Gwizd
odjeżdżającego pociągu rozniósł się po okolicy małej stacji.
-
Kolejny odjechał – mruknął pod nosem ciemnowłosy chłopak.
-
Co ty nie powiesz – odpowiedział zgryźliwie drugi. – Myślałem, że to norma, tak
ludzi do wiatru wystawiać.
-
Twój sarkazm na poziomie jak widzę.
-
Twoja ostentacyjna powaga również.
-
Nie używaj słów, których nie rozumiesz.
-
A ty masz encyklopedie zamiast mózgu.
-
Coś przynajmniej posiadam.
-
Coś mówiłeś?
-
Słuch Ci wysiada?
-
Prosisz się o wywóz do szpitala.
-
Serio? To ty coś potrafisz, egzorcysto od siedmiu boleści?
-
Na pewno o wiele więcej od Ciebie, przygłupi Bookmanie.
-
Mój iloraz inteligencji jest co najmniej stokrotnie większy niż Twój.
-
Chyba mniejszy.
-
Taki pan mądrala, a porządnie roboty nie umie wykonywać. Weźmy na przykład
akcję w Chinach…
-
Ćwiczyłeś się w mowie? O wiele lepiej Ci idzie.
-
Nieskromnie potwierdzę – powiedział chłopak prostując się i poprawiając
płaszcz.
-
Moje gratulacje, może zdołasz zagadać Noah na śmierć.
-
Przynajmniej mam jakieś szanse, bo po Twoim ostatnim popisie wiadomo, że zmiotą
Cię z powierzchni ziemi. – odparł mrożąc spojrzeniem rozmówce.
-
Żartujesz, sobie?! Niby jakie szanse? To ty zginiesz przy pierwszym spotkaniu!
-
Przecież Twoja ręka zamienia się tylko w słabe ostrza. Nie zdążysz zadać ciosu
tą swoją blachą. Ledwo do kuchni się nadajesz.
-
Hahaha – zaśmiał się oschle chłopak – uważasz, że jesteś taki zabawny? Moja
broń to przynajmniej tasak, którym mogę odciąć Ci głowę, gdy mi się zachce,
natomiast ty nosisz tylko powiększoną wykałaczkę.
-
Mój MIECZ przynajmniej się mnie słucha.
-
Język już rzadziej. Poza tym potrafię nad sobą zapanować.
-
No nie wiem, bez powodu potworem nie zostałeś.
-
Zamknij się.
-
To nie ja przecież atakuję bogu winne kobiety na każdym kroku…
-
ZAM. KNIJ. MOR. DĘ. – Wycedził przez zęby Mana łapiąc rozmówcę za przód kurtki.
– NIC nie wiesz o mnie i mojej przeszłości. Więc zamknij ten pysk!
-
Twoje słownictwo jest najwyższych lotów jak zawsze, a dla Twojej wiadomości…
opowiedziała mi o tym co się wtedy działo. – W tym momencie dłonie Walkera
ścisnęły Genza za gardło.
-
Jeszcze masz coś do powiedzenia?! Odwal się ode mnie! To moja przeszłość! Nie
wpychaj się z butami tam, gdzie nie proszą!
-
Aż tak bardzo nienawidzisz A…
-
Zamknij ryj! Nie wymawiaj tego imienia, NIGDY! – Powiedział chłopak zaciskając
jeszcze mocniej ręce na szyi towarzysza. Po kilku minutach wypuścił z uścisku
czarnowłosego.
-
Co tu się stało!? – Krzyknął Lavi na widok z trudnością łapiącego oddech
ucznia. – Mana zwariowałeś?! Genzo wszystko gra?
-
Spokojnie przeżyje. Nie mam zamiaru go zabijać, na razie – dodał po krótkiej
pauzie.
-
Walker stój! O co wam zaś poszło?
-
Dałem mu ostrzeżenie, żeby nie wpychał się do nieswoich spraw.
Zielonowłosy
ignorując nawoływania rudowłosego udał się w kierunku budynku stacji. Po chwili
mężczyzna dał sobie z tym spokój i zmierzył swojego ucznia wzrokiem. Jeszcze z
płytkim oddechem chłopak aż się wzdrygnął czując jego złość na sobie.
-
Genzo – zaczął spokojnie szmaragdowooki – praca Kronikarza nie polega na
denerwowaniu osób dookoła. W szczególności egzorcystów. Ile kłótni już
wywołałeś?! A ile jeszcze chcesz wywołać?! Wiesz, że jestem przeciwny Twoim
metodom. Sztuczki użyte przez Ciebie na NIEJ… takie metody wcale nie są dobre –
spojrzał na niego surowo, czarnowłosy aż się skurczył. – Czy ty wiesz, co to
znaczy obserwacja? Ob-ser-wac-ja! – Dodał głośniej. – To dzięki niej zdobywasz
informacje, a nie wymuszasz! Nie musi Cię interesować mundur egzorcysty, nawet
nie wymagam przestrzegania całej ich etyki… ale do jasnej ciasnej! Jesteś
uczniem na następnego Bookmana! Ród hańbisz stosując takie metody. Wiem, że
powstrzymywanie się przed uwagami, szczególnie w tej sprawie i pokusa, aby
wszystko o tym już wiedzieć jest szczególnie ciężka do pokonania, ale
powstrzymaj się! Na każdą informację przychodzi odpowiednia chwila. Uświadom to
sobie. A teraz wstawaj z tej ziemi. Chce Cię widzieć najpóźniej za pięć minut
na stacji. – Bookman poprawił swój szalik i odwrócił się tyłem do ucznia.
Stacja
znajdowała się w odległości kilku set metrów od miasta, w którym mieli ostatnią
misję. Budynek był zbudowany z drewnianych bali i otoczony drzewami. Sprawiało
to wrażenie średniej wielkości chatki w środku lasu. Choć wcale tak nie było.
Wewnątrz było okienko recepcji, gdzie kupowano bilety i dowiadywano się o
godzinie odjazdu odpowiedniego pociągu. Tuż nad nim wisiała duża tarcza
zegarowa. Pod ścianami stało kilka drewnianych ław do siedzenia. Na jednej z
nich siedziała niska, brązowowłosa dziewczyna zapatrzona w czarne wskazówki
zegara. Wymachiwała na przemian swoimi nogami, na których nosiła wysokie czarne
kozaki. Jej dwa warkocze zniknęły pod kapturem założonym na głowę. Miała na
sobie długi, jasnoszary płaszcz zapinany tylko pod szyją na mały łańcuszek.
Spod okrycia widoczna była długa, czarna sukienka rozcięta po bokach, aż do
połowy ud. Miała ona długie rękawy oraz kołnierz przylegający do szyi. Zapinana
była przy prawym ramieniu na kilka małych, srebrnych guzików, a po lewej
stronie była wyszyta odznaka Boskich Apostołów. Jednak wyraz jej twarzy nie
miał wiele wspólnego z elegancją przemawiającą przez jej strój. Ręce miała
zaplecione na piersi i co jakiś czas dmuchała na nieznośną grzywkę z grymasem
niezadowolenia śledząc wzrokiem ruch sekundnika na zegarze. Zaraz obok siebie
miała ułożone trzy małe, brązowe walizki, a obok niej na ławce leżał większy,
zielony plecak poplamiony w kilku miejscach. Na lewym ramieniu miała położonego
swojego golema. Małą czarną kulkę z białym kółkiem po środku i dwoma skrzydłami
przypominającymi nietoperzowe kończyny. Co chwila przygryzała wargę i z uwagą
nasłuchiwała nadejścia jej towarzyszy lub nadjeżdżającego pociągu. W duchu
marzyła, aby wrócić już do domu. Powtarzała sobie ciągle że została im
kilkudniowa jazda pociągiem do miasteczka portowego, przesiadka na prom i po
góra tygodniu będą już w Londynie. Westchnęła ciężko i wzrok jej złotych
tęczówek padł na wchodzącego kompana. Chłopak był o rok od niej starszy i
wyższy o jakieś dziesięć centymetrów. Miał na sobie czarny płaszcz obszyty
srebrną nicią, na lewej piersi przypiętą odznakę egzorcysty. Zapięty był pod
samą szyję. Kołnierz był zakryty przez gruby czarny szalik. Brązowe, wysokie
buty miał białe od śniegu. Na obu dłoniach miał białe rękawiczki. Prawe ramię okrycia
było przypięte na zamek błyskawiczny. Jego ciemnozielone włosy w słabym
oświetleniu wyglądały na czarne, a wokół niego latał jego złoty golem Timcanpy.
Bez żadnego słowa usiadł obok dziewczyny. Nie zwrócił nawet na nią większej
uwagi. Przejechał dłonią po krótkich, już i tak nastroszonych włosach, tupnął
dwa czy trzy razy butami, aby pozbyć się śniegu i zatopił się we własnych
myślach. Jego szare oczy zawzięcie wpatrywały się w sęki drewnianej podłogi.
Ręce splótł w dłoniach opierając je na swoich kolanach. Co jakiś czas
wystukując sobie tylko znany rytm podeszwami butów.
Kilka minut później do budynku wszedł wysoki
rudy mężczyzna z założonym czarnym ponczem ze srebrnymi elementami. Miał białe
wysokie spodnie z uchwytem na malutki młot przy swoim lewym udzie. Wokół szyi
miał owinięty biały szalik, a włosy podtrzymywała srebrno-czarna opaska z
wyszytym na niej symbolem Apostołów. Z cichym westchnieniem oparł się o ścianę
tuż obok okienka. Skrzyżował ręce na piersi i poddał się swoim własnym rozmyślaniom
na sobie znane tematy.
Jako
ostatni wysłannik z Czarnego Zakonu wszedł chłopak średniego wzrostu o czarnych
włosach i czerwonych oczach. Na prawym oku miał założoną czarną opaskę. Miał na
sobie zwykłą czarną kurtkę z tylko dwoma kieszeniami z boku i długie, czarne
spodnie. Oprócz tęczówek wyróżniała go z otoczenia tylko pochwa na miecz
przypięta do paska z prawej strony. Miała ona ciemnobrązowy kolor, z wyszytym
srebrnym krzyżem na srebrnej róży. Wystawała z niej rękojeść jego broni w
jasnobrązowym kolorze. Usiadł on obok dużego zielonego plecaka. Nie zwrócił
uwagi na towarzyszy. Wyciągnął tylko z jednej z walizek książkę i zaczął
czytać.
Po
dwóch godzinach kompletnej ciszy. Dziewczyna nie wytrzymała.
-
Matko! Zaraz zwariuję przy was! Jak możecie wytrzymać w tej przeklętej ciszy,
no! – Powiedziała zaciskając dłonie w pięści, a ręce trzymając wzdłuż tułowia.
-
Chwila ciszy nikomu nie zaszkodzi – powiedział Genzo.
-
Morii, spokojnie w tej chwili musimy po prostu czekać – odpowiedział Lavi.
-
Nie rób scen, jak jakieś rozpieszczone dziecko.
-
Sam jesteś rozpieszczone dziecko, Walker! – Powiedziała wskazując go palcem. –
Cały czas się rządzisz, nie dajesz innym dojść do słowa…
-
Bo może Ciebie mam się słuchać, Tanaki!? Chyba na mózg Ci całkiem padło. Nie
dam dowodzić misją debilom, przecież to oczywiste.
-
Że co?! Ja Ci dam debili!
-
Hej, zachowujcie się! – Powiedział Lavi podchodząc do tej dwójki. – Co wy,
dzieci w piaskownicy? Uspokójcie się pociąg będzie za niedługo. Wszystkim nam
się czekanie dłuży, a wasze kłótnie nie pomagają.
-
Za niedługo? Czyli za ile? – Zapytała zdenerwowana dziewczyna.
-
Według rozkładu za dziesięć minut. Tyle chyba jeszcze wytrzymacie? - W
odpowiedzi nastolatkowie tylko kiwnęli głowami rzucając sobie nawzajem
nienawistne spojrzenia.
-
To nie czekamy na Aleksandra i Amona? – Zapytał Genzo znad książki.
-
Nie, nie mamy już czasu – odpowiedział Lavi spoglądając w stronę peronu – za
długo zwlekamy, a nasze zlecenie się wydłużyło i tak wystarczająco. Wyjdźmy już
na zewnątrz. Może trochę ochłoniecie – powiedział Bookman zarzucając sobie
plecak na plecy. Pozostali egzorcyści podnieśli się z miejsc zabierając swoje
rzeczy i poszli za mężczyzną.
Na
zewnątrz zaczął prószyć śnieg przez co zrobiło się chłodniej. Niebo zostało
zasłonięte przez szare chmury, które wraz z nadciągającym pociągiem robiły się
coraz ciemniejsze od dymu z lokomotywy. Zimny wiatr odrobinę utrudniał
widoczność. Wszyscy podróżni stali już na zewnątrz pozakrywani od stóp do głów,
aby ochronić się przed panującym lekkim mrozem. Gdy pociąg zatrzymał się na
stacji wśród tłumu wybuchły pożegnania, podniecone szepty, jakieś płacze,
śmiechy. Gwizd konduktora oznajmiający otwarcie przedziałów jeszcze bardziej je
spotęgował. Podróżni tłoczyli się na średniej wielkości peronie często popychając
się wzajemnie. Jedni wysiadali z pociągu inni do niego wsiadali. Niektórzy
mieli walizki inni plecaki. Jedni żegnali rodziny, inni witali dawno nie
widzianych bliskich. Dzieci biegały od jednych do drugich. Nawoływania rodziców
mieszały się z rozmowami innych ze stacji dając ciepłą atmosferę, tak odmienną
od wszechobecnego mrozu. Odziani, w czerń egzorcyści w tłumie nie zwracali na
siebie większej uwagi. Morii wręcz w podskokach podeszła do wagonu pierwszej
klasy i z uśmiechem podała swój bagaż tragarzowi przy wejściu. Jej towarzysze
zostawili to bez komentarza. Powoli weszli do pociągu. Tylko Mana się ociągał.
Jego wzrok przykuło kilka osób kłócących się o kolejność wejścia do wagonu.
Wyraźnie walczyło dwóch mężczyzn. Jeden próbował zrzucić drugiego ze schodków.
Chłopaka nie dziwiło to, że konduktor się do nich nie zbliża. W ostatnich
wagonach zawsze brakowało miejsca. Raczej w miejscu trzymał go sam ich widok.
Jak wątlejszy mężczyzna stawia opór silniejszemu. Tylko po to, aby Ci narwańcy
nie dogonili kobiety już wchodzącej do wagonu. Próbowała zniknąć wewnątrz, jak
najszybciej, ale niestety nie mogła.
-
Walker! Idziesz wreszcie, czy nie?! – Zawołał czarnowłosy z pociągu.
-
Zamknij się, przecież już jestem – odpowiedział wściekły przeskakując ostatnie
stopnie i lądując tuż przed towarzyszem.
-
Na coś się tak zapatrzył, co?
-
Nie Twój interes.
-
Jakąś dziewczynę wypatrzyłeś? – Zapytał próbując przejść do otwartych drzwi.
-
Człowiek zamyślić się nie może, bo ty od razu historię dorabiasz.
-
A nad czym tak ważnym myślałeś, że ruch zatamowałeś?
-
Nad dniem dobroci dla zwierząt, jednak skutecznie mi przeszkodziłeś, Genzo.
-
Dzień dobroci dla zwierząt? – Zapytał rozmówcę zdziwiony.
-
Szkoda mi słów na Ciebie – odparł szarooki wymijając go.
Mana
wszedł do przedziału mrucząc pod nosem sobie znane zdania. Nie oglądał się
dookoła. Słysząc wysoki głos Tanaki, był pewny że wszedł tam, gdzie powinien. Całkowicie
zignorował rozmowę pomiędzy nią, a Lavim. Włożył swój bagaż na półkę nad
siedzeniami i usiadł. Tym razem z niezadowoleniem na twarzy usadowił się tuż
przy drzwiach. Od zawsze siadał przy oknie, tyłem do kierunku jazdy. Odkąd
sięgał pamięcią tak jeździł. Niestety tym razem siadła tam brązowowłosa.
Skrzywił się i oparł się wygodnie o ścianę. Timcanpy swoim zwyczajem wyszedł z
jego wewnętrznej kieszeni i teraz powoli wspinał się po jego rękawie na ramię
właściciela. Genzo wszedł do przedziału krótko po nim. Służbiście zdał relację
z jego rozmowy z konduktorem i rozsiadł się wygonie pomiędzy Maną i Bookmanem.
Podróż
mijała im spokojnie aż do pierwszej stacji. Lavi ulegając swojemu umiłowaniu do
płci pięknej zaprosił do przedziału dwie kobiety, które od razu usiadły obok
Morii. Jedna z nich była starszą panią ubraną w szary płaszcz i wyglądała na
osobę, która była pewna swojej wyższości nad resztą pasażerów. Jej towarzyszka
była młodsza i również wykazywała cechy typowe dla arystokratycznej panny.
Głowę trzymała wysoko uniesioną i z wielką niechęcią prowadziła rozmowę z
egzorcystką. Tanaki natomiast była strasznie rozentuzjazmowana możliwością
porozmawiania z kobietą. Po kilkudziesięciu minutach – gdy dziewczyna
dowiedziała się, że zdobienia to najszczersze srebro – obie nastolatki
rozmawiały w najlepsze. Starsza pani kilkakrotnie zwracała uwagę na słownictwo
Chinki i na początku były to jedyne osoby nawiązujące między sobą jakikolwiek
kontakt. Gdy Mana poczuł się odrobinę spokojniej i pewniej, że może wyciągnąć
swoje notatki zaczął je czytać. Niestety chwilę później doczepił się do niego
Genzo.
-
Trzydziesty pierwszy grudnia. Dzisiaj znowu przywitał mnie ból głowy. Mam
nadzieję, że jak najszybciej oswo… - zaczął czytać czarnowłosy zanim
ciemnozielonowłosy zamknął zeszyt.
-
Te, żuraw może byś się zajął swoją książką.
-
Od kiedy tak ładnie piszesz, co?
-
Mój charakter pisma jest co najmniej dziesięć razy lepszy od Twojego.
-
Ciekawe kiedy ćwiczyłeś… pewnie listy pisałeś co?
-
O co Ci chodzi? – Zapytał podejrzliwie szarooki rzucając sąsiadowi ostrzegawcze
spojrzenie.
-
Och, tam ten w rogu? Nawet nie próbuj, gbur, awanturnik i niewychowana osoba.
Aż żałuję, że się znamy – powiedziała Morii.
-
Ja tu jestem – powiedział dobitnie Walker przenosząc swój wzrok na kobiety.
-
Jaka szkoda… - odpowiedziała
arystokratka.
-
Kolejna przeszła Ci obok nosa, tylko ze względu na twój charakter. – Powiedział
pewny siebie uczeń Bookmana.
-
O co Ci się rozchodzi? Nie mam czasu ani tym bardziej ochoty na bezowocne
gadanie.
-
W obecności dam umiesz się powstrzymać. Ciekawe jak długo dasz radę…
-
Zamknij się – powiedział ostro odwracając się do niego maksymalnie.
-
Och, co za paskudne wychowanie. Widać, że chłopiec bez odpowiedniego
wykształcenia – powiedziała starsza kobieta widząc jego zachowanie.
Zanim
Mana zdążył zareagować Genzo przejął pałeczkę.
-
Niech wielmożna pani mu wybaczy, to sierota. Nie umie się obchodzić z ludźmi,
zwłaszcza z kobietami. Kiedyś jedną nawet za…
-
Zamknij swój dziób – odparł Walker wyprowadzając precyzyjne uderzenie pięścią w
twarz juniora. – Na następnej stacji. Przygotuj się. Tym razem Aleksander Ci
nie pomoże – odpowiedział pełen wściekłości.
-
Już się boję – powiedział Genzo udając przestraszonego.
-
Mana, Genzo, uspokójcie się. Przepraszam Panie za ich zachowanie… - Lavi starał
się uratować sytuacje co chwila rzucając ostrzegające spojrzenie w stronę
młodych towarzyszy. Po chwili Mana wstał z miejsca.
-
Za dużo powietrza zabieracie, wychodzę! – Powiedział stając w przejściu.
Zanim
reszta podróżników mogła zareagować wagon niebezpiecznie się zachybotał. Walker
stracił poczucie równowagi i poleciał do tyłu lądując na plecach w przejściu
przedziału. Podniósł się trzymając głowę w dłoniach.
-
Co tu się dzieję?! – Zawołała oburzona starsza kobieta poprawiając swój strój.
-
Nie mam pojęcia, ale to nie do pomyślenia, żeby tak nagle przerywać podróż… -
powiedziała równie zła młoda arystokratka.
-
Tanaki, wychodzimy – odparł Mana zostawiając w wagonie rękaw od swojego munduru.
-
Co za ohydna ręka – powiedziała z odrazą w głosie nastolatka.
-
Mógłbyś choć raz zawołać mnie po imieniu czy jakoś inaczej – zamarudziła Morii
upewniając się czy włożyła swoje wachlarze do uchwytów na udach. Sekundę
później wybiegała z przedziału za szarookim z głośnym hej!.
Wąskie
przejścia w wagonach pierwszej klasy były pełne. Choć nie znajdowało się na
nich wielu ludzi. Jednakże tyle wystarczyło, aby przysporzyć egzorcystom
kłopotów z wydostaniem się na zewnątrz. W pewnym momencie wydawało się, że
pociąg miał ruszyć. Jednak okazało się że to był po prostu kolejny wstrząs
nieznanego pochodzenia. Płaszcz Tanaki powiewał za nią i zahaczał o większość
wystających elementów w przejściu. Co jakiś czas traciła przez to Manę z oczu.
W końcu zdenerwowana odpięła płaszcz i nie przejmując się tym co się z nim
stanie biegła dalej. Towarzysza broni złapała dopiero przy wyjściu, lecz nawet
wtedy nie miała czasu na złapanie oddechu. Chłopak bez zawracania sobie nią
głowy wyskoczył z wagonu. Zrobiła to samo i dopiero wtedy dotarła do niej
sytuacja. Na dworze zapadała już noc. Mróz się wzmógł, a zewsząd dobiegało
wycie wiatru poruszającego zamrożonymi gałęziami. Pomimo zimowej pory
temperatura zdawała się być za niska jak na tą godzinę. Dziewczyna zaczęła
pocierać swoje zmarznięte ramiona, gdy usłyszała kolejny huk i poczuła
towarzyszący mu wstrząs. Pocisk uderzył w ostatni wagon. Tym razem odniósł
prawdopodobnie pożądany skutek. Wagon się wywrócił ciągnąc za sobą dwa kolejne.
Rozległy się ludzkie krzyki z przerażenia, a spotęgował je późniejszy ogień.
Tanaki nie namyślała się długo tylko od razu tam pobiegła. Dobiegła do rannych.
Wielu ludzi rzucało się w śnieg, aby uniknąć buchających płomieni. Z wewnątrz
pojazdu wydobywały się błagania o pomoc. Dziewczyna rozpaczliwie zaczęła się
rozglądać po bokach. Nigdzie nie widziała ani nie słyszała swojego
zielonowłosego towarzysza. Zgięła ręce w pięści i samotnie weszła do środka.
Ostatnie
wagony zawsze były przepełnione ludźmi. Ludźmi i towarami. Często było tak, że
Ci których nie stać było na bilet wsiadali przy załadunku większych bagaży. Ten
pociąg nie był wyjątkiem. Głosy dobywające się z wnętrza tylko to potwierdzały.
Szyb nie było albo fabrycznie, albo zostały wybite przez ludzi lub siła wybuchu
czy wstrząsu je skruszyła. Pełno przeźroczystych odłamków zabarwionych ogniem
panującym w pobliżu leżało na podłodze. Większość uciekinierów miało mnóstwo
oparzeń, jak i małych zadrapań na stopach. Tanaki unikała świecących odłamków
na podłodze i pomagała uwięzionym osobom przez zsunięte bagaże czy zawalony
dach. Odwracała smutny wzrok od ciał nieżywych. Powstrzymywała łzy słysząc
szlochy dzieci i nawoływania rodziców. Dlaczego? Dlaczego ich praca zawsze musi
się łączyć z bólem niewinnych ludzi? Dlaczego ONI zawsze ranią rodziny? Dlaczego
nie mogą dać im świętego spokoju? Morii stanęła na moment i wyjrzała przez
dziurę w boku wagonu. Nieregularna, osmolona i dziwacznie pachniała. Widać
było, że w wagon coś uderzyło i to z dużą siłą. Jak pocisk, ale nic takiego nie
leżało. Chinka wciągnęła powietrze jeszcze raz do płuc dokładniej badając
zapach. Chwilę później musiała się złapać pobliskiej skrzynki jedną ręką
zakrywając swoje usta. Dostała okropnego ataku kaszlu. W głowie zaczęło jej się
kręcić, a nogi zrobiły się jak z waty. Wyjrzała jeszcze raz na zewnątrz i
zobaczyła dwa stwory. Księżyc najpierw oświetlił je, dwa zdeformowane
stworzenia, a potem ją. Prawie słaniającą się na nogach w służbowym mundurze.
-
Egzorcisto – powiedziały potwory ruszając w jej kierunku.
Morii
wciąż się podpierając wyciągnęła jeden ze swoich wachlarzy i go aktywowała. Nie
miała za dużo siły, a wagon w którym była znajdował się na skraju równowagi.
Wiedziała, że swoim wiatrem nic nie zdziała…
Akumy
zbliżały się coraz szybciej pewne swojego zwycięstwa nad dziewczyną. Jedna z
nich wyrzuciła z siebie tumany lodowego wiatru, który opatulił ofiarę w jednej
chwili. Druga wycelowała w nią swoje działo. Zanim oddała strzał rozpadła się.
Pierwsza z nich odwróciła się i tą chwilę nieuwagi wykorzystała egzorcystka.
Celując resztkami świadomości w głowę potwora , dziewczyna wzięła zamach i
rzuciła Innocence. Wychylając się w przód straciła równowagę i wypadła z wagonu
na tory. Straciła przytomność tuż po tym.
-------------------------
Wracam z przytupem! :D
Historia ciekawa. Cieszy mnie, że jest ktoś, kto jeszcze chce pisać o DGM, zwłaszcza w obecnej chwili (zawieszona manga, o anime nikt już nie pamięta). Skupiasz się na nowych postaciach, nie zapominasz o starych, choć mnie i tak ich brakuje. No cóż, jestem do nich bardziej przywiązana :) Mana - pozornie nie przypomina swoich rodziców w ogóle w swym zachowaniu. Chwilami miałam wrażenie, że więcej czasu spędził w życiu z Kandą, ale z drugiej strony można też zrozumieć jego postawę. Stracił rodziców jako dziecko, ludzie dookoła nie zadają oczywistych pytań, aż pojawiają się nowi. Nie wszystko jeszcze wyjaśniłaś, więc na razie zostanę przy tym. Aleksander - brak w nim jednoznacznego stanowiska. Niby jest egzorcystą już od dłuższej chwili, a nie wierzy w siebie, zresztą jego interakcje z innymi czasami są jakby wymuszone. Z Maną ok, ale już z resztą tak jakoś dziwnie. Natomiast Amon i Mori w ogóle nie przypadli mi do gustu. On zachowuje się, jakby wszystkie rozumy pozjadał, prowokuje tylko Manę do wściekłości. Mori za bardzo chce wszystko wiedzieć. Co jest takiego dziwnego, że ktoś nie podaje swojego nazwiska? Może go nie ma? Może są inne powody. To, że ktoś nie mówi o sobie, nie jest zaraz powodem do robienia z tego wielkiego halo. Za starą gwardią też ma zamiar tak biegać?
OdpowiedzUsuńJest parę wątków, które tylko zasygnalizowałaś i miło byłoby, gdyby zostały ruszone w najbliższym czasie. Piszesz ciekawie, choć nie obywasz się bez błędów. To się jednak każdemu zdarza. Będę obserwować Twoje poczynania. Pozdrawiam
Laurie
http://aniollucyferadgm.wordpress.com/
Nareszcie ktoś stwierdził, że Amon z Morii są irytujący >.< Dziękuję za Twój komentarz, nawet nie wiesz ile radości mi sprawił :3
UsuńBo są. Z oryginalnych postaci to Lavi zawsze był tym ciekawskim, ale oni pobijają wszelkie rekordy.
UsuńWyobrażam sobie, bo sama mam ostatnio problem, żeby przeczytać jakąś opinię o własnych rozdziałach.
Laurie
witam :) właśnie dobrnęłam do ostatniego rozdziału który napisałaś i całkowicie zgadzam się z Laurie co do opowiadanie bo mnie również zaciekawiło i również twierdzę że Amon i Morii są strasznie wkurzający jeden robi wszystko aby sprowokować Manę nawet nie patrząc na to że czasami posuwa się za daleko rani Manę chodź ten za wszelką cenę nigdy tego nie pokarze to samo tyczy się Morii jeszcze takiej wścibskiej osoby nie widziałam jest tak bardzo irytująca że szkoda słów ! i w cale się nie dziwię że Mana jest taki jaki jest bo widać że wiele w życiu przeszedł jako dziecko a teraz jeszcze nowi robią wszystko aby jak najbardziej uprzykrzyć mu życie czyżby sprawiało im to satysfakcję ? i tak się zastanawiam kto tu bardziej jest niewychowany gburowaty i jeszcze nie wiadomo jaki bo mam wrażenie że są nimi bardziej Morii z Amonem niż Mana on po prostu się tylko broni przed wchodzeniem w buciarach w jego życie . Czekam więc na dalszy rozwój wydarzeń i mam nadzieję że uda ci się jak najszybciej dać kolejny rozdział :) pozdrawiam fanka 12 :)
OdpowiedzUsuń