krzyknął dając mu w twarz, blondyn uderzył głową o
podłogę. – Zejdź mi z oczu. Nadal nie rozumiem, jak mógł mi się urodzić tak
nieużyteczny syn, jak ty Amonie.
Choć
chłopakowi cisnęła się odpowiedź na usta, udało mu się ugryźć w język i
chwiejnym krokiem ruszył do swojego pokoju. Kiedy usłyszał ciężkie kroki ojca
na zewnątrz (pewnie wynoszącego zwłoki) szybko poszedł do łazienki obmyć twarz
i opatrzyć rany. W ogóle nie robił tego starannie myślał tylko o tym, aby jak
najszybciej je zakryć i wrócić do swojego pokoju.
Dwa
dni później, na pobliskim bazarze
Dwunastoletni
blondyn chodził od stoiska do stoiska z rękami w kieszeni. Co jakiś czas
przeliczał pieniądze, które tam trzymał.
-
Ledwo uzbierałem jedną czwartą, tego co mi kazał przynieść – mruknął pod nosem
wyciągając kolejny portfel nic nie wiedzącemu mężczyźnie – jak tak dalej
pójdzie to znowu dostanę lanie – powiedział poprawiając bandaż na czole,
zajrzał do środka – o, ten przynajmniej coś miał – odparł pod nosem chowając
niewielki plik banknotów do kieszeni.
-
To tamten chłopak! – Usłyszał Amon za sobą kobiecy głos.
-
Cholera – zaklął i zaczął przyspieszać kroku, aż w końcu zaczął biec. – Jeśli
mnie złapią to ojciec mnie obedrze ze skóry.
-
Stój! Zatrzymać tego złodzieja! Łapcie tego dzieciaka! – Krzyczał
funkcjonariusz goniąc blondyna.
Amon
nie patrzył przed siebie. Przepychał się przez tłum najszybciej jak mógł, co
jakiś czas odwracając się za siebie. W pewnym momencie wpadł na mężczyznę
średniego wzrostu z białymi włosami. Zanim powiedział pod nosem przepraszam,
dokładnie przyjrzał się strojowi nieznajomego. Czarny materiał ze złotymi
odznakami… byłyby sporo warte
przemknęło mu przez myśl. Jednak słysząc pogoń znów zaczął biec ile sił miał w
nogach.
-
Ciekawy dzieciak – powiedział mężczyzna spoglądając w dal za biegnącą grupką
ludzi – zastanawiam się czy również go gonić… co o tym myślisz Tim? – W
odpowiedzi złoty golem na jego ramieniu poruszył się przytakująco.
Kilka
godzin później, mieszkanie Amona
-
Co to ma być?! – Warknął mężczyzna rzucając w syna monetami.
-
Tylko tyle udało mi się nazbierać, złapali mnie na targu, przepra… - przerwało
mu uderzenie w twarz.
-
Złapali cię?! Heh, widocznie jesteś takim nieudacznikiem, że nawet robota
kieszonkowca jest dla ciebie za trudna. Miałeś się wziąć do tej roboty na
poważnie! – Chłopak znowu oberwał, tym razem na tyle mocno, że stracił
równowagę.
-
Sta-staram się – wyjąkał.
-
Jakoś tego nie widzę! A te Twoje wygłupy z fletem są nic niewarte! - Mężczyzna
podniósł chłopaka za przód koszuli po czym po prostu puścił. Amon wylądował z
hukiem na podłodze. Chwilę później mężczyzna wziął go za tył kołnierzyka i
wyrzucił za drzwi, na ulicę, jak psa. – Nie będę utrzymywać takich nieudaczników.
Jeśli jutro zarobisz tyle ile trzeba to może pozwolę Ci tutaj zostać na noc –
powiedział oschle do skulonego chłopaka, a po chwili rzucił mu złamany,
drewniany flet i zatrzasnął drzwi.
Amon
złapał obie części instrumentu. Z jego
oczu, popłynęło kilka łez. Szybko je wytarł. Wyciągnął z kieszeni stary bandaż
wraz z jakąś chusteczką. Przyłożył do rany z tyłu głowy i niedbale związał.
Powoli podniósł się z ziemi. Przeszedł kilka kroków na chwiejących nogach, po
czym upadł bezwładnie na twarz.
Całej
tej sytuacji, z dachu sąsiedniego budynku przyglądał się białowłosy mężczyzna.
Widząc upadek chłopca podszedł do niego. Im bliżej się znajdował tym więcej ran
ujawniało swoje istnienie. Kiedy przy nim kucnął poczuł jak coś chce się
wydostać zza jego płaszcza. Chwilę później w jego ręce znalazł się jakiś
zielony przedmiot świecący własnym światłem.
-
Hm… czyli to on? – Zapytał na głos nieznajomy. – No to następne trzy lata
zapowiadają się dość ciekawie – powiedział biorąc nieprzytomnego blondyna na
ręce.
-
Nienawidzę Cię – usłyszał szept chłopca.
-
Nawet bardzo ciekawie – powiedział uśmiechając się pod nosem.
~~~ ~~~
Kiedy
Amon otworzył oczy zdał sobie sprawę, że znajduje się w jakimś pokoju. Siadając
rozglądał się po pomieszczeniu. Obok łóżka znajdowała się szafka nocna, a na
niej miska z wodą i małe lustro na ścianie powyżej. Podszedł do niej i
przemywając twarz zauważył, że ktoś starannie go obandażował.
Jednak,
Amon nie miał najmniejszej ochoty zostać w tym nieznanym miejscu. Dlatego
powoli zaczął przemieszczać się w stronę wyjścia. Zrobił kilka kroków po czym
usłyszał czyjś ruch. Odwrócił głowę lekko w prawo i zauważył śpiącego,
siedzącego, białowłosego mężczyznę. To był ten sam, którego spotkał na targu.
Rozpoznał go po czarnym stroju ze złotymi zdobieniami, który nadal miał na
sobie. Jeśli udałoby mi się oderwać choć
guzik… pomyślał kierując się najciszej jak potrafił w kierunku
nieznajomego. Już wyciągał rękę do jednego z nich, gdy… poczuł silny uścisk w
okolicy nadgarstka, a po chwili uderzył głową o podłokietnik kanapy.
-
Co ty wyprawiasz, bachorze? Tak się odwdzięczasz za ratunek? – Zapytał ostro
mężczyzna stając tuż obok niego.
-
E… - Chłopak przysiągłby, że ta osoba spała jeszcze kilka sekund temu, a teraz
nagle wydaje się być w pełni wyspaną.
-
Odpowiesz mi czy nie? – Zapytał zniecierpliwiony.
-
P-prze-przepraszam - wyjąkał w kierunku mężczyzny.
-
Jak się nazywasz?
-
A-Amon. Amon Tray – odpowiedział trochę pewniej siadając na kanapie.
-
Gdzieś słyszałem to nazwisko… czy to Ciebie szuka okoliczna policja? – Chłopak
tylko pokiwał potakująco głową. - Ile masz lat?
-
Dwanaście… proszę pana – dodał po chwili.
-
To nie tak źle. Długo już to robisz? Pytam się jak długo kradniesz ludziom
majątek – powiedział lekko zniecierpliwiony po pytającym spojrzeniu chłopaka.
-
Dwa dni – wyrwało mu się. Sam nie wiedział czemu odpowiada na wszystkie te
pytania. Po prostu ton głosu nieznajomego, jego lekko nonszalancka poza wraz z
pokazem zręczności jedynie podkreślały fakt, że chłopak nie miałby żadnych
szans na jakąkolwiek ucieczkę.
-
I już dałeś się tak we znaki? Ech... – powiedział odrzucając głowę do tyłu,
chwilę później zwrócił swój wzrok na blondwłosego – nadal chcesz kraść?
-
Nie. Nie chcę, ale muszę.
-
Czemu tak uważasz? – Zapytał zaczepnie nieznajomy.
-
Bo inaczej nie zdobędę pieniędzy, a przez to ojciec nie w puści mnie do domu.
-
Tak bardzo chcesz wrócić do rodzica, którego tak nienawidzisz? – Zapytał
podejrzliwie białowłosy. Amon nic nie odpowiadał, więc mężczyzna ciągnął dalej.
– Co byś zrobił, gdybym powiedział, że nie musisz już do niego wracać? Jeśli
bym ci powiedział, że możesz skończyć z kradzieżami? – Lekkie ożywienie na
twarzy chłopca wziął za satysfakcjonującą odpowiedz. – Jednak mam jedno zastrzeżenie.
Jak zdążyłeś zauważyć nic nie jest za darmo na tym świecie. Jeśli zgodzisz się
zostać moim uczniem, skończysz z kradzieżami.
-
Jak pan sobie życzy – odpowiedział natychmiast chłopak. – Mam tylko jedno
pytanie…
-
Słucham? – Zapytał przyszły mistrz Amona, nabijając sobie jabłko jednym ze
szponów lewej ręki. – Trzymaj, pewnie jesteś głodny – powiedział rzucając
drugie blondynowi.
Lekko
zaskoczony chłopak przez chwilę kierował swój wzrok to na owoc w swoich rękach
to na mężczyznę obgryzającego jabłko.
-
Mogę wiedzieć kim pan jest i co będę musiał robić? – Zapytał w końcu lekko
zmieszany.
-
Twoje obowiązki ograniczają się do minimum. Będziesz się zajmował naszym
miejscem zakwaterowania i pilnie słuchał tego co powiem, no i stosował się do
wszystkich moich zaleceń. A nazywam się Allen Walker i jestem generałem z
Czarnego Zakonu. W skrócie Egzorcystą i Twoim nauczycielem.
***
Teraźniejszość
W
sąsiednim mieście od Morii i Amona znajdowali się Aleksander z Maną. Właśnie skończyli
jedną z walk z Akumami.
-
To chyba ostatnia – wysapał Aleksander – Nie widziałem ich tylu w jednym
miejscu od czasu treningu z Tiedollem.
-
A Kreta? – Odparł beznamiętnie zielonowłosy.
-
Wtedy to było co innego – powiedział z uśmiechem – wtedy Noah je przyprowa…
-
Ale nie zmienia to faktu, iż było ich więcej niż tutaj i to w jednym miejscu –
przerwał mu Mana siadając na trawie.
-
Czepiasz się – odpowiedział Aleksander siadając koło kolegi. Dwójka chłopców spoglądała
przez chwilę na panoramę miasta oświetlonego ostatnimi promieniami słońca. –
Schodzimy do miasta, czy rozbijamy namiot?
-
Nie jest na tyle zimno, aby się chować – powiedział obojętnie Mana – dużo
gwiazd się dzisiaj pojawi na niebie.
Aleksander
poczuł się lekko zbity z tropu. Co prawda podróżował już z Maną czwarty
miesiąc, a zna go od niecałych dziewięciu, ale nigdy nie słyszał, aby
zielonowłosy powiedział coś od siebie. Chcąc to ukryć zaczął wyciągać ze
swojego plecaka zapasy.
-
Chcesz coś zjeść?
-
Obojętnie mi – padła oschła odpowiedź. Przynajmniej
mówi jak zawsze, przemknęło Alkowi przez myśl.
-
Jak zwykle skory do rozmowy – wymamrotał blondyn pod nosem – wiesz… w podobny
sposób spotkałem Tiedolla.
-
Doprawdy? – Odparł znudzony Mana.
-
Tak, nawet w bardzo podobny, chcesz posłuchać mojej historii?
-
Ty znowu swoje – westchnął Mana podchodząc do ogniska rozpalanego przez kolegę
– ile razy mam powtarzać, że jak zaczynasz to masz skończyć? Nawet jeśli
będziesz pleść głupoty, jak zwykle.
-
Haha – zaśmiał się krótko, ale szczerze chłopak – no więc jak się domyślasz
swoje szkolenie zacząłem jakieś trzy lata temu…
***
Wspomnienia
Aleksandra
Był
już późny wieczór. Mała grupa nastolatków siedziała przy ognisku świętując
urodziny.
-
Aleksandrze dołącz się do nas! – Zawołała brata brązowowłosa dziewczyna.
-
Przecież wiesz dobrze, że tu nie pasuję – powiedział siadając po jej lewej
stronie.
-
Och, nie dąsaj się. To że jesteś taki poważny wcale nie oznacza, że się
będziesz z nami źle bawił. – Powiedziała inna dziewczyna z ciemnorudymi włosami.
-
Prawda, ale wątpię, aby mój poważny umysł był w stanie śmiać się razem z wami –
powiedział z uśmiechem na ustach słysząc śmiech znajomych.
-
No widzisz, nie jest tak źle – poklepała go siostra po ramieniu – a teraz
proszę o spokój! Damian ma dla nas kilka strasznych historii.
Grupa
przyjaciół lekko udawanymi oklaskami zaprosiła chłopaka do wstania i
opowiadania.
-
To może zacznijmy od ducha zabłąkanego turysty – powiedział złowieszczo. Grono
słuchaczy w milczeniu czekało na początek opowieści. – Mówi się, że lekko ponad
sto lat temu pewien pewny siebie turysta wybrał się samotnie w te góry. Nie
byłoby w tym niczego szczególnego, gdyby nie wybrał on samego środka nocy na
swą wyprawę. Dodatkowo trzeba nam wiedzieć, że postanowił iść jedną z
najtrudniejszych ścieżek, przez samą puszczę. Tej samej nocy tą okolicę
nawiedziła potężna burza, a wśród jej odgłosów dało się również usłyszeć
wilcze wycie. Ciała owego turysty nigdy nie znaleziono, jednak krąży pogłoska,
iż zgubił się on w gąszczu lasu, a jego dusza ciągle poszukuje wyjścia. A gdy
je znajdzie ukazuje się, jako wysoki mężczyzna w podartym ubraniu z wieloma
ranami. Wabi ofiary prośbą o pomoc, a potem sama skazuje je na wieczną tułaczkę
po tych górach. – Pod koniec jego wypowiedzi zerwał się wiatr, aby po chwili
przynieść odległe wycie wilków.
-
Myślisz, że ktoś w to uwierzy? – Spytał Aleksander.
-
A umiesz lepiej opowiadać? – Zapytał zaczepnie Damian
-
Nie – odpowiedział prosto Alek – ale przecież każdy wie, że duchy nie istnieją.
-
T-to j-jak wy-wyjaśnisz t-t-t-to? – Zapytała wystraszona rudowłosa.
-
Niby co mam wy… - urwał Aleksander spoglądając we wskazanym kierunku.
Zza
krzyków wyglądała sylwetka mężczyzny, która idealnie pasowała do wcześniejszego
opisu zjawy. Wszyscy, oprócz rodzeństwa, wystraszeni biegli w kierunku miasta.
-
A-Alek co robimy? – Zapytała przestraszona Łucja młodszego brata.
-
Idę do niego – powiedział pewnie trzynastolatek.
-
Nie boisz się? – Spytała piętnastolatka.
-
Człowieka, który zabłądził? Ani trochę – odpowiedział pewnym tonem i ruszył
podobnym krokiem do nieznajomego człowieka. Podchodząc bliżej zobaczył lekko
postrzępiony płaszcz przybysza poplamiony ziemią i zmęczenie wymalowane na jego
twarzy.
-
Pomożesz mi? Nie umiem przedrzeć się przez te zarośla – wychrypiał mężczyzna.
-
Dobrze – powiedział chłopak podchodząc do nieznajomego, założył sobie jego
ramię na barki i powoli wyszli razem zza linii drzew. – Łucjo – zwrócił się do
siostry – poproś mamę, aby przygotowała jakieś posłanie.
-
D-dobrze – odpowiedziała dziewczyna biegnąc do domu.
-
Będzie mógł pan u nas odpocząć.
-
Dziękuję, ale nie chcę robić kłopotów – powiedział na spokojnie mężczyzna.
-
To nie będzie wielki kłopot, a pan wydaje się być w złym stanie.
***
Teraźniejszość
-
Ot i cała historia. Zajęliśmy się jego stanem. Okazało się, że chodzi sporo
czasu po lesie i prawie się odwodnił. Kilka dni później zaproponował mi
zostanie egzorcystą. Jak widać się zgodziłem – skończył opowiadać z uśmiechem.
-
Fascynujące doprawdy – odparł z udawanym zachwytem Mana – zdumiewające, że po
tak marnej opowieści o duchach się nie wystraszyłeś jak inni jakiegoś starego
faceta. Doprawdy zachwycające.
-
Wiem, że nie jest to porywająca opowieść, ale prawdziwa. Pozwolisz, że zapytam,
jak to było z Tobą?
-
Skoro koniecznie musisz wiedzieć – westchnął ciężko zielonowłosy kładąc się na
trawie – od dziecka byłem wychowywany przez Zakon. Od moich najmłodszych lat
miałem kontakt z egzorcystami. Cóż… powiem Ci – westchnął po raz kolejny – mój
ojciec i matka byli egzorcystami. I to dość dobrymi. Miałem szczęście, że
urodziłem się z inną prawą ręką. Moje dzieciństwo tak szczerze było tylko
jednym wielkim oczekiwaniem na aktywację. Kiedy to się w końcu stało zostałem
przydzielony do generała Walkera, który akurat był w Kwaterze. Oto cała historia
– powiedział obojętnie Mana. Pomiędzy chłopcami zapadła cisza.
-
To ja się już położę, nasz cel znajduje się u naszych stóp, ale to nie oznacza,
że nie możemy się wyspać, co nie?
-
Rób jak uważasz – powiedział beznamiętnie zielonowłosy. Jednak po chwili zerwał
się na równe nogi – słyszysz?
-
Niby co? – Zapytał śpiąco Aleksander ze swojego śpiwora.
-
Taki odgłos, jakby ktoś coś kopał w ziemi – powiedział rzeczowo szarooki.
-
Zdaaaaajeeeeeee Ciii się – ziewnął Aleksander – dobran... – urwał czując, że
coś go wciąga w ziemię. Mana nie czekał długo. Lecz Aleksander, znajdował się
już prawie cały pod powierzchnią. - Nie mogę dosięgnąć Innocence…
-
Zaraz to załatwię – odpowiedział pełen determinacji Mana wbijając swoją rękę w
grunt. Po chwili Akuma wysunęła się spod ziemi trzymając się za głowę.
-
O mały włos hihi – zaśmiała się. Jednak jej śmiech nie trwał długo.
Zielonowłosy wbił swoją dłoń zamienioną w ostrze noża w sam środek jej głowy.
-
Panie, daj spokój tej duszy – wyszeptał chłopak w chwili jej zniknięcia. – To
na dzisiaj skończyliśmy.
-
Tak – powiedział Aleksander zakopany po szyję w ziemi. – Hej! Mógłbyś mi pomóc?!
– Zawołał blondyn widząc jak jego towarzysz kładzie się u siebie.
-
Myślałem, że tak Ci wygodnie – odparł zielonowłosy leżąc na swoim śpiworze – z
resztą, nie wyglądasz tak źle…
-
Haha – zaśmiał się z sarkazmem – Mimo wszystko nie jest. Uwierz mi, że uczucie
zakopania w ziemi nie jest przyjemne. Dlatego byłbym wdzięczny za wykopanie
mnie stąd.
-
Aby Cię wyKOPAĆ musiałbym zejść pod ziemię. Poza tym wątpię, czy wytrzymałbyś
moje kopnięcie – odparł zielonowłosy podchodząc do kolegi.
-
Ty naprawdę nie możesz sobie darować takich tekstów?
-
Nie – powiedział szorstko Mana – nie ruszaj się.
-
No nie, a właśnie chciałem pobiec w dół zbocza – odpowiedział z sarkazmem
Aleksander. Chwilę później został wyswobodzony. - Dzięki Mana – powiedział
wdzięcznym głosem – gdyby mnie wciągnęła, szybko byłbym martwy.
-
Nie przyzwyczajaj się – odparł Mana – tylko oddaję przysługę. Została mi
jeszcze jedna wobec ciebie.
-
Nadal jesteś zły o to co się działo na Krecie?
-
W pewnym sensie – odpowiedział zagadkowo Mana.
***
Podczas
świtu przez miasto spacerował czarny kot z dziwną gwiazdą na łebku. Szedł
dostojnym krokiem, który wskazywał na to, że należy do bogatej rodziny.
Dochodząc na jego skraj na swojej drodze spotkał dwójkę ludzi. Jednego
mężczyznę z turbanem na głowie i dziewczynę mającą krótkie, granatowe,
nastroszone włosy, a w ręku trzymającą otwartą, różową parasolkę.
-
Witaj Lulu Bell i jak zwiady? – Spytała kota.
-
Bardzo dobrze, Road – odpowiedziała jej wysoka, szczupła czarnowłosa kobieta,
która pojawiła się zamiast zwierzęcia –
Mana podróżuje w tę stronę razem z jakimś blondynem.
-
To pewnie Aleksander, o którym mówili Jasdebi – odparła na głos granatowowłosa.
-
Możliwe – odparła przybyszka siadając na kamieniu – jak to rozegracie? Damon,
możesz mi już coś zdradzić?
-
Niech najpierw oni znajdą Innocence zamiast nas – odezwał się mężczyzna –
zagramy taktycznie tak jak jakieś dwadzieścia lat temu ty. Jesteś pewna, że to
są same młodziki?
-
W stu procentach – powiedziała czarnowłosa – sprawdziłam też sąsiednią
mieścinę. W jednym ze schronisk zatrzymała się kolejna dwójka. Nie wykluczam,
iż mają się spotkać z Maną, w tym mieście.
Żadne z nich mnie jeszcze nie zna, więc prawdopodobieństwo powodzenia
naszego planu jest takie samo, jak wtedy, jeśli nie większe.
-
Och, nie mogę się doczekać – zapiszczała granatowowłosa – tak bardzo chciałabym
już usłyszeć ich krzyki z bólu i rozpaczy, hahaha – zaśmiała się złowieszczo.
Jej towarzysze wkrótce potem również się dołączyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz