-
Siostrzyczko, czas wstawać – usłyszałam głos w mojej głowie.
-
Bracie? Gdzie jesteś? – Zapytałam otwierając oczy.
-
Znowu zaspałaś, rodzice już poszli na targ – ten łagodny uśmiech zawsze był
pierwszą rzeczą jaką widziałam rano w domu.
-
O nie! A tak bardzo chciałam iść z nimi… a wiesz co tam miało dzisiaj być?
Wiesz za ile wrócą…?
-
Spokojnie Morii – powiedział kładąc swoją dłoń na mojej głowie – nie ma się
czego bać.
-
Przecież ja się nie boję…
-
Wszystkie odpowiedzi przychodzą w swoim czasie. Jak mama i tata wrócą to Ci
wszystko opowiedzą. Nie ma sensu mnie pytać skoro sam nie wiem, prawda?
-
Tak – powiedziałam prosto – tak, to prawda, bracie.
-
Nie jesteś już małą dziewczynką, Morii.
Twoje życie to nie zabawa. Za dużo pytań może Cię zgubić. – Powiedział
poważnie patrząc mi w oczy, jego złote tęczówki identyczne z moimi zlustrowały
mnie całą.
-
B-bracie, o czym ty…
-
Trochę więcej zaufania – powiedział znikając sprzed moich oczu.
-
Bracie! – Krzyknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej. – T-to był sen… -
uświadomiłam to sobie, gdy znowu otworzyłam oczy.
Znajduję
się w małym pokoju. Obok mojego łóżka jest okno, a z drugiej strony mały
stolik. Skromny pokój, ale nie był to ten, który znam. Nie znajdowałam się w
żadnym pociągu, ani w Kwaterze. Wzięłam głębszy oddech i rozprostowałam swoje
dłonie, które chwilę wcześniej kurczowo trzymały koc, którym byłam przykryta.
Cała się trzęsłam. Ręce miałam w bandażach, ostrożnie przyłożyłam dłonie do
twarzy. Tam też znalazłam kilka opatrunków były również na innych częściach
ciała. To co udało mi się ustalić, to to, że wszystkie już się goiły. Większość
już nie bolała, gdy ich dotykałam. Ciężko westchnęłam. Ile ja już tu siedzę? No
i gdzie ja jestem?
-
Wchodzę! – Usłyszałam damski głos zza drzwi. Chwilę później zobaczyłam znaną mi
już postać czarnowłosej Rosjanki.
-
Sasha!
-
Morii! Obudziłaś się już! Zaraz zawołam resztę! – Powiedziała czarnooka
odstawiając opatrunki na stolik obok. Po chwili już jej nie było.
Spuściłam
nogi w dół i wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknęła. W mojej głowie kłębi
się, jak zwykle, mnóstwo pytań bez odpowiedzi, których nie mogę sobie sama udzielić.
Westchnęłam tylko głębiej i postanowiłam poczekać aż dziewczyna wróci tutaj z
innymi. Z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po włosach. Raz, drugi i dopiero
za trzecim razem zorientowałam się, co mi nie pasowało odkąd się obudziłam.
Grzywkę nadal miałam na swoim miejscu zakrywała mi czoło, ale została tylko
ona. Reszta moich włosów została ścięta bardzo, ale to bardzo krótko. Moje
warkocze, nad którymi tak długo pracowałam… Nawet nie chciałam teraz spoglądać
na swoje odbicie. Z zepsutym humorem czekałam na powrót Sashy.
Drzwi
otworzyły się cicho i do pokoju weszła czarnooka dziewczyna.
-
Próbowałam ich przekonać, ale faceci są uparci, a Bookman akurat wyszedł…
-
Nic nie szkodzi i tak nie mam nastroju, żeby się z nimi widzieć – powiedziałam
uśmiechając się do niej – poza tym, ty też możesz mi powiedzieć co się tu
dzieje, prawda?
-
Prawda, prawda. Przyjechaliście tutaj dwa dni temu. – dziewczyna się zasępiła
patrząc w sufit, jakby tam znalazła wszystkie potrzebne jej informacje – cały
czas byłaś nieprzytomna. Najpierw tylko ze względu na rany, potem lekarz podał
Ci narkozę… miałaś poważną ranę z tyłu głowy, dlatego musieliśmy obciąć Ci
włosy…
-
Nie wszyscy mogą mieć je tak długie, jak ty – powiedziałam wskazując na jej pukle
sięgające za łopatki.
-
Ach… to nic takiego – zarumieniła się – wracając do sprawozdania. Jesteśmy
aktualnie w motelu w północnej części kraju. Jutro mieliśmy wyruszać w dalszą
drogę do portu, gdzie będzie czekać na nas prom do Anglii, ale jak wspomniałam
coś wypadło Kronikarzowi, więc musimy czekać aż wróci.
-
Co się w ogóle tam stało? Wiem, że zniszczyłam jednego z dwóch napastników, ale
nie mam pojęcia, co było dalej…
-
No cóż. Zgodnie z tym, co powiedział mi Mana, to większość pasażerów została
uratowana. Jeden z konduktorów miał kontrakt. Na szczęście udaremniliście jego
spełnienie. Do czego ludzie są zdolni, aby się wzbogacić… nawet nie chcę
wiedzieć, jaką minę miał gdy zobaczył Walkera. Mana potrafi być straszny jeśli
dochodzi do tego typu spraw – wzdrygnęła się.
-
A co Ciebie tu sprowadza? – Spytałam wiedząc, że więcej o mojej sprawie od niej
się nie dowiem. – Byłam przekonana, że przydzielono Cię do Generała Kandy,
który podróżuje aktualnie po Afryce…
-
N-no cóż… - strapiła się patrząc na swoje stopy – nie byłam… dla niego
odpowiednim pomocnikiem. Odesłał mnie wraz z Mirandą Lotto w drogę powrotną.
-
To Miranda też jest tutaj?!
-
P-powiedzmy – Sasha oblała się potężnym rumieńcem.
-
Nie rozumiem.
-
Byłybyśmy już jakiś tydzień temu w Londynie tyle, że…
-
Tyle że?
-
Zgubiłam ją no! – Powiedziała wściekle waląc dłonią w materac. – Wszyscy mi to
powtarzali, że trzeba na nią zwracać bardzo szczególną uwagę. To chodziłam za
nią, jak cień. Dzień i noc. Spałam nawet jej pod łóżkiem! Wyszłam raz do
łazienki. Byłyśmy w hotelu. Miranda nas wymeldowała… i zniknęła jak kamfora.
Nie dość, że mnie generał odprawił, to jeszcze ją zgubiłam! Jak się Mana o tym
dowiedział to nie powstrzymał szyderczego uśmiechu – powiedziała oburzona.
-
No cóż… wszyscy wiemy, że Miranda nie należy do osób znających się na
orientacji w terenie… a ty z kolei też zbytnio skupiona na pracy nie jesteś –
posłałam w jej kierunku wystawiony język – ale obie się staracie. Walkerem się
nie przejmuj. Wielki Panicz się znalazł! Ma pasożytniczy tryb, większe
doświadczenie, zasłużonych rodziców i myśli, że wszystkie rozumy pozjadał!
-
To prawda, że ostatnio zachowuje się jak gbur…
-
No widzisz! Na takich facetów nie warto tracić nerwów – weszłam w słowo
czarnookiej po czym machnęłam od niechcenia ręką.
-
…ale on taki nie jest – powiedziała tak pewnie, że aż mnie zbiło z tropu. Że
co?
-
Chwila, bo się chyba przesłyszałam – powiedziałam dość ostro – spędziłam z tym
chłopakiem dobry rok z kawałkiem i ani razu nie wydawał mi się milszy. Jest
jednym wielkim bucem, którego ugryzło samo istnienie innych na tym świecie!
Jest gorszy od generała!
-
My się znamy już – podniosła głowę do góry mrucząc pod nosem – spotkaliśmy się,
jak miałam siedem lat… czyli siedem lat temu! Ale się złożyło!
-
No, zabawnie – powiedziałam śmiejąc się razem z nią – to jak się poznaliście?
-
Był na misji – powiedziała poważnie, ale w jej oczach kryły się wesołe błyski –
razem z Generałem Walkerem. Żebyś ty go wtedy widziała! Wysoki, długie białe
włosy związane w luźny kucyk. W uchu miał złoty kolczyk, teraz wiem, że był to
komunikator. Do tego szare poważne oczy, a w mundurze wyglądał nadzwyczaj
elegancko. I biła od niego taka aura… takiego silnego zdecydowania. Generał
prezentował się naprawdę wspaniale. Widać było po nim, że to nie byle kto. I
zaraz za nim szedł Mana. Był jak jego drugi, mniejszy cień. Z wyglądu może
niewiele się zmienił… nadal jest niski i ma włosy ścięte na krótko. No może
jego oczy stały się teraz bardziej zdecydowane niż kiedyś. Nie wiem, czy mnie
rozumiesz… Mana wydaje się teraz bardziej zmotywowany niż wcześniej. No i teraz
ma mundur… wtedy jeszcze ubierał się, jak każdy chłopiec.
-
Jesteś szczęściarą mogłaś spotkać się z generałem Walkerem… - przerwałam jej
rozmarzona – musiał być strasznie przystojny… skoro Lenelee za niego wyszła…
-
Czy ja wiem, stracić głowę dla faceta można stracić też z innych powodów –
powiedziała zarumieniona.
-
Na przykład?
-
Ah… choćby z czegoś równie prozaicznego, jak charakter. Nie uważasz, że
ważniejsze jest, aby wybranek miał więcej oleju w głowie niż na sobie?
-
No, ale za łachudrę w życiu bym się nie zabierała – odpowiedziałam głosem
wszechwiedzącej kobiety – moim celem jest dobrze usytuowany Azjata albo
Europejczyk. I najlepiej, żeby był jasnowłosy. Ciemnych włosów to się w Chinach
na patrzyłam.
-
Ja tam wolę ciemnowłosych, widać od razu, że mają więcej oleju w głowie, zawsze
wydają się być bardziej odpowiedzialni, spokojniejsi, mili…
-
Yhm… - powiedziałam sceptycznie – jeśli o mnie chodzi to ja takich nie
spotkałam.
-
No, jak to nie… - Zdziwiła się czarnowłosa. Jednak po chwili zrozumiała, że ją
wrobiłam i rzuciła we mnie poduszką, którą przyniosła ze sobą.
-
Za co to?
-
Dobrze wiesz!
-
Haha! – Zaśmiałam się w odpowiedzi na jej reakcję – no wiem, wiem. Powiedz, między wami coś jest?
-
Czy jest… - powiedziała lekko zmieszana – raczej nie. Nie widzieliśmy się przez
tak długi okres czasu, że nie wyszło to nam chyba na dobre. – Zrobiła zasępioną
minę. – Ale się nie poddam! Obiecał mi coś powiedzieć, jak znowu się spotkamy,
więc nie spocznę dopóki tego od niego nie usłyszę.
-
Fiu… - zagwizdałam. No, przynajmniej spróbowałam zagwizdać – niezłe z niego
ziółko. W takim razie musimy się tego dowiedzieć we dwie, jak najszybciej!
Teraz mi to nie da spokoju!
-
Pomożesz mi to z niego wyciągnąć? – Zapytała ze szczerą nadzieją wypisaną na
twarzy.
-
Od tego ma się przyjaciółki – wyszczerzyłam się do niej najszerzej, jak mogłam.
Chwilę
przerwał mój donośny brzuch. Sasha się zaśmiała, a potem pomogła mi się
przebrać z koszuli nocnej, w której byłam, w mój mundur.
-
Moje biedne włosyyyyyy! – „Zawyłam” spoglądając w lustro. – Co mi po grzywce,
jak resztę głowy mam obciętą na chłopaka!
-
Przykro mi Morii, musieliśmy to zrobić. Musieli Ci zaszyć ranę z tyłu głowy.
Mana zaręcza, że miałaś ją,gdy Cię znaleźli…
-
Pewnie sam mi ją zrobił! Domagam się peruki, dopóki mi one nie odrosną! –
Powiedziałam obrażona.
Wyszłyśmy
we dwie rozprawiając dalej na ten temat. Miałam wtedy okazję zobaczyć wnętrze
budynku, w którym się znajdowaliśmy. Skromny, mały pensjonat z kolorystyką
korytarza szpitalnego. No, gustu to właściciele nie mają. Musiałam mieć
zawiązaną chustkę na głowie, żeby nikt nie zaczął się śmiać z mojego wyglądu.
Jak się można było spodziewać, nasze pokoje znajdowały się najdalej od
wszystkich to też podróż do stołówki i z powrotem trochę nam zajęła. Gdy
dochodziłyśmy do mojego pokoju usłyszałyśmy czyjąś głośną kłótnię. Jak
najciszej podeszłyśmy do pokoju, z którego dochodził hałas. Delikatnie
uchyliłyśmy drzwi i naszym oczom ukazała się sprzeczka Genza i Walkera.
-
Ciebie, jak zwykle, pogięło!
-
A może Twój kręgosłup moralny jest nie tego?
-
Raczej Twój!
-
Jestem lojalny własnym przekonaniom…
-
Chrzań się z tymi swoimi gadkami. Jesteś tylko cholernym wrzodem na tyłku i nic
więcej. To już lepiej Aleksander by się nadawał na Twoje stanowisko!
-
Takiś ty siebie pewny? A z kobietami obchodzisz się, jak nie powiem co.
-
O co Ci zaś chodzi? – Odburknął Mana. Wyraźnie coś ukrywa. Poczułam mocniejszy
uścisk Sashy na przegubie mojej dłoni. No, to jakiś jest znak.
-
No chociażby o ranę Mori…
-
To się nazywa wypadkiem przy pracy – wymruczał ledwo dosłyszalnie.
-
Ja tam bym dopowiedział, że specjalny… znając Ciebie, chciałeś ją potrzymać
przez chwilę, hę?
-
Te, Genzo, a byłeś kiedyś u dentysty? Bo będziesz musiała zaraz nowe zęby
zamawiać.
-
Mam Cię Walker! Ale to pewnie tylko trening… ponoć z Sashą też się znasz nie
najgorzej…
-
No proszę, ty opisujesz nasze starcia ze spotkaniami z Noah, czy moją
biografię?
-
Nikt nie powiedział, że jedno wyklucza drugie… ale skoro taka miła atmosfera,
to powiedz co was łączy, co?
-
Znamy się od dawna i może coś tam kiedyś… te! Nie zmieniaj mi tu tematu! –
Oburzył się Mana doskakując do Genza.
W
tamtym momencie usilnie trzymałam Sashę za jej ramię, aby się między nich nie
wtrąciła. Resztkami własnych sił próbowałam ją odciągnąć od drzwi, ale
poskutkowało to tylko tym, że na nie wpadłyśmy. Z głośnym hukiem wylądowałyśmy
na podłodze w ich pokoju. Obaj chłopcy aż odskoczyli. Genzo niemal od razu
udał, że mu nasze wtargnięcie nic nie robi – przy okazji rozpiął górny guzik od
koszuli. Mana wydawał się niemile zaskoczony naszym wtargnięciem.
-
Jak długo żeście tam stały?!
-
N-nie…
-
Wystarczająco długo – odparłam butnie wpadając w słowo przyjaciółce.
-
To znaczy, jak? – Zapytał nadal oschle, ale w jego głosie mogłam
dosłyszeć ostrożność. No co, twój mały sekrecik się prawie wydał. Hehe!
-
Słyszałyśmy najważniejszą część waszej rozmowy – Mana tylko zamknął oczy i na
przemian zginał dłonie w pięści i je rozginał. Wyglądał, jakby zastanawiał się
głęboko, czy nas zabić, czy może jednak nie… Co ta Sasha w nim widzi?!
-
W sumie to podsłuchałyśmy ostatni fragment rozmowy – odezwała się cicho
czarnooka.
-
To znaczy? – Wycedził przez zęby. Cała jego postawa mówiła od tej odpowiedzi zależy wasze życie.
-
T-ten o Twoim traktowaniu kobiet… - dodała półszeptem.
-
I z tego, co usłyszałam, powinnam chyba Ci porządnie przywalić! – Powiedziałam
buntowniczo celując palcem w Walkera.
-
Jakbyś miała jakąkolwiek możliwość, Tanaki – zakpił sobie. Zdaje mi się, czy
jakby trochę się rozluźnił?
-
Kobiety są zdolne do wszystkiego – mruknął Genzo stojący pod ścianą.
-
Oczywiście, jestem pewna, że jakbym tylko zechciała to potrafiłabym Cię posłać
do szpitala.
-
Morii! – Usłyszałam spanikowaną Sashę.
-
A to Ci dopiero! Raz udało się jej coś zrobić i już myśli, że jest wielka –
powiedział cynicznie Mana – nie mam ochoty na zabawy z dziećmi.
-
Ja Ci dam z dziećmi! Sam jesteś niewiele starszy ode mnie! Wielki Egzorcysta,
który nie radzi sobie sam ze sobą!
-
Że niby co?!
-
A to! – Wskazałam go znowu palcem. – Nie jestem taka głupia! Mówisz wszystkim
jaki to ty świetny jesteś, ale tylko nas oszukujesz! Nie jesteś w stanie nic
zrobić! Generał Walker i Lenalee z pewnością zginęli, bo ty jesteś za słaby!
W
pokoju zapanowała cisza. Chłopak miał spuszczoną głowę, a ja nadal stałam z
wyciągniętym palcem przed siebie. Miałam już go po dziurki w nosie. Zawsze
patrzy na wszystkich z góry, a tak naprawdę to nie różni się niczym od
nowicjuszy, jakimi jesteśmy. Jako jedyny poruszył się Genzo stając pomiędzy mną, a szarookim.
-
Przeproś – powiedział cicho w moim kierunku. Stanęłam oniemiała.
-
Nie mam za co – odpowiedziałam hardo i skrzyżowałam ręce na piersi.
-
Morii – usłyszałam szept Sashy pełen strachu. Zignorowałam ich. Nie będę
obchodzić się z nim delikatnie skoro on ma mnie gdzieś!
-
Genzo, odsuń się – odezwał się Walker. Aż podskoczyłam, nigdy nie słyszałam tak
lodowatego głosu. Wydawało się, że jeszcze jedno jego słowo, a wszyscy zamienią
się w sopel lodu.
-
Mana, musisz się opanować – odparł Genzo. W jego czerwonych tęczówkach nie było
niczego oprócz strachu.
-
Skoro jest taka mądra to niech zobaczy, co potrafię – powiedział podnosząc
głowę. Jego spojrzenie spotkało moje. Cała moja pewność siebie ulotniła się w
przeciągu sekundy. Jego oczy wyglądały jak czysta stal. Twarde i chłodne. Z
twarzy zniknęły wszelkie emocje.
-
Nie. Obiecałem, że będę Cię pilnować. A ty niechybnie ją zabijesz – odparł
młody Bookman odwracając się do chłopaka przodem.
Mana
nic nie odpowiedział… słownie. Jednym sprawnym ruchem chwycił Genza za lewą
rękę wykręcił mu ją do tyłu i położył czarnowłosego na ziemi. Stałam jak
skamieniała widząc, jak ten drugi próbuje się uwolnić. Jednak Walker mu nie
pozwolił wykonać najmniejszego ruchu. W sekundę podniósł czerwonookiego z podłogi,
puścił rękę i kopnął z całej siły w plecy. Kronikarz wylądował na korytarzu.
-
Coś jeszcze masz do dodania? – Powiedział bez cienia emocji w głosie. Patrząc z
powrotem na mnie.
-
M-my już w-wraca.. wracamy d-do pokoju – powiedziała wystraszona Rosjanka
ciągnąc mnie do tyłu. Tylko dzięki temu byłam w stanie się stamtąd wydostać.
Walker ani razu nie zmienił pozycji. Stał, jak zwykle tuż przede mną. Luźne ręce wzdłuż tułowia, w czarnych spodniach, białej koszuli i czarnej kamizelce pod garnitur. Tylko jego oczy były całkiem inne. Straszyły, mroziły krew w żyłach w przeciągu sekundy. I aura śmierci unosząca się wokół. Ten obraz przywoływał mi na myśl jedno wydarzenie. Moją pierwszą poważną walkę na Krecie.
Gdy pierwszy raz widziałam ich na oczy.
Moje pierwsze spotkanie z klanem Noego.
Walker ani razu nie zmienił pozycji. Stał, jak zwykle tuż przede mną. Luźne ręce wzdłuż tułowia, w czarnych spodniach, białej koszuli i czarnej kamizelce pod garnitur. Tylko jego oczy były całkiem inne. Straszyły, mroziły krew w żyłach w przeciągu sekundy. I aura śmierci unosząca się wokół. Ten obraz przywoływał mi na myśl jedno wydarzenie. Moją pierwszą poważną walkę na Krecie.
Gdy pierwszy raz widziałam ich na oczy.
Moje pierwsze spotkanie z klanem Noego.
cieszę się że wreszcie udało ci się dać nam kolejny rozdział :) jest dość interesujący tylko jak zwykle Tanaki musiała wtrącić swoje trzy grosze ona chyba w ogóle nie wie kiedy się zamknąć jest tak bardzo irytująca że aż chciałam aby Manna jej wreszcie porządnie przywalił nie patrząc na to że jest dziewczyną ona po prostu nie zna umiaru i sama doprowadza do tego że Manna ją tak traktuje , wciąż uważa go za niewychowanego gbura a sama nie widzi jak się ona zachowuje można powiedzieć że z tą swoją wredotą nadawała by się do klanu Noa . pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :) fanka 12
OdpowiedzUsuńJak na kogoś po ciężkich obrażeniach Morii jest dość żywotna. Nie wiem, co ona ma w głowie, ale powinna skupić się na własnym treningu, a nie facetach i sprawach innych ludzi. Nie musi wściubiać wszędzie nosa. Lepiej niech pracuje nad sobą, bo na razie tylko przeszkadza. Jak tak dalej pójdzie, zginie zanim dożyje dorosłości.
OdpowiedzUsuńMiranda się zgubiła? Jak zwykle. Znajdzie się. Jakoś do tej pory przetrwała, to da radę.
Pozdrawiam
Laurie
https://aniollucyferadgm.wordpress.com/
heeellllooooooo ! kiedy tu się coś pojawi ???????? :)
OdpowiedzUsuńPiszę piszę, ale niestety musiałam zacząć jeszcze raz ;-; ale postaram się wrzucić nowy rozdział jak najszybciej >.<
Usuń