Mana zbliżył się do zielonego
kryształu leżącego w samym sercu czarnej otchłani. Bardzo ostrożnie wyciągnął w
jego kierunku swoją prawą rękę. Najpierw delikatnie musnął palcami przedmiot, a
po chwili trzymał go w ręce.
W tym samym momencie zobaczył
przed sobą całkiem inny krajobraz niż, powinien. Nie znajdował się już w środku
wyludnionego miasta, tylko w małej i skromnej kuchni. To pomieszczenie było mu
dobrze znane z dzieciństwa. Szafki z jasnego drewna i duży stół z tego samego
materiału, który w tym momencie był zapełniony mnóstwem przyrządzonych potraw...
Nagle uwagę chłopaka zwrócił ruch na przeciwko.
Pod oknem; na krześle stała mała dziewczynka "przylepiona" do okna. Mana nie widział jej twarzy, nie musiał. Kiedy skierował swój wzrok w
tą samą stronę, co nieznajoma ujrzał dwie sylwetki – kobiety i mężczyzny. On
miał białe włosy, a ona bardzo ciemne. Na ich widok dziewczyna zeskoczyła z
krzesła i odwróciła się z błyszczącymi oczami do chłopaka. W tej chwili
zielonowłosy miał pewność, co do jej tożsamości. Gdyż posiadaczka tych
przenikliwych, fioletowych oczu to…
- Mana! Uważaj! – Rozległ się głos
zza pleców chłopaka.
Niespodziewany głos rozproszył
iluzję sprzed oczu zielonowłosego. Ledwo co obrócił głowę i zobaczył końcówki
blond włosów, wylądował na ziemi, poczuł, że ktoś go dociska do podłoża, a
po chwili odgłos szybkiego zamrażania muru znajdującego się kilka metrów dalej.
- Cholera, chłopie chcesz zginąć?!
Coś ty tam wyprawiał z tym Innocence? – Warknął blondyn pomagając koledze
wstać.
- Ledwo je dotknąłem –
odpowiedział Mana tym samym tonem, - a co ty wyprawiasz? Myślałem, że miałeś z
Tanaki zająć się Akumami. Czyżbyście nie dawali sobie rady? Wracajmy.
- Nie tak szybko, może najpierw
się rozejrzyj – powiedział Aleksander chwytając go za ramię – mamy towarzystwo,
idioto.
Mana spojrzał we wskazanym
kierunku. Rzeczywiście, dokładnie za nim w odległości kilku metrów stało dwóch
szaroskórych mężczyzn. Na ich twarzach gościł szczery gniew.
- Przez tego blond idiotę, nie
daliśmy rady go sprzątnąć! – powiedział Debitto.
- I znowu nam się oberwie –
zachlipał Jasdero.
- Za dużo ich – odparł ciemnowłosy
poprawiając swoją kurtkę, która i tak odsłaniała całe prawe ramię – został nam
już tylko…
- fioletowy pocisk! – Krzyknęli
jednocześnie Noah.
- Cholera – warknął Crowley,
zasłaniając swoje oczy przed fioletowym pyłem.
Grupę czarnych postać ogarnął
ciemnofioletowy dym. Jednak ku ich zdziwieniu nie powodował on żadnych
duszności, tylko próbował się dostać do ich oczu. Mimo mocno zaciśniętych
powiek i zasłaniania się dłońmi, fioletowy pył wciskał się w najmniejsze
szparki. Po chwili kurz zaczął opadać, jednocześnie każdy z egzorcystów
odsłaniał swoją twarz. Poczuli się zdezorientowani, gdy wokół siebie zobaczyli
zieloną trawę i fioletowe niebo. Dodatkowo gdzieniegdzie widać było wielkie
piłki przypominające klaunie rekwizyty.
- Taki duży chłopiec, a nie
potrafi zająć się tak prostą rzeczą jak Akumy?! Przez waszą głupotę nas
złapali!
- Może zamiast na nas wrzeszczeć i
wytykać co popadnie, choć raz byś za coś podziękował?!
- Ta, dzięki, że tak nas
urządziliście – odpowiedział złośliwie.
- Niech cię… - urwał zdenerwowany
Aleksander.
- Czyżby niezgoda w grupie, hihi
– usłyszeli egzorcyści blondwłosego Noah. Wszyscy odwrócili się w kierunku
dwójki chłopców, gdyż wydawało im się, że właśnie stamtąd dochodził jego głos.
Jednak pomimo wysiłków nie potrafili go zobaczyć.
- Co się dzieje do cholery?! –
Wydarł się Mana.
- To ich psotne okulary –
odpowiedział zły Crowley – nie zobaczymy ich ataków ani ich samych. Będzie
cholernie ciężko jeśli z łaski swojej się nie zamkniecie.
- Ale co możemy zrobić?! –
Powiedziała wystraszona Morii – Ledwo stoimy na nogach, a do tego ten dziwny
rodzaj ataków. Nie damy im rad… - nagle urwała widząc kule ognia lecące w jej
stronę.
- Tanaki! – Krzyknęli wszyscy
jednocześnie. Dziewczyna stała kawałek za nimi, jednakże na tyle daleko, że
nikt nie mógłby zdążyć na czas…
Brązowowłosa pod wpływem impulsu
z całej siły machnęła wachlarzami. Nie wierzyła, aby jej się udało, a jednak dała
radę wytworzyć mini trąbę powietrzną, dzięki której zgasiła kulę ognia. Wsparła
się na wachlarzach i zaczęła ciężko oddychać, po chwili siedziała na ziemi.
- Chyba przesadziłam – odparła.
- Możesz wstać? – Zapytał ją
Marie, który stał najbliżej niej. W odpowiedzi zaprzeczyła krótkim „nie”.
- Czyżbyście się poddali? –
Zaskrzeczeli Noah.
- Jak mamy się tego pozbyć? –
Zapytał Alek trąc ręką okolice oczu w nadziei, że fioletowy pas w tym miejscu,
zejdzie w ten sposób.
- Musimy albo ich dorwać, albo
odkryć co mamy zrobić. Ostatnim razem, na arce musieliśmy odnaleźć nasz klucz
pośród miliona innych… O co wam chodzi tym razem? – Warknął Arystar do
bliźniaków.
- Mana się domyśla hihi, - zaczął
Jasdero
- że chodzi o naszyjnik –
dopowiedział Debitto.
- Jaki naszyjnik? – Jednocześnie
zapytali się wszyscy oprócz zielonowłosego.
- Nie mam pojęcia o co im chodzi –
odparł obojętnie – ubzdurali sobie coś.
- W cale nie! Odszczekaj to ty…
kundlu! No, ale migiem! – Przekrzykiwało się rodzeństwo.
- Rozstrzygnijmy to tradycyjnie –
powiedział spokojnie Debitto.
- Niebieskie kule! – Zawołały
bliźnięta, a po chwili Mana był pod stałym ostrzałem lodowych pocisków.
– Wami też się zajmiemy, co nie
Jasdero?
- Tak, Debitto, zielona kula! –
Jak na zawołanie Morii z Noisem znaleźli się w zielonawej galarecie.
- I co teraz? – Zaśmiały się
bliźnięta widząc niezdecydowanie Anioła i Crowley’a jednocześnie nie
przerywając ataku na Manę.
- Młody, zajmij się tamtą dwójką.
Słuch Mariego będzie mi potrzebny, ja pomogę Manie. Idiota, tak samo jak ojciec
– dodał pod nosem wampir.
Blondyna zaintrygowały ostatnie
słowa starszego egzorcysty, ale nie chciał sobie zaprzątać teraz tym głowy.
Zauważył, że coś dziwnego się działo wewnątrz tej dziwnej zielonej masy. Podchodząc
bliżej zobaczył niepokojący obraz, twarze obu więźniów stawały się coraz
bielsze.
- Morii słyszysz mnie? Wyciągnij
swój wachlarz w moją stronę mam pomysł. Pośpiesz się! – Ponaglił ją widząc jej
niezdecydowanie. Po dłuższej chwili wymieniony przedmiot znalazł się w pozycji,
o jaką chodziło chłopakowi. Nie namyślając się wyrzucił swoje Innocence w
przód, tak jak myślał udało mu się zahaczyć o uchwyt. – Złapcie się mocno,
postaram się was wyciągnąć. – Dwójka uwięzionych spełniła polecenie, chwilę później
leżeli na ziemi z płytkimi oddechami. Aleksander również musiał usiąść. Zwrócił
swoją uwagę na ostatnie, poruszające się, dwie, czarne postacie.
Na podstawie ruchów tamtej pary
szybko zorientował się w ich taktyce. Mana zwracał na siebie uwagę i (ku zdziwieniu
Aleksandra) wykonywał polecenia Crowley’a, który starał się złapać bliźniaków
na podstawie toru lotu pocisków i odgłosów, jakie wydawali. Walka była
zawzięta, można było to sądzić po przekleństwach wydawanych z obydwu stron oraz
po zawziętości egzorcystów. Alek czuł się jakby był tylko widzem w tej walce,
aż w pewnym momencie Arystar zawisnął w powietrzu. Blondyn instynktownie wyczuł
niebezpieczeństwo, więc ruszył w jego stronę. W ten sam sposób zareagował
zielonowłosy. W miarę zbliżania się do nieruchomego egzorcysty, zaczęła znikać
iluzja stworzona przez bliźnięta. Okazało się, że Arystar był złapany za gardło
przez Jasdero. Jasnowłosy widząc natarcie dwóch czarnych postaci rzucił
wampirem jak szmacianą lalką. Zaraz za nim, jakby z podziemi wyrósł jego
czarnowłosy bliźniak. Oboje Noah zwróciło się w stronę Many, który znajdował
się niewiele dalej niż Aleksander, brakowało dosłownie dwóch sekund, aby biegli
ramię w ramię. Dwie sekundy… tylko ta odrobina czasu dzieliła Alka od
towarzysza. Dwie sekundy – to tylko odrobina więcej wysiłku, to ledwo dwa
szybsze i dłuższe kroki… W chwili, kiedy Noah podnieśli pistolety na wysokość klatki
piersiowej Many, dosłownie w tym samym momencie drugiemu egzorcyście udało się
dogonić szarookiego i popchnąć go w lewo. Usta przeciwników układały się w
nieme słowa „zwykła kula”. Jednocześnie rozległ się huk wystrzału. Ostatnie co
zobaczył Aleksander to szerokie uśmiechy bliźniąt oraz poczuł okropny ból po
prawej stronie. Wtedy zrozumiał co się stało i po prostu zamknął oczy.
***
Na Kretę padły pierwsze promienie
słoneczne. Różowawa poświata delikatnie przesuwała się wzdłuż wyspy. Gdy
dotarła na zniszczony rynek pewnego przybrzeżnego miasteczka ukazała ona istne pobojowisko.
Dookoła placu znajdowały się same ruiny domostw, a im bliżej centrum tym mniej
było po nich śladów. Z ocalałych ścian powstawały zwalone mury, te z kolei
zamieniały się w zwały gruzów, które ustępowały miejsca coraz mniejszym
kamieniom, aby na samym środku zrobić miejsce pięciu postaciom. Najbardziej na zewnątrz
siedziały dwie z nich - brązowowłosa dziewczyna i łysy mulat. Trochę dalej
znajdował się czarnowłosy mężczyzna w pozycji na wznak. W odległości około 100
metrów od niego, na ziemi leżała dwójka młodych chłopców. Jeden z nich, z
zielonymi włosami wstał z ziemi i pochwycił wystraszone spojrzenie
brązowowłosej. Ich czarne stroje miały na sobie ślady kurzu. Dziewczyna powoli
ruszyła w stronę pozostałej trójki. Chwilę po niej podniósł się ciemnoskóry
mężczyzna. On przystanął koło drugiego z mężczyzn, a ona dalej, powoli szła w
stronę młodszych towarzyszy. Kiedy dotarła na miejsce zobaczyła, jak szarooki
ostrożnie rozpina mundur blondyna leżącego na ziemi. W tym samym momencie
myślała, że upadnie. Chłopak został obrócony na plecy, dzięki czemu złotooka zobaczyła
jego nienaturalnie bladą twarz i zamknięte oczy. Szramy na policzkach i
rozciętą wargę. Ale najgorsza była rana, która pokazała się w pełni, gdy drugi
z chłopaków rozpiął koszulę. Głęboka rana w prawym boku blondyna, z której cały
czas wypływała krew. Zielonowłosy spojrzał się na dziewczynę, ale w jego
spojrzeniu nie było ani cienia choćby udawanej sympatii.
- Co tak stoisz? Może byś pomogła?
Nie widzisz, że on – wskazał brodą towarzysza – się wykrwawia? Masz przy sobie
jakieś opatrunki co nie?
- Ta-tak – odpowiedziała po chwili
automatycznie już grzebiąc w kieszeni kurtki. Chwilę zajęło jej odpakowanie
gazy i przyłożenie jej do rany. Zielonowłosy instruował krok po kroku
zszokowaną dziewczynę aż do samego końca, gdy związywała bandaż.
- Marie co z Crowley’em? – Zapytał
oschle Mana patrząc przez ramię koleżance.
- Zginął – rozległ się niski głos
– niech spoczywa w pokoju. Jak na zawołanie zerwał się wiatr, który porwał łzy
trójki przytomnych osób.
- Mana, a co będzie z Aleksandrem?
- Na razie oddycha – Morii usłyszała
oschłą odpowiedź – ciekawe tylko jak długo.
- Jak możesz być taki nieczuły? –
Zdenerwowała się – Nie interesuje Cię, co się z nim stanie?
- To jest wojna, o ile jeszcze nie
raczyłaś zauważyć. Ofiary są wpisane w ten interes. – Morii osłupiała słysząc
te słowa, aż się w niej zagotowało. – Uczucia są nam niepotrzebne. – Tego
stwierdzenia Tanaki nie chciała puścić płazem. Zamachnęła się i chciała walnąć
go pięścią w szczękę, ale w ostatniej chwili chłopak chwycił ją za nadgarstek.
Przestrzeń pomiędzy jej dłonią, a jego policzkiem to było tylko kilka
milimetrów.
- Czy ty w ogóle jesteś
człowiekiem?
- Oczywiście.
- To czemu wygadujesz takie
bzdury?
- To nie są bzdury, tylko czysta
prawda. Jakbyś trochę ruszyła głową sama doszłabyś do tego wniosku. Przecież –
zrobił krótką pauzę – strata bliskich prowadzi tylko do obłędu, co nie? –
Zapytał arogancko, po czym wręcz odepchnął jej rękę. Morii w odpowiedzi upadła
na ziemię.
- Mana, nie przesadzasz, aby
trochę?
- Nie, Marie. Pomóc Ci z tym
ciałem, czy dasz sobie radę?
- Poradzę sobie – odpowiedział
niewidomy biorąc ciało przyjaciela na plecy – wy we dwoje DELIKATNIE podnieście
tego biedaka. Wracamy do hotelu i zadzwonimy do Komui’ego po dalsze instrukcje.
***
Ciemność, to jedyne co widział. Z
początku słyszał i czuł jak jego serce bije o wiele szybciej niż musiało, przez
wcześniejszy wysiłek oraz, gdy powoli zwalniało. W pewnym momencie zaczął się
zastanawiać, czy odgłos dudnienia już mu się tylko śni. Pamiętał, co się
wydarzyło zanim znalazł się w tym stanie. Szydercze uśmiechy bliźniąt Noah i
wycelowane pistolety w Manę. Pod wpływem impulsu popchnął kolegę i sam dostał w
prawy bok obiema kulami. Upadając stracił przytomność. Teraz Aleksander zaczął
się zastanawiać, czy nadal leży tam na bruku, czy może już ktoś go stamtąd zabrał?
I co z Morii, Mariem, Maną oraz Arystarem? Może ich dopadli, a może zostawili w
spokoju? Te myśli wyrywały go z odrętwienia. Jednak były to pytania bez
odpowiedzi, bo niby kto miał ich udzielić?
Po jakimś czasie, nie wiedział czy
minęło już kilka godzin, czy minut, zaczął rejestrować jakiś cichy szelest.
Chwilę zajęło mu zinterpretowanie tego dźwięku, a był to odgłos przewracanych
kartek papieru. Może ktoś czyta książkę? Albo ktoś pisze raport… ciekawe co
piszą o jego stanie. Prawdopodobnie, że jest umierający albo umarł… kolejną
opcją jest też śpiączka. Jako następny zarejestrował czyjś oddech. Kolejnym
zmysłem, który się obudził był dotyk. Poczuł, że leży na czymś miękkim. Po
chwili stwierdził, że może poruszać powiekami, kilka minut później otworzył
oczy. Spróbował unieść się na łokciach, ale przeszkodził mu w tym ból w prawym
boku. Z jękiem opadł na poduszki.
- O obudziłeś się w końcu –
przywitał go chłodno zielonowłosy. – Tanaki! – Zawołał koleżankę. Aleksander
nie wiedział czego się spodziewał „po powrocie”, ale na pewno nie takiego
powitania z jego strony. Może oczekiwał mimo wszystko podziękowań ze strony
chłopaka. Jednak zanim zdążył w jakikolwiek sposób odpowiedzieć do pokoju
wpadła dziewczyna.
- Nareszcie! Bałam się, że już nie
wstaniesz – powiedziała siadając na łóżku obok niego, kątem oka Anioł zauważył,
jak Mana chowa coś pod koszulę.
- Też się cieszę, że was widzę.
Mam do was kilka pytań… Mana do Ciebie też – dodał widząc jego kroki w stronę
drzwi.
- Ona z chęcią wszystko Ci opowie.
Pewnie ze szczegółami opisze zwłoki Croweya.
- Czyli zginął – powiedział
poważnie – Mana jeśli tak Ci się śpieszy to powiedz odpowiedz mi na jedno
pytanie i będziesz mógł sobie pójść – rzucił w jego kierunku blondyn – czy Noah
mówili o tym wisiorku co masz na szyi?
- Tak – odparł zrezygnowany
zielonowłosy stojąc tyłem do pozostałej dwójki – skąd wiesz, że go noszę?
- Domyśliłem się. Po ataku w
Londynie, warknąłeś na Morii, że zerwie jakiś łańcuszek, a nie tak dawno
Jasdebi chcieli dowiedzieć się od Ciebie o jakimś naszyjniku. Wiesz, nie tylko
ty tu myślisz – postukał się w czoło. – Nie powiem, że nie ciekawi mnie,
dlaczego jest on taki ważny, ale ja słowa dotrzymuję, więc nie musisz odpowiadać.
Mana miał wielką ochotę wyjść z
pokoju i doskonale wiedział, że nie będą mogli mu zarzucić ignorowania ich. Z
drugiej strony, to pytanie bez odpowiedzi nie będzie nękać tylko Aleksandra,
który pewnie nie poruszyłby tej kwestii, aż do czasu w którym owa informacja stałaby
się niezbędna, ale i Tanaki, która nie przestanie mu wiercić dziury w brzuchu.
Zielonowłosy wziął głęboki oddech, obrócił się do nich przodem oraz ściągnął
łańcuszek z szyi. Oczom pozostałej dwójki ukazało się małe, czerwone, kryształowe
serce wyglądające jak żywe otoczone po bokach dwoma elipsami krzyżującymi się z
przodu i z tyłu.
- Oto ono – powiedział poważnie –
to czego z narażeniem życia szukało wielu z nas jakieś dwadzieścia pięć lat
temu. To, co tak bardzo chce zniszczyć Milenijny. To jest Innocence zwane
Sercem, jak wiecie bez niego nie będziemy mogli już nigdy więcej walczyć i
przegramy wojnę walkowerem.
- Se-serce – powtórzyła głucho
Morii. Alek też nie mógł ukryć zaskoczenia wywołanego słowami chłopaka.
- A skąd je masz? – Zapytał
blondyn nie mogąc się powstrzymać. Mana zanim odpowiedział powiesił wisiorek z
powrotem na szyi.
- Dostałem – powiedział oschle
zostawiając osłupiałą dwójkę samą w pokoju.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czekam na wasze komentarze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz