Za oknem było szaro. Ciężkie,
szare chmury przysłaniały całe niebo. Nie przepuszczały ani odrobiny światła.
Wszystkie okna w miasteczku były ozdobione przez mróz. Wiatru prawie nie było,
tylko co jakiś czas przywiewał odrobiny białego puchu na parapety. Widok niemal
jak z bajki. Niemal, gdyż w pewnych miejscach, na śniegu znajdowały się
czerwone ślady…
Tego ranka Amon wstał dziwnie
wyspany. Usiadł na łóżku, przeciągną się, a następnie - z nieco tępą miną -
przetarł swoją twarz i spojrzał na stary zegar wiszący na przeciwległej
ścianie. Wskazówki oznajmiały godzinę dziewiątą. Blondyn ze zdziwieniem wstał z
łóżka zapominając o fakcie, że akurat po tej stronie, na podłodze spał jego
nastoletni towarzysz. W afekcie Mana wrzasnął na całe gardło podnosząc się do pozycji siedzącej, zrzucając
tym samym z siebie Amona. Blondyn w afekcie wylądował na brzuchu uderzając
szczęką o drewnianą podłogę.
- Do jasnej cholery! Uważaj jak chodzisz!
Chcesz mnie zabić?! Deb… demonstruj takie zapędy jakoś inaczej – powiedział Walker
patrząc na zielonookiego z wyrzutem.
- Nie moja wina, że akurat tutaj
się położyłeś… a z resztą nie ważne. Dzisiaj mamy paskudną pogodę, aż nie chce
się z pokoju wychodzić.
- Nie żebyś kiedykolwiek brał się
chętnie do roboty – odmruknął Mana wstając na nogi i badając okolice swojego
brzucha, czy nic mu się nie stało.
- Słyszałem. Dziwne, że Morii
jeszcze do nas nie przyszła…
- Może też zaspała. W końcu i ona
może… choooooooooooooooć raz – przeciągnął się – nie ma w tym nic
nadzwyczajnego. Nie wiem, jak ty, ale ja zaraz idę coś zjeść.
- Jednak mnie się to nie podoba –
powiedział Tray wyglądając przez okno.
- Rozumiem, że tęsknisz za
ukochaną. To idź do niej, jak tak bardzo się boisz – dodał szybko Mana
zmieniając koszulę.
- Ona nie jest moją…! – Powiedział
zły blondyn.
- Nie? A mnie się wydawało, że tak
– wpadł w słowo ciemnowłosy zawiązując krawat. – mniejsza z tym, idę coś zjeść.
– odparł wychodząc na korytarz.
- Nienawidzę go – odparł pod nosem
Amon nadal wpatrując się w ciemnoszare niebo.
***
Mana usiadł przy najdalszym
stoliku. Choć nie chciał zwracać na siebie uwagi, to i tak wzrok ludzi
bezwiednie kierował się w jego stronę. Wielki stos brudnych naczyń, a obok niego
drugi z podobną ilością talerzy wypełnionych jedzeniem nie był częstym
widokiem. Chłopak osobom wchodzącym do gospody wydawał się całkowicie
pochłonięty posiłkiem, on jednak uważnie przysłuchiwał się i przyglądał każdej
osobie z osobna. Od razu, gdy wszedł do pomieszczenia wyczuł zmianę atmosfery.
Stała się bardziej napięta.
W pewnym momencie do sali wszedł
lekko zaniepokojony Amon. Usiadł tuż przed Maną, lecz zanim się odezwał,
zielonowłosy szybkim ruchem nakazał mu ciszę, po czym wskazał ledwo zauważalnie
stolik obok. Siedziały tam cztery osoby, które rozmawiały między sobą
półszeptem.
- TO się znowu stało – powiedział
zaaferowany mężczyzna mający czarne włosy.
- Gdzie tym razem? – Zapytała
cicho kobieta z koszykiem, siedząca po jego lewej.
- Tutaj, w centrum miasta –
odpowiedział poważnie drugi mężczyzna trzymając w rękach kubek z gorącym
napojem.
- Matko przenajświętsza! –
Zawołała druga kobieta siedząca naprzeciwko czarnowłosego, bawiąca się wstążką
przy mankiecie sukni.
- Ciszej! – Pouczył ją wyżej wymieniony.
– Myślicie, że to może mieć związek z… nimi? – Ostatnie słowo dodał ledwo
dosłyszalnie.
- Są najbardziej podejrzani –
powiedział facet z kubkiem – nagle pojawili się podczas względnego spokoju.
Oczywiste jest, że nie są zwykłymi przejezdnymi.
- Coś przed nami ukrywają to
jasne. Trzeba mieć ich na oku – powiedział poważnie czarnowłosy.
- A to dziwne… - zaczęła kobieta
udając, że poprawia koszyk – nie ma tamtej dziewczyny.
- Rzeczywiście – odparła druga
kobieta – ciekawe dlaczego.
- Nie sądzisz chyba, że i ona…
- Wątpię – odpowiedział
czarnowłosy.
- Nie wierzę, że pozby…
- Skończmy tę rozmowę, Cedriku. –
Powiedział ciemnowłosy. – Co się stało to się nie odstanie. Nigdy nie wiadomo
co siedzi w głowach od TYCH ludzi. Do widzenia państwu – grzecznie się odkłonił
i odszedł od stolika.
Mana i Amon udawali, że nic nie
słyszeli. Blondyn ze spokojem zamówił coś do jedzenia, a zielonowłosy
uporządkował brudne talerze. Jednak po odejściu kelnera od stolika, sami
zaczęli rozmawiać ściszonymi głosami.
- Ładna historyjka, nie? Nic nam
nie chcą powiedzieć. A do tego o coś nas oskarżają… - westchnął szarooki. – I
jeszcze Tanaki się spóźnia…
- Wątpię, aby do nas dołączyła –
powiedział poważnie Tray.
- Co, zamieniła się w śpiącą
królewnę? – Zakpił sobie drugi.
- Coś w tym guście…
- Hm..? – Mana zrobił zaskoczoną
minę.
- Jej drzwi są zamknięte od
środka. Waliłem w nie jak tylko mogłem, ale nikt mi nie odpowiedział. Kto jak
kto, ale Morii o tej porze już na pewno nie śpi…
- Sądzisz, że jej tam nie ma? Phi!
Pewnie śpi zbyt mocno, albo była w łazience… - powiedział Mana z miną „wszystko
widzącego”.
- Czy ty udajesz durnia, czy nim
jesteś? Nie zauważyłeś, że miasto jest czymś przejęte? Idąc tutaj słyszałem
nowe szacunki co do zaginionych. Obstawiają dwadzieścia pięć osób. Dwadzieścia
pięć! Przed tygodniem było piętnaście! Tutaj dzieje się coś paskudnego. I
czuję, że Morii została w to wmieszana, tak samo jak poszukiwacze.
- Przecież według raportów tamta
dwójka zaginęła jakiś miesiąc temu…
- Wracamy do pokoju – przerwał
nagle Amon wstając raptownie - Raporty… tam coś musi być.
***
- Nie rozumiem, o co Ci chodzi… -
zaczął Mana wchodząc do pokoju – czego szukasz?
- Naszych raportów...
- Zgubiłeś je? – Odparł szarooki
zaczepnie.
- Zaraz zgubiłeś… - mruknął - no,
chyba masz rację – odparł z przekąsem. -
Zniknęła większość raportów od poszukiwaczy. Może Morii je wzięła –
dodał zamyślony.
- Niby kiedy, jak wyszła zanim się
położyliśmy? – Zapytał Mana idąc do pokoju obok, za starszym kolegą.
- Może w nocy weszła, albo z
samego rana…
- Ta, jasne i nas nie obudziła?
- Czyli wróciła się w nocy –
skwitował blondyn na co ciemnozielonowłosy wywrócił oczami.
Amon chwycił za klamkę i próbował
otworzyć drzwi. Jednak nie ważne ile razy naciskał, a potem pchał, nie mógł
tego dokonać.
- No i kurde, co teraz?
- Odsuń się – powiedział szarooki
podchodząc bliżej – teraz moja kolej.
Mana zamienił dłoń w cieniutki nuż
i włożył w szparę pomiędzy drzwiami, a framugą. Po kilku minutach usłyszeli
ciche kliknięcie i drzwi się otworzyły. Prawie natychmiast, obu chłopców
przywitał mroźny wiatr. Wchodząc do środka zobaczyli istne pobojowisko. Łóżko
zostało przewrócone na drugą stronę. Szafka nocna stała na jednej nodze. Po
podłodze walały się rzeczy osobiste egzorcystki oraz pościel. Okno było nie
tyle otwarte na oścież, co po prostu brakowało w nim szyb. Na ścianie widniały
ślady cięć.
- Co tutaj się działo…? – Zapytał
oszołomiony Amon. – Morii! Morii, jesteś tu!?
- Nie ma jej – powiedział Mana –
ktoś lub coś ją stąd zabrało. Nie widzę nigdzie jej munduru… Więc raczej nie
zginęła z rąk Akumy.
- Bardzo pocieszający wniosek –
odparł z przekąsem drugi – uważasz, że mógł ją zabić człowiek?
- I kto tu przesadza? Powiedziałem
tylko, że ktoś ją stąd zabrał, za pewne przy użyciu siły – odpowiedział
piętnastolatek dotykając zadrapań na ścianach. – To mi wygląda na jej robotę.
- Psia mać! – Warknął zielonooki
kopiąc walizkę. – Jak się Komui dowie to nam chyba łby poobrywa, a niech boże
jej się coś jeszcze stanie... możemy żegnać się z życiem…
- Jeśli tak szybko dramatyzujesz
to się nie dziwię, czemu taki słaby egzorcysta z Ciebie.
- Odezwał się pan idealny! Ja nie
latam co chwila z podkulonym ogonem do Komuiego, jak ty.
- Wypraszam to sobie!
- A wypraszaj sobie co chcesz, taka
prawda, że za każdym razem gdy tylko coś Ci się dzieje to lecisz z płaczem do
Bookmana albo szefa.
- Nie robię niczego takiego! –
Wrzasnął wściekły Mana. – Nie wiem co sobie roicie w waszych głowach; ty i
Tanaki, ale nie jestem żadną beksą ani kimś takim. Nie mam powodów do takiego
zachowania. I lepiej bierz się do szukania jakichś śladów. Trzeba znaleźć tą idiot-tyczną
poszlakę co do miejsca pobytu naszej zguby. Same problemy z tymi dziewczynami,
do jasnej cholery! – Warknął przekopując stos ubrań.
- Co racja to racja – powiedział z
przekąsem Amon – o znalazłem kilka raportów… - otworzył teczki. Na pierwszych
stronach były krótkie i z pozoru nieskładne informacje na temat osób
zaginionych. Oprócz oficjalnych pism znajdowały się tam też kartki
własnoręcznie napisane przez brązowowłosą egzorcystkę. Jednak w oko wpadło
chłopakowi zdanie zapisane na szybko, od niechcenia: W pobliżu domów potencjalnych ofiar Akum znajdowały się skrawki
materiałów oraz ślady…
- Krew! – Zawołał Mana wyrywając z
oszołomienia blondyna. – Timcanpy znalazł ślady krwi, które zaczynają się przy
stoliku nocnym i prowadzą przez okno. – Zrelacjonował szybko. – Ktoś ją porwał.
- Powinniśmy niezwłocznie ruszyć
tym śladem – odpowiedział poważnym tonem – Morii miała rację, że przeoczyliśmy
coś ważnego.
- O czym mówisz? – Zapytał Walker
mając jedną z nóg na framudze okna.
- Ofiarami były młode dziewczyny,
a wokół domów były ślady porwań. Strzępy strojów i krew. To jest tak głupie, że
na to nie zwróciliśmy uwagi – odparł przykładając sobie dłoń do czoła.
- No rzeczywiście – odparł
niechętnie nastolatek wyskakując przez okno – ale czemu to pominęliśmy?
- Przez nasze zboczenie zawodowe.
Skupiliśmy się jedynie na Akumach, a wykluczyliśmy… działalność człowieka –
dokończył lądując na ziemi obok towarzysza. – Myślę, że te ślady krwi pomogą
nam ją znaleźć.
- Oby, porywacz ma nad nami
przewagę około dziesięciu godzin.
- Więc nie gadajmy tylko ruszajmy!
Musimy znaleźć ją żywą – powiedział Amon ruszając za czerwonymi plamami na
białym śniegu.
***
Pierwsze, co przedarło się do
świadomości Morii to dziwna woń unosząca się w powietrzu. Chwilę zajęło jej
jego zidentyfikowanie, a był to odór zgnilizny. Następnie usłyszała jakieś
odległe jęki i krzyki. Aż w końcu pulsujący ból w okolicach prawej skroni
wyrwał ją z półprzytomności. Ostrożnie otworzyła oczy i gdyby nie knebel w
ustach to wydałaby straszny krzyk. Tuż przed sobą zobaczyła kałużę krwi.
Dookoła niej leżało około dziesięć dziewcząt w koszulach nocnych, które były w
podobnym stanie do niej. Jednakże naprzeciwko leżało kilkoro z nich na stosie.
Niektórym brakowało rąk, głów, włosów czy oczu. Ubrania miały obszarpane, a na
twarzach martwych lub na wpółmartwych dziewcząt widniał wielki strach. Tanaki
próbowała wstać z ziemi, ale uniemożliwiły jej to łańcuchy, którymi była
przykuta do podłogi. Gorączkowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Malutkie okno
tuż przy suficie powiedziało jej, że najprawdopodobniej znajduje się w jakiejś
piwnicy. Chłodny wiatr i niewielka ilość światła kazały jej sądzić, iż na
zewnątrz jest jeszcze dzień. Drzwi do pomieszczenia nie znajdowały się w
zasięgu jej wzroku. Nerwowym ruchem dotykała się po bokach z nadzieją
znalezienia tam swojej broni. Niestety nie znalazła ani jednego z dwóch
wachlarzy. Czując nadchodzący atak paniki przymknęła oczy i spróbowała
przypomnieć sobie, jak znalazła się w tym miejscu.
Wieczorem, wracając do siebie do
pokoju zabrała ze sobą kilka raportów. Jej towarzysze nawet tego nie zauważyli.
Usiadła koło szafki nocnej, a przed sobą miała otwarte okno. Nie przejmowała
się chłodem, ponieważ nadal siedziała w swoim mundurze chroniącym ją od niskich
temperatur. Kiedy sporządziła notatkę, w której spisała wszystkie powtarzające
się spostrzeżenia usłyszała, jak ktoś zamyka jej drzwi od środka. Odruchowo
spojrzała za siebie, a tam zobaczyła mężczyznę z nożem, który szedł w jej
stronę. Instynktownie złapała za wachlarze, jednak nie atakowała od razu,
myśląc, że to Mana chce ją nastraszyć. Tyle, że po chwili zorientowała się, że
przybysz jest o wiele od niego wyższy. Mocniejszy powiew wiatru zmusił ją do
zamknięcia oczu. Intuicyjnie się cofnęła i wpadła na swoją walizkę. Próbując
wstać kopnęła ją pod nogi napastnika. Tamten bez problemu ją ominął i
zaatakował. Dziewczyna broniła się przez jakiś czas, jednak jej ciało było
zmęczone po wielokrotnych nocnych patrolach, a każda synchronizacja odbierała
jej zapasy energii, więc ostatecznie upadła na szafkę, uderzyła o coś głową i…
straciła przytomność.
Brunetkę z półsnu wybudziło
skrzypienie drzwi. Do pokoju wszedł porywacz. Rozpoznała w nim recepcjonistę z
hotelu, w którym się zatrzymała wraz z towarzyszami. Mężczyzna podszedł prosto
do niej. Odczepił jej łańcuchy i zaczął ciągnąć za sobą. Dziewczyna próbowała
się wyrwać. Machała nogami jak szalona, przewracała się na boki, szarpała się.
Jednak niewiele to dało. Mężczyzna był silny oraz z góry przygotowany na takie
zachowanie. Porwania dziewcząt nie były dla niego nowością. Od lat zajmował się
tego typu sprawami. Z początku z nudów, teraz stało się to jego drugim źródłem
dochodowym.
Morii była ciągnięta po nierównej
podłodze przez co kilkakrotnie uderzała o coś ręką lub nogą oraz słyszała jak
rozpruwa jej się mundur. Próbowała zaczepić się nogami o nierówno ułożone
płytki, jednak ledwo co jej się udało, to porywacz szarpnął mocniej za łańcuchy
i ciągnął ją dalej w głąb korytarza. Zatrzymać na dłużej udało jej się dopiero,
gdy z całych sił, stopami oparła się o framugę drzwi.
- Ty...! – Powiedział
rozwścieczony rzucając nią o ziemię. – Nie stawiaj się, i tak Ci to nie pomoże.
A lepiej mieć już to za sobą, co nie? Chyba, że specjalnie przedłużasz swoją
agonię, dziewczynko. – Odpowiedziało mu tylko harde spojrzenie Tanaki. – Chyba
nie myślisz o ratunku, czy ucieczce? Od was, przybyły już wcześniej dwie
dziewczyny. Robiły to samo co ty. Nawet
próbowały w jakiejś barierze mnie zamknąć… a jak prześlicznie później
krzyczały! Naprawdę najwięcej życia mają młode dziewczyny, hehe. No więc mała,
nie dąsaj się i wchodź. Pobawimy się – odparł ze złowieszczym uśmiechem.
Morii leżała sparaliżowana. Choć
jedyną rzeczą jaką pragnęła w tej chwili była ucieczka, to jej ciało nie
reagowało. Choć powtarzała w myślach: rusz
się! No dalej! to i tak nic nie wskórała, a tylko przypatrywała się
wielkimi ze strachu oczami na twarz ukrytą pod długimi czarnymi włosami.
Mężczyzna podniósł ją do góry za
pomocą łańcucha i przeniósł w pobliże stołu operacyjnego.
- No to teraz sobie Ciebie
obejrzymy… - powiedział prawie rzucając dziewczyną o blat. – Nietypowy kolor
oczu, ręce i nogi wyglądają na za słabe… ale może wnętrze twojego organizmu się
przyda – odparł unieruchamiając ją.
Zostaw mnie! Gdybym tylko dała
radę się ruszyć… ah, gdzie są moje wachlarze? Boże, pomocy! Amon, Mana…
ktokolwiek! Krzyczała w myślach. W jej oczach pojawiły się łzy. Dreszcz ją
przeszedł, gdy zobaczyła skalpel w ręce mężczyzny.
- Oczy mogą nie być potrzebne, ale
wczoraj zdarzył się wypadek i gdyby znalazł się dawca, czy dawczyni serca… -
powiedział ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
Morii przeszedł zimny dreszcz
kiedy ostre narzędzie zbliżyło się do jej szyi. Chwilę później mundur
dziewczyny już całkowicie nie nadawał się do użytku. Poczuła lekkie nacięcia na
klatce piersiowej, a za moment jak jakaś ciecz zaczyna płynąć po jej ciele. Z
przerażeniem przełknęła ślinę. Kolejne drgawki ją przeszły, gdy mężczyzna
spojrzał na nią z dziwnym uśmiechem na twarzy. Kątem oka zauważyła, że pod jego
kamizelką znajdują się jej wachlarze. Zanim cokolwiek zrobiła, mężczyzna wyjął knebel
z ust brązowowłosej, która prawie w tym samym momencie poczuła, jak przecina
jej skórę.
- Nie! – Wyrwało się z jej ust. –
Aaa!
- Krzycz sobie, jesteśmy za
daleko, aby ktoś Cię usłyszał – powiedział z diabelskim uśmiechem ponownie
przykładając narzędzie. Jednak, zanim zdążył zrobić następne nacięcie jego uszu
dobiegł cichy odgłos pukania w drzwi. Zaskoczony stanął wyprostowany przy
stole. Stukanie rozległo się po raz drugi. Chwila ciszy, a po chwili zza drzwi
odezwały się jakieś dwa głosy.
- Tak, pukaj, na pewno otworzy.
- Hej! To nie mój pomysł żeby tam
wejść!
- Wejść, a nie robić z nas
idiotów! – Odezwał się wściekły chłopak wywarzając w tym momencie drzwi.
- Przepraszamy za najście, ale
przyszliśmy po naszą przyjaciółkę – odpowiedział z uśmiechem blondwłosy
przybysz wychodząc z chmury pyłu.
- A-amon! – Zawołała odruchowo
dziewczyna.
- Dobra, koniec gadki – zawołał
Mana biegnąc prosto na mężczyznę. Ten wyciągnął jeden z wachlarzy Morii i
osłonił się nim. – Tray zabierz ją, a ja zajmę się tym gościem – odparł uderzając
swoim ostrzem o przedmiot i lekko odskakując.
- Niech Ci będzie – odparł szybko
zielonooki podchodząc do stołu operacyjnego – czym to otworzyć… - zaczął się
zastanawiać widząc metalowe obręcze przytrzymujące dziewczynę. Chwilę później
Walker wytrącił z dłoni mężczyzny skalpel, który w locie złapał Tray. – O! Dzięki,
na coś się przydałeś.
- Mógłbyś się zamknąć – odparł Mana
robiąc unik przed uderzeniem w brzuch. Pośpiesz
się durniu, bo ta walka ani trochę mnie nie bawi. Pomyślał znużony robiąc kolejny unik i odbierając
napastnikowi jeden z dwóch wachlarzy.
Amon szybkim ruchem pootwierał
zamki i pomógł usiąść dziewczynie. Widząc jej stan bez wahania ściągnął swoją
kurtkę, a potem położył jej na ramionach. Ta bez słowa mocniej się nią otuliła.
- Dobra możemy iść – powiedział
biorąc ją na ręce i bez większego problemu wymijając walczących.
- Czemuś się tak guzdrał? –
Zapytał Mana uderzając mężczyznę mocno w tył głowy zabierając drugą część
Innocence. – Mam nadzieję, że policję przynajmniej powiadomiłeś.
- Tak, spokojnie. Zostaje nam
tylko wracać do domu.
- Ta… nienawidzę bezcelowych misji
– powiedział wściekły Mana.
- Ja też za takimi nie przepadam…
a jak się czujesz Morii?
- Wcześnie żeś się obudził –
mruknął drugi chłopak pod nosem.
- L-lepiej, dzięki. –
odpowiedziała dziewczyna wciąż będąc w szoku.
- Boli Cię coś?
- No, co ty Amon, przecież istny z
niej okaz zdrowia. – Powiedział śmiertelnie poważnym tonem Mana, gdy wyszli już
z budynku.
- Głowa – powiedziała prosto
ignorując zielonowłosego.
- Wiesz może, gdzie jest
najbliższy szpital? – Zwrócił się do szarookiego.
- Nie – odpowiedział szybko –
znając życie w następnym większym mieście, czyli… jakieś pięć kilometrów stąd.
- No chyba nie…
- Może w następnej wiosce spotkamy
jakiegoś lekarza, który opatrzy tą idio... idiotyczną ranę – szybko się
poprawił.
- Nie musicie się trudzić da… dam
so… dam sobie… dam sobie ra… radę – powiedziała przysypiając.
- Ta, na pewno.
- Ma… na… zam.. knij… się –
wychrypiała.
- Sama siedź cicho, tyłek Ci
ratujemy. O, tam jest stacja – wskazał ręką pobliski budynek – wsiądziemy do
pierwszego pociągu, jaki pojedzie i zobaczymy, co dalej.
- Nic lepszego zrobić teraz nie
możemy – odpowiedział Amon.
Chłopcy pobiegli w tamtym
kierunku. Śnieg zaczął zasypywać ścieżkę za nimi. Chwilę potem na wzgórzu, z
którego zbiegli pojawił się wysoki mężczyzna ubrany w elegancki, czarny płaszcz
noszący cylinder na głowie. W ustach miał zapalonego papierosa.
- No, no, no… bawcie się dobrze.
Już niedługo nie będzie wam tak do śmiechu – odparł poważnym głosem
wypuszczając dym papierosowy z płuc.
------------------------------------------------------------------------------------
Miał być wcześniej, ale problemy techniczne są siłą wyższą niestety. Jak wam się podobał rozdział?
Czekam na waszą krytykę~!
Anastia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz