niedziela, 23 marca 2014

Rozdział Dwódziesty Siódmy ~ Bożek





„Bożek”

Miranda skryła się wewnątrz budowli. Korytarz był pochłonięty przez mrok. Egzorcystce za źródło światła służyła jej własna broń. Słaby zielony blask rozświetlał tylko jej najbliższe otoczenie i to tylko wtedy jeśli nie chowała go pod szal. W pewnej chwili zawiał mocniej wiatr z zewnątrz i ukrywając się przed nim weszła głębiej. Po paru metrach zatrzymała się i usiadła pod jedną ze ścian.

Ta sytuacja przypomina mi to, co działo się zanim dostałam pracę w Zakonie – pomyślała. - W kółko powtarzałam jeden dzień, nie zdając sobie z tego sprawy. Eh, gdyby nie Allen i Lenalee… ciekawa jestem, czy i tym razem może za tym stać czyjeś Innocence.

Siedziała tak w ciszy i ciemności, gdy nagle w głębi korytarza zobaczyła szybko przemykający ogień. Pobudzona ciekawość i intuicja skierowały jej kroki w tamtym kierunku. Najpierw szła powoli i ostrożnie, aby po którymś zakręcie zacząć biec. Jednak jej niezbyt dobra kondycja dała o sobie znać, gdy egzorcystka potknęła się o własne stopy i upadła na ziemię. Kiedy podniosła obolałe ciało zorientowała się, że poruszała się na ślepo i nie ma pojęcia jak wrócić do towarzysza. Zanim dopuściła do siebie panikę cofnęła się trochę. Skręciła w jeden z bocznych korytarzy mając nadzieję, że nim szła wcześniej. Jednakże po dojściu do kolejnego rozwidlenia pewność siebie opuściła ją całkowicie. Załamana siadła na ziemi i zaczęła od niechcenia kreślić coś palcem po ziemi. Była załamana faktem, że znowu się zgubiła. Hieroglify na ścianach wyglądały dla niej na każdej ścianie identycznie. Nie rozumiała tego języka i wątpiła, czy dałaby radę znaleźć jakiekolwiek wskazówki dotyczące wyjścia z piramidy. Z oczu zaczęły jej wypływać łzy.

Znowu się zgubiłam… już widzę ten wzrok Kandy… znowu tylko sprawiam kłopoty i nic mi się nie udaje… Jak mnie Kanda znajdzie to chyba zabije ze wściekłości…

Miranda ze łzami skapującymi z jej policzków siedziała w ciszy. Oparła się o jedną ze ścian i zaczęła się wsłuchiwać w otoczenie. Był to jej sposób na uspokojenie nerwów. Czasami zdarzało się, że podczas tej czynności zasypiała dlatego podczas misji rzadko pozwalała sobie na takie odprężenie. W tej chwili jednak nie zawracała sobie zbytnio tym głowy. Rozluźniła ramiona i zamknęła oczy. Momentalnie zaczęła odczuwać, jak cisza z wewnątrz piramidy zalewa jej umysł. Jednocześnie poczuła coś dziwnego. Jej prawe ramię w miejscu, gdzie znajdowało się Innocence, delikatnie się poruszało. Przez całe jej ciało zaczęły przechodzić dreszcze. Próbowała zbyć te wiadomości, ale jej intuicja nie dawała za wygraną. Co chwila otwierała i zamykała oczy. Aż w końcu słuch też nie pozwolił jej odciąć się od wątpliwości. Kobieta usłyszała odgłos kilkunastu stóp, które przemieszczały się szybkim tempem. Delikatnie wychyliła się zza zakrętu. Jej oczom ukazał się marsz około dziesięciu czarnych sylwetek. Dwie z nich trzymały pochodnie, inne miały ręce schowane z tyłu. Jednak po pozach cieni dało się domyślić, że coś niosą. Gdy mała kolumna przeszła. Egzorcystka nie namyślając się długo ruszyła w ich kierunku. Utrzymywała stały dystans. Jednak w pewnym momencie postacie zgasiły światło, przez co Lotto straciła je z oczu. Idąc po omacku korytarzami już nie słyszała żadnych stóp.

Nie wiedziała ile już przeszła, ani gdzie jest. Skręcała na oślep kierowana wewnętrznym instynktem. W pewnym momencie zobaczyła „upragnioną” grupę ludzi. Usłyszała również jakiś kobiecy głos. Zdziwiła się, ale prawdopodobnie to kobieta dowodziła grupie wysokich, opalonych mężczyzn, w których rękach i słabym świetle pochodni co jakiś czas pojawił się odbłysk stali. Jednakże kobieta nie znała języka arabskiego, więc nie miała pojęcia, jakie mężczyźni dostali rozkazy. Co oni planują? Nie powinni tu przychodzić… zastanawiała się Miranda. Swoją lewą ręką wyczuła, że po tej samej stronie ma korytarz, w którym mogła się skryć. Ostrożnie i najciszej jak mogła wycofała się w jego głąb. Chwilę później zauważyła, że na jego końcu zapaliło się światło. Ruszyła powoli i cicho w tam tym kierunku.

Nie miała długiej drogi, a śledząc kobietę natknęła się na ścianę. Tupnęła nogą ze złości. Jednak zgodnie z tym, że Mirandy zmysł równowagi nie był w najlepszej kondycji, w momencie, gdy stała na jednej nodze, zachwiała się i upadła na ową ścianę. Swoimi dłońmi dotknęła dwóch znaków, odetchnęła z ulgą, aby chwilę później – ku swojemu wielkiemu zdziwieniu – upaść twarzą na ziemię. Okazało się, że egzorcystka znalazła tajne przejście. Wstając i otrzepując się jak najszybciej z piasku. Ruszyła dalej, a na końcu korytarza usłyszała kolejną rozmowę. Tym razem język był kobiecie znany, więc była w stanie zrozumieć o czym mówiono.
- Przyniosłam Ci jedzenie. – Usłyszała mocny, ale i kobiecy głos.
- Dziękuję! – Odezwał się ucieszony dziewczęcy głos. Wyraźnie należący do osoby młodszej. – Kiedy będę mogła wrócić do miasta?
- Nie wiem, choć…
- Choć? – Miranda dosłyszała głos pełny nadziei. Brzmi jakby należał do nastolatki, pomyślała.
- Choć wątpię, abyś mogła wrócić do społeczności w jakiejkolwiek przyszłości. Nie wiem, za co mi Cię bogowie zesłali, ale na pewno nie miałaś być błogosławieństwem.
- M-mamo, o czym ty mówisz? – Odezwał się zlękniony glos dziewczynki.
Egzorcystka w tym samym czasie usłyszała głośne stawianie kroków w korytarzu za sobą. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować oberwała w głowę. Jednak długoletnie doświadczenie w upadkach, sprawiło, że nie straciła przytomności, ale ze strachu kobieta nie otwierała oczu. Pozwoliła, aby zarzucono ją sobie, jak worek na plecy i nie pisnęła ani słowem, gdy co chwila ocierała się o ścianę. Myślała tylko w duchu: jestem nieprzytomna, jestem nieprzytomna, jak będę udawać, że nie wiem co się dzieje to nic mi nie zrobią, a może nawet wyniosą...
- M-mamo, co się stało?
- Mam dość ukrywania Twojej osoby. Tylko zawadzasz. Nawet jacyś ludzie z kontynentu się tu kręcą z Twojego powodu. Nikt ich nie prosił, a kręcą się, wypytują, a teraz jeszcze kogoś sprowadzili… - Starsza kobieta urwała na widok niesionej „nieprzytomnej” przez jednego z mężczyzn. – Ogłuszona? – Mężczyzna tylko przytaknął głową. – Doskonale. A teraz. Zginiesz – zwróciła się do dziewczynki.

Miranda została rzucona brutalnie o ziemię. Cicho jęknęła, jednak ten odgłos zagłuszył dziewczęcy pisk. Zza półprzymkniętych powiek egzorcystka zobaczyła, jak z grupy sześcioosobowej zostało dwoje ludzi i… cztery stwory. Akumy. Zaczęły ostrzał małej dziewczynki. Miranda krzyknęła w tamtym momencie ze strachu, a chwilę później zamarła ze zdziwienia. Wszystkie potwory zostały przebite jasnozielonymi strzałami, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Przed dziewczynką teraz stała jej matka i mężczyzna, który znokautował Mirandę. Jasnowłosa kobieta złapała dziewczynkę za gardło, osiłek zmienił swoje dłonie w pistolety po czym wystrzelił fioletowy pocisk z trucizną celując w nastolatkę. Lotto zareagowała natychmiast. Z lekkim bólem głowy rzuciła się w kierunku faceta i uderzyła go lewym ramieniem. Niestety nie dało to zbyt dużo oprócz tego, że zwróciła na siebie uwagę. W tamtym momencie Miranda przeklinała w duchu swoje słabe umiejętności walki. Na polu bitwy zawsze trzymała się z tyłu. Jej broń nie pozwalała walczyć, jedyne co robiło to pozwalało innym znowu stawać na nogi. Przemieniona na wpół Akuma uderzyła kobietę w brzuch i rzuciła nią o ścianę. Miranda klęcząc na ziemi próbowała złapać oddech. Nie widziała co się dzieje z dziewczynką, bo widok przesłaniał jej potwór zbliżający się w jej stronę. W chwili, gdy z demonicznym uśmiechem wycelował ręko-armatę w kobietę, pierś mężczyzny została przebita zieloną strzałą. Chwilę potem w komnacie znajdowała się tylko dziewczynka i egzorcystka.
- Co pani tu robi? – Zapytała się mała łamanym angielskim.
- Zgubiłam się – odpowiedziała z lekkim uśmiechem brunetka. – Nie wiesz może jak stąd wyjść na zewnątrz?
- Tak… pomogę pani wyjść – odpowiedziała nastolatka pomagając wstać brunetce.
Szły ciemnymi korytarzami przez jakąś godzinę. Kiedy Miranda i jej towarzyszka wzięły pierwszy oddech świeżym powietrzem, na zewnątrz nie było śladu po szalejącej burzy piaskowej, a na niebie roiło się od gwiazd.
- Kanda pewnie już od dawna chodzi po mieście wściekły albo już ruszył w drogę powrotną, eh… - westchnęła Miranda opierając się o piramidę. – Dziękuję, że mi pomogłaś. Miła z Ciebie dziewczyna.
- Niech Pani tak nie mówi – powiedziała wystraszona – ja… pozabijałam ludzi… z miasta… przyjezdnych…
- A więc to Ciebie brali za reinkarnację bóstwa. Biedactwo – powiedziała ze smutkiem Miranda.
- Tu jesteś! – Usłyszały dziewczyny wściekłego Japończyka idącego w ich stronę. – Po całym mieście Cię szukam, ty durna kobieto. A to kto? – Zapytał opryskliwie wskazując dziewczynkę.
- Uratowała mnie wewnątrz piramidy – odpowiedziała spokojnie Miranda – to jest nasz bożek.
- Uratowała? Takie chuchro? Wątpię czy cokolwiek by wytrzymała. Poza tym spójrz na nią. To ma być ktoś odpowiedni? – Powiedział chłodno i wyniośle granatowowłosy egzorcysta patrząc na dziewczynkę.

Ta z kolei zdenerwowana i przestraszona spuściła głowę. Przyglądając się swoim dłoniom sama zauważyła to o czym powiedział jej nieznajomy. Jej ręce, nogi ogólnie całe ciało było za chude. Wyglądała prawie jak patyk. Lekko zawstydzona pociągnęła przez przypadek za chustę, którą miała na głowie i oczom pary egzorcystów ukazały się długie, aż po kostki jasnozielone włosy. Widząc zaskoczenie na twarzach nieznajomych dziewczynka pośpiesznie zaczęła z powrotem je chować pod turbanem. Przeszkodził jej w tym mężczyzna. Jego lodowate spojrzenie sparaliżowało nastolatkę.
- Mówisz, że widziałaś zielone strzały, Lotto? – Zapytał poważnie.
- Tak, z pewnością były również jej – odpowiedziała.
- No, no, no. Jednak będzie coś ciekawego do zaraportowania. Jak się nazywasz? – Warknął w kierunku młodej dziewczyny.
- N-Nelli, Nelli Mundi – powiedziała przerażona.
- Skąd Twoje włosy mają taką barwę? Gadaj!
- J-ja nie wiem – w jej ciemnobrązowych oczach zabłysły łzy – m-mam je takie odkąd pamiętam…
- Kanda, nie znęcaj się nad nią – zganiła towarzysza egzorcystka.
- Pytam się tylko – odburknął generał, a po chwili znowu zwrócił się w kierunku zielonowłosej – jeśli będziesz sprawiać kłopoty to się Ciebie pozbędę. A na razie… idziesz z nami – zakomenderował puszczając nadgarstek dziewczynki, który cały czas trzymał. – Rozumiesz, co powiedziałem?
- T-tak, proszę pana – odpowiedziała wystraszona.
- Co planujesz? – Zapytała natychmiast Miranda.
- Skoro znaleźliśmy kryształ i użytkownika to trzeba to wykorzystać. Jestem generałem, więc moim obowiązkiem jest zrobić z tego cze… dziecka, egzorcystę – powiedział wściekle Kanda – nie lubię zajmować się dziećmi. Po tobie, Mundi spodziewam się posłuszeństwa.
- T-tak jest – powiedziała idąc za dwójką dorosłych egzorcystów.
------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem kiedy wam wrzucę następny rozdział, czy za 2 tygodnie czy za 3 >.<
No i... jak wam się podobał rozdział?

1 komentarz: