niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział Dwudziesty Drugi ~ Więzi


Niski blondyn ze zdenerwowania wystukiwał, sobie tylko znany, rytm palcami o blat. Drugą rękę miał położoną na słuchawce, a tą przytkniętą do ucha. Po raz kolejny w ciągu dwóch dni próbował skontaktować się z Kwaterą Główną. Niestety bez skutku i tym razem.
- Cholera! Co ten Reever myśli – powiedział przygryzając paznokieć kciuka – najpierw on i Komui każą mi zadzwonić, gdy tylko Mana się zjawi, a potem nie odbierają!
- Bak spokojnie, pewnie mają sporo roboty – odpowiedział Lavi, który siedział w fotelu obok.
- Bookman, co ty.. jak ty się tu… kiedy ty… - zdenerwowany się zająknął.
- Siedzę tu od jakiegoś czasu, Wenham o wiele bardziej przykłada się do roboty niż Komui, dlatego pewnie nie odbiera. Pomóc Ci się dodzwonić?
- Jeśli możesz. Muszę, jak najszybciej ich poinformować co się dzieje.
- Nie ma sprawy, tyle mogę zrobić – odparł rudzielec podłączając swojego golema i kilka innych telefonów to urządzenia dowódcy Azjatyckiej Sekcji Badawczej. Przekazał aparat blondynowi, a po chwili w słuchawce odezwał się zmęczony głos.
- Halo?
- Reever połącz mnie z Komuim.
- A kto mówi? – Odezwał się zaspany.
- Bak, chodzi o Manę, to jest pilne – odpowiedział krótko, chwilę potem odezwał się inny mężczyzna.
- Słucham, co słychać Bak-chan Chang? – Zapytał lekko wyśmiewczym głosem.
- Nie mów do mnie chan! – Zdenerwował się blondyn. – Poza tym… nie mam dla Ciebie wesołych informacji.
- Co się stało? – Zapytał rzeczowo Głównodowodzący.
- Cała czwórka jest, ogólnie rzecz biorąc w ciężkim stanie. Mana nawet w bardzo, powiedziałbym, że wręcz w krytycznym. – Zrobił krótką pauzę. – Przeprowadziliśmy wczoraj trzy operacje i na szczęście jego stan odrobinę się poprawił, ale nie mamy z czego się jeszcze cieszyć. Przede wszystkim dlatego, że ma dużo urazów wewnętrznych. Całe szczęście, że nie doszło do krwotoku, choć i on, i Aleksander stracili dużo krwi. Jak Ci wspomniałem zrobiliśmy wszystkie najpotrzebniejsze operacje, jak i transfuzje. Na razie trzymamy ich w śpiączce dla ich zdrowia fizycznego… i psychicznego.
- Co przez to rozumiesz? – Zapytał jego rozmówca zbyt poważnym tonem, jak na niego.
- Bookman zajrzał we wspomnienia golema od Many. Wychodzi na to, że walczyli przeciwko Road Camelot i Damonie Wisely’owi.
- Z tą dwójką na raz? – Zapytał zaniepokojony.
- Tak, dlatego nie wykluczam uszczerbków w psychice. Szczególnie Many, który jak słyszałem dużo przeżył...
- Niestety – przerwał zmęczonym głosem Komui, w którym słychać było smutek – resztę prześlij mi razem z nimi. Mam namyśli całą medyczną dokumentacje. W Bazie Głównej przebadamy ich u Hevlaski i ponownie przeprowadzimy podstawowe badania. Nie zapomnij o tym im wspomnieć przy odprawie – powiedział Komui i się rozłączył.
- Nie zapomnę – odparł ciężko Bak również odkładając słuchawkę.

***

Infirmeria Azjatyckiej Sekcji Badawczej, dzień później

Morii powoli otworzyła oczy. Lekko wystraszona nerwowo obracała głową w lewo i prawo. Jak przez mgłę przypominała sobie ostatnie wydarzenia sprzed zapadnięcia w sen. Pamiętała, że zobaczyła, jak Aleksander i Mana leżą nieprzytomni w kałużach krwi. Próbowała chyba coś opatrzyć, ale i ona ledwo stała na nogach… potem chyba ktoś ją podniósł i… na tym koniec. Więcej nie potrafiła sobie przypomnieć. Pewnie przynieśli mnie do Azjatyckiej Sekcji – przemknęło jej przez myśl, a chwilę później w drzwiach znalazła się pielęgniarka. Gdy podeszła do jej łóżka, postawiła tacę z bandażami i różnymi lekarstwami na stoliku nocnym, po czym pomogła egzorcystce usiąść. Zmieniła jej opatrunki, a później pomogła dziewczynie wsiąść na wózek inwalidzki, gdyż nie miała ona wystarczająco dużo sił, aby samej stanąć. Pielęgniarka przewiozła brązowowłosą do Sali, gdzie miały się odbyć jej badania. Bez zbędnych pytań pozwoliła się podłączyć do aparatur i wykonywała polecenia lekarza. Po skończonych testach została odwieziona z powrotem do pokoju.

- Przez najbliższe dni w ogóle nie będę się stąd ruszać – stwierdziła na głos – to nawet dobrze. Tak dużo się ostatnio działo… - Zwróciła swoją twarz w stronę okna i bezwiednie zaczęła monolog. – Wszystko się zaczęło lekko ponad pół roku temu, w drugiej połowie grudnia. Gdy z generał Cloud przybyłam do Kwatery Głównej. Najpierw poznałam drugiego świeżego egzorcystę Aleksandra, a potem pojawił się on. Wielki pan i władca. Mana. Już od początku zachowywał się niemiło, ale z czasem okazało się, że jest strasznie chamski. Niby co złego jest w powiedzeniu swojego nazwiska? I te jego wyzwiska oraz groźby. Ugh! Nie rozumiem jego zachowania. Szczególnie wtedy na Krecie. Miałam szkolenie ledwo dwa lata! Nie moja wina, że Generał Cloud nie uczyła jak inni. Kończyła szkolenie, gdy tylko uznała, że czas uczyć się pracy w grupie… Ten cholerny Smith niczym się nie przejął! Ani śmiercią Arystara, ani stanem Aleksandra! Tylko jeszcze robił wykłady, że jesteśmy nieudolni. Ja mu jeszcze pokażę! Całe szczęście, że Amon jest inny. Miły, uprzejmy i chętnie mi pomaga. Szczególnie, że oboje wciągnęliśmy się w zagadkę pochodzenia Many. Och, nie mogę się doczekać powrotu do domu. Tak bardzo bym chciała znowu poszperać w raportach znajdujących się w bibliotece! Najchętniej to przeczytałabym wszystkie od Lenalee Lee! Szczególnie te ostatnie. To mi coś przypomniało... nie widziałam na cmentarzu jej grobu... Ciekawe, gdzie została pochowana… no właśnie. Ten przeklęty, Smith! Gdyby go nie było pewnie jeszcze żyłaby ta egzorcystka. Znam moce Noah snu, więc nie mogłaby ona zmienić tak drastycznie wydarzeń… Mana musiał ją zabić własnoręcznie! Nie widzę innej możliwości. Przecież sam nam wielokrotnie groził śmiercią, więc na pewno jest zdolny do czegoś takiego. Nie można ufać temu chłopakowi. Więc… czemu Aleksander mu ufa i go broni? Może są w zmowie? Ale przecież Aleksander nie jest złym człowiekiem. I raczej posługuje się rozumem. Właśnie, rozum! To jego zguba. Zielonowłosy pewnie za pomocą sobie znanych argumentów go przekonał do bycia po stronie diabła. Ale nie musisz się martwić, ja i Amon nie pozwolimy, abyś Aleksandrze służył naszym wrogom – powiedziała Morii zapadając w sen.

***

Amon przy pomocy kul przemierzał z wolna korytarz. Obudził się jako pierwszy, ale ani razu nie zaglądnął do towarzyszy. Mana i Alek byli pod kwarantanną, Morii znajdowała się w innym, oddalonym pokoju. Kiedy za pierwszym razem zajrzał do niej była na badaniach, więc postanowił się jeszcze trochę po kręcić po bazie, póki go nie zagonią z powrotem do łóżka. Chodził tak przez jakiś czas, a zanim się zorientował stał znowu naprzeciw wejścia do swojego pokoju. Usiadł na łóżku. Wziął do ręki flet i znowu zaczął się nim bawić.

- Zawsze jestem w drugiej linii – westchnął – nie dziwi mnie to. Szkoda, że od kilku lat nie mogę wydobyć dźwięków o częstotliwości do zabijania Akum. No, ale sam się o to prosiłem… Szkoda, że nie zastałem Morii. Urocza dziewczyna – uśmiechnął się pod nosem – pewnie ma mnóstwo pytań, jak zwykle. Razem byśmy szukali teraz na nie odpowiedzi. Pierwszy raz poznałem ją w bibliotece i mówiłem jej wtedy o Lenalee Lee. I oczywiście na koniec Mana wciął się w naszą rozmowę. Ten chłopak chyba nie wie co to takt, jak i dobre wychowanie. Zamiast dziękować to tylko narzeka i wytyka błędy. Wskazując na swoje dłuższe doświadczenie. Przynajmniej w przypadku młodszej dwójki. Choć wydaje się on zdolny do wprowadzania swoich słów w czyn to nie sądziłem, że jest w stanie zabić… a zabił dwoje egzorcystów. Kto wie czy i śmierci Arustara Crowley’a również nie miał w planie. Nie rozumiem, czemu Aleksander tak ślepo w niego wierzy. Chęć pomocy jedno, ale wiara to drugie… Jak dużą wiedzę ma ten cholerny dzieciak w porównaniu ze mną? – Zapytał sam siebie odkładając Innocence na stolik nocny. – Nie ważne, i tak w niedalekiej przyszłości dostanę odpowiedzi na swoje pytania.

***

Lekko ponad tydzień później

Z lekkimi zawrotami głowy Mana podniósł się do pozycji siedzącej. Na jego lewym ramieniu siedział Timcanpy.

- Nareszcie mogę sam się podnieść. Nienawidzę traktowania mnie jak obłożnie chorego. To, że mam parę ran to nic nie znaczy – odparł lekko zezłoszczony, niezgodnie z prawdą, co wypomniał mu Tim gryząc w ucho – auć! No dobra, dobra byłem, to znaczy jestem poważnie ranny. Pasuje? – Dodał patrząc gniewnie na przyjaciela – tata przecież był w o wiele gorszym stanie niż ja. Przynajmniej zachowałem Innocence, au! A to za co?! – Powiedział zły, gdy golem pociągnął go za włosy. – nie obrażaj się. Pewnie mnie nienawidzą, co? – Zagadnął dziwnym tonem. Niby pewnym i obojętnym choć wyraźnie było słychać nutki smutku. – W końcu wszyscy widzieli, jak zabijam ich oboje. Kto przyjaźniłby się z zabójcą? Z resztą to i tak dobrze. Na reszcie się ode mnie odwalą. Będę miał od nich święty spokój! Od tych upierdliwych pytań Tanaki; durnowatych docinek Tray’a o tym, jak to mógł nas wychowywać ten sam generał; no i od Aleksandra, który usilnie udawał kogoś mi przychylnego. – Złote zwierzątko zeszło po ramieniu chłopca na jego dłoń po czym wskoczyło do płaszcza egzorcysty, który wisiał na krześle obok. Chwilę później w zębach trzymał czarny notes. – Po co mi on? Za duża różnica jest między nami. – Jednak golem na tym nie poprzestał, położył notes na nogach chłopaka i otworzył mniej więcej na środku. – Dwudziesty listopada. Widziałem ich dzisiaj na mieście. Johnnego i Kandę, nie wiem, co ta dwójka tu robi, ale… - zaczął czytać na głos – przestań Tim. Jego zapiski mi w niczym nie pomagają – jednak stworzonko go nie posłuchało i przewróciło znowu kilka stron. – Co znowu tym razem? Siódmy grudnia. Jak zwykle chowałem się w cieniu przed ludźmi. Z jednej strony błagam, aby mnie znaleźli, ale z drugiej chcę się trzymać od nich z daleka. Jeśli straciłbym kontrolę, a Lenalee byłaby w pobliżu… jego sytuacja była całkiem inna niż moja! – Warknął zły zamykając notes. – Jego sprawa, a moja to całkiem dwie inne rzeczy! Oni mu byli potrzebni, ale ja ich nie potrzebuję… ha.. ha.. ha… - zaczął ciężej oddychać – przez… Ciebie… się denerwuję… nie potrzebnie. Nie… mam… ochoty widzieć… tych notesów… na oczy. Schowaj je z powrotem. – Odparł kładąc głowę na poduszce. – Chyba jednak potrzebuję jeszcze trochę snu.

Jednak nie zaznał długo spokoju. Chwilę później do pokoju wprowadzono Aleksandra, który właśnie wrócił z badań. Mana chłodno przywitał towarzysza, który mimo wszystko pozdrowił go uśmiechem.
- Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Wiesz nie podziękowałem Ci jeszcze…
- Zamknij się. Powiedziałem Ci przecież, że zrobiłem to tylko dlatego, że wisiałem Ci przysługę.
- Mimo wszystko jakbyś tego nie zrobił nie musiałbyś się martwić o to, że jeszcze jesteś coś winien.
- A weź się zamknij. Nie mam najmniejszej ochoty słuchać czyjegoś gadania. Zrobiłem, co zrobiłem. Z sobie znanych powodów i koniec tematu.
- Wiesz, że Morii i Amon nie zostawią Cię w spokoju, nie?
- Jak na razie to ty mi przeszkadzasz, Anioł.
- Przecież ja w porównaniu do nich to pikuś.
- Zamknij się. Wiem o tym. Próbuję się jeszcze zdrzemnąć – warknął zielonowłosy zakrywając się kołdrą.
- Ich nie będziesz mógł zbyć, schowaniem się pod kocem. Wiesz… nasza ostatnia walka poruszyła poważny temat. Nie wydaje mi się, abyś mógł się jakoś wywinąć od odpowiedzi. Ja też Ci tym razem zbytnio nie pomogę…
- Ta, ty i te twoje historyjki. Dzięki Tobie uważają, że mam na nazwisko Smith. Durniejszego wymyślić nie mogłeś?
- Ciesz się, że je przyswoili.
- Tak naprawdę, to brzmi ono kompletnie inaczej i jest o wiele porządniejsze – mruknął pod nosem.
- Ciekawe jak.
- Nie ważne. Nikt nie musi go znać.
- A jak chcesz wyjaśnić, to co widzieliśmy dzięki Noah? Chodzi mi o zabójstwa egzorcystów.
- Nic nie powiem. Myślcie co chcecie.
- Przestań się zachowywać, jak pan na włościach – powiedział z uśmiechem, ale jego wesoły ton napotkał lodowate oczy zielonowłosego. – Nie bierz tego tak do siebie. Żartowałem. Dziwię się, że do Komui’ego jeszcze nie poszli…
- Komui nic wam nie powie – przerwał znudzony, przewrócił się na drugi bok – jak tak bardzo Ci zależy na strzępieniu języka to gadaj do Tima – odparł rzucając koledze swojego golema – ja chcę jeszcze się zdrzemnąć.

W między czasie

Mieląc przekleństwa czarnowłosy chłopak wstał od biurka. Przeszedł się zły kilkakrotnie od drzwi do stołu, aż w końcu znowu siadł na krześle. Wziął pióro do ręki, odgarnął włosy z czoła, pochylił się nad kartką, a po chwili znów zły, odchylił się do tyłu. Jego czerwone tęczówki skupiły się na szarym, kamiennym suficie poszukując czegokolwiek, co by mu pomogło. W końcu, zrezygnowany odłożył swoje przybory do pisania i wziął do ręki teczkę od Komuiego. Zaczął ją przeglądać. Znajdowały się tam informacje o kolejnej misji Many i jego drużyny. W końcu wstał od stołu i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Zamyślony nie zauważył dwójki egzorcystów, z którymi się zderzył.
- Oj, przepraszam – odpowiedział szybko.
- Nic się nie stało – odparła Morii – co tam niesiesz? – Spytała wskazując aktówkę, którą trzymał Genzo.
- A to nic takiego, moje zapiski – powiedział chowając przedmiot za plecami – coś do czego nie macie wglądu.
- Praca Bookmana nie jest łatwa, co? – Zagadnął Amon.
- No nie jest, ale wasza do najprostszych też nie należy.
- Co prawda, to prawda – odpowiedział chłopak – Wiesz, Genzo… nawet dobrze się składa, że Cię spotkaliśmy.
- Chcesz czegoś? – Zapytał trochę opryskliwie. Pomiędzy blondynem, a czarnowłosym nie było zbyt dużo sympatii.
- Powiedz mi, czy Mana jest w ogóle wart jakiegokolwiek zaufania?
- Czemu mnie o to pytasz? Sam nie potrafisz ocenić?
- Amonowi – odezwała się Morii – chodzi o to, że pokazano nam, jak Mana zabija dwoje egzorcystów. Chcielibyśmy wiedzieć… czy on naprawdę byłby zdolny do czegoś takiego.
- Hm – zastanowił się przez chwilę – znam go jakiś czas… wydaje się być osobą, która słów na wiatr nie rzuca. Jednak jeśli chodzi o zabójstwa… nie jestem pewny, czy jest do nich w stanie. Najlepiej sami spytajcie.
- Czyli nawet ty masz wątpliwości, co do jego niewinności w tej sprawie.
- Amonie, trzeba też popatrzeć z drugiej strony na niego – powiedział poważnie czerwonooki. – Gdyby zabił ich z pełną premedytacją, to już by go nie było.
- Stałby się upadłym, prawda? – Powiedziała poważnie Morii.
- Upadłym?
- „Upadły nie może być Apostołem” tak w jednym ze starych raportów było zapisane. Upadli są to egzorcyści, którzy z jakiś powodów stają się niekompatybilni. Została wysunięta hipoteza, że jeśli sprzeciwisz się woli Innocence i zbratasz się z Noah, kryształ Ci nie wybaczy i sam pożre Twoją duszę.
- Skąd to wiesz? To nie są informacje podawane egzorcystom – powiedział podejrzliwie Genzo.
- Generał Cloud mi powiedziała. Zdaję sobie sprawę, że nadużyłam w tej chwili jej zaufania, ale uważam, że powinieneś wiedzieć. Tak samo, jak o jeszcze jednej plotce. Mówi się, że poza generałami jest jedno Innocence, które samo przybiera ludzką postać i w imię ochrony Serca walczy przeciwko Noah, ale… może również zaatakować pozostałe Kryształy, czy też ich użytkowników, jeżeli w jakiś sposób będą zagrażać Sercu. Nazwano je Apokryfem.
- Czy ty podejrzewasz, że Mana…
- Nie wiem – powiedziała krótko Tanaki – ale jest to prawdopodobne.

***

- Wyjdźcie stąd. Mana śpi, a ja też nie czuję się mimo wszystko najlepiej – powiedział Aleksander zasłaniając wejście do pokoju.
- Och, my chcemy tylko porozmawiać Aleksandrze – powiedziała lekko przymilnie Morii.
- Ale ja nie mam ochoty.
- Kilka pytań i wychodzimy – zapewnił drugi blondyn.
- Pogadamy później, jak wyzdrowiejemy. – Powiedział ze zdenerwowaniem Anioł.
- Tyle, że ta rozmowa nie może czekać! – Zezłościła się Morii.
- Nie o to chodzi – zaoponował – Amon – zwrócił się do drugiego chłopaka - powinieneś zrozumieć, że ani ja , ani Mana nie możemy się przemęczać…
- Uważasz, że was męczymy?
- Tak, tak uważam Tanaki – jasnooki chwycił się za płatki nosa – naprawdę czasami potraficie bardzo mocno działać na nerwy. Dodatkowo nie jest to sytuacja, o której chciałbym rozmawiać, gdy nie jestem w najlepszym stanie! Zrozumcie, że ani ja, ani Mana nie jesteśmy…
- Trzeba było go olać, po tym, co widzieliśmy nikt nie miałby Ci tego za złe – przerwał mu ciemnooki.
- Amon… nie wiem czasami kto tu ma ponad 20 lat na karku ja, czy ty.
- Ale sam przyznasz, że to nie było normalne – podchwycił rozmowę.
- Nie, nie było. Tylko, że… a, nie wiem, co mam o tym myśleć! – Zdenerwował się Aleksander. - Nie jestem w stanie nic wam powiedzieć – położył sobie rękę na czole. Miał wrażenie, jakby zaraz miała mu pęknąć głowa.
- Powiedz, czy ty się go nie boisz? – Zapytała spokojniej Morii. – Przecież nie raz by nam głowy poodcinał…
- Owszem pary razy nam groził, ale…
- Nie! – Przerwała mu ostro. – Nie myśl tylko powiedz, co podpowiada Ci intuicja.
- Eh… - westchnął ciężko, a widząc zacięte spojrzenia swoich towarzyszy po chwili znowu podjął rozmowę. – Gdybym powiedział, że nie czuję strachu, to bym skłamał. Jednakże… nie jest on tak obezwładniający, jakby się zdawało, że powinien. Po prostu nie rozumiem sytuacji w jakiej zostaliśmy postawieni kilka dni temu. To wszystko.
- Odpowiedz nam tylko na jeszcze jedno pytanie, czy uważasz, że byłby on wstanie nas pozabijać?
- Mówiąc szczerze, każde z nas przyparte do muru dałoby radę. Ale jeśli chodzi Ci o wyrachowane morderstwo z zimną krwią… - przez ułamek sekundy w umyśle szesnastolatka mignęły ostatnie sceny z walki z Road – raczej nie.
- Jak zwykle po jego stronie, co? – Zapytał z niesmakiem Amon.
- A czemu nie? Mana jest moim towarzyszem, waszym także. Jak na razie nie mam żadnych podstaw do tego, aby mu nie wierzyć.
- Uważaj na siebie, dobra? – Zapytała lekko zaniepokojona Morii.
- Zawsze uważam – odpowiedział pewnie.
- Jesteś  zbyt łatwowierny, Aleksandrze. Powiedziałeś, że nie wiesz który z nas jest starszy. Zasygnalizowałeś, że nie zachowuję się, jak by wypadało. Może i racja, ale posłuchaj mnie – położył mu rękę na ramieniu i lekko pochylił – żyję dłużej niż ty. Nie jedno widziałem. Uważam, że Twoje postrzeganie świata jest zbyt łatwowierne. Wszyscy uważają, że słuchasz rozumu, choć w rzeczywistości chyba uczucia biorą nad Tobą górę. Powinieneś większą uwagę zwrócić na to co widzisz. Wiesz, nie każda interpretacja jest dobra, jak i nie powinno się ograniczać tylko do jednego ich źródła. Zgodzisz się ze mną, co nie? – Powiedział Amon i razem z koleżanką udał się w innym kierunku.
- Niestety – westchnął w odpowiedzi – gdybyście mnie zapytali o coś prostszego…
- Po co mnie bronisz? – Odezwał się zielonowłosy.
- Mana? To ty nie śpisz?
- Oczywiście, że śpię. Jednocześnie prowadzę z Tobą intelektualną rozmowę – odparł z sarkazmem – no przecież, że nie śpię!
- Hej, nie unoś się tak. Mamy wypoczywać.
- A Tobie się to udaje? Wiesz… spróbuj sam to wszystko przemyśleć i wyrób sobie jakieś stanowisko – powiedział odwrócony plecami do kolegi -  nie możesz w takiej sprawie być jak woda. Powinieneś twardo określić swoje stanowisko, czy to było możliwe, czy jest całkowicie nienaturalne.

Lekko zdezorientowany Aleksander usiadł na łóżku i ciężko westchnął. Prawdę mówiąc miał mętlik w głowie. Gdybym wiedział ile z tego, co widziałem było prawdą… byłoby mi o wiele prościej. Wiem, co Amon chciał mi powiedzieć i wiem, co Mana ma na myśli, tylko że nie jestem taki jak ta trójka. Każdy z nich zna tę rzeczywistość o wiele lepiej niż ja. Ja nie jestem… egzorcystą z prawdziwego zdarzenia. Sam nawet nie wiem jakim cudem w ogóle się zsynchronizowałem. Więc skąd mam wiedzieć, co jest możliwe?! Mana niby nam grozi wielokrotnie, że nas pozabija, ale kto tak nie żartuje? Fakt, może on mówić całkowicie poważnie, ale… wątpię, aby był w stanie zabić. Widziałem, to. Ten szok, który miał wypisany na twarzy, gdy iluzja Road zniknęła. Właśnie, iluzja! Kto wie, czy nasza trójka nie była tylko widzami omamów, którymi był atakowany Mana?
- Mana – zagadnął kolegę.
- Czego? – Usłyszał warknięcie.
- Znasz te wydarzenia, prawda. Dobrze wiesz, co się wtedy stało.
- Tak, wiem doskonale. Nie musisz mi przypominać – dodał ledwo słyszalnym szeptem.

Mana zaczął brać głębsze oddechy. Ktoś by powiedział, że pewnie coś go zabolało. I miałby poniekąd rację, ale nie chodziło tutaj o ból fizyczny. Zielonowłosy mocno zacisnął powieki, a myśli przekierowywał na inne tory niż to, co widział tuż przed utratą przytomności. Aleksander ani razu się nie odezwał, więc szarooki cieszył się z chwili spokoju. Ostatnio zauważył, że za każdym razem, gdy zaczyna z nim rozmowę, z niewiadomych przyczyn, mówi o wiele więcej niż by chciał. Powracają wspomnienia, o jego rodzinie, mistrzu… Chłopak zorientował się, że nawet pomimo wszystkich sprzeczek, kłótni i początkowej niechęci do nawiązywania jakichkolwiek kontaktów z innymi, to polubił Aleksandra. Mana nie był pewny nazwania go przyjacielem, ale Anioł wydawał się mu być osobą godną zaufania. Nie to co Morii i Amon. Tamta dwójka z chęcią wyciągnęłaby wszystko z niego. Nie pozostawili, by na nim suchej nitki, a potem odwrócili się plecami. Z pewnością ich nie lubił.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Następny rozdział w przyszłym roku xD
Udanego sylwestra wam życzę i wszystkiego dobrego w nowym roku! Przede wszystkim życzmy sobie nowego chapter'a z DGM ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz