niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział Dwudziesty Czwarty ~ Chłopak pogrążony w smutku


Następnego ranka, grupa egzorcystów - niezbyt zadowolona - szła na odprawę do szefa Azjatyckiej Sekcji Naukowej – Baka Changa. Mana, jak zwykle unikał jakichkolwiek spojrzeń. Aleksander  trzymał ręce w kieszeni spodni i szedł w milczeniu. Morii zwykle wdana w jakąś błahą dyskusję nie odezwała się nawet słowem do towarzyszy, a w ręce trzymała otwartą podkładkę i co chwila dopisywała kolejne słowa do raportu. Amon ze szczerą nienawiścią spoglądał na zielonowłosego, pozostałą dwójkę ignorował. Za nimi szedł Genzo z Lavim i Mei Ling.

Każdy napotkany naukowiec starał się, jak najszybciej zniknąć z pola widzenia pierwszej czwórki. Napięta atmosfera w grupie zdawała się nie mieć końca, a nawet można by zaryzykować stwierdzenie, że dopiero w tej chwili przeżywa swoje apogeum.

Pierwszy wszedł do gabinetu Mana, a za nim reszta.
- Witajcie, mam nadzieję, że u was wszystko w porządku. Proszę weźcie i dołączcie swoje wyniki badań do raportów. Komui kazał wam je przekazać. Powinniście jak najszybciej wrócić do Kwatery Głównej. – Powiedział do grupy nastolatków. – Ty, Mei Ling też możesz iść z nimi lub tutaj zostać. Komui dał Ci wolną rękę.
- Zostanę tutaj, tam i tak na niewiele się zdam – powiedziała brązowowłosa z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, przekażę Twoją decyzję. A co do was, Bookmanów…
- Również wrócimy do Londynu – odpowiedział stanowczo Lavi – dziękujemy za gościnę, ale nic nas tutaj już nie trzyma.
- Rozumiem, w takim razie jedyne, o co proszę to wyruszenie jeszcze dzisiaj. Komui, chciał abyście wrócili tak szybko, jak to możliwe. – Zgromadzeni tylko przytaknęli i po krótkim, „do widzenia”, wyszli z pomieszczenia.

***

Jadalnia

Przy najbardziej oddalonym ze stolików siedział Mana, przed nim piętrzyły się przeróżne dania, a obok znajdowała się dość porządna sterta brudnych talerzy.
- Na pewno to wszystko zjesz? – Zapytał ze zdziwieniem Aleksander, gdy podszedł do towarzysza.
- Oczywiście – odburknął – nie widzę przeszkód.
- Nie za dużo tego? Wiesz, żebyś się przypadkiem nie przejadł… - przerwało mu wściekłe spojrzenie drugiego chłopaka.
- Nie musisz się o mnie martwić. Potrafię o siebie zadbać. Nie jestem małym dzieckiem – powiedział swoim zwykłym oschłym tonem. – To raczej mnie dziwi, jak potrafisz wyżyć na takiej marnej porcji.
Aleksander spojrzał na swoją tacę. Na obiad zamówił sobie talerz spaghetti. Nie wydawało mu się to „marną porcją”, jednak kiedy porównał to z ilością jedzenia Many zaczął się zastanawiać, czy naprawdę mu tyle wystarcza.
- Mnie się wydaje, że to ty wpakowujesz w siebie o wiele za dużo – odpowiedział na spokojnie blondyn.
- Znajdziecie miejsce i dla mnie? – Zapytała Morii podchodząc do stolika.
- Tutaj jest wolne – powiedział zielonooki wskazując miejsce po swojej prawej.
- Dzięki – brązowowłosa zajęła wskazane miejsce – Mana nie przesadzasz z jedzeniem, aby trochę? – Zapytała nieśmiało, odpowiedziało jej wściekłe spojrzenie szarych oczu. – Coś nie tak?
- Sam dobrze wiem, ile zjem! Nie potrzebuję, aby co chwila mi to wytykano! Jem tyle ile muszę! – Oburzył się. – Mam inny tryb Innocence niż wy i mnie zwykła dieta nie pasuje – powiedział zły wracając do posiłku.
- O widzę, że znowu się obżerasz – usłyszał zielonowłosy nad sobą – żebyś tylko się nie przejadł – powiedział drugi blondyn klepiąc piętnastolatka w plecy.
- Jeszcze ku*wa Ciebie tu zabrakło – warknął przez zęby. – Przyszedł Aleksander, coś tam powiedział, ale nie przeszkadza. Potem Tanaki, a teraz kurde ty! Czy wyście się serio uwzięli na mnie? Nie dacie człowiekowi nawet spokojnie zjeść! – Powiedział wściekły. Nie dokończone jedzenie podał Timcanpy’emu, a sam wziął brudne talerze. – Do zobaczenia za godzinę. A może uda nam się nie spotkać – odparł odchodząc od stolika.
- Co go dzisiaj ugryzło? – Zdziwił się Alek patrząc za odchodzącym egzorcystą.
- Zawsze taki był – odpowiedziała Morii. – Czemu on mi musi zawsze mówić po nazwisku – mruknęła pod nosem.
- Ale dzisiaj wyjątkowo jest podminowany – powiedział szesnastolatek nie słysząc drugiej części wypowiedzi koleżanki.
- A weź się nim nie przejmuj – powiedział Amon zabierając się za swój posiłek – niech sobie myśli, że jakkolwiek nas obchodzi.
- Zaczynam się zastanawiać – powiedział Aleksander – który z was jest bardziej zapatrzony w siebie. Ty, czy Mana.

***

Grupa egzorcystów w ciszy szła przez las.  Żadne z nich się nie odezwało ani słowem. Wszyscy wyostrzyli swoje zmysły do maksimum. Starali się wyłapać choćby najcichszy, podejrzany szmer. Żadne nie chciało dać się zaskoczyć, złapać znowu w pułapkę. Słońce skryło się za pobliskimi górami, gdy znajdowali się przy ostatniej linii drzew. Nie zatrzymali się ani na chwilę, nawet gdy wyszli z lasu. Egzorcyści szli teraz zwartą grupą przez pole. Lavi nie umiejąc już dłużej wytrzymać tak ponurej atmosfery zaczął cicho pogwizdywać. Od opuszczenia przez nich Azjatyckiej Sekcji wraz z zaległymi raportami Baka minęło półtorej dnia. Przez cały ten czas byli w podróży nie zatrzymali się ani na moment, dopiero, gdy znaleźli się w pobliżu polany, na której kilka tygodni wcześniej drużyna Many rozbiła swój popołudniowy obóz w drodze do Sekcji Badawczej.
- Hej, co powiedzie na odpoczynek? – Zagadnął Bookman. – Nie jesteśmy przecież maszynami, nasze ciała potrzebują odpoczynku.
- Zatrzymamy się w mieście, będziemy tam nad ranem – powiedział martwym tonem zielonowłosy.
- Nie mów mi, że nie odczuwasz żadnego zmęczenia. Trzymanie cały czas szybkiego tempa i wyostrzonych maksymalnie zmysłów wykańcza człowieka psychicznie i fizycznie. Tylko niepotrzebnie się nadwyrężymy. Sen to podstawa naszej egzystencji, rozłożymy się pod tamtym drzewem i podzielimy się na warty. Tak mi podpowiada rozsądek – powiedział rudowłosy.
- Niech będzie, ja będę pilnował pierwszy – powiedział zrezygnowany szarooki i zboczył ze ścieżki.

Półgodziny później jego towarzysze już spali. Zielonowłosy siedział na pobliskim kamieniu i sondował wzrokiem otoczenie. Co jakiś czas spoglądał na niebo pod pretekstem ataku z góry, choć tak naprawdę oglądał gwiazdy. Przypominało mu to czas spędzony z ojcem. Gdy tylko sobie je przypomniał z jego oczu poleciały pojedyncze łzy. Szybko je otarł, ale smutek nadal emanował od jego osoby. Po jakimś czasie podszedł do niego Lavi.
- Jak tam, nie czujesz się zmęczony? – Zagadnął go.
- C-co? A nie, nic mi nie jest – odpowiedział wyrwany z rozmyślań.
- O czym tak myślisz?
- O niczym.
- Na pewno? Czy przypadkiem nie myślisz znowu o rodzicach? – Spytał lekko poważnym tonem.
- Niczego przed Tobą nie ukryję, co? – Spytał spuszczając głowę.
- W końcu jestem Twoim ojcem chrzestnym, choć nie wiem za jakie grzechy – Mana w odpowiedzi zaśmiał się pod nosem. – Czyli jednak poczucie humoru w Tobie nie umarło.
- Nie jest ze mną tak źle – powiedział poważniejąc.
- Co Cię tak bardzo trapi, hę?
- Lavi powiedz… a nieważne – odparł machając ręką – chcesz coś ode mnie?
- Martwię się o Ciebie. Nie izolujesz się od otoczenia, prawda?
- Nie wiem, co przez to rozumiesz – odparł kładąc głowę na kolana.
- Czemu nie chciałeś, aby wiedzieli kim jesteś?
- Po co mieliby wiedzieć? Przyda im się na coś ta wiedza? Wątpię. Moje pochodzenie jest nieistotnym faktem, którego nie trzeba rozgłaszać.
- Nie uważasz, że zachowujesz się, jakby Twoi rodzice nic dla Ciebie nie znaczyli? Czy naprawdę masz im tak wiele do zarzucenia, że się ich wypierasz?
- Nie wypieram się ich – odburknął.
- Ale uważasz, że nie ważnym faktem jest to kim byli.
- Allen Walker i Lenalee Lee byli najlepszymi egzorcystami. Jeden z najmłodszych generałów w historii i użytkowniczka Serca. Tyle wystarczy wiedzieć, prawda? Reszta przecież jest nieważna.
- Nie zgodzę się. Dobrze znasz ich historię, która do najspokojniejszych nie należy. – Mana zbył to stwierdzenie milczeniem. – Idąc dalej Twoim tokiem rozumowania to czy wasza egzystencja też jest nie ważna? Również uważasz, że bez znaczenia są wasze życia? Wolałbyś nie przyjść na świat?
- Wtedy oboje by żyli – mruknął niewyraźnie pod nosem.
- Nie usłyszałem – powiedział Lavi przykładając dłoń do ucha.
- Wtedy by nie zginęli, pasuje?! – Powiedział podnosząc głos. Rudowłosy zobaczył powstrzymywane łzy chłopaka, a Manie puściły wewnętrzne hamulce. – Gdyby mnie nie było oboje żyliby szczęśliwie! Może nawet to wszystko by się już nie działo. Może i ona mogłaby być z nimi – dodał szeptem. – Byliby szczęśliwą, kochającą rodziną wiodącą spokojne życie. Spełniliby swoje marzenia.
- Spokojnie – powiedział Bookman obejmując go ramieniem – nie sądziłem, że to tak głęboko w Tobie siedzi – odparł zmęczonym głosem. – Nie obwiniaj się. To naprawdę nie ma sensu.
- Wiem o tym – głos Many stał się lekko zachrypnięty.
- Idź się przespać, zmienię Cię. To właśnie Tobie potrzeba teraz, jak najwięcej odpoczynku. Przecież psychicznie się wykończysz, a Twoi rodzice nie chcą na to patrzeć – puścił oko do chłopaka.
- Nie trzeba.
- To nie była propozycja tylko rozkaz, naprawdę o wiele lepiej zrobi Ci sen, niż siedzenie tutaj i rozpamiętywanie.
- Niech Ci będzie – powiedział zrezygnowany zsuwając się z kamienia – spokojnej nocy.
- Wzajemnie.

***

- Mana wstawaj! – Krzyknął ktoś koło zielonowłosego.
Zdezorientowany przetarł tylko oczy. Nadal nic nie widział, a po chwili złapał go potężny atak kaszlu. Poczuł, jak ktoś go podnosi z ziemi. Odepchnął pomocną dłoń i uważniej się rozejrzał. Obok niego stał, któryś z chłopaków. Nie był w stanie dokładnie określić, który to, bo otaczała ich gęsta mgła. Trująca mgła, zdał sobie z tego sprawę widząc, jak jego towarzysz z całych sił przyciska sobie do ust skrawek materiału.
- Zostaliśmy zaatakowani, khy khy.
- Kto zaatakował?
- Nie wiem, hyy khe khe Amon był na warcie khe khe, a obudził mnie krzyk Morii, khe khe – chłopak upadł na kolana ciągle kaszląc.
- Hej, wszystko w porządku?
- Ta, khe khe dam sobie radę. Znajdź tylko źródło tego dymu, khe khe. Postaram Ci się pomóc khy khy.
- Lepiej nic więcej nie mów – powiedział Mana podchodząc do towarzysza.
Założył sobie jego ramię na kark i uważniej zaczął się przyglądać otoczeniu. Nie widział nic niepokojącego, jednak kaszel jego towarzysza przybierał na sile. Zielonowłosy postanowił najpierw znaleźć wyjście z mgły, a potem zastanowić się nad położeniem. Sytuację miał jasną, dzięki Innocence mógł tu być bez przeszkód przez dłuższy czas, ale jego towarzysz właśnie walczył o przetrwanie.
– Możesz iść? Nic nie mów – dodał, gdy zauważył, że ten lekko odsłania usta. Manie odpowiedział przytakujący ruch głową towarzysza. To Genzo albo Aleksander; przemknęło chłopakowi przez myśl. Jednak długo nie zaprzątał sobie tym głowy, jako swój główny cel postanowił wyprowadzić kolegę z tego dymu.
Na tyle szybko na ile mogli chłopcy oddalali się od drzewa. Uszli nieduży kawałek drogi, gdy chłopak opierający się o Manę potknął się o coś i wywrócił.
- P-przepraszam, khe khe, ale już nie daję rady khy khy.
- Cicho siedź – powiedział zielonowłosy biorąc go na plecy – nie gadaj, bo się jeszcze zatrujesz.

Mana, wolniej niżby chciał, szedł dalej. Ani na chwilę nie przystawał szczególnie, że czuł jak jego towarzysz opada z sił. Zakładając go sobie na plecy zauważył, że kolega miał aktywowane Innocence. Małe zielone światełko świeciło tuż przy jego twarzy. Jednak jego blask był za słaby, aby potwierdzić coś więcej niż Mana sam się zorientował. Walkera martwił fakt, że te światełko robiło się coraz słabsze. Jeśli dobrze rozumiem, to dzięki niemu w jakiś sposób filtruje sobie powietrze, jednak, gdy się dezaktywuje nie zostanie mu więcej niż dwie minuty. Muszę się śpieszyć – pomyślał zielonowłosy, któremu również dym zaczął dawać się we znaki. Półgodziny późnej Mana dojrzał przerzedzenie wśród trującej chmury.
- Zaraz stąd wyjdziemy – powiedział z dosłyszalną nutką entuzjazmu w głosie, jednak, gdy spojrzał na stan towarzysza zamarł. Innocence już praktycznie nie świeciło, a chłopak był nieprzytomny. – Te, nie zasypiaj, zaraz będziesz mógł wziąć spokojnie oddech. - Mana przyspieszył kroku.

Tuż przed wyjściem, gdy Innocence jego towarzysza zgasło drogę zastąpiły mu dwie Akumy, które od razu go zaatakowały. Aktywując własną broń zrzucił chłopaka z pleców. Starał się odbić każdy nadlatujący pocisk, ale nie udawało mu się. Kilka trafiło w jego lewą rękę. Inne przeleciały gdzieś koło głowy. Mana starał się powstrzymać wydostające się na powierzchnię wspomnienia. Tak, znał taką sytuację, ale z całych sił starał się nie myśleć o przeszłości. Skupił się na swojej obecnej sytuacji. Sprintem rzucił się do przodu na dwa potwory, które go atakowały. Tą po prawej przeciął bez zastanowienia, druga zdążyła się odsunąć zanim i ją dosięgnęło ostrze-dłoń chłopaka. Mana gonił ją przez kilka minut zanim w końcu wbił swój nóż w ciało Akumy. Natychmiast po tym podszedł do swojego towarzysza, którego niefortunnie zostawił gdzieś na ziemi. Na szczęście szybko go znalazł. Wyjście z obłoku nie zajęło mu dużo czasu. Zanim jednak pozwolił sobie na odpoczynek odszedł kawałek od gęstej chmury gazu. Z ciężkim oddechem rzucił się na trawę, a co za tym idzie i swoim kolegą. Przewrócił go tylko na plecy, aby swobodniej mógł oddychać i sam się położył. Z zamkniętymi oczami czekał aż i jego oddech się unormuje.
 ------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak wam się podobał ten rozdział? ^_^
Będę wdzięczna za jakikolwiek komentarz!

2 komentarze:

  1. Ale to jest za krótkie! XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Rose, za krótkie, ledwo co zaczęłam czytać a się skończyło :< xD Rozdział fajny, słodko Mana :3 + Tanaki mnie nie wkurzała O.o ^^/

    OdpowiedzUsuń