wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział Szósty ~ Allen Walker


Głównym korytarzem biegła egzorcystka. Swoje długie brązowe włosy zawiązała w kucyk, co chwilę odgarniała grzywkę z oczu. Miała na sobie fioletową bluzkę z długim rękawem i białe rybaczki, całości dopełniały białe rękawiczki, choć w tej chwili na jej dłoniach znajdowała się tylko jedna. Ową egzorcystką jest Miranda Lotto, jedna ze starszych egzorcystów. Jej charakterystyczną cechą było niezdarstwo, które w tej chwili nabrało dużego znaczenia.
Biegnąc korytarzami zobaczyła swojego przyjaciela – Lavi’ego, który ma zostać nowym Bookmanem. O mały włos wylądowaliby na ziemi, gdyby nie jego refleks.
- Cześć Mirando, coś się stało?
- Nie mogę go znaleźć… ktoś mi go zabrał…
- Hej, o co chodzi – lekko nią potrząsnął.
- Zginął mi pamiętnik od Lenalee. – Powiedziała poważnie.
  
***

- Jak to, zgubiłaś go?! Mirando, musisz go znaleźć. – Powiedział zmartwiony Komui.
- Przeszukaliśmy już jej pokój i nic nie znaleźliśmy – odparł rudowłosy – ktoś musiał się tam włamać. To jedyne rozwiązanie. Pytanie jest jedno, mianowicie – zrobił przerwę – kto?
- Lavi, jesteś Bookmanem. Jako Kronikarz nie wzbudzisz podejrzeń zbierając informacje to w końcu Twoja prawdziwa praca, prawda?
- No tak…
- No to proszę cię abyś pomógł Mirandzie w poszukiwaniach. Ten notes jest bardzo ważny. W tym zeszycie znajduje się przyszłość jednego z nas. Przyszłość jak i zarazem przeszłość.

***

Morii w tym czasie siedziała u siebie w pokoju z kilkoma książkami. Sterczała nad nimi już którąś godzinę, ale ani trochę nie przybliżyła się do rozwiązania zagadki, którą stanowiły inicjały A.W. Właśnie otwierała następną pozycję z nadzieją, że znajdzie odpowiedź tylko, że i tam…
- Znowu! – Warknęła ze złością. – Żeby chociaż gdzieś było napisane co łączy Lenalee z tymi inicjałami. Czy to naprawdę jest tak wielka tajemnica? – Spytała spoglądając na nieudolny portret egzorcystki, który sama narysowała.
 Z zadumy wyrwało ją pukanie do drzwi. Po krótkim „proszę” do pokoju wszedł Aleksander.
- Na całe szczęście żyjesz. Myślałem, że umarłaś z nudów przy tych książkach.
- Bardzo śmieszne, czyżbyś widział się z Maną?
- Sama siebie posłuchaj – ledwo skończył chłopak zdanie, a oboje już śmiali się w najlepsze.
- Coś ode mnie chciałeś?
- Zapytać się, czy masz ochotę na spacer po mieście.
- Czemu nie? Nic więcej z tych książek nie wyciągnę. – Odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna biorąc do ręki wachlarze i płaszcz.

***

Do gabinetu Komui’ego wszedł Amon. Był bardzo pewny siebie i biła od niego aura lekkiego buntu. Głównodowodzący wyczuwając zbliżającą się kłótnię od razu rozpoczął rozmowę.
- Coś się stało Amonie?
- Tak, czemu nie powiedziałeś mi o tym notesie? – Powiedział trochę zły egzorcysta rzucając na biurko czarny przedmiot. – Nie otwierałem, wystarczył mi podpis znajdujący się z tyłu. Czy jest tu coś ważnego o moim mistrzu?
- Dziękuję, że zwróciłeś zgubę. Chciałbym abyś mi powiedział jak wiele wiesz o nim? – Spytał poważnie Komui – jest to dla mnie ważne, ponieważ informacje znajdujące się w tym notesie – postukał palcem w zeszyt – są ściśle tajne.
- Mój mistrz był generałem, nazywał się Allen Walker. Nigdy nie spotkałem lepszego egzorcysty. Nie mówił za dużo o sobie bardziej skupiał się na moim szkoleniu. Często znikał na całe wieczory i noce, a pojawiał się tuż nad ranem. Był bardzo wymagającym mistrzem. Emanowała od niego siła i lekki chłód. Jego spojrzenie czasami okropnie mnie krępowało… Wiem również, że był bliskim przyjacielem Lenalee Lee, pańskiej siostry. – Dodał po chwili Amon.
- Sporo wiesz – pochwalił go szef, - wystarczająco dużo, więc co w takim razie jeszcze chciałbyś wiedzieć?
- Od jakiegoś czasu badam powiązanie Many z moim mistrzem, inne niż nauczyciel i uczeń. Chce wiedzieć dokładnie co ich łączy. – Powiedział dobitnie młody egzorcysta.
- To powinien wyjawić Ci sam Mana – powiedział spokojnie Komui,- jedyne co mogę powiedzieć nie naruszając umowy pomiędzy mną a tym chłopakiem jest powiązanie Allena i Lenalee. – Amon spojrzał na niego wyczekująco. – Oboje byli sobie bliżsi niż jacykolwiek przyjaciele, łączyła ich więź mocniejsza niż brata z siostrą.

***

- Tim, gdzie jesteś? Timcanpy! – Nawoływał Mana.
Korzystając z wolnego dnia chłopak wybrał się do miasta po zakupy dla Jerry’ego. Jedną z niewielu rzeczy jaka sprawiała mu w tym czasie radość był spacer po mieście. O ile jego golem – Timcanpy mu nie uciekał. Piętnastolatek i stworzonko nie za dobrze umieli się porozumiewać. Na początku to Golem unikał chłopca, a potem przez pewien czas to Mana chował Tim’a najgłębiej jak umiał. Jednak teraz, kiedy zdawałoby się, że takie dziecinne zabawy powinny się skończyć złota kulka postanowiła nadal grać w ową grę.
- Jeśli znowu dorwał cię jakiś kocur, to nawet nie próbuj na mnie siadać. No wychodź! Musimy wracać do domu! Nie to nie, zostań tutaj sobie sam. Może znajdzie cię ktoś z żyłką naukowca i rozbierze cię na części – rzucił oschle, a po kilku sekundach stworzonko ugryzło go w ucho. – To boli – rzucił rozgniewany – po prowadzisz mnie z powrotem?

***

- Gdzie się ten klaun podziewa? Czemu akurat ja mam robić za jego nianię – mruczał pod nosem inny egzorcysta.
 Był to bardzo wysoki mężczyzna o długich, granatowych włosach związanych w kucyk. Jego strój egzorcysty składał się z długich spodni, zwykłej koszuli oraz długiego płaszcza rozciętego po bokach, aby nie przeszkadzał w trakcie walki. U pasa miał powieszoną katanę zwaną mugenem. Właśnie rozglądał się za Maną, którego koniecznie chciał widzieć Komui, gdy w zasięgu jego wzroku znalazł się młody Bookman.
- Cześć Yuu – przywitał go wesoło rudowłosy.
- Nie nazywaj mnie moim drugim imieniem – powiedział samuraj wyciągając miecz.
- Dobra spokojnie, Kanda. Co się stało?
- Nie wiem  gdzie mam szukać tego małego klauna – warknął zły Yuu. – Mam dosyć robienia za jego niańkę.
- Mówisz o Manie? Nie, nie widziałem go od rana. Prawdopodobnie jest w mieście.
- Czy ten dzieciak nie może usiedzieć w Kwaterze Głównej choć trochę dłużej niż jeden wieczór? – Warknął zdenerwowany Kanda.
- Nie da rady, on podróże ma w genach – powiedział z uśmiechem w ślad za znikającym kolegą. – Niby inny a jednak tak podobny do ojca, masz ciężkie życie Mana – mruknął do siebie Lavi idąc w swoją stronę. Po chwili natknął się na zezłoszczonego Amona.
- Witaj Bookmanie –przywitał go chłopak, Lavi odpowiedział kiwnięciem głowy – wiesz może, gdzie znajdę Manę?
- Idź za Kandą, poszedł do miasta. Myślę, że zgodzi się abyś sam przyprowadził młodego do kwatery.
- Dziękuje za informacje – powiedział Amon wymijając Kronikarza.

***

- Morii chodź szybciej – jęknął Alek.
- Ale z ciebie maruda. Najpierw sam wyciągasz mnie na spacer, a potem narzekasz, gdy staniemy chociaż na kilka sekund.
- Tak szczerze to chce znaleźć Manę.
- Manę? – Zdziwiła się dziewczyna. – Do czego jest ci Mana potrzebny?
- Miał wrócić do Kwatery z zakupami Jerry’ego kilka godzin temu. Jeśli mam być szczery zaczynam się o niego martwić.
- Na pewno nic mu nie ma. Po tych kilku walkach jakie odbyliśmy uważam, że twój strach o niego jest bezpodstawny. Nigdy nie widziałam bardziej opanowanego egzorcysty podczas walki. Wiem co mówię, bo moja rodzina sprzyjała Zakonowi.
- Może masz rację… jednak od kilku dni zastanawiała mnie jedna sprawa. Kim był jego mistrz? Sprawdziłem rejestry i pierwsza bitwa w jakiej Mana brał udział jako egzorcysta zdarzyła się pięć lat temu.
- To nie możliwe. Przecież najczęściej uczniowie mają około dwunastu lat  i dopiero trzy lata później zostają egzorcystami. Natomiast jeśli przyjmiemy, że Mana jest w twoim wieku – Morii wskazała na Alka – to uczniem został jako ośmiolatek!
- No właśnie – przytaknął blondyn – i tego chce się od niego dowiedzieć.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak o to wstawiam rozdział szósty, od niego znowu zaczynam wrzucać rozdziały co dwa tygodnie ;)
 Bardzo ładnie proszę o komentarze! Ja nie gryzę, a i z chęcią usłyszę krytykę. Nawet jeśli mi powiecie, że to jeden wielki chłam i nadaje się do kosza...

Anastia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz