Dzień wcześniej
W pewnym mieście, w dworku zebrało
się dwanaście osób. Z pozoru nie mieli żadnych cech wspólnych. Jednak, gdyby
ktoś mógł się im bliżej przyjrzeć zobaczyłby nienaturalny, szary kolor skóry u
każdego z nich, a na czole dziewięć dziwnych rombów z wklęsłymi bokami i
wydłużonymi wierzchołkami.
Należą oni do rodu Noah.
Potomkowie biblijnego Noego, którzy dali życie istniejącym obecnie ludziom.
Jednak ponad siedem tysięcy lat temu członkowie tego klanu zbuntowali się i
zapragnęli zniszczyć ludzkość. Pod przywództwem Milenijnego Earla zebrali armię
Akum – broni stworzonych z ludzkiego cierpienia i rozpoczęli wojnę z pierwszymi
egzorcystami. Ród Noah został pokonany jednak po siedmiu tysiącach lat wrócili,
aby wznowić tak zwaną „Świętą Wojnę”.
Do jadalni wszedł wysoki mężczyzna
o krótkich, czarnych włosach. Oczach o złotych tęczówkach i z szerokim uśmiechem
na twarzy. Koło niego, w powietrzu leciała długa, różowa parasolka mająca na
czubku głowę dyni - Lero. Zasiadł on u szczytu stołu, na należnym miejscu głowy
rodziny. Nazywano go Milenijnym Earlem, choć tak naprawdę jego imię brzmi Nae.
- Witajcie moi drodzy. Cieszę się,
że widzę tutaj was wszystkich – przywitał zgromadzonych.
- Nae! – Krzyknęła dziewczyna o
granatowych włosach rzucając mu się na szyję. Chłopak tylko się uśmiechnął.
- Road usiądź, chciałbym z wami
wszystkimi porozmawiać… na temat naszych kochanych Akum. Nie zdziwiło was to,
że od trzech lat nasza bron nie potrafi wyewoluować na poziom czwarty? Jest
nawet coraz mniej Akum z trzecim poziomem. Pomimo tego, iż prawie codziennie
tworzę od dziesięciu wzwyż?
Na Sali zapadła cisza, a po chwili
odezwała się wysoka, blondwłosa członkini spotkania.
- Do czego zmierzasz Earl’u? Może
się wybijają nawzajem? Kanibalizm wśród naszych broni doskonale było widać w
Edo.
- Dobra hipoteza Lulubell, ale nie
tłumaczy ona niezmienności ich poziomów.
- Mam głupi pomysł hihihi –
zaśmiał się chłopak z końca Sali z bardzo długimi blond włosami.
- Jaki Jasdero? – Zapytał
Milenijny.
- Może to przez egzorcystów? –
Dokończył siedzący obok blondyna, Debitto. Jasdero i on tworzyli Noah zwanego
Jasdebi.
- To niedorzeczne – odezwał się
mężczyzna siedzący po prawej Earl’a, Tyki Mikk – przecież sam zniszczyłem Serce
oraz zabiłem jego posiadaczkę. Niemożliwe jest, aby Innocence Lenalee Lee w
jakiś sposób przetrwało.
- O Allenie Walkerze też tak
mówiłeś - wytknął mu inny ze
zgromadzonych, mający turban na głowie.
- Drogi Damonie, trudno przeżyć po
zniszczeniu przez Akumę prawda?
- Jednak hipoteza Jasdebi jest
bardzo prawdopodobna – powiedział poważnie Nae. – Niestety tylko egzorcyści
mogą niszczyć Akumy i pokrzyżować nam plany. Poza tym nie wiemy, czy na pewno
Allen miał Apokryfa.
- Jak to nie wiemy? Przecież… -
zaczęła Lulu Bell.
- On nie miał Apokryfa,
przynajmniej na początku – przerwała jej Road. – Nie mógł go mieć skoro ścigał on
mnie i Tykiego kiedy zabraliśmy Walkera z więzienia. Musimy pamiętać, że
Apokryf jest naszym najgroźniejszym wrogiem. Jako jedyny z Innocence potrafi
nas zniszczyć i został on stworzony do ochrony Serca, więc jeśli on chodzi
gdzieś po tym świecie to i Serce mogło przetrwać.
- Co więc zrobimy? – Zapytał ktoś
z tyłu Sali.
- Wy podróżujcie po świecie
zbierzcie informacje spotkamy się za miesiąc… albo i wcześniej – powiedział Nae
– Tyki, Road wy pójdziecie ze mną.
- Czy idziemy na spotkanie z małym
Maną? Do Londynu? – Zapytała z rozbawieniem Road wywijając Lero.
- Łatwo się domyśliłaś –
uśmiechnął się jej rozmówca – przecież raz na jakiś czas, trzeba się spotkać z
inną częścią rodziny – powiedział uśmiechając się złowieszczo.
***
Słońce oświetlało ziemię ostatnimi
promieniami. Jeszcze godzina, a zrobi się ciemno na ulicach Londynu. Większość
ludzi szybko szła w stronę swoich mieszkań, matki wołały dzieci na kolacje.
Mogłoby się wydawać, że będzie to kolejny spokojny wieczór. Jednak spacerujący
po ulicach egzorcyści wyczuwali nieprzyjazną aurę zmierzchu.
Była tam dwójka egzorcystów
spacerująca drogą wzdłuż Tamizy, wysoki chłopak idący główną ulicą oraz
zielonowłosy piętnastolatek ze złotym golemem na ramieniu przemierzający boczne
uliczki. Wszyscy kierowali się w stronę rynku.
Na południowym końcu miasta
zebrała się czarna chmura. Dla nie wtajemniczonych była ona symbolem
zbliżającego się deszczu, który często nawiedzał Anglię o tej porze roku.
Jednak dla egzorcystów była oznaką zbliżających się Akum.
Idąc bocznymi uliczkami Mana
spotkał pięcioletnią dziewczynkę. Miała długie brązowe warkocze i płakała.
Chłopak kierowany impulsem zbliżył się do dziecka.
- Co się stało? – Zapytał przyjaźnie.
- Zgubiłam się – odpowiedziała
smutno.
- Robi się późno… chodź pomogę ci
wrócić do domu – powiedział wyciągając do niej dłoń. Dziewczynka z
wdzięcznością ją uścisnęła.
- Przyszłam chyba stamtąd –
powiedziała prowadząc chłopaka w przeciwnym kierunku niż rynek.
Kiedy upewniła się, że Mana idzie
za nią na jej małej twarzy zagościł uśmiech najpierw przyjazny, a potem
złowrogi.
Z każdym następnym krokiem
oddalali się coraz bardziej od centrum, a im dalej od tamtego miejsca tym mniej
było widać domów, a więcej pojawiało się ich ruin. Chłopak zaczął się
zastanawiać o co naprawdę chodzi tej dziewczynce, ani razu się nie zawahała,
gdzie skręcić. Powiedziała mi, że się
zgubiła, ale idzie pewnie, co się dzieje – pomyślał. Chwilę później
dziewczynka się zatrzymała.
- W którą teraz stronę? – Spytał.
- Nigdzie – odpowiedziała prosto –
jesteśmy na miejscu.
Mana rozejrzał się po otoczeniu, w
ich okolicy nie było żadnych domostw, czy chociażby ruin budynków. Stali tuż za
pierwszą linią drzew, mieli jednocześnie daleko jak i blisko do rynku miasta. Chłopak
zaczął się wycofywać. Dziewczynka nawet nie zmieniła pozycji, puściła tylko
jego rękę. Odwróciwszy się szarooki zobaczył zbliżające się w ich kierunku
Akumy, wszystkie na poziomie pierwszym. Za nim zdążył jakkolwiek na nie
zareagować usłyszał odgłosy walki dochodzące z centrum Londynu.
***
- Aleksandrze już nie mogę.
Chodzimy cały czas, na pewno się z nim zdążyliśmy minąć kilkanaście razy.
Powinniśmy chwilę odpocząć, a potem wracać. Zaczyna się ściemniać – jęczała
brązowowłosa dziewczyna, siadając na ławce.
- Mogliśmy go przegapić, to bardzo
możliwe – westchnął jej towarzysz, - ale od jakiegoś czasu zastanawia mnie inny
fakt. Morii, zwróciłaś uwagę na tamtą chmurę? – Wskazał palcem w stronę czarnej
plamy na niebie.
- No… niezbyt, raczej skupiałam
się na doganianiu ciebie…
- Trudno, w takim razie powiem ci,
co mnie niepokoi – powiedział odgarniając do tyłu blond włosy – jakim cudem ona
się porusza skoro nie ma nawet najlżejszego podmuchu wiatru?
- To znaczy, że są to…
- Akumy – wpadł dziewczynie w
słowo inny chłopak – hej, nie widzieliście może Many?
- Cześć Amon! – Przywitała go
Tanaki – niestety nie. Też go szukamy.
- To co robimy… siedzimy i czekamy,
czy raczej się pobawimy? – Zapytał z uśmiechem Alek wyciągając jo-jo z
kieszeni.
- Co to? – Zapytał przybyły.
- Innocence, a Twoje? – W
odpowiedzi, Aleksander ujrzał prosty, srebrny flet.
- Ja nigdy nie mogę podróżować sam
– powiedział uśmiechnięty – ono służy tylko do ochrony egzorcystów i cywili, a
Twoje Morii?
- Wachlarze, walczę wiatrem, więc
co tak stoimy nie każmy im dłużej czekać – powiedziała z uśmiechem biegnąc w
stronę Akum. Jej towarzysze po chwili ruszyli jej śladem.
***
- Cholera – zaklął pod nosem
uaktywniając Innocence – szybko z nimi
skończę i zobaczę co się tam dzieje. – Powiedział spoglądając w kierunku
miasta.
- Egzorcysta – wyszeptały Akumy
ruszając na zielonookiego.
- Tim, pilnuj tej małej –
powiedział do złotego golema nastolatek, rzucając się na pierwszego z
przeciwników.
Swoją prawą rękę, od łokcia w dół,
zamienił w gilotynę i skakał po kolei na kolejne Akumy. Kiedy okazało się, że
jest ich w tym miejscu więcej niż przypuszczał zaczął rozmyślać nad stworzeniem
sytuacji, w których zabijałyby się nawzajem, ale nie umiał znaleźć sposobności.
Te potwory działały zbyt spójnie, były za dobrze zsynchronizowane jak na nie.
Co jakiś czas pęd pocisków zrzucał Manę z jednej z nich na ziemię, po czym
chłopak musiał szybko wstawać, aby uniknąć strzałów. Śmiercionośne pociski Akum
leciały coraz gęściej niż chłopak mógł w stanie zniszczyć, czy uniknąć. Jego
walka toczyła się jeszcze długo po zakończeniu tej na rynku. Kiedy niszczył
ostatnią z nich, ta zdążyła oddać jeszcze jeden strzał. Mana chwycił się za
lewą rękę w miejscu, gdzie drasnął go pocisk.
- Cholera – zaklął upadając na
ziemię.
- Co się stało? – Zapytała
brązowowłosa podchodząc do niego bliżej – czy one cię trafiły? – Zapytała
widząc jak kolor skóry Many z białej poprzez czarne gwiazdy staje się
czarnofioletowa.
- Nie martw się, nic mi nie
będzie. Zobacz – powiedział wskazując na drugą rękę. Po chwili jego prawa dłoń
zaświeciła się na zielono, a nie naturalny kolor zaczął znikać.
- To ty jesteś Mana – stwierdziła
dziewczynka, gdy chłopak całkowicie usuną truciznę z ciała.
- Tak – powiedział ostrożnie –
znamy się?
- Osobiście nie – zaśmiała się –
mam dla ciebie wiadomość – oznajmiła spokojnie.
- Wia-wiadomość?
- Yhm, od mojego mistrza –
uśmiechnęła się złośliwie – chce się z tobą spotkać. Jutro w tym miejscu, tuż
po zmierzchu. – Widząc, że zielonowłosy chce jej przerwać, dopowiedziała –
Mistrz Nae nie będzie zadowolony ze spóźnienia… chyba, że cię wcześniej zabiję –
zaczęła się śmiać wymierzając w niego swoje złączone ręce, które stworzyły
armatę – mam drugi poziom, żegnaj egzor…
- Mana! – Usłyszeli krzyk.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przez wakację dodaje co tydzień rozdziały czekam na opinie!
Anastia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz