piątek, 25 lipca 2014

Rozdział Trzydziesty ~ Dochodzenie część 2




Za oknem było szaro. Ciężkie, szare chmury przysłaniały całe niebo. Nie przepuszczały ani odrobiny światła. Wszystkie okna w miasteczku były ozdobione przez mróz. Wiatru prawie nie było, tylko co jakiś czas przywiewał odrobiny białego puchu na parapety. Widok niemal jak z bajki. Niemal, gdyż w pewnych miejscach, na śniegu znajdowały się czerwone ślady…

Tego ranka Amon wstał dziwnie wyspany. Usiadł na łóżku, przeciągną się, a następnie - z nieco tępą miną - przetarł swoją twarz i spojrzał na stary zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Wskazówki oznajmiały godzinę dziewiątą. Blondyn ze zdziwieniem wstał z łóżka zapominając o fakcie, że akurat po tej stronie, na podłodze spał jego nastoletni towarzysz. W afekcie Mana wrzasnął na całe gardło  podnosząc się do pozycji siedzącej, zrzucając tym samym z siebie Amona. Blondyn w afekcie wylądował na brzuchu uderzając szczęką o drewnianą podłogę.
- Do jasnej cholery! Uważaj jak chodzisz! Chcesz mnie zabić?! Deb… demonstruj takie zapędy jakoś inaczej – powiedział Walker patrząc na zielonookiego z wyrzutem.
- Nie moja wina, że akurat tutaj się położyłeś… a z resztą nie ważne. Dzisiaj mamy paskudną pogodę, aż nie chce się z pokoju wychodzić.
- Nie żebyś kiedykolwiek brał się chętnie do roboty – odmruknął Mana wstając na nogi i badając okolice swojego brzucha, czy nic mu się nie stało.
- Słyszałem. Dziwne, że Morii jeszcze do nas nie przyszła…
- Może też zaspała. W końcu i ona może… choooooooooooooooć raz – przeciągnął się – nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Nie wiem, jak ty, ale ja zaraz idę coś zjeść.
- Jednak mnie się to nie podoba – powiedział Tray wyglądając przez okno.
- Rozumiem, że tęsknisz za ukochaną. To idź do niej, jak tak bardzo się boisz – dodał szybko Mana zmieniając koszulę.
- Ona nie jest moją…! – Powiedział zły blondyn.
- Nie? A mnie się wydawało, że tak – wpadł w słowo ciemnowłosy zawiązując krawat. – mniejsza z tym, idę coś zjeść. – odparł wychodząc na korytarz.
- Nienawidzę go – odparł pod nosem Amon nadal wpatrując się w ciemnoszare niebo.

***

Mana usiadł przy najdalszym stoliku. Choć nie chciał zwracać na siebie uwagi, to i tak wzrok ludzi bezwiednie kierował się w jego stronę. Wielki stos brudnych naczyń, a obok niego drugi z podobną ilością talerzy wypełnionych jedzeniem nie był częstym widokiem. Chłopak osobom wchodzącym do gospody wydawał się całkowicie pochłonięty posiłkiem, on jednak uważnie przysłuchiwał się i przyglądał każdej osobie z osobna. Od razu, gdy wszedł do pomieszczenia wyczuł zmianę atmosfery. Stała się bardziej napięta.

W pewnym momencie do sali wszedł lekko zaniepokojony Amon. Usiadł tuż przed Maną, lecz zanim się odezwał, zielonowłosy szybkim ruchem nakazał mu ciszę, po czym wskazał ledwo zauważalnie stolik obok. Siedziały tam cztery osoby, które rozmawiały między sobą półszeptem.
- TO się znowu stało – powiedział zaaferowany mężczyzna mający czarne włosy.
- Gdzie tym razem? – Zapytała cicho kobieta z koszykiem, siedząca po jego lewej.
- Tutaj, w centrum miasta – odpowiedział poważnie drugi mężczyzna trzymając w rękach kubek z gorącym napojem.
- Matko przenajświętsza! – Zawołała druga kobieta siedząca naprzeciwko czarnowłosego, bawiąca się wstążką przy mankiecie sukni.
- Ciszej! – Pouczył ją wyżej wymieniony. – Myślicie, że to może mieć związek z… nimi? – Ostatnie słowo dodał ledwo dosłyszalnie.
- Są najbardziej podejrzani – powiedział facet z kubkiem – nagle pojawili się podczas względnego spokoju. Oczywiste jest, że nie są zwykłymi przejezdnymi.
- Coś przed nami ukrywają to jasne. Trzeba mieć ich na oku – powiedział poważnie czarnowłosy.
- A to dziwne… - zaczęła kobieta udając, że poprawia koszyk – nie ma tamtej dziewczyny.
- Rzeczywiście – odparła druga kobieta – ciekawe dlaczego.
- Nie sądzisz chyba, że i ona…
- Wątpię – odpowiedział czarnowłosy.
- Nie wierzę, że pozby…
- Skończmy tę rozmowę, Cedriku. – Powiedział ciemnowłosy. – Co się stało to się nie odstanie. Nigdy nie wiadomo co siedzi w głowach od TYCH ludzi. Do widzenia państwu – grzecznie się odkłonił i odszedł od stolika.
Mana i Amon udawali, że nic nie słyszeli. Blondyn ze spokojem zamówił coś do jedzenia, a zielonowłosy uporządkował brudne talerze. Jednak po odejściu kelnera od stolika, sami zaczęli rozmawiać ściszonymi głosami.
- Ładna historyjka, nie? Nic nam nie chcą powiedzieć. A do tego o coś nas oskarżają… - westchnął szarooki. – I jeszcze Tanaki się spóźnia…
- Wątpię, aby do nas dołączyła – powiedział poważnie Tray.
- Co, zamieniła się w śpiącą królewnę? – Zakpił sobie drugi.
- Coś w tym guście…
- Hm..? – Mana zrobił zaskoczoną minę.
- Jej drzwi są zamknięte od środka. Waliłem w nie jak tylko mogłem, ale nikt mi nie odpowiedział. Kto jak kto, ale Morii o tej porze już na pewno nie śpi…
- Sądzisz, że jej tam nie ma? Phi! Pewnie śpi zbyt mocno, albo była w łazience… - powiedział Mana z miną „wszystko widzącego”.
- Czy ty udajesz durnia, czy nim jesteś? Nie zauważyłeś, że miasto jest czymś przejęte? Idąc tutaj słyszałem nowe szacunki co do zaginionych. Obstawiają dwadzieścia pięć osób. Dwadzieścia pięć! Przed tygodniem było piętnaście! Tutaj dzieje się coś paskudnego. I czuję, że Morii została w to wmieszana, tak samo jak poszukiwacze.
- Przecież według raportów tamta dwójka zaginęła jakiś miesiąc temu…
- Wracamy do pokoju – przerwał nagle Amon wstając raptownie - Raporty… tam coś musi być.

***

- Nie rozumiem, o co Ci chodzi… - zaczął Mana wchodząc do pokoju – czego szukasz?
- Naszych raportów...
- Zgubiłeś je? – Odparł szarooki zaczepnie.
- Zaraz zgubiłeś… - mruknął - no, chyba masz rację – odparł z przekąsem. -  Zniknęła większość raportów od poszukiwaczy. Może Morii je wzięła – dodał zamyślony.
- Niby kiedy, jak wyszła zanim się położyliśmy? – Zapytał Mana idąc do pokoju obok, za starszym kolegą.
- Może w nocy weszła, albo z samego rana…
- Ta, jasne i nas nie obudziła?
- Czyli wróciła się w nocy – skwitował blondyn na co ciemnozielonowłosy wywrócił oczami.
Amon chwycił za klamkę i próbował otworzyć drzwi. Jednak nie ważne ile razy naciskał, a potem pchał, nie mógł tego dokonać.
- No i kurde, co teraz?
- Odsuń się – powiedział szarooki podchodząc bliżej – teraz moja kolej.
Mana zamienił dłoń w cieniutki nuż i włożył w szparę pomiędzy drzwiami, a framugą. Po kilku minutach usłyszeli ciche kliknięcie i drzwi się otworzyły. Prawie natychmiast, obu chłopców przywitał mroźny wiatr. Wchodząc do środka zobaczyli istne pobojowisko. Łóżko zostało przewrócone na drugą stronę. Szafka nocna stała na jednej nodze. Po podłodze walały się rzeczy osobiste egzorcystki oraz pościel. Okno było nie tyle otwarte na oścież, co po prostu brakowało w nim szyb. Na ścianie widniały ślady cięć.
- Co tutaj się działo…? – Zapytał oszołomiony Amon. – Morii! Morii, jesteś tu!?
- Nie ma jej – powiedział Mana – ktoś lub coś ją stąd zabrało. Nie widzę nigdzie jej munduru… Więc raczej nie zginęła z rąk Akumy.
- Bardzo pocieszający wniosek – odparł z przekąsem drugi – uważasz, że mógł ją zabić człowiek?
- I kto tu przesadza? Powiedziałem tylko, że ktoś ją stąd zabrał, za pewne przy użyciu siły – odpowiedział piętnastolatek dotykając zadrapań na ścianach. – To mi wygląda na jej robotę.
- Psia mać! – Warknął zielonooki kopiąc walizkę. – Jak się Komui dowie to nam chyba łby poobrywa, a niech boże jej się coś jeszcze stanie... możemy żegnać się z życiem…
- Jeśli tak szybko dramatyzujesz to się nie dziwię, czemu taki słaby egzorcysta z Ciebie.
- Odezwał się pan idealny! Ja nie latam co chwila z podkulonym ogonem do Komuiego, jak ty.
- Wypraszam to sobie!
- A wypraszaj sobie co chcesz, taka prawda, że za każdym razem gdy tylko coś Ci się dzieje to lecisz z płaczem do Bookmana albo szefa.
- Nie robię niczego takiego! – Wrzasnął wściekły Mana. – Nie wiem co sobie roicie w waszych głowach; ty i Tanaki, ale nie jestem żadną beksą ani kimś takim. Nie mam powodów do takiego zachowania. I lepiej bierz się do szukania jakichś śladów. Trzeba znaleźć tą idiot-tyczną poszlakę co do miejsca pobytu naszej zguby. Same problemy z tymi dziewczynami, do jasnej cholery! – Warknął przekopując stos ubrań.
- Co racja to racja – powiedział z przekąsem Amon – o znalazłem kilka raportów… - otworzył teczki. Na pierwszych stronach były krótkie i z pozoru nieskładne informacje na temat osób zaginionych. Oprócz oficjalnych pism znajdowały się tam też kartki własnoręcznie napisane przez brązowowłosą egzorcystkę. Jednak w oko wpadło chłopakowi zdanie zapisane na szybko, od niechcenia: W pobliżu domów potencjalnych ofiar Akum znajdowały się skrawki materiałów oraz ślady…
- Krew! – Zawołał Mana wyrywając z oszołomienia blondyna. – Timcanpy znalazł ślady krwi, które zaczynają się przy stoliku nocnym i prowadzą przez okno. – Zrelacjonował szybko. – Ktoś ją porwał.
- Powinniśmy niezwłocznie ruszyć tym śladem – odpowiedział poważnym tonem – Morii miała rację, że przeoczyliśmy coś ważnego.
- O czym mówisz? – Zapytał Walker mając jedną z nóg na framudze okna.
- Ofiarami były młode dziewczyny, a wokół domów były ślady porwań. Strzępy strojów i krew. To jest tak głupie, że na to nie zwróciliśmy uwagi – odparł przykładając sobie dłoń do czoła.
- No rzeczywiście – odparł niechętnie nastolatek wyskakując przez okno – ale czemu to pominęliśmy?
- Przez nasze zboczenie zawodowe. Skupiliśmy się jedynie na Akumach, a wykluczyliśmy… działalność człowieka – dokończył lądując na ziemi obok towarzysza. – Myślę, że te ślady krwi pomogą nam ją znaleźć.
- Oby, porywacz ma nad nami przewagę około dziesięciu godzin.
- Więc nie gadajmy tylko ruszajmy! Musimy znaleźć ją żywą – powiedział Amon ruszając za czerwonymi plamami na białym śniegu.

***

Pierwsze, co przedarło się do świadomości Morii to dziwna woń unosząca się w powietrzu. Chwilę zajęło jej jego zidentyfikowanie, a był to odór zgnilizny. Następnie usłyszała jakieś odległe jęki i krzyki. Aż w końcu pulsujący ból w okolicach prawej skroni wyrwał ją z półprzytomności. Ostrożnie otworzyła oczy i gdyby nie knebel w ustach to wydałaby straszny krzyk. Tuż przed sobą zobaczyła kałużę krwi. Dookoła niej leżało około dziesięć dziewcząt w koszulach nocnych, które były w podobnym stanie do niej. Jednakże naprzeciwko leżało kilkoro z nich na stosie. Niektórym brakowało rąk, głów, włosów czy oczu. Ubrania miały obszarpane, a na twarzach martwych lub na wpółmartwych dziewcząt widniał wielki strach. Tanaki próbowała wstać z ziemi, ale uniemożliwiły jej to łańcuchy, którymi była przykuta do podłogi. Gorączkowo rozejrzała się po pomieszczeniu. Malutkie okno tuż przy suficie powiedziało jej, że najprawdopodobniej znajduje się w jakiejś piwnicy. Chłodny wiatr i niewielka ilość światła kazały jej sądzić, iż na zewnątrz jest jeszcze dzień. Drzwi do pomieszczenia nie znajdowały się w zasięgu jej wzroku. Nerwowym ruchem dotykała się po bokach z nadzieją znalezienia tam swojej broni. Niestety nie znalazła ani jednego z dwóch wachlarzy. Czując nadchodzący atak paniki przymknęła oczy i spróbowała przypomnieć sobie, jak znalazła się w tym miejscu.

Wieczorem, wracając do siebie do pokoju zabrała ze sobą kilka raportów. Jej towarzysze nawet tego nie zauważyli. Usiadła koło szafki nocnej, a przed sobą miała otwarte okno. Nie przejmowała się chłodem, ponieważ nadal siedziała w swoim mundurze chroniącym ją od niskich temperatur. Kiedy sporządziła notatkę, w której spisała wszystkie powtarzające się spostrzeżenia usłyszała, jak ktoś zamyka jej drzwi od środka. Odruchowo spojrzała za siebie, a tam zobaczyła mężczyznę z nożem, który szedł w jej stronę. Instynktownie złapała za wachlarze, jednak nie atakowała od razu, myśląc, że to Mana chce ją nastraszyć. Tyle, że po chwili zorientowała się, że przybysz jest o wiele od niego wyższy. Mocniejszy powiew wiatru zmusił ją do zamknięcia oczu. Intuicyjnie się cofnęła i wpadła na swoją walizkę. Próbując wstać kopnęła ją pod nogi napastnika. Tamten bez problemu ją ominął i zaatakował. Dziewczyna broniła się przez jakiś czas, jednak jej ciało było zmęczone po wielokrotnych nocnych patrolach, a każda synchronizacja odbierała jej zapasy energii, więc ostatecznie upadła na szafkę, uderzyła o coś głową i… straciła przytomność.

Brunetkę z półsnu wybudziło skrzypienie drzwi. Do pokoju wszedł porywacz. Rozpoznała w nim recepcjonistę z hotelu, w którym się zatrzymała wraz z towarzyszami. Mężczyzna podszedł prosto do niej. Odczepił jej łańcuchy i zaczął ciągnąć za sobą. Dziewczyna próbowała się wyrwać. Machała nogami jak szalona, przewracała się na boki, szarpała się. Jednak niewiele to dało. Mężczyzna był silny oraz z góry przygotowany na takie zachowanie. Porwania dziewcząt nie były dla niego nowością. Od lat zajmował się tego typu sprawami. Z początku z nudów, teraz stało się to jego drugim źródłem dochodowym.

Morii była ciągnięta po nierównej podłodze przez co kilkakrotnie uderzała o coś ręką lub nogą oraz słyszała jak rozpruwa jej się mundur. Próbowała zaczepić się nogami o nierówno ułożone płytki, jednak ledwo co jej się udało, to porywacz szarpnął mocniej za łańcuchy i ciągnął ją dalej w głąb korytarza. Zatrzymać na dłużej udało jej się dopiero, gdy z całych sił, stopami oparła się o framugę drzwi.
- Ty...! – Powiedział rozwścieczony rzucając nią o ziemię. – Nie stawiaj się, i tak Ci to nie pomoże. A lepiej mieć już to za sobą, co nie? Chyba, że specjalnie przedłużasz swoją agonię, dziewczynko. – Odpowiedziało mu tylko harde spojrzenie Tanaki. – Chyba nie myślisz o ratunku, czy ucieczce? Od was, przybyły już wcześniej dwie dziewczyny.  Robiły to samo co ty. Nawet próbowały w jakiejś barierze mnie zamknąć… a jak prześlicznie później krzyczały! Naprawdę najwięcej życia mają młode dziewczyny, hehe. No więc mała, nie dąsaj się i wchodź. Pobawimy się – odparł ze złowieszczym uśmiechem.
Morii leżała sparaliżowana. Choć jedyną rzeczą jaką pragnęła w tej chwili była ucieczka, to jej ciało nie reagowało. Choć powtarzała w myślach: rusz się! No dalej! to i tak nic nie wskórała, a tylko przypatrywała się wielkimi ze strachu oczami na twarz ukrytą pod długimi czarnymi włosami.

Mężczyzna podniósł ją do góry za pomocą łańcucha i przeniósł w pobliże stołu operacyjnego.
- No to teraz sobie Ciebie obejrzymy… - powiedział prawie rzucając dziewczyną o blat. – Nietypowy kolor oczu, ręce i nogi wyglądają na za słabe… ale może wnętrze twojego organizmu się przyda – odparł unieruchamiając ją.
 Zostaw mnie! Gdybym tylko dała radę się ruszyć… ah, gdzie są moje wachlarze? Boże, pomocy! Amon, Mana… ktokolwiek! Krzyczała w myślach. W jej oczach pojawiły się łzy. Dreszcz ją przeszedł, gdy zobaczyła skalpel w ręce mężczyzny.
- Oczy mogą nie być potrzebne, ale wczoraj zdarzył się wypadek i gdyby znalazł się dawca, czy dawczyni serca… - powiedział ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

Morii przeszedł zimny dreszcz kiedy ostre narzędzie zbliżyło się do jej szyi. Chwilę później mundur dziewczyny już całkowicie nie nadawał się do użytku. Poczuła lekkie nacięcia na klatce piersiowej, a za moment jak jakaś ciecz zaczyna płynąć po jej ciele. Z przerażeniem przełknęła ślinę. Kolejne drgawki ją przeszły, gdy mężczyzna spojrzał na nią z dziwnym uśmiechem na twarzy. Kątem oka zauważyła, że pod jego kamizelką znajdują się jej wachlarze. Zanim cokolwiek zrobiła, mężczyzna wyjął knebel z ust brązowowłosej, która prawie w tym samym momencie poczuła, jak przecina jej skórę.
- Nie! – Wyrwało się z jej ust. – Aaa!
- Krzycz sobie, jesteśmy za daleko, aby ktoś Cię usłyszał – powiedział z diabelskim uśmiechem ponownie przykładając narzędzie. Jednak, zanim zdążył zrobić następne nacięcie jego uszu dobiegł cichy odgłos pukania w drzwi. Zaskoczony stanął wyprostowany przy stole. Stukanie rozległo się po raz drugi. Chwila ciszy, a po chwili zza drzwi odezwały się jakieś dwa głosy.
- Tak, pukaj, na pewno otworzy.
- Hej! To nie mój pomysł żeby tam wejść!
- Wejść, a nie robić z nas idiotów! – Odezwał się wściekły chłopak wywarzając w tym momencie drzwi.
- Przepraszamy za najście, ale przyszliśmy po naszą przyjaciółkę – odpowiedział z uśmiechem blondwłosy przybysz wychodząc z chmury pyłu.
- A-amon! – Zawołała odruchowo dziewczyna.
- Dobra, koniec gadki – zawołał Mana biegnąc prosto na mężczyznę. Ten wyciągnął jeden z wachlarzy Morii i osłonił się nim. – Tray zabierz ją, a ja zajmę się tym gościem – odparł uderzając swoim ostrzem o przedmiot i lekko odskakując.
- Niech Ci będzie – odparł szybko zielonooki podchodząc do stołu operacyjnego – czym to otworzyć… - zaczął się zastanawiać widząc metalowe obręcze przytrzymujące dziewczynę. Chwilę później Walker wytrącił z dłoni mężczyzny skalpel, który w locie złapał Tray. – O! Dzięki, na coś się przydałeś.
- Mógłbyś się zamknąć – odparł Mana robiąc unik przed uderzeniem w brzuch. Pośpiesz się durniu, bo ta walka ani trochę mnie nie bawi. Pomyślał znużony robiąc kolejny unik i odbierając napastnikowi jeden z dwóch wachlarzy.
Amon szybkim ruchem pootwierał zamki i pomógł usiąść dziewczynie. Widząc jej stan bez wahania ściągnął swoją kurtkę, a potem położył jej na ramionach. Ta bez słowa mocniej się nią otuliła.
- Dobra możemy iść – powiedział biorąc ją na ręce i bez większego problemu wymijając walczących.
- Czemuś się tak guzdrał? – Zapytał Mana uderzając mężczyznę mocno w tył głowy zabierając drugą część Innocence. – Mam nadzieję, że policję przynajmniej powiadomiłeś.
- Tak, spokojnie. Zostaje nam tylko wracać do domu.
- Ta… nienawidzę bezcelowych misji – powiedział wściekły Mana.
- Ja też za takimi nie przepadam… a jak się czujesz Morii?
- Wcześnie żeś się obudził – mruknął drugi chłopak pod nosem.
- L-lepiej, dzięki. – odpowiedziała dziewczyna wciąż będąc w szoku.
- Boli Cię coś?
- No, co ty Amon, przecież istny z niej okaz zdrowia. – Powiedział śmiertelnie poważnym tonem Mana, gdy wyszli już z budynku.
- Głowa – powiedziała prosto ignorując  zielonowłosego.
- Wiesz może, gdzie jest najbliższy szpital? – Zwrócił się do szarookiego.
- Nie – odpowiedział szybko – znając życie w następnym większym mieście, czyli… jakieś pięć kilometrów stąd.
- No chyba nie…
- Może w następnej wiosce spotkamy jakiegoś lekarza, który opatrzy tą idio... idiotyczną ranę – szybko się poprawił.
- Nie musicie się trudzić da… dam so… dam sobie… dam sobie ra… radę – powiedziała przysypiając.
- Ta, na pewno.
- Ma… na… zam.. knij… się – wychrypiała.
- Sama siedź cicho, tyłek Ci ratujemy. O, tam jest stacja – wskazał ręką pobliski budynek – wsiądziemy do pierwszego pociągu, jaki pojedzie i zobaczymy, co dalej.
- Nic lepszego zrobić teraz nie możemy – odpowiedział Amon.

Chłopcy pobiegli w tamtym kierunku. Śnieg zaczął zasypywać ścieżkę za nimi. Chwilę potem na wzgórzu, z którego zbiegli pojawił się wysoki mężczyzna ubrany w elegancki, czarny płaszcz noszący cylinder na głowie. W ustach miał zapalonego papierosa.

- No, no, no… bawcie się dobrze. Już niedługo nie będzie wam tak do śmiechu – odparł poważnym głosem wypuszczając dym papierosowy z płuc.

------------------------------------------------------------------------------------
Miał być wcześniej, ale problemy techniczne są siłą wyższą niestety. Jak wam się podobał rozdział?
Czekam na waszą krytykę~!

Anastia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz