wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział Siódmy ~ Klan Noah

   
Dzień wcześniej

W pewnym mieście, w dworku zebrało się dwanaście osób. Z pozoru nie mieli żadnych cech wspólnych. Jednak, gdyby ktoś mógł się im bliżej przyjrzeć zobaczyłby nienaturalny, szary kolor skóry u każdego z nich, a na czole dziewięć dziwnych rombów z wklęsłymi bokami i wydłużonymi wierzchołkami.

Należą oni do rodu Noah. Potomkowie biblijnego Noego, którzy dali życie istniejącym obecnie ludziom. Jednak ponad siedem tysięcy lat temu członkowie tego klanu zbuntowali się i zapragnęli zniszczyć ludzkość. Pod przywództwem Milenijnego Earla zebrali armię Akum – broni stworzonych z ludzkiego cierpienia i rozpoczęli wojnę z pierwszymi egzorcystami. Ród Noah został pokonany jednak po siedmiu tysiącach lat wrócili, aby wznowić tak zwaną „Świętą Wojnę”.

Do jadalni wszedł wysoki mężczyzna o krótkich, czarnych włosach. Oczach o złotych tęczówkach i z szerokim uśmiechem na twarzy. Koło niego, w powietrzu leciała długa, różowa parasolka mająca na czubku głowę dyni - Lero. Zasiadł on u szczytu stołu, na należnym miejscu głowy rodziny. Nazywano go Milenijnym Earlem, choć tak naprawdę jego imię brzmi Nae.
- Witajcie moi drodzy. Cieszę się, że widzę tutaj was wszystkich – przywitał zgromadzonych.
- Nae! – Krzyknęła dziewczyna o granatowych włosach rzucając mu się na szyję. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Road usiądź, chciałbym z wami wszystkimi porozmawiać… na temat naszych kochanych Akum. Nie zdziwiło was to, że od trzech lat nasza bron nie potrafi wyewoluować na poziom czwarty? Jest nawet coraz mniej Akum z trzecim poziomem. Pomimo tego, iż prawie codziennie tworzę od dziesięciu wzwyż?
Na Sali zapadła cisza, a po chwili odezwała się wysoka, blondwłosa członkini spotkania.
- Do czego zmierzasz Earl’u? Może się wybijają nawzajem? Kanibalizm wśród naszych broni doskonale było widać w Edo.
- Dobra hipoteza Lulubell, ale nie tłumaczy ona niezmienności ich poziomów.
- Mam głupi pomysł hihihi – zaśmiał się chłopak z końca Sali z bardzo długimi blond włosami.
- Jaki Jasdero? – Zapytał Milenijny.
- Może to przez egzorcystów? – Dokończył siedzący obok blondyna,  Debitto. Jasdero i on tworzyli Noah zwanego Jasdebi.
- To niedorzeczne – odezwał się mężczyzna siedzący po prawej Earl’a, Tyki Mikk – przecież sam zniszczyłem Serce oraz zabiłem jego posiadaczkę. Niemożliwe jest, aby Innocence Lenalee Lee w jakiś sposób przetrwało.
- O Allenie Walkerze też tak mówiłeś  - wytknął mu inny ze zgromadzonych, mający turban na głowie.
- Drogi Damonie, trudno przeżyć po zniszczeniu przez Akumę prawda?
- Jednak hipoteza Jasdebi jest bardzo prawdopodobna – powiedział poważnie Nae. – Niestety tylko egzorcyści mogą niszczyć Akumy i pokrzyżować nam plany. Poza tym nie wiemy, czy na pewno Allen miał Apokryfa.
- Jak to nie wiemy? Przecież… - zaczęła Lulu Bell.
- On nie miał Apokryfa, przynajmniej na początku – przerwała jej Road. – Nie mógł go mieć skoro ścigał on mnie i Tykiego kiedy zabraliśmy Walkera z więzienia. Musimy pamiętać, że Apokryf jest naszym najgroźniejszym wrogiem. Jako jedyny z Innocence potrafi nas zniszczyć i został on stworzony do ochrony Serca, więc jeśli on chodzi gdzieś po tym świecie to i Serce mogło przetrwać.
- Co więc zrobimy? – Zapytał ktoś z tyłu Sali.
- Wy podróżujcie po świecie zbierzcie informacje spotkamy się za miesiąc… albo i wcześniej – powiedział Nae – Tyki, Road wy pójdziecie ze mną.
- Czy idziemy na spotkanie z małym Maną? Do Londynu? – Zapytała z rozbawieniem Road wywijając Lero.
- Łatwo się domyśliłaś – uśmiechnął się jej rozmówca – przecież raz na jakiś czas, trzeba się spotkać z inną częścią rodziny – powiedział uśmiechając się złowieszczo.

***

Słońce oświetlało ziemię ostatnimi promieniami. Jeszcze godzina, a zrobi się ciemno na ulicach Londynu. Większość ludzi szybko szła w stronę swoich mieszkań, matki wołały dzieci na kolacje. Mogłoby się wydawać, że będzie to kolejny spokojny wieczór. Jednak spacerujący po ulicach egzorcyści wyczuwali nieprzyjazną aurę zmierzchu.

Była tam dwójka egzorcystów spacerująca drogą wzdłuż Tamizy, wysoki chłopak idący główną ulicą oraz zielonowłosy piętnastolatek ze złotym golemem na ramieniu przemierzający boczne uliczki. Wszyscy kierowali się w stronę rynku.

Na południowym końcu miasta zebrała się czarna chmura. Dla nie wtajemniczonych była ona symbolem zbliżającego się deszczu, który często nawiedzał Anglię o tej porze roku. Jednak dla egzorcystów była oznaką zbliżających się Akum.

Idąc bocznymi uliczkami Mana spotkał pięcioletnią dziewczynkę. Miała długie brązowe warkocze i płakała. Chłopak kierowany impulsem zbliżył się do dziecka.
- Co się stało? – Zapytał przyjaźnie.
- Zgubiłam się – odpowiedziała smutno.
- Robi się późno… chodź pomogę ci wrócić do domu – powiedział wyciągając do niej dłoń. Dziewczynka z wdzięcznością ją uścisnęła.
- Przyszłam chyba stamtąd – powiedziała prowadząc chłopaka w przeciwnym kierunku niż rynek.
Kiedy upewniła się, że Mana idzie za nią na jej małej twarzy zagościł uśmiech najpierw przyjazny, a potem złowrogi.

Z każdym następnym krokiem oddalali się coraz bardziej od centrum, a im dalej od tamtego miejsca tym mniej było widać domów, a więcej pojawiało się ich ruin. Chłopak zaczął się zastanawiać o co naprawdę chodzi tej dziewczynce, ani razu się nie zawahała, gdzie skręcić. Powiedziała mi, że się zgubiła, ale idzie pewnie, co się dzieje – pomyślał. Chwilę później dziewczynka się zatrzymała.
- W którą teraz stronę? – Spytał.
- Nigdzie – odpowiedziała prosto – jesteśmy na miejscu.
Mana rozejrzał się po otoczeniu, w ich okolicy nie było żadnych domostw, czy chociażby ruin budynków. Stali tuż za pierwszą linią drzew, mieli jednocześnie daleko jak i blisko do rynku miasta. Chłopak zaczął się wycofywać. Dziewczynka nawet nie zmieniła pozycji, puściła tylko jego rękę. Odwróciwszy się szarooki zobaczył zbliżające się w ich kierunku Akumy, wszystkie na poziomie pierwszym. Za nim zdążył jakkolwiek na nie zareagować usłyszał odgłosy walki dochodzące z centrum Londynu.

***

- Aleksandrze już nie mogę. Chodzimy cały czas, na pewno się z nim zdążyliśmy minąć kilkanaście razy. Powinniśmy chwilę odpocząć, a potem wracać. Zaczyna się ściemniać – jęczała brązowowłosa dziewczyna, siadając na ławce.
- Mogliśmy go przegapić, to bardzo możliwe – westchnął jej towarzysz, - ale od jakiegoś czasu zastanawia mnie inny fakt. Morii, zwróciłaś uwagę na tamtą chmurę? – Wskazał palcem w stronę czarnej plamy na niebie.
- No… niezbyt, raczej skupiałam się na doganianiu ciebie…
- Trudno, w takim razie powiem ci, co mnie niepokoi – powiedział odgarniając do tyłu blond włosy – jakim cudem ona się porusza skoro nie ma nawet najlżejszego podmuchu wiatru?
- To znaczy, że są to…
- Akumy – wpadł dziewczynie w słowo inny chłopak – hej, nie widzieliście może Many?
- Cześć Amon! – Przywitała go Tanaki – niestety nie. Też go szukamy.
- To co robimy… siedzimy i czekamy, czy raczej się pobawimy? – Zapytał z uśmiechem Alek wyciągając jo-jo z kieszeni.
- Co to? – Zapytał przybyły.
- Innocence, a Twoje? – W odpowiedzi, Aleksander ujrzał prosty, srebrny flet.
- Ja nigdy nie mogę podróżować sam – powiedział uśmiechnięty – ono służy tylko do ochrony egzorcystów i cywili, a Twoje Morii?
- Wachlarze, walczę wiatrem, więc co tak stoimy nie każmy im dłużej czekać – powiedziała z uśmiechem biegnąc w stronę Akum. Jej towarzysze po chwili ruszyli jej śladem.

***

- Cholera – zaklął pod nosem uaktywniając Innocence – szybko  z nimi skończę i zobaczę co się tam dzieje. – Powiedział spoglądając w kierunku miasta.
- Egzorcysta – wyszeptały Akumy ruszając na zielonookiego.
- Tim, pilnuj tej małej – powiedział do złotego golema nastolatek, rzucając się na pierwszego z przeciwników.

Swoją prawą rękę, od łokcia w dół, zamienił w gilotynę i skakał po kolei na kolejne Akumy. Kiedy okazało się, że jest ich w tym miejscu więcej niż przypuszczał zaczął rozmyślać nad stworzeniem sytuacji, w których zabijałyby się nawzajem, ale nie umiał znaleźć sposobności. Te potwory działały zbyt spójnie, były za dobrze zsynchronizowane jak na nie. Co jakiś czas pęd pocisków zrzucał Manę z jednej z nich na ziemię, po czym chłopak musiał szybko wstawać, aby uniknąć strzałów. Śmiercionośne pociski Akum leciały coraz gęściej niż chłopak mógł w stanie zniszczyć, czy uniknąć. Jego walka toczyła się jeszcze długo po zakończeniu tej na rynku. Kiedy niszczył ostatnią z nich, ta zdążyła oddać jeszcze jeden strzał. Mana chwycił się za lewą rękę w miejscu, gdzie drasnął go pocisk.
- Cholera – zaklął upadając na ziemię.
- Co się stało? – Zapytała brązowowłosa podchodząc do niego bliżej – czy one cię trafiły? – Zapytała widząc jak kolor skóry Many z białej poprzez czarne gwiazdy staje się czarnofioletowa.
- Nie martw się, nic mi nie będzie. Zobacz – powiedział wskazując na drugą rękę. Po chwili jego prawa dłoń zaświeciła się na zielono, a nie naturalny kolor zaczął znikać.
- To ty jesteś Mana – stwierdziła dziewczynka, gdy chłopak całkowicie usuną truciznę z ciała.
- Tak – powiedział ostrożnie – znamy się?
- Osobiście nie – zaśmiała się – mam dla ciebie wiadomość – oznajmiła spokojnie.
- Wia-wiadomość?
- Yhm, od mojego mistrza – uśmiechnęła się złośliwie – chce się z tobą spotkać. Jutro w tym miejscu, tuż po zmierzchu. – Widząc, że zielonowłosy chce jej przerwać, dopowiedziała – Mistrz Nae nie będzie zadowolony ze spóźnienia… chyba, że cię wcześniej zabiję – zaczęła się śmiać wymierzając w niego swoje złączone ręce, które stworzyły armatę – mam drugi poziom, żegnaj egzor…
- Mana! – Usłyszeli krzyk.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przez wakację dodaje co tydzień rozdziały czekam na opinie!

Anastia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz