„Bożek”
Miranda
skryła się wewnątrz budowli. Korytarz był pochłonięty przez mrok. Egzorcystce
za źródło światła służyła jej własna broń. Słaby zielony blask rozświetlał
tylko jej najbliższe otoczenie i to tylko wtedy jeśli nie chowała go pod szal.
W pewnej chwili zawiał mocniej wiatr z zewnątrz i ukrywając się przed nim
weszła głębiej. Po paru metrach zatrzymała się i usiadła pod jedną ze ścian.
Ta sytuacja przypomina mi to, co działo się zanim
dostałam pracę w Zakonie – pomyślała. - W
kółko powtarzałam jeden dzień, nie zdając sobie z tego sprawy. Eh, gdyby nie
Allen i Lenalee… ciekawa jestem, czy i tym razem może za tym stać czyjeś
Innocence.
Siedziała
tak w ciszy i ciemności, gdy nagle w głębi korytarza zobaczyła szybko
przemykający ogień. Pobudzona ciekawość i intuicja skierowały jej kroki w
tamtym kierunku. Najpierw szła powoli i ostrożnie, aby po którymś zakręcie
zacząć biec. Jednak jej niezbyt dobra kondycja dała o sobie znać, gdy
egzorcystka potknęła się o własne stopy i upadła na ziemię. Kiedy podniosła
obolałe ciało zorientowała się, że poruszała się na ślepo i nie ma pojęcia jak
wrócić do towarzysza. Zanim dopuściła do siebie panikę cofnęła się trochę.
Skręciła w jeden z bocznych korytarzy mając nadzieję, że nim szła wcześniej.
Jednakże po dojściu do kolejnego rozwidlenia pewność siebie opuściła ją
całkowicie. Załamana siadła na ziemi i zaczęła od niechcenia kreślić coś palcem
po ziemi. Była załamana faktem, że znowu się zgubiła. Hieroglify na ścianach
wyglądały dla niej na każdej ścianie identycznie. Nie rozumiała tego języka i
wątpiła, czy dałaby radę znaleźć jakiekolwiek wskazówki dotyczące wyjścia z
piramidy. Z oczu zaczęły jej wypływać łzy.
Znowu się zgubiłam… już widzę ten wzrok
Kandy… znowu tylko sprawiam kłopoty i nic mi się nie udaje… Jak mnie Kanda
znajdzie to chyba zabije ze wściekłości…
Miranda
ze łzami skapującymi z jej policzków siedziała w ciszy. Oparła się o jedną ze
ścian i zaczęła się wsłuchiwać w otoczenie. Był to jej sposób na uspokojenie
nerwów. Czasami zdarzało się, że podczas tej czynności zasypiała dlatego
podczas misji rzadko pozwalała sobie na takie odprężenie. W tej chwili jednak
nie zawracała sobie zbytnio tym głowy. Rozluźniła ramiona i zamknęła oczy.
Momentalnie zaczęła odczuwać, jak cisza z wewnątrz piramidy zalewa jej umysł.
Jednocześnie poczuła coś dziwnego. Jej prawe ramię w miejscu, gdzie znajdowało
się Innocence, delikatnie się poruszało. Przez całe jej ciało zaczęły
przechodzić dreszcze. Próbowała zbyć te wiadomości, ale jej intuicja nie dawała
za wygraną. Co chwila otwierała i zamykała oczy. Aż w końcu słuch też nie
pozwolił jej odciąć się od wątpliwości. Kobieta usłyszała odgłos kilkunastu
stóp, które przemieszczały się szybkim tempem. Delikatnie wychyliła się zza
zakrętu. Jej oczom ukazał się marsz około dziesięciu czarnych sylwetek. Dwie z
nich trzymały pochodnie, inne miały ręce schowane z tyłu. Jednak po pozach
cieni dało się domyślić, że coś niosą. Gdy mała kolumna przeszła. Egzorcystka
nie namyślając się długo ruszyła w ich kierunku. Utrzymywała stały dystans.
Jednak w pewnym momencie postacie zgasiły światło, przez co Lotto straciła je z
oczu. Idąc po omacku korytarzami już nie słyszała żadnych stóp.
Nie
wiedziała ile już przeszła, ani gdzie jest. Skręcała na oślep kierowana
wewnętrznym instynktem. W pewnym momencie zobaczyła „upragnioną” grupę ludzi.
Usłyszała również jakiś kobiecy głos. Zdziwiła się, ale prawdopodobnie to
kobieta dowodziła grupie wysokich, opalonych mężczyzn, w których rękach i
słabym świetle pochodni co jakiś czas pojawił się odbłysk stali. Jednakże
kobieta nie znała języka arabskiego, więc nie miała pojęcia, jakie mężczyźni
dostali rozkazy. Co oni planują? Nie
powinni tu przychodzić… zastanawiała się Miranda. Swoją lewą ręką wyczuła,
że po tej samej stronie ma korytarz, w którym mogła się skryć. Ostrożnie i
najciszej jak mogła wycofała się w jego głąb. Chwilę później zauważyła, że na
jego końcu zapaliło się światło. Ruszyła powoli i cicho w tam tym kierunku.
Nie
miała długiej drogi, a śledząc kobietę natknęła się na ścianę. Tupnęła nogą ze
złości. Jednak zgodnie z tym, że Mirandy zmysł równowagi nie był w najlepszej
kondycji, w momencie, gdy stała na jednej nodze, zachwiała się i upadła na ową
ścianę. Swoimi dłońmi dotknęła dwóch znaków, odetchnęła z ulgą, aby chwilę
później – ku swojemu wielkiemu zdziwieniu – upaść twarzą na ziemię. Okazało się,
że egzorcystka znalazła tajne przejście. Wstając i otrzepując się jak
najszybciej z piasku. Ruszyła dalej, a na końcu korytarza usłyszała kolejną
rozmowę. Tym razem język był kobiecie znany, więc była w stanie zrozumieć o
czym mówiono.
-
Przyniosłam Ci jedzenie. – Usłyszała mocny, ale i kobiecy głos.
-
Dziękuję! – Odezwał się ucieszony dziewczęcy głos. Wyraźnie należący do osoby
młodszej. – Kiedy będę mogła wrócić do miasta?
-
Nie wiem, choć…
-
Choć? – Miranda dosłyszała głos pełny nadziei. Brzmi jakby należał do
nastolatki, pomyślała.
-
Choć wątpię, abyś mogła wrócić do społeczności w jakiejkolwiek przyszłości. Nie
wiem, za co mi Cię bogowie zesłali, ale na pewno nie miałaś być
błogosławieństwem.
-
M-mamo, o czym ty mówisz? – Odezwał się zlękniony glos dziewczynki.
Egzorcystka
w tym samym czasie usłyszała głośne stawianie kroków w korytarzu za sobą. Zanim
zdążyła jakkolwiek zareagować oberwała w głowę. Jednak długoletnie
doświadczenie w upadkach, sprawiło, że nie straciła przytomności, ale ze strachu
kobieta nie otwierała oczu. Pozwoliła, aby zarzucono ją sobie, jak worek na
plecy i nie pisnęła ani słowem, gdy co chwila ocierała się o ścianę. Myślała
tylko w duchu: jestem nieprzytomna,
jestem nieprzytomna, jak będę udawać, że nie wiem co się dzieje to nic mi nie
zrobią, a może nawet wyniosą...
-
M-mamo, co się stało?
-
Mam dość ukrywania Twojej osoby. Tylko zawadzasz. Nawet jacyś ludzie z
kontynentu się tu kręcą z Twojego powodu. Nikt ich nie prosił, a kręcą się,
wypytują, a teraz jeszcze kogoś sprowadzili… - Starsza kobieta urwała na widok
niesionej „nieprzytomnej” przez jednego z mężczyzn. – Ogłuszona? – Mężczyzna
tylko przytaknął głową. – Doskonale. A teraz. Zginiesz – zwróciła się do
dziewczynki.
Miranda
została rzucona brutalnie o ziemię. Cicho jęknęła, jednak ten odgłos zagłuszył
dziewczęcy pisk. Zza półprzymkniętych powiek egzorcystka zobaczyła, jak z grupy
sześcioosobowej zostało dwoje ludzi i… cztery stwory. Akumy. Zaczęły ostrzał
małej dziewczynki. Miranda krzyknęła w tamtym momencie ze strachu, a chwilę
później zamarła ze zdziwienia. Wszystkie potwory zostały przebite
jasnozielonymi strzałami, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Przed
dziewczynką teraz stała jej matka i mężczyzna, który znokautował Mirandę.
Jasnowłosa kobieta złapała dziewczynkę za gardło, osiłek zmienił swoje dłonie w
pistolety po czym wystrzelił fioletowy pocisk z trucizną celując w nastolatkę.
Lotto zareagowała natychmiast. Z lekkim bólem głowy rzuciła się w kierunku
faceta i uderzyła go lewym ramieniem. Niestety nie dało to zbyt dużo oprócz
tego, że zwróciła na siebie uwagę. W tamtym momencie Miranda przeklinała w
duchu swoje słabe umiejętności walki. Na polu bitwy zawsze trzymała się z tyłu.
Jej broń nie pozwalała walczyć, jedyne co robiło to pozwalało innym znowu stawać
na nogi. Przemieniona na wpół Akuma uderzyła kobietę w brzuch i rzuciła nią o
ścianę. Miranda klęcząc na ziemi próbowała złapać oddech. Nie widziała co się
dzieje z dziewczynką, bo widok przesłaniał jej potwór zbliżający się w jej
stronę. W chwili, gdy z demonicznym uśmiechem wycelował ręko-armatę w kobietę,
pierś mężczyzny została przebita zieloną strzałą. Chwilę potem w komnacie
znajdowała się tylko dziewczynka i egzorcystka.
-
Co pani tu robi? – Zapytała się mała łamanym angielskim.
-
Zgubiłam się – odpowiedziała z lekkim uśmiechem brunetka. – Nie wiesz może jak
stąd wyjść na zewnątrz?
-
Tak… pomogę pani wyjść – odpowiedziała nastolatka pomagając wstać brunetce.
Szły
ciemnymi korytarzami przez jakąś godzinę. Kiedy Miranda i jej towarzyszka
wzięły pierwszy oddech świeżym powietrzem, na zewnątrz nie było śladu po
szalejącej burzy piaskowej, a na niebie roiło się od gwiazd.
-
Kanda pewnie już od dawna chodzi po mieście wściekły albo już ruszył w drogę
powrotną, eh… - westchnęła Miranda opierając się o piramidę. – Dziękuję, że mi
pomogłaś. Miła z Ciebie dziewczyna.
-
Niech Pani tak nie mówi – powiedziała wystraszona – ja… pozabijałam ludzi… z
miasta… przyjezdnych…
-
A więc to Ciebie brali za reinkarnację bóstwa. Biedactwo – powiedziała ze
smutkiem Miranda.
-
Tu jesteś! – Usłyszały dziewczyny wściekłego Japończyka idącego w ich stronę. –
Po całym mieście Cię szukam, ty durna kobieto. A to kto? – Zapytał opryskliwie
wskazując dziewczynkę.
-
Uratowała mnie wewnątrz piramidy – odpowiedziała spokojnie Miranda – to jest
nasz bożek.
-
Uratowała? Takie chuchro? Wątpię czy cokolwiek by wytrzymała. Poza tym spójrz
na nią. To ma być ktoś odpowiedni? – Powiedział chłodno i wyniośle
granatowowłosy egzorcysta patrząc na dziewczynkę.
Ta
z kolei zdenerwowana i przestraszona spuściła głowę. Przyglądając się swoim
dłoniom sama zauważyła to o czym powiedział jej nieznajomy. Jej ręce, nogi ogólnie
całe ciało było za chude. Wyglądała prawie jak patyk. Lekko zawstydzona
pociągnęła przez przypadek za chustę, którą miała na głowie i oczom pary
egzorcystów ukazały się długie, aż po kostki jasnozielone włosy. Widząc
zaskoczenie na twarzach nieznajomych dziewczynka pośpiesznie zaczęła z powrotem
je chować pod turbanem. Przeszkodził jej w tym mężczyzna. Jego lodowate
spojrzenie sparaliżowało nastolatkę.
-
Mówisz, że widziałaś zielone strzały, Lotto? – Zapytał poważnie.
-
Tak, z pewnością były również jej – odpowiedziała.
-
No, no, no. Jednak będzie coś ciekawego do zaraportowania. Jak się nazywasz? –
Warknął w kierunku młodej dziewczyny.
-
N-Nelli, Nelli Mundi – powiedziała przerażona.
-
Skąd Twoje włosy mają taką barwę? Gadaj!
-
J-ja nie wiem – w jej ciemnobrązowych oczach zabłysły łzy – m-mam je takie
odkąd pamiętam…
-
Kanda, nie znęcaj się nad nią – zganiła towarzysza egzorcystka.
-
Pytam się tylko – odburknął generał, a po chwili znowu zwrócił się w kierunku
zielonowłosej – jeśli będziesz sprawiać kłopoty to się Ciebie pozbędę. A na
razie… idziesz z nami – zakomenderował puszczając nadgarstek dziewczynki, który
cały czas trzymał. – Rozumiesz, co powiedziałem?
-
T-tak, proszę pana – odpowiedziała wystraszona.
-
Co planujesz? – Zapytała natychmiast Miranda.
-
Skoro znaleźliśmy kryształ i użytkownika to trzeba to wykorzystać. Jestem
generałem, więc moim obowiązkiem jest zrobić z tego cze… dziecka, egzorcystę –
powiedział wściekle Kanda – nie lubię zajmować się dziećmi. Po tobie, Mundi
spodziewam się posłuszeństwa.
-
T-tak jest – powiedziała idąc za dwójką dorosłych egzorcystów.
------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem kiedy wam wrzucę następny rozdział, czy za 2 tygodnie czy za 3 >.<
No i... jak wam się podobał rozdział?
już nie moge doczekać sie następnego rożdziału :D
OdpowiedzUsuń