środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział Trzynasty ~ Chłopak nieznający smutku


Od misji na Krecie minął niecały miesiąc. Mamy piętnastego kwietnia. Ze szczytu góry w nienaturalnej ciszy schodziły trzy postacie. Napięta atmosfera w tej grupie była spowodowana przede wszystkim wcześniejszymi, coraz ostrzejszymi kłótniami pomiędzy szarookim, a złotooką. Drugi z chłopców nie umiał się odnaleźć w sytuacji, szczególnie, iż ledwo kilka dni wcześniej wrócił do czynnej służby. Owa skłócona trójka została skierowana do Polski, do małej miejscowości w górach, gdzie podobno grasuje grupa Akum. Najbardziej podekscytowany był Aleksander, gdyż wracał on w rodzinne strony. Znajomy krajobraz, twarze i zapachy raczej go uspokajały niż napawały niepokojem czy niepewnością. Dodatkowo był pewny, że od razu zauważyłby coś niepokojącego skoro obraz tego miejsca miał wyryty głęboko w swojej pamięci. Nic dziwnego, że tym razem to Alek przewodził grupą. Ani razu nie pomylił drogi i prowadził dwójkę towarzyszy ku lasowi. Pewnym krokiem przeszli przez środek łąki. Morii w pewnym momencie się zatrzymała, rozejrzała dookoła i wciągnęła czyste powietrze. Co raz częściej w miastach, których przebywali okropnie śmierdziało różnego rodzaju spalenizną, dlatego teraz dziewczyna postanowiła nacieszyć się świeżością roślin i rześkim powietrzem.
- Morii nie mamy całego dnia! – Zawołał ją Aleksander. On i Mana stali w odległości stu metrów od małego drewnianego domu i jednocześnie od dziewczyny.
- Jaka śliczna chatka – powiedziała dołączając się do nich.
- To mój dom – odparł spokojnie blondyn. – Hej! Jest tu kto? – Zawołał w przestrzeń.
Po chwili zza najbliższych drzew wybiegły dwie małe postacie. Brązowowłosa dziewczynka i jej bliźniak. Na widok blondyna na twarzach dzieci pojawiły się szerokie uśmiechy.
- Braciszek wrócił! – Egzorcyści usłyszeli wysokie głosiki. Śmiejąc się Aleksander przykucnął i zaczekał z otwartymi ramionami na biegnącą w jego kierunku dwójkę.
- Cześć – powiedział zielonooki przytulając dwójkę brzdąców. – Gdzie reszta?
- Mama jest w sąsiednim mieście…
- … tata zaraz przyjdzie…
- …a Łucja u chłopaka…
- …a oni to kto…
- …są dziwnie ubrani…
-…czemu jesteś na czarno? - dzieci przerywały sobie nawzajem.
- Już spokój – powiedział z uśmiechem – powoli, bo nie nadążam za wami maluchy.
- Myślę, że te sprawy rozwiązuje się na spokojnie w domu – odezwał się brązowowłosy mężczyzna opierający się o drzewo – zapraszam do środka.

***

- Czyli was przysłali do zbadania tych zaginięć? – Zapytał gospodarz podając herbatę podróżnym.
- Zgadza się tato, wiesz coś o nich więcej? – Zapytał blondyn.
- Może tak, może nie. O takich rzeczach nie mówi się w ciągu dnia. – wskazał wymownie na dzieci bawiące się koło stołu.
- Ale nam nie wolno zwlekać, czy pan nie rozumie, że…
- Cicho bądź, Morii. Nie można siać paniki – przerwał jej Alek.
- No, ale…
- Chcesz żeby całe miasto się nam zwaliło na głowę? – Warknął zielonowłosy.
- No nie…
- Więc siedź cicho – rzucił ostro Mana.
- Widzę, że się między wami nie układa.
- Tak bywa tato, nie zawsze się pracuje z kimś kto potrafiłby docenić poświęcenie podczas walki – odpowiedział niby beztrosko młody zielonooki.
- Niektórzy po prostu nienawidzą, gdy przeszkadza się im w pracy ani jak wpychają się w czyjeś życie – opowiedział znad szklanki Mana.
-  Po prostu co po niektórzy, nie potrafią dostrzec pewnych spraw – powiedziała spokojnie Morii.
- A może ich po prostu nie ma – odwarknął zielonowłosy.
Po tej wypowiedzi nastała napięta cisza, niebezpieczną sytuację nawet wyczuły dzieci. Nieprzyjemną atmosferę przerwało przybycie wysokiej kobiety o jasnych, falowanych, blond włosach.
- Przepraszam, że się spóźniłam, Marku, ale był dzisiaj wypadek w tartaku i musiałam zostać trochę dłużej… - przerwała widząc trójkę czarno odzianych osób przy stole – witam nazywam się Zuzanna Anioł – przywitała się.
- Dzień dobry – odpowiedzieli Morii i Mana.
- Cześć mamo.
- Aleksander! Tak dawno Cię nie widziałam! – Powiedziała kobieta podchodząc do syna. – Widzę, że dobrze Cię tam karmią – zaczęła mu się bacznie przyglądać – musiałbyś obciąć te włosy. Są stanowczo za długie. Poza tym Twój strój nie prezentuje się za dobrze… trzeba by go zacerować… - zaczęła wyliczać, a Tanaki ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Również na twarzy Many majaczyło coś na kształt uśmiechu.
- Mamo, nie teraz… potrafię o siebie zadbać – powiedział odciągając jej ręce od swojej czupryny. Widząc reakcję towarzyszy postanowił szybko zmienić temat – Justyna wspomniała coś o Łucji...
- Nie wiesz? – Zdziwiła się kobieta – a no tak przecież Cię nie było. Łucja jakiś czas temu… kiedy to było? – Zapytała męża
- Trzy lata temu – odpowiedział z uśmiechem mężczyzna.
- Dziękuję, no więc twoja siostra zaczęła…
- Mamo – przerwał jej chłopak – ja nie chcę całej opowieści jak to się działo, tylko stan faktyczny.
- No dobrze – powiedziała lekko oburzona – Łucja znalazła sobie przemiłego chłopca. Powinieneś go znać. To Damian, syn dyrektora pobliskiej szkoły.
- Kojarzę – odpowiedział – mogła sobie znaleźć kogoś lepszego niż tego chuligana. Jak byliśmy młodsi lubił wybijać okna – wyjaśnił towarzyszom.
- Och, zmienił się od tego czasu. – Zaczęła go bronić – teraz jest całkowicie inny. Nawet dobrze, że Damian  będzie dzisiaj na kolacji, bo inaczej by na waszą trójkę nie starczyło jedzenia – uśmiechnęła się kobieta odchodząc w kierunku drzwi do kuchni.
- Obawiam się, że i tak nie starczy – mruknął pod nosem zielonooki.
 
***

Wieczorem w małej jadalni przy pełnym stole siedziało dziewięć osób. Jedzeniu towarzyszyły pogodne rozmowy, przekomarzania oraz opowiadanie kawałów. Po skończonym posiłku dzieci zostały zaprowadzone do swojego pokoju na górze przez siedemnastoletnią blondynkę, a pozostali przeszli do salonu. Tam atmosfera zrobiła się poważniejsza. W fotelu stojącym koło okna usiadła Morii, obok niej na pufie usiadł Alek, a Mana usiadł po jego lewej, na taborecie. Gospodarze domu zajęli miejsca naprzeciwko tej trójki, pomiędzy nimi, pod ścianą na jednym z dwóch krzeseł siedział chłopak średniego wzrostu o rudych włosach. Był to Damian, chłopak starszej siostry Aleksandra – Łucji, która pojawiła się w pokoju po dziesięciu minutach.
- Bardzo was przepraszam – powiedziała zajmując swoje miejsce – nie chciały zostać w łóżkach.
- Nic nie szkodzi – odpowiedział jej brat – no to przejdźmy do sedna. Nie jestem tutaj przejazdem, ani ja, ani moi towarzysze.
- A to niby po co łaskawie pojawiłeś się w mieście? – Zapytał sarkastycznie rudowłosy.
- Damian – skarciła go Łucja – przecież Ci mówiłam, że…
- Został jakimś tam duchownym – przerwał jej – to może mam się do niego zwracać wasza świątobliwość?
Doskonale dogada się z Maną, przemknęło przez myśl Aleksandrowi. – Nie jakimś tam, tylko jestem egzorcystą tak samo moi towarzysze – sprostował chłopak.
- Czyli księża? To co robi wśród was kobieta?
- Nie jesteśmy księżmi – powiedział dobitnie Mana, który zorientował się, że dyplomatyczność Aleksandra do niczego nie zaprowadzi – poza tym… marnujesz nasz czas. Dlatego jeśli wiesz coś o zabójstwach dokonanych w tej okolicy to mów, a jeśli nie to spadaj.
- Zachowuj się – upomniała go Morii.
- Zabójstwa i zabójstwa. Tylko to interesuje podróżników, ale to co mówią świadkowie to czyste bzdury. – Machnął lekceważąco ręką rudowłosy.
- Niektórych przysyłają do mnie do szpitala – mówi spokojnie Zuzanna – biedacy, chyba poddają ich hipnozie.
- Czy moglibyście opowiedzieć nam te bzdury? – zapytał Aleksander.
- No cóż – zaczęła Łucja po chwili ciszy – ludzie gadają, że widzą dwa szkielety z czymś jakby hełmem na głowie z wystającym kucykiem włosów. Niektórzy natomiast twierdzą, że widzieli tylko jednego potwora... – przez chwilę szukała czegoś w pamięci – mówili, że wygląda jak skrzyżowanie węża z niedźwiedziem… nie potrafię powiedzieć na ile prawdy w opisach tych sprawców. Ale jedno jest pewne, na miejscu zbrodni nie zostają żadne ślady po sprawcy, a po ofierze pył i ubrania.
- Nie pomylili się w kwaterze – powiedział na głos Aleksander – Mana, co myślisz?
- Zadzwonię do Komui’ego – odparł rzeczowo – z poziomem drugim poradzimy sobie bez problemu, gorszej z trzecimi. Będą potrzebne posiłki.
- O czym wy mówicie? – Zaciekawiła się Łucja.
- O potworach, które grasują po tym mieście… może być ich więcej niż ta trójka – powiedziała roztropnie Morii. – Jeśli komuś zginął ktoś bardzo bliski, nie wykluczone, że pojawił się Milenijny i mamy w okolica kilka panoszących się poziomów pierwszych.
- Możesz mieć rację… chodźmy na patrol – powiedział Mana – dziękujemy za informację, będziemy się zbierać.
- Zaraz! Wyjaśnijcie nam o co tu chodzi – powiedział zdezorientowany Damian.
- Tajemnica zawodowa – odparł blondyn.
- Nie wywyższaj się tylko dlatego, że ten wariat… - urwał, gdyż wściekły Aleksander chwycił go oburącz za przód koszuli i podniósł do pionu. Co prawda Anioł był wyższy od rudowłosego tylko o kilka centymetrów, ale sama czynność wystraszyła rudzielca.
- Nie waż się, wyrażać o moim mistrzu w ten sposób – wycedził przez zęby rzucając go z powrotem na krzesło.
- Pewnie nie umiesz nic więcej niż te głupie sztuczki z jo-jo.
- Żebyś się nie zdziwił Damianie – odpowiedział Alek.
- Ile czasu mamy jeszcze zmarnować na tą błazenadę – warknął Mana w kierunku blondyna – ten rudzielec może iść z nami, ale za jego śmierć nie odpowiadamy.
- O czym wy mówicie – wystraszyła się Zuzanna.
- Tiedoll nam wspominał, że nie będzie to zbyt bezpieczna praca, ale skoro ma dwójkę przyjaciół ze sobą nic mu nie będzie grozić – uspokoił żonę – poza tym, sądzę iż jeśli Damian pójdzie z nimi mimo wszystko nie będzie mu nic groziło – dodał pod adresem córki.

Egzorcyści i chłopak opuścili pokój, wychodząc przez frontowe drzwi Aleksander zatrzymał się na chwilę. Odwrócił głowę w kierunku rudzielca i z chłodem w oczach powiedział do niego: Nie wchodź nam w drogę, po czym z obojętną miną dogonił pozostałą dwójkę.
- Masz miłą rodzinie Aleksandrze – powiedziała Morii.
- Wasze pewnie też takie są – odpowiedział na spokojnie.
- Moja została zabita przez Akumy – wyszeptała dziewczyna.
- Moi rodzice też nie żyją – padła oschła odpowiedź Many.
- Akumy? – Zaśmiał się Damian – Mówi o tych dziwactwach, o których naopowiadał Ci ten twój mistrz? – Ostatnie słowo rzucił jak obelgę. – Przecież to bajki dla dzieci.
- Nie powinienem tego mówić, szczególnie jako egzorcysta, ale mam wielką nadzieję, że stanie się on ich następną ofiarą – odparł Aleksander do towarzyszy.

***

Miasteczko układało się już do snu, gdy czteroosobowa grupa patrolowała miasto. Zielonowłosy piętnastolatek jak cień, pojawiał się i znikał na dachach domostw, szczupła czternastoletnia egzorcystka również, dzięki ciemnemu płaszczowi ze srebrnymi elementami, wydawała się być zjawą wyłaniającą się z ciemności. Trzeci z egzorcystów, najwyższy z całej grupy szedł po obrzeżach, a wyglądający ludzie przez okno, widzieli tylko zarys jego twarzy, jasny kolor włosów i czarny płaszcz powiewający na wietrze. Niektórym jawił się jako anioł ciemności i mało kto zwracał uwagę na jego rudego towarzysza.
- Ten twój strój jest dziwaczny – powiedział rudzielec.
- Nie zauważyłem – odparł obojętnie zielonooki.
-  Pewnie tylko udajecie – odezwał się pierwszy z chłopców głosem znawcy – na pewno tylko wyłudzacie pieniądze, jak reszta.
- Uważasz, że wiesz wszystko o pracy egzorcystów, nie będąc nawet członkiem Czarnego Zakonu?
- A niby co wielkiego trzeba wiedzieć? Przecież niszczycie wyimaginowane wytwory wyobraźni ludzi i żądacie sporej ilości pieniędzy.
- To tak nie wygląda – odparł spokojnie Aleksander. Spojrzał w okno mijanego domu, lecz nie znalazł tam nic wartego uwagi, więc ze znudzeniem podjął rozmowę. – Jako egzorcyści nie ustalamy ceny, ba nawet jej nie ma. Jesteśmy utrzymywani przez Watykan. Z resztą… jesteśmy pod rozkazami papieża, ale nasza organizacja nigdy nie ujrzy światła dziennego. A może nie tyle organizacja, co nasze czyny.
- Co, zabijacie heretyków – zakpił sobie rudowłosy.
- Nie jesteśmy inkwizycją – zgromił go spojrzeniem.
- Te Twoje spojrzenia, nie działają na mnie… może dlatego, że wiem, iż nie potrafisz się bronić? Nigdy nie umiesz nikogo zaatakować słownie albo uderzyć. Ciekawe jak mały mają z Ciebie pożytek. – Aleksander udał, że nie słyszy ostatniej wypowiedzi towarzysza i odbijających się echem podobnych sformułowań Many, w swoim umyśle. – Zauważą Twój brak?
- O czym ty… - urwał, gdy poczuł jak koścista ręką chwyta go od tyłu za gardło.
- Głupi egzorcysta – usłyszał drwiący głos – samemu jesteś tylko małą zabawką – w odpowiedzi Akuma rzuciła chłopakiem o ścianę.

Aleksander ledwo łapał oddech, nie dał rady nawet zawołać towarzyszy. Kiedy blondyn podniósł wzrok na swojego przeciwnika z przerażeniem utwierdził się w przekonaniu, że zaatakował go poziom trzeci. Wysoki, bordowy szkielet z „zaczątkami” mięśni na łydkach i przedramionach, a oczodoły zostały zasłonięte przez górną część haubicy rycerskiej. Za nią powiewał długi, pomarańczowy koński ogon. Ze spokojem szedł w stronę egzorcysty z szyderczym uśmiechem, był pewny, że ten egzorcysta nic mu nie zrobi. Taki słaby człowieczek, leżący pod ścianą budynku z ledwością łapiący oddech… co on może zrobić, Akumie na tym stopniu ewolucji? Nawet nie jest generałem, a to znacznie ułatwiało sprawę potworowi. Jego towarzysze są daleko od tego miejsca, a jeśli zabije jeszcze jednego człowieka…

W tym samym czasie w centrum.

Szarooki przysiadł na skraju dachu skąd miał dobry widok na ulice w dole, o dziwo znowu był to rynek. Zaczynał mieć przeczucie, że to jakaś klątwa, gdyż większość jego walk toczyła się w tym miejscu, a nie powinna. Z ponurych rozmyślań wyrwał go odgłos damskich kroków tuż za sobą. Nawet się nie odwrócił, zignorował towarzyszkę, która pojawiła się po chwili po jego lewej stronie. Mniej więcej po dwóch minutach w dole rozległ się krzyk kobiety, a w następnym momencie wybiegła ona na środek placu. Dogonił ją jakiś mężczyzna i uderzył ręką w głowę. Zielonowłosego egzorcystę nie interesowały takie sprawy. Miał gdzieś kłopoty innych, ale najwyraźniej Tanaki nie, ponieważ widząc uderzenie poderwała się na nogi. Zeskoczyła z dachu i podeszła do ludzi na rynku. Ze znudzeniem Mana spojrzał w niebo, które w oka mgnieniu zostało zasłonięte, przez chmury. Stwierdził, że jest to dziwne zjawisko, gdyż wiatr był za słaby, aby w tak krótkim czasie przygnać taką ich ilość. Jego spojrzenie niechętnie znowu powędrowało w dół w momencie, w którym doszedł go głos Morii. Jednakże zauważył ze zdziwieniem, że na rynku zamiast trzech osób widzi dwie kobiety i… szkielet. Jego umysł od razu znalazł odpowiedz – mężczyzna był w rzeczywistości poziomem trzecim. Przez moment zastanawiał się czy nie zawołać trzeciego z egzorcystów, ale uznał to za zbędne i zeskoczył na ziemię. Jego nagłe pojawienie się zwróciło uwagę przeciwnika. Tanaki od razu wykorzystała nieuwagę Akumy i ruszyła na niego. Ale potwór nie stracił czujności ani na chwilę. Bez problemu odparował jej wachlarze i posłał dziewczynę kilka metrów dalej oraz wniósł się w powietrze na swoich pajęczych skrzydłach unikając w ten sposób ataku szarookiego. Ten z kolei podbiegł do nieprzytomnej kobiety wziął ją na ręce i pokazał Morii kierunek ucieczki.
- Cholera – zaklął Mana, odskakując w bok z nieprzytomną dziewczyną na rękach. Morii pojawiła się obok niego po kilku sekundach.
- Co robimy? – Zapytała złotooka.
- Trzeba by się skontaktować z tamtym idiotą, ale czasu nie ma na dokładne instrukcje dla niego – odwarknął towarzysz. – Musimy poradzić sobie we dwójkę.
- Ale jak? Przecież to jest trzeci poziom! Nie łatwo coś takiego pokonać, szczególnie takim niedoświadczonym egzorcystom jak my.
- Mów za siebie – warknął – w przeciwieństwie do niektórych to ja mogę się pochwalić osiągnięciami. Muszę przyznać Ci rację, ty i blondas będziecie mi przeszkadzać. Jednak, nie mam wyboru – westchnął – nie zdążą przysłać wsparcia i musimy się z nimi uporać sami… atakujesz na dystans czy z bliska? – Zapytał rzeczowo.
-Tak i tak.
- Durna odpowiedź – odparł – pewnie jak zapytam, bronisz czy atakujesz, odpowiesz tak samo… normalnie jak z dzieckiem – mruknął ze złoszczony wychylając głowę na ulicę – to może sprecyzuję. Lepiej walczysz z dystansu czy z bliska?
- hm… - zastanowiła się chwilę – z dystansu.
- To fatalnie – stwierdził zielonowłosy – Jak by się ten debil choć raz przydał to go nie ma…
- Przestań jechać po Aleksandrze – odezwała się Morii w obronie chłopaka – przecież uratował Ci życie i to dwukrotnie.
- Zamknij się – odpowiedział – nie prosiłem się o ratunek. Dałbym sobie radę. Poza tym… ty nie jesteś wiele lepsza. Ile razy można powtarzać, żebyś nie wtykała nosa gdzie popadnie?
- Gdybyś choć raz raczył powiedzieć coś o sobie nie byłoby takich sytuacji! – Wydarła się na całe gardło.
- No i jak na idiotkę przystało, ściągnęłaś Go prosto do nas – wycedził przez zęby Mana zasłaniając się rękoma przed nagłym wiatrem.
- Co to… gh – wydała odgłos krztuszenia się.
- Psia mać – powiedział zielonowłosy doskakując do Akumy, która trzymała dziewczynę za gardło.
Morii próbowała się uwolnić, ale jej mięśnie przegrywały z siłą napastnika. Nie mogła się wspomóc Innocence, gdyż leżało ono na ziemi. Z każdą kolejną sekundą czuła coraz dotkliwiej brak powietrza i zaciskające się kości wokół jej szyi. Miała nadzieję, że Mana widzi co się z nią dzieje i pomoże albo pojawi się Aleksander z odsieczą…

***

Chłopak nie mógł wstać. Jego blond włosy mokre od potu i krwi były przyklejone do twarzy. Miał dość rozległą ranę w okolicy prawego oka oraz bardzo poważną ranę na lewym ramieniu. Leżał właśnie na boku przyciskając zakrwawioną rękę do podłoża. Stwierdził, że na nic mu już po sprawnej drugiej. Ostatnim atakiem ledwo ją drasnął, a atak Akumy był zbyt silny. Za każdym razem lądował na ścianie budynku, ziemi albo na kamieniach. To właśnie przez te przeszkody był poobijany. Już widział minę Many, gdy dowie się dlaczego tak wygląda. Z chwilą, gdy przypomniał sobie jego sarkastyczny ton głosu zdał sobie sprawę, że ma zamknięte oczy. Otwierając je, ujrzał nad sobą drwiący uśmiech Akumy, po czym poczuł jak jakiś łańcuch owija się wokół jego ciała. Moment później zaczął się wrzynać w jego ciało. Aleksander nie wytrzymał i wydał przeraźliwy krzyk bólu. Minuty, a może sekundy dzieliły go od utraty przytomności. Wtedy resztkami świadomości zarejestrował jakiś ruch obok siebie. Przed samym nosem zobaczył dwie pary nóg.
- Komori no Uta* – usłyszał kobiecy głos, a po chwili inny, delikatniejszy, dziewczęcy. Następnie blondyna zmorzył sen.

***

O tym, że została uratowana oznajmił jej nagły napływ powietrza do płuc i późniejszy kaszel. Podświadomie wyciągnęła ręce po wachlarze. Ostrożnie stanęła na nogach jednak po chwili musiała usiąść z powrotem. Nie chcąc słyszeć kolejnego marudzenia zielonowłosego wywołała ostrzejszy wiatr niż ten, którym posługiwała się Akuma, aby stworzyć barierę między Maną, a przeciwnikiem. Szarooki korzystał z pomocy koleżanki z drużyny. Ich współpraca trwała bardzo długo, ale i tak ledwo udało im się odciąć lewą rękę potwora.
- Nie damy rady – wysapał Mana – gdyby było nas trzech…
- Skończysz już gdybać? Przecież tu jestem – powiedział czarnowłosy chłopak zza Akumy. Jednym zgrabnym ruchem odciął jej czaszkę przy pomocy miecza.
- To znowu ty? Nie zabrakło Cię gdzie indziej?
- Nie ma to jak miłe powitanie, Mana – zaśmiał się nowoprzybyły. Zdezorientowana Tanaki dezaktywowała Innocence i podeszła na chwiejnych nogach do nieznajomego.
- Jestem Morii Tanaki.
- Genzo – uścisnął jej dłoń.
- Ty też bez nazwiska?
- Tak – powiedział z uśmiechem – nic nie poradzę, że należę do Bookman’ów.
- Jeszcze nim nie jesteś – powiedział oschle Mana – i wątpię aby szybko to nastąpiło.
- Czepiasz się, słyszałem, że jest tutaj was troje…
- Jeden się zgubił – odparł Mana wychodząc na rynek. Będąc na środku coś sobie przypomniał, więc stanął i odwrócił się do Genzo. – Czemu tu jesteś? Myślałem, że siedzisz w Liverpool'u.
- A wiesz wyszliśmy rozprostować kości.
- My? – Zapytał zaskoczony Mana, - to ona też tu jest?
- Prawdopodobnie.
- Co za ona? – zdenerwowała się Morii.
- Nieważne – odezwał się oschle Mana kierując się w stronę jak najbliższej uliczki.

***

- Nie wygląda to za dobrze – usłyszał czyjś głos nad sobą. – Podaj mi apteczkę – po chwili Aleksander poczuł jak ktoś zaczął dezynfekować mu rany. – tyle powinno wystarczyć. Genzo pewnie zaraz się pojawi, więc możemy już iść.
- Nie powinnyśmy tutaj zostać? – Odezwał się drugi z kobiecych głosów.
- Nie – padła krótka odpowiedz – zajmą się nim, a my musimy wracać.
- Dobrze. – odpowiedziała jedna z rozmówczyń. Alek otworzył oczy, ale jedyne co zobaczył to dwie czarne sylwetki kobiet znikających za rogiem.
- Kto to był? – Zapytał na głos, chwilę później miejsce nieznajomych zajęła Morii.
- W porządku?
- Chyba… widzieliście je?
- Kogo? – Odpowiedziała na jego pytanie Tanaki.
- Były tutaj dwie dziewczyny…
- Przywidziało Ci się – odpowiedziała Morii – oberwałeś w głowę, muszę to opatrzyć.
- Swoją drogą – odezwał się Alek do nieznajomego chłopaka asystującego Tanaki – kim jesteś?
- Nazywam się Genzo i uczę się na Bookmana – powiedział czarnowłosy.
Po chwili Aleksander zrelacjonował im przebieg swojej bitwy.
- Nie jest Ci smutno z tego powodu? Że ten chłopak był Akumą, skoro się znaliście to chyba będzie Ci go brakować? – Spytał czerwonooki młody bookman.
- Nie będę za nim tęsknił – odparł. -  Wiesz… ja nie przyjmuje takich rzeczy do wiadomości. – Powiedział przepraszająco. - Można powiedzieć, że nie potrafię się smucić.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Komori no uta oznacza kołysankę

Czekam na wasze opinie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz