niedziela, 2 marca 2014

Rozdział Dwudziesty Piąty ~ Powrót


Aleksander powoli otworzył oczy. Wziął bardzo głęboki oddech i wolno wypuszczał powietrze z płuc. W głowie miał mętlik, istny chaos. Nie podnosił się tylko spoglądał na wolno przesuwające się chmury po niebie starając uporządkować swoje myśli. Pamiętał, że ktoś nim potrząsał aż się obudził. To był Amon, który stał na warcie, a właściwie to ją kończył. Anioł otrząsnął się dopiero po krzyku należącym do Morii. Gdy obrócił się w jej kierunku zobaczył, jak Akuma dokądś ją zabierała. Druga wypuściła jakiś gaz, przez który zaczęli się dusić. Aktywował Innocence, Genzo i Amon pobiegli za Tanaki, a on szukał pozostałych. Obudził Lavi’ego, a potem zaczął szukać Many. Chłopaka znalazł śpiącego tuż pod drzewem. Bookman, gdzieś z oddali krzyczał, aby się pośpieszył, ale blondyn obudził przyjaciela dopiero po kilkudziesięciu minutach. Był już wtedy zmuszony do zasłaniania sobie ust, aby jak najmniej wdychać trujących oparów. Kiedy w końcu zielonowłosy się obudził Aleksander nie czuł się za dobrze. Później we dwoje szukali wyjścia z mgły, aż w końcu… stracił przytomność. Nie pamiętał nic więcej oprócz kilku zdań piętnastolatka, którymi go rozbudzał.

Anioł podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się po otoczeniu. Znajdował się spory kawałek od miejsca ich obozowania. Obok niego na ziemi leżał Mana. Lavi’ego nigdzie nie widział.
- No i co teraz? – Zapytał na głos.
- O to samo mogę i ja zapytać – odparł zielonowłosy nie podnosząc powiek – co się stało z resztą?
- Morii została porwana, Amon i Genzo pobiegli za nią, ale nie wiem co robi Bookman.
- Poszedł po coś do picia – odparł spokojnie Mana również siadając. – Czyli będziemy musieli znaleźć tamtą trójkę zanim z powrotem wrócimy na nasz szlak.
- Niestety tak, czy my nie możemy, w spokoju przeprowadzić choć jednej podróży?
- Nie – padła szybka odpowiedz.
- To było pytanie retoryczne – powiedział z przekąsem Aleksander.
- A tak nie brzmiało, poza tym, po co sobie mną głowę zawracałeś? Nie mogłeś od razu wyjść?
- Nie powiem, przemknęło mi to przez myśl – z lekkim zawstydzeniem Aleksander podrapał się z tyłu głowy. – Ale… zauważyłem śpiącego Bookmana, więc stwierdziłem, że i ty musisz jeszcze spać. A że nie spodziewaliśmy się żadnego tak nagłego ataku to postanowiłem, jak najszybciej was obudzić. Wychodzi na to, że dobrze zrobiłem. Teraz ja jestem Twoim dłużnikiem – uśmiechnął się lekko – swoją drogą mogę zapytać Cię o to samo. Skoro byłem skazany na śmierć to po co mnie ciągnąłeś za sobą?
- Nie chciałem mieć kolejnego egzorcysty na sumieniu – powiedział poważnie Mana ze spuszczoną głową. – Moi rodzice… zmarli w podobnych okolicznościach. – Aleksander poczuł się nieswojo.
- Jak to się stało? Oczywiście jeśli jesteś w stanie mówić – dodał szybko.
- Heh, jak? – Powiedział podnosząc wzrok. – A po cholerę Ci to wiedzieć? – Warknął na blondyna. – Pilnuj swoich spraw, Anioł.
- Dobra, nie wściekaj się. Nie było pytania. Strasznie poddenerwowany jesteś – dodał po chwili szesnastolatek. Sam zacząłeś ten temat; dodał w myślach z przekąsem.
- Cholera jasna – oburzył się Mana – czy sobie za punkt honoru wziąłeś zastępować Morii, gdy nie ma jej w pobliżu? Nie umiesz siedzieć cicho przez jakiś czas? – Szarooki położył się zrezygnowany na trawie. – A moje nerwy mają się wspaniale. Przesyłają podziękowania za troskę i proszą, abyś się od nich odwalił.
- Dotarło, już nic nie mówię – powiedział Alek.
Na polanie zapadła cisza. Gdzieniegdzie odzywały się pojedyncze ptaki. Wiatr wiał prawie niezauważalnie. Blondyn z nudów zaczął robić sztuczki przy pomocy jo-jo. Mana przez chwilę przyglądał się temu co robi, ale nie zauważył w tym nic ciekawego, więc wyciągnął z własnej torby jeden z poszarpanych, czarnych notesów i zaczął go czytać. Tak minęły im dwie godziny do przyjścia Bookmana.
- No chłopaki, widać, że sobie odpoczywacie – powiedział.
- Masz wodę? – Zapytał szarooki z nosem w zeszycie.
- Nie – ciężko westchnął – zrobiliście cokolwiek?
- Aleksander się obudził – odpowiedział zielonowłosy – więc to już coś. Zdążyliśmy nawet pogadać.
- To raczej była krótka wymiana zdań – wtrącił się blondyn.
- Jeden kij. Ważniejsze jest to, że nie mamy zielonego pojęcia dokąd zabrali Morii i w której części lasu pałętają się Tray z Genzem. Byle tylko sobie czegoś nie zrobili, bo nie mam zamiaru wracać z powrotem do Baka i reszty naukowców – powiedział znudzony chłopak.
- Nie mógłbyś posłać Timcanpyego, aby ich poszukał? – Zasugerował Lavi.
- Niby tak… ale jak dla mnie to mogliby być już martwi. O trzech idiotów mniej na świecie. Hej, co robisz?! – Warknął na Aleksandra chwytając się za głowę w miejscu, gdzie uderzyła go dłoń blondyna.
- Nienawidzę, gdy ludzie udają obojętnych na wszystko – powiedział poważnie. – Nie powinieneś życzyć innym śmierci. Żyjemy w trudnych czasach i nawet tacy idioci, jak raczyłeś ich nazwać, są potrzebni Zakonowi. Rusz szanowne cztery litery i pomóż ich znaleźć. Chyba, że wściekły Komui na karku to żadne utrapienie dla Ciebie – to mówiąc Anioł wstał. – Za daleko chyba nie poszli. Zaatakowano nas jeszcze w nocy, po pozycji słońca wnioskuję, że jest jeszcze przed południem. Jeśli zaraz wyruszymy jest dość duże prawdopodobieństwo, że damy radę ich znaleźć zanim wejdą głęboko w las. Oczywiście zakładam, że Tanaki jeszcze nie odnaleźli.
- To ruszamy w drogę. Mana możesz tu zostać i na nich poczekać.
- Ani mi się śni! Chcę zobaczyć przerażonego Tray’a.
- Masz dziwne pobudki – stwierdził pod nosem Anioł.

***

Amon i Genzo szli marszowym tempem coraz głębiej w las. Wzrokiem przeczesywali otoczenie, jednocześnie nasłuchując, czy gdzieś w oddali nie słychać Morii. Dziewczyna została uprowadzona przez Akumy kilka godzin wcześniej. Chłopcy szukali jej od tamtego czasu. W pewnej chwili po lesie rozniósł się głośny kobiecy krzyk.
- To pewnie ona! – Zawołał Amon.
- To gdzieś stamtąd – odpowiedział spokojnie młody Bookman i oboje udali się biegiem w tamtą stronę.
Na miejscu zastali Morii, która ledwo stała na nogach. Dziewczyna miała twarz i włosy we krwi. Tuż przed nią, unosił się dym po świeżo zniszczonej Akumie. Brązowowłosa opierała głowę o jeden z dwóch, aktywowanych szaro-czarnych wachlarzy, które miały ponad metr długości. Jej czarna bluza była w strzępach, spódnica również została poszarpana i miała długie rozcięcie z boku. Kolana miała ugięte i z ledwością oddychała.
- Morii, wszystko gra? – Zapytał przerażony Amon widząc jej stan.
- A-amon? – Zapytała nieprzytomnie odwracając głowę w jego stronę.
- Tak, co tu się stało?
- Porwały mnie, wyrwałam się, walczy… - w tym momencie złotooka straciła równowagę i poleciała na towarzysza. W tamtym momencie i jej wachlarze wróciły do zwyczajnych rozmiarów.
- Musiała niezłą walkę stoczyć – powiedział Genzo rozglądając się po polanie – zrobiła tu niezłe przemeblowanie – odparł wskazując zniszczony fragment lasu. – Ciekawe z iloma musiała sama walczyć… jest poważnie ranna. Zabierzmy ją do obozu.
- Zaniosę ją, ty weź jej Innocence – powiedział blondyn. – Ta rana głowy wygląda paskudnie. Powinna uciekać, a nie wdawać się w bójkę.
- A ty byś tak zrobił? – Zapytał Genzo podchodząc do drugiego chłopaka. – Uciekłbyś z pola bitwy wiedząc, że jest to równoznaczne z niewywiązaniem się z obowiązków? Że będziesz dezerterem?
- No nie.. ale ona jest słaba. Jest najsłabszym ogniwem naszego zespołu. Powinna o tym pamiętać.
- Może liczyła, że szybko do niej dołączymy. Albo chciała nam pokazać, że sama też da radę – podsunął czerwonooki. – Nie ma co się rozwodzić. Czeka nas kolejna pogadanka.
- O czym ty mówisz?
- O nim – powiedział czarnowłosy wskazując Manę przed nimi.
- No nareszcie się znaleźliście. Te! Anioł, Bookmanie! Tu są te sieroty! – Zawołał zielonowłosy.
- Nie musisz tak się drzeć idę tuż za Tobą – odpowiedział Alek wychodząc zza bambusa z ręką przyłożoną do ucha – chcesz żebym ogłuchł?
- I tak jesteś głuchy – odpowiedział obojętnym tonem szarooki – co tej się stało? Wygląda gorzej niż zazwyczaj.
- Sama walczyła przeciwko Akumom. – Odpowiedział spokojnie czerwonooki. – Nie dziwota, że wygląda tak, a nie inaczej.
- Sama? Bezmyślna idiotka, jak zwykle. Wracamy na szlak. Mam dość Azji na najbliższe kilka miesięcy – odparł Walker odwracając się tyłem do towarzyszy.
-------------------------------------------------------------------------------------------
Na śmierć jestem przygotowana xD
Nie wiedziałam, że tak krótki mi wyszedł... byłam przekonana, że był o wiele dłuższy... no nic mówi się trudno ;)
~ rozdziały pojawiają się co dwa tygodnie na zmianę z moim drugim blogiem ;) chyba, że mam problemy z wyrobieniem to wtedy pewności nie ma xD
~ publikuję zawsze w niedzielę, lecz w godzinach bliżej nieokreślonych
~ informuję za pomocą gg
~ na gg (jeśli nie w komentarzach) można słać swoje opinie ^_^
Dziękuję, że czytacie! Jesteście wszyscy kochani :*

1 komentarz:

  1. Jaaaaaaką krytykę? - szczerzę to coraz ciekawsz się robią, dużo lepiej się czyta od początkowych, którę aż tak nie wkręcały No ale zabić Cię można, za te nieewyobrażalnie długie rozdziały! -.- Mana mi się pododba coraz bardziej, strasznie mnie ,,bawi'' tym swoim zachowaniem tsundere dziewoi (oczywiście pozytywnie) Grrrr... jak nie lubiłam Mori, to teraz fajna dziewuszka, jeszcze im pokażę! A Amon'a to by akuma mogła poturbować/ Earl'o wierna fanka :3 Napisałam już na gg ale czo tam :D

    OdpowiedzUsuń