wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział Ósmy ~ Spotkanie


- Mana! - Usłyszeli zielonowłosy egzorcysta i Akuma.

Chłopak odruchowo odwrócił głowę w tamtym kierunku. Od strony miasta biegli: Tanaki, Alek oraz Amon. Ten ostatni, gdy tylko krzyknął rzucił swoim fletem, lecz znajdował się on tuż za Maną, który swoim ciałem zasłaniał Akumę i przedmiot uderzył go w tył głowy. Ogłuszony padł głową w trawę tuż pod nogami dziewczynki. Sytuację uratował Alek wyjmując jo-jo z kieszeni i atakując Akumę, po kilku ruchach było po niej. W tym samym czasie Morii podbiegła do szarookiego.

- Mana, słyszysz mnie? – Zapytała przewracając go na plecy. – Mana odezwij się. – Delikatnie rozpięła jego płaszcz i przyłożyła rękę do szyi. – Całe szczęście, czuję puls. Mana wstawaj…
- Czy możesz się ode mnie od-wa-lić? – Zapytał oschle.
- Och… - wyrwało jej się i od razu się odsunęła, zabierając dłoń zahaczyła o łańcuszek na jego szyi.
- Uważaj, jeszcze go zerwiesz – warknął wstając na nogi. – Który z was jest tak inteligentny… - rozejrzał się dookoła siebie, podniósł flet – to ty Amon? A myślałem, że generał Walker wychowywał mądrzejsze osoby.
- Patrz na siebie – odpowiedział mu wyżej wymieniony – nawet palcem nie kiwnąłeś, aby z nią skończyć. I to dosłownie.
- Chciałem wyciągnąć z niej jeszcze jakieś informacje.
- Na temat?
- Ten co zawsze – warknął niezadowolony chłopak.
- Hej! – Przerwał im Alek. – Może zanim skoczycie sobie do gardeł powiecie nam o co chodzi?
- Nie wasza sprawa – burknął zielonowłosy.
- Mana poluje na Noah pomimo zakazu Komui’ego i swoich SŁABYCH zdolności.
- Zamknij się, nic o mnie nie wiecie – odpyskował – Tim, idziemy.
- No właśnie nie wiemy! – Krzyknęła Morii. – Chcielibyśmy wiedzieć dlaczego z ciebie taki gbur.
- Odwal się ode mnie! Mam dość twojego wścibstwa. Czy nie mieści ci się w tej małej główce, Tanaki, że nie każdy lubi jak ktoś wścibia nos w nie swoje sprawy?! – Krzyczał wściekły Mana, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku miasta.
- Ma-Mana… ja…
- On ma rację Morii – westchnął Alek.
- Ty też masz mnie dość?!
- Nie ciebie tylko twojej dociekliwości. Po prostu, nie wiem czy to rozumiesz, ale niektórzy ludzie mają tajemnice, o których nie chcą mówić. W dodatku wychodzi na to, że Mana jest taką osobą – odpowiedział spokojnie, lecz dobitnie Aleksander. Po czym pobiegł w kierunku oddalającego się pierwszego egzorcysty.

***

Jest środek nocy. Mana śpi w swoim łóżku, obok niego na poduszce siedzi jego golem Timcanpy. W pewnym momencie chłopak zaczyna się wiercić, kręcić głową w przeciwne strony. Wyraz jego twarzy wskazuje na to, że śni mu się koszmar. Złota kulka podczołgała się do niego. Posiada ona dwa złote skrzydełka i sześć łapek – dwie u góry przy skrzydłach i cztery na dole takie rączki i nóżki - które wyglądają jak krople oraz z przodu wygrawerowany znak przypominający krzyż, a z tyłu ma długi ogon z „miotełką” na końcu.
Chociaż większość golemów to nic innego jak urządzenia do łączenia się z Centralą na misjach, to ten golem jest całkowicie inny od nich nie tylko z wyglądu, gdyż pozostałe są czarne. Timcanpy zachowuje się jak małe, złote stworzonko, które chce się opiekować swoim panem.

 Maluch właśnie przyłożył swoje żółte skrzydło do policzka chłopca. Chociaż nie miał twarzy to i tak wyglądał na zmartwionego stanem śpiącego. Nagle Mana, zaczął coś bełkotać, a po chwili dało się usłyszeć już całe zdanie.
- Nie, zostawcie ich… błagam… nie zabijajcie mi rodziców. Nie! Ja nie chcę być sam! – Krzyczy nagle podnosząc się do pozycji siedzącej.
Chłopak jest cały spocony, a po policzkach oprócz kropel potu płyną również łzy. Szybko ociera je wierzchem dłoni, drugą zaś zaciska na wisiorku. Po chwili rozprostowuje palce i przygląda się zawieszce. Jest to małe różowe serce otoczone dwoma elipsami po skosie, które przecinają się mniej więcej w połowie, po obu stronach. Na pierwszy rzut oka wyglądało ono zwyczajnie, ale sprawniejsze oko zauważyłoby, że wisiorek pulsuje jakby był żywy.

Po chwili na ramieniu chłopca pojawił się jego złoty przyjaciel.
- Nie martw się, to tylko zwykły koszmar. – Nieprzekonane stworzonko usiadło mu na głowie. – Naprawdę Tim, to był po prostu zły sen. Z resztą ten sam co zwykle – westchnął kładąc się z powrotem. – Nie możesz mi pomóc. Odpoczywaj, jutro musimy coś wymyślić. – Kulka pojawiła się tuż przed jego oczami na poduszce z pytającym wyrazem „twarzy”. – Muszę się z nimi jutro spotkać – Sceptycznie się pokręcił jego rozmówca. – Och Tim… przecież i tak będę musiał z nimi porozmawiać, a chyba lepiej na mieście niż tutaj. Z reeesztąąąą – ziewnął chłopak – porozmawiamy o tym rano. Jestem zmęczony, dobranoc – powiedział kładąc swoją dłoń na golemie, jakby go uciszając.

Tylko, że Mana nie jest jedynym, któremu śnią się koszmary dzisiejszej nocy.

Bolesne wspomnienia Morii, również nie chcą dać o sobie zapomnieć.
 Jej koszmar rozgrywa się w małym mieście, gdzie dorastała. Bawi się na dworze razem z bratem. Podchodzi do nich jakaś kobieta. Morii nie potrafi sobie przypomnieć jej słów. Chyba zapytała o rodziców, bo w odpowiedzi brązowowłosa pobiegła w kierunku domu. Kiedy przekroczyła próg usłyszała strzały na zewnątrz. Odwraca się. W drzwiach stanęła tamta kobieta. Nie wycelowała w nią tylko w rodziców. Najpierw w jej mamę, potem w tatę. Oboje krzyczą i umierają w tym samym momencie. Morii widzi tylko ubrania i trochę popiołu. Do oczu cisną jej się łzy, została sama. Zna to wspomnienie. Spodziewa się dobrego zakończenia, lecz po chwili uświadamia sobie, że go nie będzie. Nigdzie nie widzi generał Cloud ani swoich wachlarzy. Zrozumiała, że stoi bezbronna naprzeciw Akumy. W chwili wystrzału krzyczy i budzi się.
Roztrzęsiona wstaje z łóżka. Zarzuca szlafrok i kieruje się w stronę łazienki. Odkręca kran. Przemywa twarz. Chwyta się za umywalkę i stoi. Czeka, aż jej oddech wróci do normy. Powoli ucisza emocje. Wraca do pokoju. Wyciąga album ze zdjęciami. Siada przed biurkiem. Zapala lampkę i zaczyna przeglądać zdjęcia. Jest pewna, że minie dużo czasu zanim znowu zaśnie.

Aleksandra obudziło pukanie do drzwi. Wyciągną rękę w poszukiwaniu koszuli. Był pewny, że przed snem położył ją gdzieś koło łóżka. Po chwili znajduje zgubę. Zarzuca ją na ramiona i powoli idzie w kierunku drzwi. Ponowne pukanie. Chłopak zerka w stronę okna. Niedawno minęła północ. Wściekły na przybysza otwiera lekko drzwi.
- Taaaaaaaaaaaaaaaaaak? – Pyta.
- Em…
- A to ty Morii – powiedział - chcesz coś?
- Nie przeszkadzam? – Zapytała dziewczyna, a po chwili zdała sobie sprawę z gafy jaka palnęła. – To znaczy… mogę wejść?
- Chwila – odparł Aleksander zamykając drzwi. Sięgnął do szafy po jakieś spodnie. – Wejdź – powiedział otwierając jej drzwi.
Morii ostrożnie je za sobą zamknęła. Stanęła lekko zmieszana. Nie wiedziała dlaczego akurat tutaj przyszła. Po prostu wyszła ze swojego pokoju i zatrzymała się przed jego drzwiami.
- Chciałaś o czymś porozmawiać?
- No cóż, miałam koszmar i…
- I?
- No nie wiem – oburzyła się trochę – nie umiem znowu zasnąć.
- I po to tu przyszłaś? – Zdumiał się Aleksander. – Wiesz ja akurat sobie smacznie spałem, więc sam pewnie też nie wrócę szybko w objęcia Morfeusza. Na prawdę nie mam pojęcia jak ci pomóc. Sam mam teraz ten problem – burknął.
- Przepraszam – powiedziała spuszczając wzrok – nie wiedzia…
-Nie wiedziałaś?! – Zdenerwował się Alek – Morii, ile ty masz lat? Przecież w nocy się śpi, prawda?
- No, tak.
- Więc idź do siebie – powiedział, chłopak czuł, że jeśli ona zostanie jeszcze chwilę dłużej to się wścieknie. - Rozumiem wszystko, że ma się zły sen i chce się go opowiedzieć. Można też po prosić, aby ktoś został przy łóżku przez noc, czy coś, ale… żeby kogoś budzić. Tylko po to, żeby go obudzić, to jest nienormalne!
- Przepraszam, już sobie idę – odpowiedziała urażona.
- Ta dziewczyna jest okropna! Już nie tylko Manie działa na nerwy – podsumował na głos, gdy wyszła. Po chwili położył się do łóżka zakładając sobie na głowę poduszkę i błagając w duchu o sen.

***

Następnego dnia, tuż przed zapadnięciem zmierzchu Mana ubrał mundur założył na niego czarny płaszcz, a Timcanpy’ego schował do kieszeni.
- Siedź tam grzecznie dopóki nie wyjdziemy poza teren Kwatery. Idę się z NIM spotkać.
Chłopak otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz. Chociaż jego pokój znajdowała się najdalej od innych to nie wykluczał możliwości, że ktoś nie chciałby przypadkiem go odwiedzić. Hol był pusty, więc wyszedł. Zamknął drzwi na klucz i powoli zaczął iść w kierunku wyjścia. Wiedział, że to nie jest do końca potrzebne, przecież właśnie w TYM stroju powinien chodzić w TYM miejscu. Tyle, że bardzo rzadko tak robił i gdyby spotkałby kogoś kto go zna to na pewno powiedziałby całą prawdę, a jego rozmówca już by się postarał, aby nie opuścił pokoju przez co najmniej tydzień. Tego Mana był pewny, a musiał się spotkać z Earlem. Wiedział, że nie da rady go zabić, ale pocieszał się myślą, że jego rodzice zrobiliby to samo, co on chciał. No bo, czego może oczekiwać Noah spotykając się sam na sam z egzorcystą jeśli nie pojedynku?

Zielonowłosy wychylił lekko głowę zza ściany, kolejny korytarz był pusty, to był już ostatni, gdzie ktoś mógłby go zatrzymać. Stołówkę minął już dawno, tutaj było tylko wyjście i schody na dół do Hevlaski oraz sekcji naukowych. Nie miał tutaj żadnej wymówki. Strażnikami się nie przejmował wystarczyło pokazać im Krzyż i pozwalali wyjść. Pędem przemierzył ten ostatni fragment wolnej przestrzeni. Pozdrowił strażników i wyszedł. Szybkim krokiem przeszedł przez dziedziniec. Prawie biegł przez miasto za Timem. Kiedy znalazł się na miejscu, oni już czekali.

Troje osób z klanu Noah. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Chłopak od razu ich rozpoznał. Na samym przedzie czekał Nae, po jego prawej była Road, a po drugiej stronie Tyki. Trójka, która spędzała mu sen z powiek za każdym razem, gdy myślał o rodzicach. Zanim zdążył cokolwiek zrobić odezwał się Milenijny.
- Cześć Mana – przywitał go z uśmiechem – urosłeś od ostatniego czasu. Ile lat minęło?
- Pięć – odpowiedział chłopak, nie mam szans muszę grać jak mi każą, pomyślał.
- Tak dużo? No cóż, zaniedbałem swoje obowiązki – mruknął - przyszedłem z Tobą porozmawiać.
- O czym? – Zapytał opryskliwie chłopak.
- Ale zrobiłeś się niegrzeczny – stwierdziła granatowowłosa – jakby cię mamusia słyszała.
- Ciszej Road – upomniał ją drugi z mężczyzn – jeszcze nam się tu rozpłacze – dodał zjadliwie.
- Road, Tyki nie róbcie tutaj przedstawienia. Mana powiedz mi… co u ciebie słychać? Dowiedziałem się o śmierci Twoich rodziców tak mi przykro – powiedział z fałszywym smutkiem w głosie.
- Nic ciekawego – odpowiedział wymijająco, udawał, że nie usłyszał ostatniego zdania. Jednocześnie Mana lekko się uspokoił. Nic mu nie groziło z ich strony. Przynajmniej na razie, lecz jednocześnie zaczął się zastanawiać po co Ta trójka tutaj przyszła. Noah nie są znani z tego, że od tak rozmawiają o życiu egzorcysty.
-  Jak wygląda sprawa z waszym kochanym Sercem?
- Nie ma jego posiadacza – odparł wymijająco.
- A co z twoją prawą ręką? Mogę ją obejrzeć? – Zapytał Nae, na to Mana nie był przygotowany.
Cała wyżej wymieniona kończyna chłopca była stworzona z Innocence, taki się urodził. Z ciemnoczerwoną i pomarszczoną ręką. Nie mam jak jej ukryć od razu się dowiedzą, że egzorcyści wraz z Innocence nadal istnieją – przeraził się. Tyle, że Mana nie miał wyboru. Musiał im to pokazać.
- Chcesz się dowiedzieć, czy Serce nadal istnieje prawda? – Zapytał prosto z mostu. Nudziły go podchody jakimi posługiwali się Noah.
- Tak – odpowiedział znudzony Earl.
- Mam dobrą wiadomość, postaramy się jak najszybciej wybić was i resztę Akum. Do następnego spotkania – odparł odwracając się na pięcie. Przez całą drogę do Kwatery Głównej chłopak pilnował się, aby nie zacząć biec.

Poczuł się strasznie, bo właśnie wydał największy sekret Zakonu – Serce nadal istnieje.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, następny za tydzień! :)

Anastia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz