W tym samym czasie Alek przeklinał
swoich towarzyszy. W szczególności Morii, która zostawiła go samego. Mana bez
oporów po prostu sobie poszedł, a Tanaki całkowicie go olała. Widział jak stoi
z boku i po prostu sobie na niego patrzy. W chwili, gdy odwrócił na nią wzrok
instynkt, który wyćwiczył podczas
treningu uratował go od śmiercionośnego pocisku.
Duża, ciemnoróżowa, kryształowa bryła z ledwością ominęła lewy policzek
chłopaka.
- Psia mać! Muszę się
skoncentrować – skarcił się na głos lądując tyłem do Morii.
Zamknął na chwilę oczy, uspokoił oddech i skupił się na
otoczeniu. Nie minęła minuta, a został zmuszony do kolejnych uników. Skakał
coraz dalej w tył, aż w pewnym momencie poczuł okropne ciepło. Odsunął się jak
najszybciej. Okazało się, iż dotknął plecami dziwnej bariery otaczającej sam
rynek. Moment nieuwagi wykorzystały Akumy.
Trójka przeciwników zaszła go od
tyłu. Jeden z nich wyglądem przypominający niebieski, głośnik z twarzą bez
ostrzeżenia zaczął wydawać strasznie głośne dźwięki. Zaczął się sypać pył z
resztek budynków znajdujących się w tamtym miejscu. Zaskoczony Aleksander ledwo
zdążył zasłonić uszy, a już towarzyszący potwór składający się z tułowia
tygrysa i kończyn małpy uderzył go mocno w brzuch. Chłopak odruchowo zgiął się w
pół i zasłonił rękami brzuch. Zakaszlał kilka krotnie, gdy spojrzał na swoją
dłoń zauważył kilka kropel krwi. Jednak już po chwili musiał zniszczyć pocisk
wystrzelony przez trzeciego przeciwnika. Wypuścił swoją kulę i przebił pocisk,
a potem swoją broń skierował w kierunku atakującego. Jednakże cały czas był pod
wpływem wysokich tonów pierwszego z demonów i chybił o kilka centymetrów. Na
domiar złego odsuwając się na bok źle postawił stopę i upadł. Kończyna utknęła
w szczelinie pomiędzy płytkami chodnika i nie wyglądało na to, aby miała ochotę
wyjść stamtąd. Aleksander spróbował jeszcze raz zniszczyć któregoś z
przeciwników, lecz znowu nie trafił.
Akuma o wyglądzie zwierzęcia
stanęła tuż nad chłopakiem. Stanęła na dwóch tylnych nogach. Wydała zwycięski
rechot i wzięła mocny zamach jedną z łap. Aleksander w ostatnim odruchu
zasłonił swoją twarz rękami. Zamknął oczy. Czekał na ostatni cios.
- Alek! – Usłyszał dziewczęcy
głos, a po chwili dźwięk przepoławianego zwierzęcia. Minęło kilka minut za nim
zorientował się w sytuacji.
Pierwszą informacja jaka do niego
dotarła to brak dźwięków niebieskiej Akumy. Następną, że ktoś właśnie uratował
mu życie. Kolejną wiadomością było to, że jego wybawczynią była Morii. Oswajając
się z sytuacją Aleksander lekko podniósł się z ziemi. Zobaczył, że Tanaki nadal
walczyła z ostatnią z nich, a za kilka minut miały dołączyć kolejne, których
kształty już pojawiły się na horyzoncie.
- Alek wstawaj! Nie mamy czasu –
powiedziała odbijając kolejne pociski.
- Staram się, ale stopa mi się
zaklinowała. Może byś mi pomogła?
- Niby jak? Ledwo daję sobie tutaj
radę!
- Jak powiem już, to kucnij –
odpowiedział jej chłopak.
- Niech będzie.
- Już! – Krzyknął i wyrzucił
jednocześnie swoją kulę . Dziewczyna kucnęła, a po chwili pochylona podeszła do
przyjaciela.
- Źle to wygląda… spróbuję ją
wyciągnąć, ale nie mówię, że bezboleśnie…
- Nieważne po prostu ją wyciągnij.
Tanaki nie widząc innego sposobu
powiększyła szczelinę przy pomocy wachlarzy i lekko poruszając kostką oswobodziła kończynę
chłopaka po czym pomogła mu wstać. Nie minęła minuta, a już musieli wrócić do
walki.
*** ***
Z naprzeciwka dwójkę egzorcystów
obserwowała dwójka ciemnoskórych postaci. W ich postawie nie było nic co
wskazywałoby na strach wręcz przeciwnie wydawali się być w wyśmienitych
nastrojach. Jednak, przy każdym kolejnym dźwięku niszczenia Akumy pojawiał się grymas
na ich twarzach.
- To jak Jasdero – zaczął
ciemnowłosy.
- Dołączymy się, hihi? – dokończył
blondyn.
- To chyba najwyższy czas.
- Ledwo stoją na nogach, hihi –
zachichotał Jasdero wskazując dwójkę młodzików, którzy opierali się o fragment
rozwalonego muru.
Po krótkiej chwili dwoje nieznajomych
zbliżyło się do egzorcystów. Wśród nocnej ciszy rozległy się cyniczne oklaski.
- No jestem pod wrażeniem –
powiedział z uśmiechem ciemnowłosy.
- Jakim cudem wy jeszcze
istniejecie? Hihi – dokończył blondyn.
- Nie rozumiem, kim jesteście? –
Zapytał Aleksander. Morii w odpowiedzi pociągnęła go za rękaw od płaszcza.
- Widziałam ich podczas walki
stali z drugiej strony… oni nie mogą być ludźmi – wyszeptała.
- Dziewczyna ma rację – podjął
wątek ciemnowłosy
- Nie jesteśmy takimi słabeuszami.
Oni nie wiedzą co ich czeka hihi – zaskrzeczał drugi chłopak z zasznurowanymi
ustami. – Chcemy się z wami pobawić, hehe.
- Po-pobawić? – Zapytali
zaskoczeni egzorcyści.
- Tak – powiedzieli ustawiając
złote pistolety dokładnie naprzeciwko młodych – Niebieska Kula! – Krzyknęli
jednocześnie strzelając z nich.
- Padnij! – Rozległ się krzyk
Crowleya, na który dwójka młodych zareagowała natychmiastowo.
- Arystar, czy to są…?
- Tak, Marie – odpowiedział wampir
– to jest Jasdebi.
- Jasdebi? – Zapytała zaskoczona
Morii podnosząc się z ziemi przy pomocy Aleksandra.
- Bliźnięta Noah, Jasdero i
Debitto – wyjaśnił na spokojnie zielonooki – są znani jako Noah więzi. Tyle
razy byłaś w bibliotece, a o wrogach nie czytałaś?
- Hej Jasdero, czy to – zaczął
ciemnowłosy.
- Jest ten wampir, którego
zniszczyliśmy na Arce, Debitto? – Dokończył blondyn.
- JAKIM CUDEM TY JESZCZE DYCHASZ!?
– Wrzasnęli jednocześnie.
- Mogę zapytać was o to samo. Tym
razem zabiję was, cholerne bachory – odpowiedział Crowley.
- Jaki mamy plan? – Zapytał Alek.
- Ja i Arystar zajmiemy się Noah,
a ty i Morii macie dostać się do Many i zapewnić mu wsparcie. Ruszycie jak
tylko nadarzy się ku temu okazja.
- Zgoda, ale jak mamy się do niego
dostać?
- Nie dotykajcie tego swoim ciałem
– poradził Crowley.
- Nie damy wam przejść! Czerwona
Kula! – Krzyknęli na raz bliźniacy. Egzorcyści w tym samym czasie zobaczyli
wielką kulą ognia przed sobą. Odskoczyli na boki.
- Psia krew jakby się Lavi przydał
to go nie ma – warknął Arystar.
***
Zaraz po przekroczeniu bariery
Manę otoczyła niewyobrażalna cisza. Nie było tam żadnego źródła dźwięku.
Chłopak nie słyszał nawet własnego oddechu i myśli. Ten nienaturalny spokój wkradał się do
każdego zakamarka jego umysłu. Dodatkowym obciążeniem była wszechogarniająca ciemność zmuszająca
do poruszania się po omacku. Skutkiem takiego poruszania się były przekleństwa chłopaka
pochłaniane natychmiastowo przez otoczenie spowodowane potykaniem się o
pozostałości budowli.
Źródłem tego nienaturalnego stanu
rzeczy było Innocence znajdujące się w samym centrum i nawet ono wyglądało na
zgaszone. Jakby i je mrok chciał pochłonąć.
Chłopak intuicyjnie szedł w jego
stronę. Musisz ufać swojemu instynktowi,
Mana. Nie zawsze wszystko i wszyscy są tacy jacy się wydają. Zapamiętaj to
sobie. Te trzy zdania oddawały większość dni spędzonych pod czujnym okiem
jego mistrza – generała Walkera. Chociaż zielonowłosy nie lubił kierować się
swoimi odczuciami, jednak w tej chwili został do tego zmuszony. Dlatego
przystanął, zamknął oczy, wziął głęboki wdech, uspokoił oddech, rozluźnił się
na tyle na ile pozwalała sytuacja po czym niepewnym krokiem ruszył w dalszą
drogę. Im głębiej się zanurzał tym pewniej się czuł. Z każdą minutą odczuwał
coraz większe mrowienie w prawej ręce. Był to znak, że zbliżał się do Innocence,
ponieważ każdy Boski Kryształ zaczynał wariować, gdy wykrywał w pobliżu siebie
inne. Oswojenie ich z resztą jest jednym z zadań egzorcystów. Jednak o wiele
prościej było zapanować nad już zsynchronizowaną bronią niż nad czystym
kryształem. Nie opanowane Innocence było najczęściej agresywnie nastawione do
innych, a to z kolei składało się na bardzo niebezpieczną misję. Mana był
świadomy zagrożenia, jakie mogło go
spotkać – bunt jego własnej broni, co może prowadzić do śmierci – jednak mimo
tego szedł dalej. Wiedział, że w takim momencie to strach jest największym jego
wrogiem.
Podobnie jest z rodem Noah,
potomkami Noego, którzy tylko czyhają na śmierć egzorcystów i zagładę
ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz