środa, 31 lipca 2013

Rozdział Jedenasty ~ Misja o podwójnym zagrożeniu


W tym samym czasie Alek przeklinał swoich towarzyszy. W szczególności Morii, która zostawiła go samego. Mana bez oporów po prostu sobie poszedł, a Tanaki całkowicie go olała. Widział jak stoi z boku i po prostu sobie na niego patrzy. W chwili, gdy odwrócił na nią wzrok instynkt, który  wyćwiczył podczas treningu uratował go od śmiercionośnego  pocisku. Duża, ciemnoróżowa, kryształowa bryła z ledwością ominęła lewy policzek chłopaka.
- Psia mać! Muszę się skoncentrować – skarcił się na głos lądując tyłem do Morii.
Zamknął na  chwilę oczy, uspokoił oddech i skupił się na otoczeniu. Nie minęła minuta, a został zmuszony do kolejnych uników. Skakał coraz dalej w tył, aż w pewnym momencie poczuł okropne ciepło. Odsunął się jak najszybciej. Okazało się, iż dotknął plecami dziwnej bariery otaczającej sam rynek. Moment nieuwagi wykorzystały Akumy.

Trójka przeciwników zaszła go od tyłu. Jeden z nich wyglądem przypominający niebieski, głośnik z twarzą bez ostrzeżenia zaczął wydawać strasznie głośne dźwięki. Zaczął się sypać pył z resztek budynków znajdujących się w tamtym miejscu. Zaskoczony Aleksander ledwo zdążył zasłonić uszy, a już towarzyszący potwór składający się z tułowia tygrysa i kończyn małpy uderzył go mocno w brzuch. Chłopak odruchowo zgiął się w pół i zasłonił rękami brzuch. Zakaszlał kilka krotnie, gdy spojrzał na swoją dłoń zauważył kilka kropel krwi. Jednak już po chwili musiał zniszczyć pocisk wystrzelony przez trzeciego przeciwnika. Wypuścił swoją kulę i przebił pocisk, a potem swoją broń skierował w kierunku atakującego. Jednakże cały czas był pod wpływem wysokich tonów pierwszego z demonów i chybił o kilka centymetrów. Na domiar złego odsuwając się na bok źle postawił stopę i upadł. Kończyna utknęła w szczelinie pomiędzy płytkami chodnika i nie wyglądało na to, aby miała ochotę wyjść stamtąd. Aleksander spróbował jeszcze raz zniszczyć któregoś z przeciwników, lecz znowu nie trafił.

Akuma o wyglądzie zwierzęcia stanęła tuż nad chłopakiem. Stanęła na dwóch tylnych nogach. Wydała zwycięski rechot i wzięła mocny zamach jedną z łap. Aleksander w ostatnim odruchu zasłonił swoją twarz rękami. Zamknął oczy. Czekał na ostatni cios.
- Alek! – Usłyszał dziewczęcy głos, a po chwili dźwięk przepoławianego zwierzęcia. Minęło kilka minut za nim zorientował się w sytuacji.

Pierwszą informacja jaka do niego dotarła to brak dźwięków niebieskiej Akumy. Następną, że ktoś właśnie uratował mu życie. Kolejną wiadomością było to, że jego wybawczynią była Morii. Oswajając się z sytuacją Aleksander lekko podniósł się z ziemi. Zobaczył, że Tanaki nadal walczyła z ostatnią z nich, a za kilka minut miały dołączyć kolejne, których kształty już pojawiły się na horyzoncie.
- Alek wstawaj! Nie mamy czasu – powiedziała odbijając kolejne pociski.
- Staram się, ale stopa mi się zaklinowała. Może byś mi pomogła?
- Niby jak? Ledwo daję sobie tutaj radę!
- Jak powiem już, to kucnij – odpowiedział jej chłopak.
- Niech będzie.
- Już! – Krzyknął i wyrzucił jednocześnie swoją kulę . Dziewczyna kucnęła, a po chwili pochylona podeszła do przyjaciela.
- Źle to wygląda… spróbuję ją wyciągnąć, ale nie mówię, że bezboleśnie…
- Nieważne po prostu ją wyciągnij.
Tanaki nie widząc innego sposobu powiększyła szczelinę przy pomocy wachlarzy  i lekko poruszając kostką oswobodziła kończynę chłopaka po czym pomogła mu wstać. Nie minęła minuta, a już musieli wrócić do walki.

*** ***

Z naprzeciwka dwójkę egzorcystów obserwowała dwójka ciemnoskórych postaci. W ich postawie nie było nic co wskazywałoby na strach wręcz przeciwnie wydawali się być w wyśmienitych nastrojach. Jednak, przy każdym kolejnym dźwięku niszczenia Akumy pojawiał się grymas na ich twarzach.
- To jak Jasdero – zaczął ciemnowłosy.
- Dołączymy się, hihi? – dokończył blondyn.
- To chyba najwyższy czas.
- Ledwo stoją na nogach, hihi – zachichotał Jasdero wskazując dwójkę młodzików, którzy opierali się o fragment rozwalonego muru.

Po krótkiej chwili dwoje nieznajomych zbliżyło się do egzorcystów. Wśród nocnej ciszy rozległy się cyniczne oklaski.
- No jestem pod wrażeniem – powiedział z uśmiechem ciemnowłosy.
- Jakim cudem wy jeszcze istniejecie? Hihi – dokończył blondyn.
- Nie rozumiem, kim jesteście? – Zapytał Aleksander. Morii w odpowiedzi pociągnęła go za rękaw od płaszcza.
- Widziałam ich podczas walki stali z drugiej strony… oni nie mogą być ludźmi – wyszeptała.
- Dziewczyna ma rację – podjął wątek ciemnowłosy
- Nie jesteśmy takimi słabeuszami. Oni nie wiedzą co ich czeka hihi – zaskrzeczał drugi chłopak z zasznurowanymi ustami. – Chcemy się z wami pobawić, hehe.
- Po-pobawić? – Zapytali zaskoczeni egzorcyści.
- Tak – powiedzieli ustawiając złote pistolety dokładnie naprzeciwko młodych – Niebieska Kula! – Krzyknęli jednocześnie strzelając z nich.
- Padnij! – Rozległ się krzyk Crowleya, na który dwójka młodych zareagowała natychmiastowo.
- Arystar, czy to są…?
- Tak, Marie – odpowiedział wampir – to jest Jasdebi.
- Jasdebi? – Zapytała zaskoczona Morii podnosząc się z ziemi przy pomocy Aleksandra.
- Bliźnięta Noah, Jasdero i Debitto – wyjaśnił na spokojnie zielonooki – są znani jako Noah więzi. Tyle razy byłaś w bibliotece, a o wrogach nie czytałaś?
- Hej Jasdero, czy to – zaczął ciemnowłosy.
- Jest ten wampir, którego zniszczyliśmy na Arce, Debitto? – Dokończył blondyn.
- JAKIM CUDEM TY JESZCZE DYCHASZ!? – Wrzasnęli jednocześnie.
- Mogę zapytać was o to samo. Tym razem zabiję was, cholerne bachory – odpowiedział Crowley.
- Jaki mamy plan? – Zapytał Alek.
- Ja i Arystar zajmiemy się Noah, a ty i Morii macie dostać się do Many i zapewnić mu wsparcie. Ruszycie jak tylko nadarzy się ku temu okazja.
- Zgoda, ale jak mamy się do niego dostać?
- Nie dotykajcie tego swoim ciałem – poradził Crowley.
- Nie damy wam przejść! Czerwona Kula! – Krzyknęli na raz bliźniacy. Egzorcyści w tym samym czasie zobaczyli wielką kulą ognia przed sobą. Odskoczyli na boki.
- Psia krew jakby się Lavi przydał to go nie ma – warknął Arystar.

***

Zaraz po przekroczeniu bariery Manę otoczyła niewyobrażalna cisza. Nie było tam żadnego źródła dźwięku. Chłopak nie słyszał nawet własnego oddechu i myśli. Ten nienaturalny spokój wkradał się do każdego zakamarka jego umysłu. Dodatkowym obciążeniem była wszechogarniająca ciemność zmuszająca do poruszania się po omacku. Skutkiem takiego poruszania się były przekleństwa chłopaka pochłaniane natychmiastowo przez otoczenie spowodowane potykaniem się o pozostałości budowli.

Źródłem tego nienaturalnego stanu rzeczy było Innocence znajdujące się w samym centrum i nawet ono wyglądało na zgaszone. Jakby i je mrok chciał pochłonąć.

Chłopak intuicyjnie szedł w jego stronę. Musisz ufać swojemu instynktowi, Mana. Nie zawsze wszystko i wszyscy są tacy jacy się wydają. Zapamiętaj to sobie. Te trzy zdania oddawały większość dni spędzonych pod czujnym okiem jego mistrza – generała Walkera. Chociaż zielonowłosy nie lubił kierować się swoimi odczuciami, jednak w tej chwili został do tego zmuszony. Dlatego przystanął, zamknął oczy, wziął głęboki wdech, uspokoił oddech, rozluźnił się na tyle na ile pozwalała sytuacja po czym niepewnym krokiem ruszył w dalszą drogę. Im głębiej się zanurzał tym pewniej się czuł. Z każdą minutą odczuwał coraz większe mrowienie w prawej ręce. Był to znak, że zbliżał się do Innocence, ponieważ każdy Boski Kryształ zaczynał wariować, gdy wykrywał w pobliżu siebie inne. Oswojenie ich z resztą jest jednym z zadań egzorcystów. Jednak o wiele prościej było zapanować nad już zsynchronizowaną bronią niż nad czystym kryształem. Nie opanowane Innocence było najczęściej agresywnie nastawione do innych, a to z kolei składało się na bardzo niebezpieczną misję. Mana był świadomy zagrożenia, jakie mogło  go spotkać – bunt jego własnej broni, co może prowadzić do śmierci – jednak mimo tego szedł dalej. Wiedział, że w takim momencie to strach jest największym jego wrogiem.

Podobnie jest z rodem Noah, potomkami Noego, którzy tylko czyhają na śmierć egzorcystów i zagładę ludzkości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz