wtorek, 17 września 2013

Rozdział Piętnasty ~ Pogrzeb



Miranda spokojnym krokiem przemieszczała się po korytarzu Kwatery Głównej w kierunku holu łączącego wejście do budynku, szefostwo i kościół. Kaplica, w której miał się odbyć pogrzeb znajdowała się na tyłach ostatniego. Idąc ponownie tymi korytarzami Miranda nie mogła się oprzeć smutnym wspomnieniom. Kiedy po raz pierwszy szła tędy cały czas uspokajała Lenalee, następnym próbowała coś wyciągnąć od Many, a ostatnim, tak jak i teraz zatapiała się we smutku po stracie przyjaciela. Co prawda Arystar był jej bliższy niż stary Bookman, ale i on wiele razy walczył z nimi ramię w ramię.
- Ech… czy Lavi sobie poradzi? Na pewno, to w końcu nasz nowy Bookman – powiedziała do siebie na głos chcąc dodać sobie otuchy.
Wchodząc do kaplicy zauważyła kątem oka jakiś ruch przy filarach. Zdezorientowana, źle postawiła stopę i upadła na ziemie.
- Ał…
- Wszystko w porządku? – Zapytał ją Amon podchodząc do niej.
- Tak, często mi się potykam – powiedziała lekko zakłopotana.
- Powinnaś uważać na siebie.
- Wiem, dziękuję za troskę – odpowiedziała idąc w kierunku niewielkiej grupy na przedzie kościoła.

Zegar wybił osiemnastą. Ceremonia składała się z dwóch części – krótkiej modlitwy w kaplicy i mowy o zmarłym nad grobem. Podczas krótkiej procesji na tył kościoła słychać było kobiecy śpiew dochodzący z kościoła:

„Te więzi, które powoli z walką odchodzą
Zdecydowanie, zdecydowanie nie pozwól im rozwijać się
Więc nie będą zanikać.

Ciężar obejmował słowa w moim posiadaniu
Nie mogłam nawet wydać dźwięku
Topiłam je spokojnie wewnątrz ciepłych złudzeń
Kiedy się obudziłam wtedy Ciebie nie było.

Do nieba, do morza, gdzieś daleko poza
Pójdę, więc jestem w stanie wysłać do Ciebie tą ostatnią wiadomość
Kolor z więzów, które mamy z przędzy, ah

Daleko powiewa, daleko powiewa

Pewnego dnia wspomnienia ulotnią się na naszych oczach
Kwiaty i wola momentalnie latają
Chodź wiem, że nadal szybko rozkładają się

Trzepotanie, trzepotanie, trzepotanie

Nawet jeśli nie jestem w stanie wysłać moje serce jeszcze raz
To nadal może Ci na pewno dostarczyć ostatnią część
Podobnie jak delikatny spływający deszcz z nieba, to..

Daleko powiewa”
(fragment tłumaczenia "Hirari Hirari" pochodzi z tekstowo.pl z drobnymi zmianami)

Nikt się nie odezwał nawet słowem. Wszyscy w ciszy i spokoju słuchali, a kiedy dźwięk muzyki przycichł, Komui przystąpił do przemówienia.
- Żegnamy dzisiaj, naszego przyjaciela, dzięki któremu doszliśmy tak daleko. Wszystkim nam służył radą i pomocą. Jako jeden z nielicznych pośród nas doczekał się spokojnej śmierci. Co nie oznacza, że nie dowiódł swojej odwagi, za którą go cenimy. Nie zapomnimy jego trzeźwej oceny sytuacji, która uratowała niektórych nas niejednokrotnie – Komui przerwał na chwilę. Wiatr zaszumiał w śród drzew, gdy czwórka mężczyzn chowała grób pod ziemią. – Bookman był nie tylko naszym towarzyszem, egzorcystą, ale i dobrym nauczycielem. Zachowywał się wobec nas lojalnie choć nie musiał. Jego pomoc w naszej sprawie również nie była wymagana. Tym bardziej powinniśmy ją cenić, gdyż wspomógł nasze szeregi i serca w tych wszystkich ciężkich chwilach. Kończąc – powiedział z lekkim uśmiechem dodającym otuchy – pamiętajmy, że on nadal żyje i bacznie śledzi nasze poczynania. Pokażmy mu, jak dużo się od niego nauczyliśmy i nie popełnijmy tych samych błędów. – Po tych słowach na świeżo uklepanej trawie pojawiały się białe lilie. Kwiaty żałobne egzorcystów. Duży bukiet, w ramach tradycji, na grobie położył Lavi.

Miranda odkładała kwiaty jako jedna z ostatnich. Podeszła do rudowłosego.
- W porządku?
- Tak – powiedział z lekkim uśmiechem – chociaż nie do końca.
- Ułoży się to wszystko – powiedział lekko klepiąc go po ramieniu.
- Na pewno, tylko czemu ja mam za niańkę robić?! – przejechał po swoich włosach – najpierw Lenalee zostawia mi Manę pod opieką, a teraz jeszcze Genzo! Co ja sierociniec mam założyć? – W odpowiedzi Miranda cicho zachichotała, cieszyła się w głębi serca, że Lavi nie rozpamiętuje śmierci swojego nauczyciela.
- Myślę, że Manę spokojnie można zostawić w spokoju. Potrafi sam o siebie zadbać, ale Twój następca na pewno potrzebuje nadzoru. Chociaż może mniejszego niż ty… - powiedziała lekko zaczepnie spoglądając na wyżej wymienionych młodzieńców.
- Wiem, że nie jestem wzorem Bookmana, dlatego nie chciałem go uczyć! – Zwrócił swój wzrok w tę samą stronę i znowu zobaczył oraz usłyszał sprzeczkę młodzików tuż przy wejściu do kościoła. – Nawet na pogrzebie muszą się kłócić?!
- Lavi spokojnie, pozwól mi to załatwić – powiedziała powoli kierując się w stronę grupki.
- Tylko się nie wywróć! – Zawołał za nią, co spowodowało lekką utratę równowagi u ciemnowłosej. – Mówiłem, że masz uważać – mruknął pod nosem.

***

- To w końcu kiedy! Znamy się już niecałe pół roku i nic nie powiesz?! – Wrzasnęła brązowowłosa.
- Po pierwsze to jesteśmy na pogrzebie. A po drugie... Morii, zrozum, że jak Mana nie chce wyjawić nazwiska to nie musi – odpowiedział jej jeden z blondynów.
- Aleksandrze przyznasz, że to nie jest normalne, aby ukrywać takie informacje – odpowiedział drugi zielonooki.
- Zejdźcie w końcu ze mnie! Ty, Tray nie mówisz wszystkiego, tak samo Tanaki. Po cholerę mam się wam zwierzać?!
- Przecież jesteśmy…
- towarzyszami, tak wiemy – powiedział już zdenerwowany Aleksander – ale nie uprawnia to Ciebie Morii i Amonie do wpychania nosa w czyjeś prywatne sprawy!
- Co to za hałasy? – Zapytała Miranda stając za Aniołem.
- Eto.. my… - zająkała się Morii.
- Genzo – zwróciła się Lotto do czarnowłosego – co tu się dzieje?
- Chcą wiedzieć, że Mana się nazywa Wa… - na jego ustach od razu pojawiła się ręka zielonowłosego.
- Zamknij się. Przeklęty paplo – warknął szarooki – nie muszą go znać.
- Spokój! Mana gdzie Twoje maniery! – Oburzyła się kobieta.
- Są nie potrzebne – odburknął zabierając rękę z twarzy kolegi – tak samo jak oni.
- Teraz rozumiem ich obawy – szepnęła Miranda, a po chwili przybrała ostrzejszy ton – Genzo, Lavi na Ciebie czeka. Mana, ile razy można Ci powtarzać, abyś choć trochę spuścił z tonu? Dodatkowo, ile razy jeszcze macie zamiar robić te szopki? Czy nie możecie się powstrzymać choćby dzisiaj od wszczynania kłótni? Przed chwilą odbył się pogrzeb, jakbyście nie byli świadomi to wyjaśniam, że właśnie zmarł jeden z naszych przyjaciół. Ładnie okazujecie szacunek poległym kłócąc się nad ich grobami. Przemyślcie swoje zachowanie cała wasza czwórka – po tych słowach, weszła do budynku.
Swoim zwyczajem nie zauważyła progu w następstwie czego upadłaby, gdyby znowu ktoś jej nie złapał.
- W porządku? – Usłyszała niski głos.
- Tak, dziękuję kochanie – odpowiedziała Mariemu.
- Muszę przyznać, że coraz lepiej sobie radzisz. – Powiedział siadając obok niej.
- Nieprawda – zaczerwieniła  się – ani trochę – powiedziała zmieszana.
- Nie było tego słychać – odpowiedział – wiem co mówię.
- Martwię się o małego – powiedziała wstając.
- O Manę?
- Tak. On… odcina się od świata. Nie wiem jak go od tego odwieźć.
- To zadanie rodzicielskie – powiedział z uśmiechem obejmując ją w pasie. – Ale trzeba przyznać, że to teraz spadło na nas jako przyjaciół jego rodziny.
- Powiedziałabym raczej, że jako jej części. Odziedziczył po Lenalee spojrzenie na świat.
- Masz rację – odpowiedział mulat, gdy para weszła do głównego korytarza „Domu” – sądzę jednak, że tamta trójka nie pozwoli mu na zamknięcie się w sobie. Choćby przez to, że znają tylko jego imię.
- Zastanawiam się… czy on przypadkiem nie wstydzi się swojego nazwiska.
- Niby dlaczego? Jest takie samo jak każde inne. Idziesz to Komuiego?
- Tak, do zobaczenia – powiedziała Miranda stając na palcach i całując Mariego w policzek.

***

Chwilę wcześniej.

- Miranda ma rację – odparł Aleksander. – Jak my się zachowujemy? Przynosimy tylko wstyd…
- Taa jesteście straszni. Dopiero teraz to zauważyłeś? – Spytał ironicznie Mana spoglądając w kierunku witraża, gdzie zobaczył dwa niewyraźne cienie.
- Ona miała i Ciebie na myśli – wytknęła mu Morii, w ogóle nie zwracając na niego uwagi i powoli kierując się w stronę kaplicy.
- Pomijając, że to ty jesteś źródłem całego hałasu – odparł zielonowłosy szybko wchodząc do kościoła.

Tej wymianie zdań z wewnątrz budynku przypatrywały się dwie postacie. Dwie kobiece sylwetki. Nagle ta wyższa przeskoczyła przez balustradę i swobodnie opadła na posadzkę. Nie odwracając się ani na chwilę przebiegła przez kaplicę i skierowała się do wyjścia z całego kompleksu. Za nią, na ziemi pozostawały przeźroczyste krople. Niższa z dziewcząt biegła zaraz za nią jednakże zatrzymała się dwukrotnie. Przy jednej z ławek, a następnie wychodząc z kaplicy – przy oknie. W obu miejscach zostawiła białą kopertę.

Mana wszedł do kościoła, gdy ta druga znikała za drzwiami. Jednak udawał, że nie widzi cienia rzucanego przez nią na podłogę. Przechodząc przez ławki znalazł pierwszą z kopert. Usiadł w ławce i ją otworzył. Wewnątrz znajdowała się mała kartka pośpiesznie złożona i zapisana kobiecym pismem.

TY CHOLERNY IDIOTO! EGOISTO!

- Bardzo zabawne – powiedział pod nosem zdenerwowany. Czym prędzej wstał i udał się do wyjścia. Na korytarzu nikogo nie widział, jedynie na oknie po jego lewej zobaczył kolejną kopertę. W niej również znalazła się mała kartka. Była w podobnym stanie co pierwsza, ale widać było na niej kilka śladów po łzach.

UKRYWANIE NAZWISKA JEST JAK UKRYWANIE SIĘ PRZED ŚWIATEM!

Tęsknię za dawnym Tobą.
A.

- Phi nie będzie mnie jakiś duch pouczał – odparł ignorując dopisek drobniejszym pismem. Oba liściki schował jednak do wewnętrznej kieszeni płaszcza, a po dotarciu do pokoju ostrożnie schował w jednym z czarnych notesów.

1 komentarz:

  1. To "A" jest bardzo zastanawiające... kojarzy mi się z Allenem, ale wiem że to nie to D: Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń