- Mana! - Usłyszeli zielonowłosy egzorcysta i Akuma.
Chłopak odruchowo odwrócił głowę w
tamtym kierunku. Od strony miasta biegli: Tanaki, Alek oraz Amon. Ten ostatni,
gdy tylko krzyknął rzucił swoim fletem, lecz znajdował się on tuż za Maną,
który swoim ciałem zasłaniał Akumę i przedmiot uderzył go w tył głowy.
Ogłuszony padł głową w trawę tuż pod nogami dziewczynki. Sytuację uratował Alek
wyjmując jo-jo z kieszeni i atakując Akumę, po kilku ruchach było po niej. W
tym samym czasie Morii podbiegła do szarookiego.
- Mana, słyszysz mnie? – Zapytała
przewracając go na plecy. – Mana odezwij się. – Delikatnie rozpięła jego
płaszcz i przyłożyła rękę do szyi. – Całe szczęście, czuję puls. Mana wstawaj…
- Czy możesz się ode mnie
od-wa-lić? – Zapytał oschle.
- Och… - wyrwało jej się i od razu
się odsunęła, zabierając dłoń zahaczyła o łańcuszek na jego szyi.
- Uważaj, jeszcze go zerwiesz –
warknął wstając na nogi. – Który z was jest tak inteligentny… - rozejrzał się
dookoła siebie, podniósł flet – to ty Amon? A myślałem, że generał Walker
wychowywał mądrzejsze osoby.
- Patrz na siebie – odpowiedział
mu wyżej wymieniony – nawet palcem nie kiwnąłeś, aby z nią skończyć. I to
dosłownie.
- Chciałem wyciągnąć z niej
jeszcze jakieś informacje.
- Na temat?
- Ten co zawsze – warknął
niezadowolony chłopak.
- Hej! – Przerwał im Alek. – Może
zanim skoczycie sobie do gardeł powiecie nam o co chodzi?
- Nie wasza sprawa – burknął
zielonowłosy.
- Mana poluje na Noah pomimo
zakazu Komui’ego i swoich SŁABYCH zdolności.
- Zamknij się, nic o mnie nie
wiecie – odpyskował – Tim, idziemy.
- No właśnie nie wiemy! –
Krzyknęła Morii. – Chcielibyśmy wiedzieć dlaczego z ciebie taki gbur.
- Odwal się ode mnie! Mam dość
twojego wścibstwa. Czy nie mieści ci się w tej małej główce, Tanaki, że nie
każdy lubi jak ktoś wścibia nos w nie swoje sprawy?! – Krzyczał wściekły Mana,
po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku miasta.
- Ma-Mana… ja…
- On ma rację Morii – westchnął
Alek.
- Ty też masz mnie dość?!
- Nie ciebie tylko twojej
dociekliwości. Po prostu, nie wiem czy to rozumiesz, ale niektórzy ludzie mają
tajemnice, o których nie chcą mówić. W dodatku wychodzi na to, że Mana jest taką
osobą – odpowiedział spokojnie, lecz dobitnie Aleksander. Po czym pobiegł w
kierunku oddalającego się pierwszego egzorcysty.
***
Jest środek nocy. Mana śpi w swoim
łóżku, obok niego na poduszce siedzi jego golem Timcanpy. W pewnym momencie
chłopak zaczyna się wiercić, kręcić głową w przeciwne strony. Wyraz jego twarzy
wskazuje na to, że śni mu się koszmar. Złota kulka podczołgała się do niego.
Posiada ona dwa złote skrzydełka i sześć łapek – dwie u góry przy skrzydłach i cztery
na dole takie rączki i nóżki - które wyglądają jak krople oraz z przodu
wygrawerowany znak przypominający krzyż, a z tyłu ma długi ogon z „miotełką” na
końcu.
Chociaż większość golemów to nic
innego jak urządzenia do łączenia się z Centralą na misjach, to ten golem jest
całkowicie inny od nich nie tylko z wyglądu, gdyż pozostałe są czarne. Timcanpy
zachowuje się jak małe, złote stworzonko, które chce się opiekować swoim panem.
Maluch właśnie przyłożył swoje żółte skrzydło
do policzka chłopca. Chociaż nie miał twarzy to i tak wyglądał na zmartwionego
stanem śpiącego. Nagle Mana, zaczął coś bełkotać, a po chwili dało się usłyszeć
już całe zdanie.
- Nie, zostawcie ich… błagam… nie
zabijajcie mi rodziców. Nie! Ja nie chcę być sam! – Krzyczy nagle podnosząc się
do pozycji siedzącej.
Chłopak jest cały spocony, a po
policzkach oprócz kropel potu płyną również łzy. Szybko ociera je wierzchem
dłoni, drugą zaś zaciska na wisiorku. Po chwili rozprostowuje palce i przygląda
się zawieszce. Jest to małe różowe serce otoczone dwoma elipsami po skosie,
które przecinają się mniej więcej w połowie, po obu stronach. Na pierwszy rzut
oka wyglądało ono zwyczajnie, ale sprawniejsze oko zauważyłoby, że wisiorek
pulsuje jakby był żywy.
Po chwili na ramieniu chłopca
pojawił się jego złoty przyjaciel.
- Nie martw się, to tylko zwykły
koszmar. – Nieprzekonane stworzonko usiadło mu na głowie. – Naprawdę Tim, to
był po prostu zły sen. Z resztą ten sam co zwykle – westchnął kładąc się z
powrotem. – Nie możesz mi pomóc. Odpoczywaj, jutro musimy coś wymyślić. – Kulka
pojawiła się tuż przed jego oczami na poduszce z pytającym wyrazem „twarzy”. –
Muszę się z nimi jutro spotkać – Sceptycznie się pokręcił jego rozmówca. – Och
Tim… przecież i tak będę musiał z nimi porozmawiać, a chyba lepiej na mieście
niż tutaj. Z reeesztąąąą – ziewnął chłopak – porozmawiamy o tym rano. Jestem
zmęczony, dobranoc – powiedział kładąc swoją dłoń na golemie, jakby go
uciszając.
Tylko, że Mana nie jest jedynym,
któremu śnią się koszmary dzisiejszej nocy.
Bolesne wspomnienia Morii, również
nie chcą dać o sobie zapomnieć.
Jej koszmar rozgrywa się w małym mieście,
gdzie dorastała. Bawi się na dworze razem z bratem. Podchodzi do nich jakaś
kobieta. Morii nie potrafi sobie przypomnieć jej słów. Chyba zapytała o rodziców,
bo w odpowiedzi brązowowłosa pobiegła w kierunku domu. Kiedy przekroczyła próg
usłyszała strzały na zewnątrz. Odwraca się. W drzwiach stanęła tamta kobieta.
Nie wycelowała w nią tylko w rodziców. Najpierw w jej mamę, potem w tatę. Oboje
krzyczą i umierają w tym samym momencie. Morii widzi tylko ubrania i trochę
popiołu. Do oczu cisną jej się łzy, została sama. Zna to wspomnienie. Spodziewa
się dobrego zakończenia, lecz po chwili uświadamia sobie, że go nie będzie.
Nigdzie nie widzi generał Cloud ani swoich wachlarzy. Zrozumiała, że stoi
bezbronna naprzeciw Akumy. W chwili wystrzału krzyczy i budzi się.
Roztrzęsiona wstaje z łóżka.
Zarzuca szlafrok i kieruje się w stronę łazienki. Odkręca kran. Przemywa twarz.
Chwyta się za umywalkę i stoi. Czeka, aż jej oddech wróci do normy. Powoli
ucisza emocje. Wraca do pokoju. Wyciąga album ze zdjęciami. Siada przed
biurkiem. Zapala lampkę i zaczyna przeglądać zdjęcia. Jest pewna, że minie dużo
czasu zanim znowu zaśnie.
Aleksandra obudziło pukanie do
drzwi. Wyciągną rękę w poszukiwaniu koszuli. Był pewny, że przed snem położył
ją gdzieś koło łóżka. Po chwili znajduje zgubę. Zarzuca ją na ramiona i powoli
idzie w kierunku drzwi. Ponowne pukanie. Chłopak zerka w stronę okna. Niedawno
minęła północ. Wściekły na przybysza otwiera lekko drzwi.
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaak? – Pyta.
- Em…
- A to ty Morii – powiedział -
chcesz coś?
- Nie przeszkadzam? – Zapytała
dziewczyna, a po chwili zdała sobie sprawę z gafy jaka palnęła. – To znaczy…
mogę wejść?
- Chwila – odparł Aleksander zamykając
drzwi. Sięgnął do szafy po jakieś spodnie. – Wejdź – powiedział otwierając jej
drzwi.
Morii ostrożnie je za sobą
zamknęła. Stanęła lekko zmieszana. Nie wiedziała dlaczego akurat tutaj
przyszła. Po prostu wyszła ze swojego pokoju i zatrzymała się przed jego
drzwiami.
- Chciałaś o czymś porozmawiać?
- No cóż, miałam koszmar i…
- I?
- No nie wiem – oburzyła się
trochę – nie umiem znowu zasnąć.
- I po to tu przyszłaś? – Zdumiał
się Aleksander. – Wiesz ja akurat sobie smacznie spałem, więc sam pewnie też nie
wrócę szybko w objęcia Morfeusza. Na prawdę nie mam pojęcia jak ci pomóc. Sam
mam teraz ten problem – burknął.
- Przepraszam – powiedziała
spuszczając wzrok – nie wiedzia…
-Nie wiedziałaś?! – Zdenerwował
się Alek – Morii, ile ty masz lat? Przecież w nocy się śpi, prawda?
- No, tak.
- Więc idź do siebie – powiedział,
chłopak czuł, że jeśli ona zostanie jeszcze chwilę dłużej to się wścieknie. -
Rozumiem wszystko, że ma się zły sen i chce się go opowiedzieć. Można też po
prosić, aby ktoś został przy łóżku przez noc, czy coś, ale… żeby kogoś budzić.
Tylko po to, żeby go obudzić, to jest nienormalne!
- Przepraszam, już sobie idę –
odpowiedziała urażona.
- Ta dziewczyna jest okropna! Już
nie tylko Manie działa na nerwy – podsumował na głos, gdy wyszła. Po chwili
położył się do łóżka zakładając sobie na głowę poduszkę i błagając w duchu o
sen.
***
Następnego dnia, tuż przed
zapadnięciem zmierzchu Mana ubrał mundur założył na niego czarny płaszcz, a
Timcanpy’ego schował do kieszeni.
- Siedź tam grzecznie dopóki nie
wyjdziemy poza teren Kwatery. Idę się z NIM spotkać.
Chłopak otworzył drzwi i wyjrzał
na korytarz. Chociaż jego pokój znajdowała się najdalej od innych to nie
wykluczał możliwości, że ktoś nie chciałby przypadkiem go odwiedzić. Hol był
pusty, więc wyszedł. Zamknął drzwi na klucz i powoli zaczął iść w kierunku
wyjścia. Wiedział, że to nie jest do końca potrzebne, przecież właśnie w TYM
stroju powinien chodzić w TYM miejscu. Tyle, że bardzo rzadko tak robił i gdyby
spotkałby kogoś kto go zna to na pewno powiedziałby całą prawdę, a jego
rozmówca już by się postarał, aby nie opuścił pokoju przez co najmniej tydzień.
Tego Mana był pewny, a musiał się spotkać z Earlem. Wiedział, że nie da rady go
zabić, ale pocieszał się myślą, że jego rodzice zrobiliby to samo, co on
chciał. No bo, czego może oczekiwać Noah spotykając się sam na sam z egzorcystą
jeśli nie pojedynku?
Zielonowłosy wychylił lekko głowę
zza ściany, kolejny korytarz był pusty, to był już ostatni, gdzie ktoś mógłby
go zatrzymać. Stołówkę minął już dawno, tutaj było tylko wyjście i schody na
dół do Hevlaski oraz sekcji naukowych. Nie miał tutaj żadnej wymówki.
Strażnikami się nie przejmował wystarczyło pokazać im Krzyż i pozwalali wyjść.
Pędem przemierzył ten ostatni fragment wolnej przestrzeni. Pozdrowił strażników
i wyszedł. Szybkim krokiem przeszedł przez dziedziniec. Prawie biegł przez
miasto za Timem. Kiedy znalazł się na miejscu, oni już czekali.
Troje osób z klanu Noah. Dwóch
mężczyzn i jedna kobieta. Chłopak od razu ich rozpoznał. Na samym przedzie
czekał Nae, po jego prawej była Road, a po drugiej stronie Tyki. Trójka, która
spędzała mu sen z powiek za każdym razem, gdy myślał o rodzicach. Zanim zdążył
cokolwiek zrobić odezwał się Milenijny.
- Cześć Mana – przywitał go z
uśmiechem – urosłeś od ostatniego czasu. Ile lat minęło?
- Pięć – odpowiedział chłopak, nie mam szans muszę grać jak mi każą,
pomyślał.
- Tak dużo? No cóż, zaniedbałem
swoje obowiązki – mruknął - przyszedłem z Tobą porozmawiać.
- O czym? – Zapytał opryskliwie
chłopak.
- Ale zrobiłeś się niegrzeczny –
stwierdziła granatowowłosa – jakby cię mamusia słyszała.
- Ciszej Road – upomniał ją drugi
z mężczyzn – jeszcze nam się tu rozpłacze – dodał zjadliwie.
- Road, Tyki nie róbcie tutaj
przedstawienia. Mana powiedz mi… co u ciebie słychać? Dowiedziałem się o
śmierci Twoich rodziców tak mi przykro – powiedział z fałszywym smutkiem w
głosie.
- Nic ciekawego – odpowiedział
wymijająco, udawał, że nie usłyszał ostatniego zdania. Jednocześnie Mana lekko
się uspokoił. Nic mu nie groziło z ich strony. Przynajmniej na razie, lecz
jednocześnie zaczął się zastanawiać po co Ta trójka tutaj przyszła. Noah nie są
znani z tego, że od tak rozmawiają o życiu egzorcysty.
- Jak wygląda sprawa z waszym kochanym Sercem?
- Nie ma jego posiadacza – odparł
wymijająco.
- A co z twoją prawą ręką? Mogę ją
obejrzeć? – Zapytał Nae, na to Mana nie był przygotowany.
Cała wyżej wymieniona kończyna
chłopca była stworzona z Innocence, taki się urodził. Z ciemnoczerwoną i
pomarszczoną ręką. Nie mam jak jej ukryć
od razu się dowiedzą, że egzorcyści wraz z Innocence nadal istnieją –
przeraził się. Tyle, że Mana nie miał wyboru. Musiał im to pokazać.
- Chcesz się dowiedzieć, czy Serce
nadal istnieje prawda? – Zapytał prosto z mostu. Nudziły go podchody jakimi
posługiwali się Noah.
- Tak – odpowiedział znudzony Earl.
- Mam dobrą wiadomość, postaramy
się jak najszybciej wybić was i resztę Akum. Do następnego spotkania – odparł
odwracając się na pięcie. Przez całą drogę do Kwatery Głównej chłopak pilnował się,
aby nie zacząć biec.
Poczuł się strasznie, bo właśnie wydał największy sekret
Zakonu – Serce nadal istnieje.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, następny za tydzień! :)
Anastia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz