Niski
blondyn ze zdenerwowania wystukiwał, sobie tylko znany, rytm palcami o blat.
Drugą rękę miał położoną na słuchawce, a tą przytkniętą do ucha. Po raz kolejny
w ciągu dwóch dni próbował skontaktować się z Kwaterą Główną. Niestety bez
skutku i tym razem.
-
Cholera! Co ten Reever myśli – powiedział przygryzając paznokieć kciuka –
najpierw on i Komui każą mi zadzwonić, gdy tylko Mana się zjawi, a potem nie
odbierają!
-
Bak spokojnie, pewnie mają sporo roboty – odpowiedział Lavi, który siedział w fotelu
obok.
-
Bookman, co ty.. jak ty się tu… kiedy ty… - zdenerwowany się zająknął.
-
Siedzę tu od jakiegoś czasu, Wenham o wiele bardziej przykłada się do roboty
niż Komui, dlatego pewnie nie odbiera. Pomóc Ci się dodzwonić?
-
Jeśli możesz. Muszę, jak najszybciej ich poinformować co się dzieje.
-
Nie ma sprawy, tyle mogę zrobić – odparł rudzielec podłączając swojego golema i
kilka innych telefonów to urządzenia dowódcy Azjatyckiej Sekcji Badawczej. Przekazał
aparat blondynowi, a po chwili w słuchawce odezwał się zmęczony głos.
-
Halo?
-
Reever połącz mnie z Komuim.
-
A kto mówi? – Odezwał się zaspany.
-
Bak, chodzi o Manę, to jest pilne – odpowiedział krótko, chwilę potem odezwał
się inny mężczyzna.
-
Słucham, co słychać Bak-chan Chang? – Zapytał lekko wyśmiewczym głosem.
-
Nie mów do mnie chan! – Zdenerwował się blondyn. – Poza tym… nie mam dla Ciebie
wesołych informacji.
-
Co się stało? – Zapytał rzeczowo Głównodowodzący.
-
Cała czwórka jest, ogólnie rzecz biorąc w ciężkim stanie. Mana nawet w bardzo,
powiedziałbym, że wręcz w krytycznym. – Zrobił krótką pauzę. –
Przeprowadziliśmy wczoraj trzy operacje i na szczęście jego stan odrobinę się
poprawił, ale nie mamy z czego się jeszcze cieszyć. Przede wszystkim dlatego,
że ma dużo urazów wewnętrznych. Całe szczęście, że nie doszło do krwotoku, choć
i on, i Aleksander stracili dużo krwi. Jak Ci wspomniałem zrobiliśmy wszystkie
najpotrzebniejsze operacje, jak i transfuzje. Na razie trzymamy ich w śpiączce
dla ich zdrowia fizycznego… i psychicznego.
-
Co przez to rozumiesz? – Zapytał jego rozmówca zbyt poważnym tonem, jak na
niego.
-
Bookman zajrzał we wspomnienia golema od Many. Wychodzi na to, że walczyli
przeciwko Road Camelot i Damonie Wisely’owi.
-
Z tą dwójką na raz? – Zapytał zaniepokojony.
-
Tak, dlatego nie wykluczam uszczerbków w psychice. Szczególnie Many, który jak
słyszałem dużo przeżył...
-
Niestety – przerwał zmęczonym głosem Komui, w którym słychać było smutek –
resztę prześlij mi razem z nimi. Mam namyśli całą medyczną dokumentacje. W
Bazie Głównej przebadamy ich u Hevlaski i ponownie przeprowadzimy podstawowe
badania. Nie zapomnij o tym im wspomnieć przy odprawie – powiedział Komui i się
rozłączył.
-
Nie zapomnę – odparł ciężko Bak również odkładając słuchawkę.
***
Infirmeria
Azjatyckiej Sekcji Badawczej, dzień później
Morii
powoli otworzyła oczy. Lekko wystraszona nerwowo obracała głową w lewo i prawo.
Jak przez mgłę przypominała sobie ostatnie wydarzenia sprzed zapadnięcia w sen.
Pamiętała, że zobaczyła, jak Aleksander i Mana leżą nieprzytomni w kałużach krwi.
Próbowała chyba coś opatrzyć, ale i ona ledwo stała na nogach… potem chyba ktoś
ją podniósł i… na tym koniec. Więcej nie potrafiła sobie przypomnieć. Pewnie przynieśli mnie do Azjatyckiej Sekcji
– przemknęło jej przez myśl, a chwilę później w drzwiach znalazła się
pielęgniarka. Gdy podeszła do jej łóżka, postawiła tacę z bandażami i różnymi
lekarstwami na stoliku nocnym, po czym pomogła egzorcystce usiąść. Zmieniła jej
opatrunki, a później pomogła dziewczynie wsiąść na wózek inwalidzki, gdyż nie
miała ona wystarczająco dużo sił, aby samej stanąć. Pielęgniarka przewiozła
brązowowłosą do Sali, gdzie miały się odbyć jej badania. Bez zbędnych pytań
pozwoliła się podłączyć do aparatur i wykonywała polecenia lekarza. Po
skończonych testach została odwieziona z powrotem do pokoju.
-
Przez najbliższe dni w ogóle nie będę się stąd ruszać – stwierdziła na głos –
to nawet dobrze. Tak dużo się ostatnio działo… - Zwróciła swoją twarz w stronę
okna i bezwiednie zaczęła monolog. – Wszystko się zaczęło lekko ponad pół roku
temu, w drugiej połowie grudnia. Gdy z generał Cloud przybyłam do Kwatery
Głównej. Najpierw poznałam drugiego świeżego egzorcystę Aleksandra, a potem
pojawił się on. Wielki pan i władca. Mana. Już od początku zachowywał się niemiło,
ale z czasem okazało się, że jest strasznie chamski. Niby co złego jest w
powiedzeniu swojego nazwiska? I te jego wyzwiska oraz groźby. Ugh! Nie rozumiem
jego zachowania. Szczególnie wtedy na Krecie. Miałam szkolenie ledwo dwa lata!
Nie moja wina, że Generał Cloud nie uczyła jak inni. Kończyła szkolenie, gdy
tylko uznała, że czas uczyć się pracy w grupie… Ten cholerny Smith niczym się
nie przejął! Ani śmiercią Arystara, ani stanem Aleksandra! Tylko jeszcze robił
wykłady, że jesteśmy nieudolni. Ja mu jeszcze pokażę! Całe szczęście, że Amon
jest inny. Miły, uprzejmy i chętnie mi pomaga. Szczególnie, że oboje
wciągnęliśmy się w zagadkę pochodzenia Many. Och, nie mogę się doczekać powrotu
do domu. Tak bardzo bym chciała znowu poszperać w raportach znajdujących się w
bibliotece! Najchętniej to przeczytałabym wszystkie od Lenalee Lee! Szczególnie
te ostatnie. To mi coś przypomniało... nie widziałam na cmentarzu jej grobu...
Ciekawe, gdzie została pochowana… no właśnie. Ten przeklęty, Smith! Gdyby go
nie było pewnie jeszcze żyłaby ta egzorcystka. Znam moce Noah snu, więc nie
mogłaby ona zmienić tak drastycznie wydarzeń… Mana musiał ją zabić
własnoręcznie! Nie widzę innej możliwości. Przecież sam nam wielokrotnie groził
śmiercią, więc na pewno jest zdolny do czegoś takiego. Nie można ufać temu
chłopakowi. Więc… czemu Aleksander mu ufa i go broni? Może są w zmowie? Ale
przecież Aleksander nie jest złym człowiekiem. I raczej posługuje się rozumem.
Właśnie, rozum! To jego zguba. Zielonowłosy pewnie za pomocą sobie znanych
argumentów go przekonał do bycia po stronie diabła. Ale nie musisz się martwić,
ja i Amon nie pozwolimy, abyś Aleksandrze służył naszym wrogom – powiedziała
Morii zapadając w sen.
***
Amon
przy pomocy kul przemierzał z wolna korytarz. Obudził się jako pierwszy, ale
ani razu nie zaglądnął do towarzyszy. Mana i Alek byli pod kwarantanną, Morii
znajdowała się w innym, oddalonym pokoju. Kiedy za pierwszym razem zajrzał do
niej była na badaniach, więc postanowił się jeszcze trochę po kręcić po bazie,
póki go nie zagonią z powrotem do łóżka. Chodził tak przez jakiś czas, a zanim
się zorientował stał znowu naprzeciw wejścia do swojego pokoju. Usiadł na
łóżku. Wziął do ręki flet i znowu zaczął się nim bawić.
-
Zawsze jestem w drugiej linii – westchnął – nie dziwi mnie to. Szkoda, że od
kilku lat nie mogę wydobyć dźwięków o częstotliwości do zabijania Akum. No, ale
sam się o to prosiłem… Szkoda, że nie zastałem Morii. Urocza dziewczyna –
uśmiechnął się pod nosem – pewnie ma mnóstwo pytań, jak zwykle. Razem byśmy
szukali teraz na nie odpowiedzi. Pierwszy raz poznałem ją w bibliotece i
mówiłem jej wtedy o Lenalee Lee. I oczywiście na koniec Mana wciął się w naszą
rozmowę. Ten chłopak chyba nie wie co to takt, jak i dobre wychowanie. Zamiast
dziękować to tylko narzeka i wytyka błędy. Wskazując na swoje dłuższe
doświadczenie. Przynajmniej w przypadku młodszej dwójki. Choć wydaje się on
zdolny do wprowadzania swoich słów w czyn to nie sądziłem, że jest w stanie
zabić… a zabił dwoje egzorcystów. Kto wie czy i śmierci Arustara Crowley’a
również nie miał w planie. Nie rozumiem, czemu Aleksander tak ślepo w niego
wierzy. Chęć pomocy jedno, ale wiara to drugie… Jak dużą wiedzę ma ten cholerny
dzieciak w porównaniu ze mną? – Zapytał sam siebie odkładając Innocence na
stolik nocny. – Nie ważne, i tak w niedalekiej przyszłości dostanę odpowiedzi
na swoje pytania.
***
Lekko
ponad tydzień później
Z
lekkimi zawrotami głowy Mana podniósł się do pozycji siedzącej. Na jego lewym
ramieniu siedział Timcanpy.
-
Nareszcie mogę sam się podnieść. Nienawidzę traktowania mnie jak obłożnie
chorego. To, że mam parę ran to nic nie znaczy – odparł lekko zezłoszczony,
niezgodnie z prawdą, co wypomniał mu Tim gryząc w ucho – auć! No dobra, dobra
byłem, to znaczy jestem poważnie ranny. Pasuje? – Dodał patrząc gniewnie na
przyjaciela – tata przecież był w o wiele gorszym stanie niż ja. Przynajmniej
zachowałem Innocence, au! A to za co?! – Powiedział zły, gdy golem pociągnął go
za włosy. – nie obrażaj się. Pewnie mnie nienawidzą, co? – Zagadnął dziwnym
tonem. Niby pewnym i obojętnym choć wyraźnie było słychać nutki smutku. – W
końcu wszyscy widzieli, jak zabijam ich oboje. Kto przyjaźniłby się z zabójcą?
Z resztą to i tak dobrze. Na reszcie się ode mnie odwalą. Będę miał od nich
święty spokój! Od tych upierdliwych pytań Tanaki; durnowatych docinek Tray’a o
tym, jak to mógł nas wychowywać ten sam generał; no i od Aleksandra, który
usilnie udawał kogoś mi przychylnego. – Złote zwierzątko zeszło po ramieniu
chłopca na jego dłoń po czym wskoczyło do płaszcza egzorcysty, który wisiał na
krześle obok. Chwilę później w zębach trzymał czarny notes. – Po co mi on? Za
duża różnica jest między nami. – Jednak golem na tym nie poprzestał, położył
notes na nogach chłopaka i otworzył mniej więcej na środku. – Dwudziesty listopada. Widziałem ich dzisiaj
na mieście. Johnnego i Kandę, nie wiem, co ta dwójka tu robi, ale… - zaczął
czytać na głos – przestań Tim. Jego zapiski mi w niczym nie pomagają – jednak
stworzonko go nie posłuchało i przewróciło znowu kilka stron. – Co znowu tym
razem? Siódmy grudnia. Jak zwykle
chowałem się w cieniu przed ludźmi. Z jednej strony błagam, aby mnie znaleźli,
ale z drugiej chcę się trzymać od nich z daleka. Jeśli straciłbym kontrolę, a
Lenalee byłaby w pobliżu… jego sytuacja była całkiem inna niż moja! –
Warknął zły zamykając notes. – Jego sprawa, a moja to całkiem dwie inne rzeczy!
Oni mu byli potrzebni, ale ja ich nie potrzebuję… ha.. ha.. ha… - zaczął ciężej
oddychać – przez… Ciebie… się denerwuję… nie potrzebnie. Nie… mam… ochoty
widzieć… tych notesów… na oczy. Schowaj je z powrotem. – Odparł kładąc głowę na
poduszce. – Chyba jednak potrzebuję jeszcze trochę snu.
Jednak
nie zaznał długo spokoju. Chwilę później do pokoju wprowadzono Aleksandra,
który właśnie wrócił z badań. Mana chłodno przywitał towarzysza, który mimo
wszystko pozdrowił go uśmiechem.
-
Jak się czujesz?
-
Lepiej.
-
Wiesz nie podziękowałem Ci jeszcze…
-
Zamknij się. Powiedziałem Ci przecież, że zrobiłem to tylko dlatego, że
wisiałem Ci przysługę.
-
Mimo wszystko jakbyś tego nie zrobił nie musiałbyś się martwić o to, że jeszcze
jesteś coś winien.
-
A weź się zamknij. Nie mam najmniejszej ochoty słuchać czyjegoś gadania.
Zrobiłem, co zrobiłem. Z sobie znanych powodów i koniec tematu.
-
Wiesz, że Morii i Amon nie zostawią Cię w spokoju, nie?
-
Jak na razie to ty mi przeszkadzasz, Anioł.
-
Przecież ja w porównaniu do nich to pikuś.
-
Zamknij się. Wiem o tym. Próbuję się jeszcze zdrzemnąć – warknął zielonowłosy
zakrywając się kołdrą.
-
Ich nie będziesz mógł zbyć, schowaniem się pod kocem. Wiesz… nasza ostatnia
walka poruszyła poważny temat. Nie wydaje mi się, abyś mógł się jakoś wywinąć
od odpowiedzi. Ja też Ci tym razem zbytnio nie pomogę…
-
Ta, ty i te twoje historyjki. Dzięki Tobie uważają, że mam na nazwisko Smith.
Durniejszego wymyślić nie mogłeś?
-
Ciesz się, że je przyswoili.
-
Tak naprawdę, to brzmi ono kompletnie inaczej i jest o wiele porządniejsze –
mruknął pod nosem.
-
Ciekawe jak.
-
Nie ważne. Nikt nie musi go znać.
-
A jak chcesz wyjaśnić, to co widzieliśmy dzięki Noah? Chodzi mi o zabójstwa
egzorcystów.
-
Nic nie powiem. Myślcie co chcecie.
-
Przestań się zachowywać, jak pan na włościach – powiedział z uśmiechem, ale
jego wesoły ton napotkał lodowate oczy zielonowłosego. – Nie bierz tego tak do
siebie. Żartowałem. Dziwię się, że do Komui’ego jeszcze nie poszli…
-
Komui nic wam nie powie – przerwał znudzony, przewrócił się na drugi bok – jak
tak bardzo Ci zależy na strzępieniu języka to gadaj do Tima – odparł rzucając
koledze swojego golema – ja chcę jeszcze się zdrzemnąć.
W
między czasie
Mieląc
przekleństwa czarnowłosy chłopak wstał od biurka. Przeszedł się zły
kilkakrotnie od drzwi do stołu, aż w końcu znowu siadł na krześle. Wziął pióro
do ręki, odgarnął włosy z czoła, pochylił się nad kartką, a po chwili znów zły,
odchylił się do tyłu. Jego czerwone tęczówki skupiły się na szarym, kamiennym
suficie poszukując czegokolwiek, co by mu pomogło. W końcu, zrezygnowany
odłożył swoje przybory do pisania i wziął do ręki teczkę od Komuiego. Zaczął ją
przeglądać. Znajdowały się tam informacje o kolejnej misji Many i jego drużyny.
W końcu wstał od stołu i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Zamyślony nie
zauważył dwójki egzorcystów, z którymi się zderzył.
-
Oj, przepraszam – odpowiedział szybko.
-
Nic się nie stało – odparła Morii – co tam niesiesz? – Spytała wskazując
aktówkę, którą trzymał Genzo.
-
A to nic takiego, moje zapiski – powiedział chowając przedmiot za plecami – coś
do czego nie macie wglądu.
-
Praca Bookmana nie jest łatwa, co? – Zagadnął Amon.
-
No nie jest, ale wasza do najprostszych też nie należy.
-
Co prawda, to prawda – odpowiedział chłopak – Wiesz, Genzo… nawet dobrze się
składa, że Cię spotkaliśmy.
-
Chcesz czegoś? – Zapytał trochę opryskliwie. Pomiędzy blondynem, a czarnowłosym
nie było zbyt dużo sympatii.
-
Powiedz mi, czy Mana jest w ogóle wart jakiegokolwiek zaufania?
-
Czemu mnie o to pytasz? Sam nie potrafisz ocenić?
-
Amonowi – odezwała się Morii – chodzi o to, że pokazano nam, jak Mana zabija
dwoje egzorcystów. Chcielibyśmy wiedzieć… czy on naprawdę byłby zdolny do
czegoś takiego.
-
Hm – zastanowił się przez chwilę – znam go jakiś czas… wydaje się być osobą,
która słów na wiatr nie rzuca. Jednak jeśli chodzi o zabójstwa… nie jestem pewny,
czy jest do nich w stanie. Najlepiej sami spytajcie.
-
Czyli nawet ty masz wątpliwości, co do jego niewinności w tej sprawie.
-
Amonie, trzeba też popatrzeć z drugiej strony na niego – powiedział poważnie
czerwonooki. – Gdyby zabił ich z pełną premedytacją, to już by go nie było.
-
Stałby się upadłym, prawda? – Powiedziała poważnie Morii.
-
Upadłym?
-
„Upadły nie może być Apostołem” tak w jednym ze starych raportów było zapisane.
Upadli są to egzorcyści, którzy z jakiś powodów stają się niekompatybilni.
Została wysunięta hipoteza, że jeśli sprzeciwisz się woli Innocence i zbratasz
się z Noah, kryształ Ci nie wybaczy i sam pożre Twoją duszę.
-
Skąd to wiesz? To nie są informacje podawane egzorcystom – powiedział
podejrzliwie Genzo.
-
Generał Cloud mi powiedziała. Zdaję sobie sprawę, że nadużyłam w tej chwili jej
zaufania, ale uważam, że powinieneś wiedzieć. Tak samo, jak o jeszcze jednej
plotce. Mówi się, że poza generałami jest jedno Innocence, które samo przybiera
ludzką postać i w imię ochrony Serca walczy przeciwko Noah, ale… może również
zaatakować pozostałe Kryształy, czy też ich użytkowników, jeżeli w jakiś sposób
będą zagrażać Sercu. Nazwano je Apokryfem.
-
Czy ty podejrzewasz, że Mana…
-
Nie wiem – powiedziała krótko Tanaki – ale jest to prawdopodobne.
***
-
Wyjdźcie stąd. Mana śpi, a ja też nie czuję się mimo wszystko najlepiej –
powiedział Aleksander zasłaniając wejście do pokoju.
-
Och, my chcemy tylko porozmawiać Aleksandrze – powiedziała lekko przymilnie
Morii.
-
Ale ja nie mam ochoty.
-
Kilka pytań i wychodzimy – zapewnił drugi blondyn.
-
Pogadamy później, jak wyzdrowiejemy. – Powiedział ze zdenerwowaniem Anioł.
-
Tyle, że ta rozmowa nie może czekać! – Zezłościła się Morii.
-
Nie o to chodzi – zaoponował – Amon – zwrócił się do drugiego chłopaka -
powinieneś zrozumieć, że ani ja , ani Mana nie możemy się przemęczać…
-
Uważasz, że was męczymy?
-
Tak, tak uważam Tanaki – jasnooki chwycił się za płatki nosa – naprawdę czasami
potraficie bardzo mocno działać na nerwy. Dodatkowo nie jest to sytuacja, o
której chciałbym rozmawiać, gdy nie jestem w najlepszym stanie! Zrozumcie, że
ani ja, ani Mana nie jesteśmy…
-
Trzeba było go olać, po tym, co widzieliśmy nikt nie miałby Ci tego za złe –
przerwał mu ciemnooki.
-
Amon… nie wiem czasami kto tu ma ponad 20 lat na karku ja, czy ty.
-
Ale sam przyznasz, że to nie było normalne – podchwycił rozmowę.
-
Nie, nie było. Tylko, że… a, nie wiem, co mam o tym myśleć! – Zdenerwował się
Aleksander. - Nie jestem w stanie nic wam powiedzieć – położył sobie rękę na czole.
Miał wrażenie, jakby zaraz miała mu pęknąć głowa.
-
Powiedz, czy ty się go nie boisz? – Zapytała spokojniej Morii. – Przecież nie
raz by nam głowy poodcinał…
-
Owszem pary razy nam groził, ale…
-
Nie! – Przerwała mu ostro. – Nie myśl tylko powiedz, co podpowiada Ci intuicja.
-
Eh… - westchnął ciężko, a widząc zacięte spojrzenia swoich towarzyszy po chwili
znowu podjął rozmowę. – Gdybym powiedział, że nie czuję strachu, to bym
skłamał. Jednakże… nie jest on tak obezwładniający, jakby się zdawało, że powinien.
Po prostu nie rozumiem sytuacji w jakiej zostaliśmy postawieni kilka dni temu.
To wszystko.
-
Odpowiedz nam tylko na jeszcze jedno pytanie, czy uważasz, że byłby on wstanie
nas pozabijać?
-
Mówiąc szczerze, każde z nas przyparte do muru dałoby radę. Ale jeśli chodzi Ci
o wyrachowane morderstwo z zimną krwią… - przez ułamek sekundy w umyśle
szesnastolatka mignęły ostatnie sceny z walki z Road – raczej nie.
-
Jak zwykle po jego stronie, co? – Zapytał z niesmakiem Amon.
-
A czemu nie? Mana jest moim towarzyszem, waszym także. Jak na razie nie mam
żadnych podstaw do tego, aby mu nie wierzyć.
-
Uważaj na siebie, dobra? – Zapytała lekko zaniepokojona Morii.
-
Zawsze uważam – odpowiedział pewnie.
-
Jesteś zbyt łatwowierny, Aleksandrze. Powiedziałeś,
że nie wiesz który z nas jest starszy. Zasygnalizowałeś, że nie zachowuję się,
jak by wypadało. Może i racja, ale posłuchaj mnie – położył mu rękę na ramieniu
i lekko pochylił – żyję dłużej niż ty. Nie jedno widziałem. Uważam, że Twoje
postrzeganie świata jest zbyt łatwowierne. Wszyscy uważają, że słuchasz rozumu,
choć w rzeczywistości chyba uczucia biorą nad Tobą górę. Powinieneś większą
uwagę zwrócić na to co widzisz. Wiesz, nie każda interpretacja jest dobra, jak
i nie powinno się ograniczać tylko do jednego ich źródła. Zgodzisz się ze mną,
co nie? – Powiedział Amon i razem z koleżanką udał się w innym kierunku.
-
Niestety – westchnął w odpowiedzi – gdybyście mnie zapytali o coś prostszego…
-
Po co mnie bronisz? – Odezwał się zielonowłosy.
-
Mana? To ty nie śpisz?
-
Oczywiście, że śpię. Jednocześnie prowadzę z Tobą intelektualną rozmowę –
odparł z sarkazmem – no przecież, że nie śpię!
-
Hej, nie unoś się tak. Mamy wypoczywać.
-
A Tobie się to udaje? Wiesz… spróbuj sam to wszystko przemyśleć i wyrób sobie
jakieś stanowisko – powiedział odwrócony plecami do kolegi - nie możesz w takiej sprawie być jak woda.
Powinieneś twardo określić swoje stanowisko, czy to było możliwe, czy jest
całkowicie nienaturalne.
Lekko
zdezorientowany Aleksander usiadł na łóżku i ciężko westchnął. Prawdę mówiąc
miał mętlik w głowie. Gdybym wiedział ile
z tego, co widziałem było prawdą… byłoby mi o wiele prościej. Wiem, co Amon
chciał mi powiedzieć i wiem, co Mana ma na myśli, tylko że nie jestem taki jak
ta trójka. Każdy z nich zna tę rzeczywistość o wiele lepiej niż ja. Ja nie
jestem… egzorcystą z prawdziwego zdarzenia. Sam nawet nie wiem jakim cudem w
ogóle się zsynchronizowałem. Więc skąd mam wiedzieć, co jest możliwe?! Mana niby
nam grozi wielokrotnie, że nas pozabija, ale kto tak nie żartuje? Fakt, może on
mówić całkowicie poważnie, ale… wątpię, aby był w stanie zabić. Widziałem, to.
Ten szok, który miał wypisany na twarzy, gdy iluzja Road zniknęła. Właśnie,
iluzja! Kto wie, czy nasza trójka nie była tylko widzami omamów, którymi był
atakowany Mana?
-
Mana – zagadnął kolegę.
-
Czego? – Usłyszał warknięcie.
-
Znasz te wydarzenia, prawda. Dobrze wiesz, co się wtedy stało.
-
Tak, wiem doskonale. Nie musisz mi przypominać – dodał ledwo słyszalnym
szeptem.
Mana
zaczął brać głębsze oddechy. Ktoś by powiedział, że pewnie coś go zabolało. I
miałby poniekąd rację, ale nie chodziło tutaj o ból fizyczny. Zielonowłosy
mocno zacisnął powieki, a myśli przekierowywał na inne tory niż to, co widział
tuż przed utratą przytomności. Aleksander ani razu się nie odezwał, więc
szarooki cieszył się z chwili spokoju. Ostatnio zauważył, że za każdym razem,
gdy zaczyna z nim rozmowę, z niewiadomych przyczyn, mówi o wiele więcej niż by
chciał. Powracają wspomnienia, o jego rodzinie, mistrzu… Chłopak zorientował
się, że nawet pomimo wszystkich sprzeczek, kłótni i początkowej niechęci do
nawiązywania jakichkolwiek kontaktów z innymi, to polubił Aleksandra. Mana nie
był pewny nazwania go przyjacielem, ale Anioł wydawał się mu być osobą godną
zaufania. Nie to co Morii i Amon. Tamta dwójka z chęcią wyciągnęłaby wszystko z
niego. Nie pozostawili, by na nim suchej nitki, a potem odwrócili się plecami.
Z pewnością ich nie lubił.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Następny rozdział w przyszłym roku xD
Udanego sylwestra wam życzę i wszystkiego dobrego w nowym roku! Przede wszystkim życzmy sobie nowego chapter'a z DGM ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz