środa, 22 lipca 2015

Rozdział Trzydziesty Czwarty ~ Miłość i awantura


- Siostrzyczko, czas wstawać – usłyszałam głos w mojej głowie.
- Bracie? Gdzie jesteś? – Zapytałam otwierając oczy.
- Znowu zaspałaś, rodzice już poszli na targ – ten łagodny uśmiech zawsze był pierwszą rzeczą jaką widziałam rano w domu.
- O nie! A tak bardzo chciałam iść z nimi… a wiesz co tam miało dzisiaj być? Wiesz za ile wrócą…?
- Spokojnie Morii – powiedział kładąc swoją dłoń na mojej głowie – nie ma się czego bać.
- Przecież ja się nie boję…
- Wszystkie odpowiedzi przychodzą w swoim czasie. Jak mama i tata wrócą to Ci wszystko opowiedzą. Nie ma sensu mnie pytać skoro sam nie wiem, prawda?
- Tak – powiedziałam prosto – tak, to prawda, bracie.
- Nie jesteś już małą dziewczynką, Morii.  Twoje życie to nie zabawa. Za dużo pytań może Cię zgubić. – Powiedział poważnie patrząc mi w oczy, jego złote tęczówki identyczne z moimi zlustrowały mnie całą.
- B-bracie, o czym ty…
- Trochę więcej zaufania – powiedział znikając sprzed moich oczu.
- Bracie! – Krzyknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej. – T-to był sen… - uświadomiłam to sobie, gdy znowu otworzyłam oczy.

Znajduję się w małym pokoju. Obok mojego łóżka jest okno, a z drugiej strony mały stolik. Skromny pokój, ale nie był to ten, który znam. Nie znajdowałam się w żadnym pociągu, ani w Kwaterze. Wzięłam głębszy oddech i rozprostowałam swoje dłonie, które chwilę wcześniej kurczowo trzymały koc, którym byłam przykryta. Cała się trzęsłam. Ręce miałam w bandażach, ostrożnie przyłożyłam dłonie do twarzy. Tam też znalazłam kilka opatrunków były również na innych częściach ciała. To co udało mi się ustalić, to to, że wszystkie już się goiły. Większość już nie bolała, gdy ich dotykałam. Ciężko westchnęłam. Ile ja już tu siedzę? No i gdzie ja jestem?

- Wchodzę! – Usłyszałam damski głos zza drzwi. Chwilę później zobaczyłam znaną mi już postać czarnowłosej Rosjanki.
- Sasha!
- Morii! Obudziłaś się już! Zaraz zawołam resztę! – Powiedziała czarnooka odstawiając opatrunki na stolik obok. Po chwili już jej nie było.

Spuściłam nogi w dół i wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknęła. W mojej głowie kłębi się, jak zwykle, mnóstwo pytań bez odpowiedzi, których nie mogę sobie sama udzielić. Westchnęłam tylko głębiej i postanowiłam poczekać aż dziewczyna wróci tutaj z innymi. Z przyzwyczajenia przejechałam dłonią po włosach. Raz, drugi i dopiero za trzecim razem zorientowałam się, co mi nie pasowało odkąd się obudziłam. Grzywkę nadal miałam na swoim miejscu zakrywała mi czoło, ale została tylko ona. Reszta moich włosów została ścięta bardzo, ale to bardzo krótko. Moje warkocze, nad którymi tak długo pracowałam… Nawet nie chciałam teraz spoglądać na swoje odbicie. Z zepsutym humorem czekałam na powrót Sashy.

Drzwi otworzyły się cicho i do pokoju weszła czarnooka dziewczyna.

- Próbowałam ich przekonać, ale faceci są uparci, a Bookman akurat wyszedł…
- Nic nie szkodzi i tak nie mam nastroju, żeby się z nimi widzieć – powiedziałam uśmiechając się do niej – poza tym, ty też możesz mi powiedzieć co się tu dzieje, prawda?
- Prawda, prawda. Przyjechaliście tutaj dwa dni temu. – dziewczyna się zasępiła patrząc w sufit, jakby tam znalazła wszystkie potrzebne jej informacje – cały czas byłaś nieprzytomna. Najpierw tylko ze względu na rany, potem lekarz podał Ci narkozę… miałaś poważną ranę z tyłu głowy, dlatego musieliśmy obciąć Ci włosy…
- Nie wszyscy mogą mieć je tak długie, jak ty – powiedziałam wskazując na jej pukle sięgające za łopatki.
- Ach… to nic takiego – zarumieniła się – wracając do sprawozdania. Jesteśmy aktualnie w motelu w północnej części kraju. Jutro mieliśmy wyruszać w dalszą drogę do portu, gdzie będzie czekać na nas prom do Anglii, ale jak wspomniałam coś wypadło Kronikarzowi, więc musimy czekać aż wróci.
- Co się w ogóle tam stało? Wiem, że zniszczyłam jednego z dwóch napastników, ale nie mam pojęcia, co było dalej…
- No cóż. Zgodnie z tym, co powiedział mi Mana, to większość pasażerów została uratowana. Jeden z konduktorów miał kontrakt. Na szczęście udaremniliście jego spełnienie. Do czego ludzie są zdolni, aby się wzbogacić… nawet nie chcę wiedzieć, jaką minę miał gdy zobaczył Walkera. Mana potrafi być straszny jeśli dochodzi do tego typu spraw – wzdrygnęła się.
- A co Ciebie tu sprowadza? – Spytałam wiedząc, że więcej o mojej sprawie od niej się nie dowiem. – Byłam przekonana, że przydzielono Cię do Generała Kandy, który podróżuje aktualnie po Afryce…
- N-no cóż… - strapiła się patrząc na swoje stopy – nie byłam… dla niego odpowiednim pomocnikiem. Odesłał mnie wraz z Mirandą Lotto w drogę powrotną.
- To Miranda też jest tutaj?!
- P-powiedzmy – Sasha oblała się potężnym rumieńcem.
- Nie rozumiem.
- Byłybyśmy już jakiś tydzień temu w Londynie tyle, że…
- Tyle że?
- Zgubiłam ją no! – Powiedziała wściekle waląc dłonią w materac. – Wszyscy mi to powtarzali, że trzeba na nią zwracać bardzo szczególną uwagę. To chodziłam za nią, jak cień. Dzień i noc. Spałam nawet jej pod łóżkiem! Wyszłam raz do łazienki. Byłyśmy w hotelu. Miranda nas wymeldowała… i zniknęła jak kamfora. Nie dość, że mnie generał odprawił, to jeszcze ją zgubiłam! Jak się Mana o tym dowiedział to nie powstrzymał szyderczego uśmiechu – powiedziała oburzona.
- No cóż… wszyscy wiemy, że Miranda nie należy do osób znających się na orientacji w terenie… a ty z kolei też zbytnio skupiona na pracy nie jesteś – posłałam w jej kierunku wystawiony język – ale obie się staracie. Walkerem się nie przejmuj. Wielki Panicz się znalazł! Ma pasożytniczy tryb, większe doświadczenie, zasłużonych rodziców i myśli, że wszystkie rozumy pozjadał!
- To prawda, że ostatnio zachowuje się jak gbur…
- No widzisz! Na takich facetów nie warto tracić nerwów – weszłam w słowo czarnookiej po czym machnęłam od niechcenia ręką.
- …ale on taki nie jest – powiedziała tak pewnie, że aż mnie zbiło z tropu. Że co?
- Chwila, bo się chyba przesłyszałam – powiedziałam dość ostro – spędziłam z tym chłopakiem dobry rok z kawałkiem i ani razu nie wydawał mi się milszy. Jest jednym wielkim bucem, którego ugryzło samo istnienie innych na tym świecie! Jest gorszy od generała!
- My się znamy już – podniosła głowę do góry mrucząc pod nosem – spotkaliśmy się, jak miałam siedem lat… czyli siedem lat temu! Ale się złożyło!
- No, zabawnie – powiedziałam śmiejąc się razem z nią – to jak się poznaliście?
- Był na misji – powiedziała poważnie, ale w jej oczach kryły się wesołe błyski – razem z Generałem Walkerem. Żebyś ty go wtedy widziała! Wysoki, długie białe włosy związane w luźny kucyk. W uchu miał złoty kolczyk, teraz wiem, że był to komunikator. Do tego szare poważne oczy, a w mundurze wyglądał nadzwyczaj elegancko. I biła od niego taka aura… takiego silnego zdecydowania. Generał prezentował się naprawdę wspaniale. Widać było po nim, że to nie byle kto. I zaraz za nim szedł Mana. Był jak jego drugi, mniejszy cień. Z wyglądu może niewiele się zmienił… nadal jest niski i ma włosy ścięte na krótko. No może jego oczy stały się teraz bardziej zdecydowane niż kiedyś. Nie wiem, czy mnie rozumiesz… Mana wydaje się teraz bardziej zmotywowany niż wcześniej. No i teraz ma mundur… wtedy jeszcze ubierał się, jak każdy chłopiec.
- Jesteś szczęściarą mogłaś spotkać się z generałem Walkerem… - przerwałam jej rozmarzona – musiał być strasznie przystojny… skoro Lenelee za niego wyszła…
- Czy ja wiem, stracić głowę dla faceta można stracić też z innych powodów – powiedziała zarumieniona.
- Na przykład?
- Ah… choćby z czegoś równie prozaicznego, jak charakter. Nie uważasz, że ważniejsze jest, aby wybranek miał więcej oleju w głowie niż na sobie?
- No, ale za łachudrę w życiu bym się nie zabierała – odpowiedziałam głosem wszechwiedzącej kobiety – moim celem jest dobrze usytuowany Azjata albo Europejczyk. I najlepiej, żeby był jasnowłosy. Ciemnych włosów to się w Chinach na patrzyłam.
- Ja tam wolę ciemnowłosych, widać od razu, że mają więcej oleju w głowie, zawsze wydają się być bardziej odpowiedzialni, spokojniejsi, mili…
- Yhm… - powiedziałam sceptycznie – jeśli o mnie chodzi to ja takich nie spotkałam.
- No, jak to nie… - Zdziwiła się czarnowłosa. Jednak po chwili zrozumiała, że ją wrobiłam i rzuciła we mnie poduszką, którą przyniosła ze sobą.
- Za co to?
- Dobrze wiesz!
- Haha! – Zaśmiałam się w odpowiedzi na jej reakcję – no wiem, wiem. Powiedz, między wami coś jest?
- Czy jest… - powiedziała lekko zmieszana – raczej nie. Nie widzieliśmy się przez tak długi okres czasu, że nie wyszło to nam chyba na dobre. – Zrobiła zasępioną minę. – Ale się nie poddam! Obiecał mi coś powiedzieć, jak znowu się spotkamy, więc nie spocznę dopóki tego od niego nie usłyszę.
- Fiu… - zagwizdałam. No, przynajmniej spróbowałam zagwizdać – niezłe z niego ziółko. W takim razie musimy się tego dowiedzieć we dwie, jak najszybciej! Teraz mi to nie da spokoju!
- Pomożesz mi to z niego wyciągnąć? – Zapytała ze szczerą nadzieją wypisaną na twarzy.
- Od tego ma się przyjaciółki – wyszczerzyłam się do niej najszerzej, jak mogłam.

Chwilę przerwał mój donośny brzuch. Sasha się zaśmiała, a potem pomogła mi się przebrać z koszuli nocnej, w której byłam, w mój mundur.

- Moje biedne włosyyyyyy! – „Zawyłam” spoglądając w lustro. – Co mi po grzywce, jak resztę głowy mam obciętą na chłopaka!
- Przykro mi Morii, musieliśmy to zrobić. Musieli Ci zaszyć ranę z tyłu głowy. Mana zaręcza, że miałaś ją,gdy Cię znaleźli…
- Pewnie sam mi ją zrobił! Domagam się peruki, dopóki mi one nie odrosną! – Powiedziałam obrażona.

Wyszłyśmy we dwie rozprawiając dalej na ten temat. Miałam wtedy okazję zobaczyć wnętrze budynku, w którym się znajdowaliśmy. Skromny, mały pensjonat z kolorystyką korytarza szpitalnego. No, gustu to właściciele nie mają. Musiałam mieć zawiązaną chustkę na głowie, żeby nikt nie zaczął się śmiać z mojego wyglądu. Jak się można było spodziewać, nasze pokoje znajdowały się najdalej od wszystkich to też podróż do stołówki i z powrotem trochę nam zajęła. Gdy dochodziłyśmy do mojego pokoju usłyszałyśmy czyjąś głośną kłótnię. Jak najciszej podeszłyśmy do pokoju, z którego dochodził hałas. Delikatnie uchyliłyśmy drzwi i naszym oczom ukazała się sprzeczka Genza i Walkera.

- Ciebie, jak zwykle, pogięło!
- A może Twój kręgosłup moralny jest nie tego?
- Raczej Twój!
- Jestem lojalny własnym przekonaniom…
- Chrzań się z tymi swoimi gadkami. Jesteś tylko cholernym wrzodem na tyłku i nic więcej. To już lepiej Aleksander by się nadawał na Twoje stanowisko!
- Takiś ty siebie pewny? A z kobietami obchodzisz się, jak nie powiem co.
- O co Ci zaś chodzi? – Odburknął Mana. Wyraźnie coś ukrywa. Poczułam mocniejszy uścisk Sashy na przegubie mojej dłoni. No, to jakiś jest znak.
- No chociażby o ranę Mori…
- To się nazywa wypadkiem przy pracy – wymruczał ledwo dosłyszalnie.
- Ja tam bym dopowiedział, że specjalny… znając Ciebie, chciałeś ją potrzymać przez chwilę, hę?
- Te, Genzo, a byłeś kiedyś u dentysty? Bo będziesz musiała zaraz nowe zęby zamawiać.
- Mam Cię Walker! Ale to pewnie tylko trening… ponoć z Sashą też się znasz nie najgorzej…
- No proszę, ty opisujesz nasze starcia ze spotkaniami z Noah, czy moją biografię?
- Nikt nie powiedział, że jedno wyklucza drugie… ale skoro taka miła atmosfera, to powiedz co was łączy, co?
- Znamy się od dawna i może coś tam kiedyś… te! Nie zmieniaj mi tu tematu! – Oburzył się Mana doskakując do Genza.

W tamtym momencie usilnie trzymałam Sashę za jej ramię, aby się między nich nie wtrąciła. Resztkami własnych sił próbowałam ją odciągnąć od drzwi, ale poskutkowało to tylko tym, że na nie wpadłyśmy. Z głośnym hukiem wylądowałyśmy na podłodze w ich pokoju. Obaj chłopcy aż odskoczyli. Genzo niemal od razu udał, że mu nasze wtargnięcie nic nie robi – przy okazji rozpiął górny guzik od koszuli. Mana wydawał się niemile zaskoczony naszym wtargnięciem.

- Jak długo żeście tam stały?!
- N-nie…
- Wystarczająco długo – odparłam butnie wpadając w słowo przyjaciółce.
- To znaczy, jak? – Zapytał nadal oschle, ale w jego głosie mogłam dosłyszeć ostrożność. No co, twój mały sekrecik się prawie wydał. Hehe!
- Słyszałyśmy najważniejszą część waszej rozmowy – Mana tylko zamknął oczy i na przemian zginał dłonie w pięści i je rozginał. Wyglądał, jakby zastanawiał się głęboko, czy nas zabić, czy może jednak nie… Co ta Sasha w nim widzi?!
- W sumie to podsłuchałyśmy ostatni fragment rozmowy – odezwała się cicho czarnooka.
- To znaczy? – Wycedził przez zęby. Cała jego postawa mówiła od tej odpowiedzi zależy wasze życie.
- T-ten o Twoim traktowaniu kobiet… - dodała półszeptem.
- I z tego, co usłyszałam, powinnam chyba Ci porządnie przywalić! – Powiedziałam buntowniczo celując palcem w Walkera.
- Jakbyś miała jakąkolwiek możliwość, Tanaki – zakpił sobie. Zdaje mi się, czy jakby trochę się rozluźnił?
- Kobiety są zdolne do wszystkiego – mruknął Genzo stojący pod ścianą.
- Oczywiście, jestem pewna, że jakbym tylko zechciała to potrafiłabym Cię posłać do szpitala.
- Morii! – Usłyszałam spanikowaną Sashę.
- A to Ci dopiero! Raz udało się jej coś zrobić i już myśli, że jest wielka – powiedział cynicznie Mana – nie mam ochoty na zabawy z dziećmi.
- Ja Ci dam z dziećmi! Sam jesteś niewiele starszy ode mnie! Wielki Egzorcysta, który nie radzi sobie sam ze sobą!
- Że niby co?!
- A to! – Wskazałam go znowu palcem. – Nie jestem taka głupia! Mówisz wszystkim jaki to ty świetny jesteś, ale tylko nas oszukujesz! Nie jesteś w stanie nic zrobić! Generał Walker i Lenalee z pewnością zginęli, bo ty jesteś za słaby!

W pokoju zapanowała cisza. Chłopak miał spuszczoną głowę, a ja nadal stałam z wyciągniętym palcem przed siebie. Miałam już go po dziurki w nosie. Zawsze patrzy na wszystkich z góry, a tak naprawdę to nie różni się niczym od nowicjuszy, jakimi jesteśmy. Jako jedyny poruszył się Genzo stając pomiędzy mną, a szarookim.

- Przeproś – powiedział cicho w moim kierunku. Stanęłam oniemiała.
- Nie mam za co – odpowiedziałam hardo i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Morii – usłyszałam szept Sashy pełen strachu. Zignorowałam ich. Nie będę obchodzić się z nim delikatnie skoro on ma mnie gdzieś!
- Genzo, odsuń się – odezwał się Walker. Aż podskoczyłam, nigdy nie słyszałam tak lodowatego głosu. Wydawało się, że jeszcze jedno jego słowo, a wszyscy zamienią się w sopel lodu.
- Mana, musisz się opanować – odparł Genzo. W jego czerwonych tęczówkach nie było niczego oprócz strachu.
- Skoro jest taka mądra to niech zobaczy, co potrafię – powiedział podnosząc głowę. Jego spojrzenie spotkało moje. Cała moja pewność siebie ulotniła się w przeciągu sekundy. Jego oczy wyglądały jak czysta stal. Twarde i chłodne. Z twarzy zniknęły wszelkie emocje.
- Nie. Obiecałem, że będę Cię pilnować. A ty niechybnie ją zabijesz – odparł młody Bookman odwracając się do chłopaka przodem.

Mana nic nie odpowiedział… słownie. Jednym sprawnym ruchem chwycił Genza za lewą rękę wykręcił mu ją do tyłu i położył czarnowłosego na ziemi. Stałam jak skamieniała widząc, jak ten drugi próbuje się uwolnić. Jednak Walker mu nie pozwolił wykonać najmniejszego ruchu. W sekundę podniósł czerwonookiego z podłogi, puścił rękę i kopnął z całej siły w plecy. Kronikarz wylądował na korytarzu.

- Coś jeszcze masz do dodania? – Powiedział bez cienia emocji w głosie. Patrząc z powrotem na mnie.
- M-my już w-wraca.. wracamy d-do pokoju – powiedziała wystraszona Rosjanka ciągnąc mnie do tyłu. Tylko dzięki temu byłam w stanie się stamtąd wydostać.

Walker ani razu nie zmienił pozycji. Stał, jak zwykle tuż przede mną. Luźne ręce wzdłuż tułowia, w czarnych spodniach, białej koszuli i czarnej kamizelce pod garnitur. Tylko jego oczy były całkiem inne. Straszyły, mroziły krew w żyłach w przeciągu sekundy. I aura śmierci unosząca się wokół. Ten obraz przywoływał mi na myśl jedno wydarzenie. Moją pierwszą poważną walkę na Krecie.
Gdy pierwszy raz widziałam ich na oczy.

Moje pierwsze spotkanie z klanem Noego.

4 komentarze:

  1. cieszę się że wreszcie udało ci się dać nam kolejny rozdział :) jest dość interesujący tylko jak zwykle Tanaki musiała wtrącić swoje trzy grosze ona chyba w ogóle nie wie kiedy się zamknąć jest tak bardzo irytująca że aż chciałam aby Manna jej wreszcie porządnie przywalił nie patrząc na to że jest dziewczyną ona po prostu nie zna umiaru i sama doprowadza do tego że Manna ją tak traktuje , wciąż uważa go za niewychowanego gbura a sama nie widzi jak się ona zachowuje można powiedzieć że z tą swoją wredotą nadawała by się do klanu Noa . pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na kogoś po ciężkich obrażeniach Morii jest dość żywotna. Nie wiem, co ona ma w głowie, ale powinna skupić się na własnym treningu, a nie facetach i sprawach innych ludzi. Nie musi wściubiać wszędzie nosa. Lepiej niech pracuje nad sobą, bo na razie tylko przeszkadza. Jak tak dalej pójdzie, zginie zanim dożyje dorosłości.
    Miranda się zgubiła? Jak zwykle. Znajdzie się. Jakoś do tej pory przetrwała, to da radę.
    Pozdrawiam
    Laurie

    https://aniollucyferadgm.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. heeellllooooooo ! kiedy tu się coś pojawi ???????? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę piszę, ale niestety musiałam zacząć jeszcze raz ;-; ale postaram się wrzucić nowy rozdział jak najszybciej >.<

      Usuń